Hahaha. Ja wstanę, wyszukuje maluchy do przedszkola. Przyszykuje im bidony. Maks osiem minut. A potem słucham: a tata to już się ubrał? Zawiezie nas?
Ale oni tak genetycznie chyba są niespieszni, w rodzinie męża. Coż zauważyłam, zanim się związałam. Po ćwierć wieku nawet jestem przyzwyczajona. Za to dzieci bardziej po mnie, raczej gotowe na czas, no chyba, że znów coś gdzieś zapodziali. Ale to jak tatuś. Wiecznie szukający.
U mnie ja i starsza córka ogarniamy się w minutę, pozostałe dzieci różnie, a najwolniejsza jest zona, bo "musi" jeszcze kilkanaście czy kilkadziesiąt rzeczy zrobić po drodze.
Jak rodzinnie gdzieś idziemy to ja jestem ostatnia. Niby każdy szykuje się sam, ale co chwilę jest "mamooo", więc ja mogę się szykować dopiero jak wszyscy już są gotowi i nikt nic ode mnie nie chce. Ale są oczywiście żarty, że ja "znowu ostatnia". Dodatkowo jak chcę wyjść, to okazuje się, że to nie wzięte, tamto jeszcze trzeba zrobić. Wszyscy czekają w samochodzie, a ja zbieram, robię... i tym sposobem jestem ostatnia I za każdym razem jest tak samo
Jak rodzinnie gdzieś idziemy to ja jestem ostatnia. Niby każdy szykuje się sam, ale co chwilę jest "mamooo", więc ja mogę się szykować dopiero jak wszyscy już są gotowi i nikt nic ode mnie nie chce. Ale są oczywiście żarty, że ja "znowu ostatnia". Dodatkowo jak chcę wyjść, to okazuje się, że to nie wzięte, tamto jeszcze trzeba zrobić. Wszyscy czekają w samochodzie, a ja zbieram, robię... i tym sposobem jestem ostatnia I za każdym razem jest tak samo
Komentarz
Ja wstanę, wyszukuje maluchy do przedszkola. Przyszykuje im bidony. Maks osiem minut.
A potem słucham: a tata to już się ubrał? Zawiezie nas?
Ale oni tak genetycznie chyba są niespieszni, w rodzinie męża. Coż zauważyłam, zanim się związałam. Po ćwierć wieku nawet jestem przyzwyczajona.
Za to dzieci bardziej po mnie, raczej gotowe na czas, no chyba, że znów coś gdzieś zapodziali. Ale to jak tatuś.
Wiecznie szukający.