Myślę, że wychowanie dzieci po katolicku jest trudne i coraz trudniejsze. Świat jest antykatolicki, a dawniej tak nie było. Z powodu mediów i świeckiego szkolnictwa coraz większy jest wpływ świata, a coraz mniejszy rodziców. Rodzic sieje, a świat wyrywa. Świat kreuje trendy u młodzieży. Wiara wydaje się staromodna, nieciekawa. W rzeczywistości wiara jest jedynym spójnym, logicznym i kompletnym systemem filozoficznym, który wyjaśnia, skąd się wzięliśmy, po co żyjemy i dokąd zmierzamy. Wszystkie inne systemy w zestawieniu z nauką Kościoła są śmiesznie niedorzeczne i upadają pod najprostszą argumentacją. Dlatego 2000 lat temu pogaństwo przegrało walkę o umysły elit imperium. Nikt rozsądny nie chciał dłużej wierzyć w mity i fantazje. Dziś te mity i fantazje są tak samo niedorzeczne, tylko zmieniły postać i mają większą siłę przebicia, bo są podawane za pomocą ogromnej siły medialnej, której 2000 lat temu nie było. Dawniej człowiek rozmawiał z człowiekiem i liczyły się argumenty. Dziś wpływa się na ludzi poprzez uczucia, socjotechnikę, podprogowo, przez argumenty pseudonaukowe itd. To wszystko działa tylko dlatego, że istnieją środki masowego zdalnego przekazu. Po wyłączeniu prądu wszystko wróciłoby do normy, czyli znów ludzie przekonywaliby się na argumenty i nauka Apostolska zwyciężyłaby w umysłach. Wtedy dziecko wychodziłoby z domu i nie byłoby dechrystianizowane, bo świat nie byłby wrogi wobec wiary. Wychowywanie byłoby dużo łatwiejsze. Jak wychować dziecko w wierze? Gdybym miał małe dziecko, to bym od momentu narodzin razem z jego matką klękał i rozmawiał na głos z Bogiem. Nie chodzi tylko o formułki, ale również o modlitwy własnymi słowami. Za chwilę dziecko samo z siebie robiłoby to samo. Potem siadałbym ze trzy razy w tygodniu i czytałbym z dzieckiem Ewangelie w taki sposób, żeby trudniejsze fragmenty wyjaśniać, co i dlaczego. To wymaga oczywiście posiadania Ketechizmu KK i dobrych komentarzy do Pisma św. Dobrych, a nie tych "nowoczesnych", negujących cuda itp. Rodzic powinien sam rozumieć czytane fragmenty, a potem prostym językiem tłumaczyć je dziecku, osadzając je w ogólnym planie Boga. Trzeba zacząć od Ewangelii, a potem przelecieć tak całe Pismo św., trudniejsze Księgi zostawiając na sam koniec, gdy dziecko już będzie rozumiało podstawy wiary. Kolejna sprawa to to, żeby dziecko rozumiało sens każdego fragmentu Mszy św. To trzeba wyjaśniać i przypominać, dlaczego kapłan mówi i robi w danej chwili to i to. Ponadto, są wspaniałe pisma Ojców Kościoła, kazania, również pisma z dziedziny historii Kościoła. Żywoty świętych. Tam jest wiele ciekawych rzeczy do opowiedzenia dziecku i młodzieży. Oczywiście to wymaga ogromu pracy rodziców i wysiłku, ale jest to możliwe do wykonania. Ja tego, o czym tu piszę, nie zdołałem należycie wdrażać, bo byłem niedoświadczony itd. Ale to uważam za drogę do sukcesu. Zdaję sobie jednak sprawę, że może być tak, że zrobi się wszystko, a i tak świat wyrwie dziecku wiarę i zrobi z niego biednego zagubionego poganina, czyli kogoś wierzącego w mity, ideologie, ludzkie marzenia i fantazje.
wychowaliśmy dzieci na dosyć dobrych katolików, a byłem niewierzący a żona była wtedy dosyć letnią katoliczką; jak to się stało? myślę, że przyczyną było poważne podejście, do dzieci i do spraw wiary, w ogóle do życia, ale pewności nie mam, może to przypadek?
w każdym razie, może pozostawienie decyzji młodym ludziom, nie jest najgorszym wyjściem?
w każdym razie, może pozostawienie decyzji młodym ludziom, nie jest najgorszym wyjściem?
Ja to widzę tak: albo rodzice ukształtują dziecko, albo świat. A świat to rosyjska ruletka.
tak, ale... kształtowanie nie musi dotyczyć poglądów a raczej spraw bardziej podstawowych - zaufania, powagi w decyzjach itd, wtedy młody człowiek podejmie swoje decyzje i będą one dobre
Światopogląd wdrukowuje dziecku świat w przedszkolu, na podwórku, później w szkole, w lekturach szkolnych, w telewizji, w internecie, w grach komputerowych itd. Rodzic musi ocenić, czy to dobrze, żeby dziecko dany pogląd wyznawało. Jeśli rodzic uzna pogląd za zły, to musi go z dziecka wykorzenić, zastępując go właściwym. Oprócz tego dziecko jest "programowane" poglądami rodziców automatycznie, gdy słyszy ich rozmowy i patrzy na ich czyny.
Światopogląd wdrukowuje dziecku świat w przedszkolu, na podwórku, później w szkole, w lekturach szkolnych, w telewizji, w internecie, w grach komputerowych itd. Rodzic musi ocenić, czy to dobrze, żeby dziecko dany pogląd wyznawało. Jeśli rodzic uzna pogląd za zły, to musi go z dziecka wykorzenić, zastępując go właściwym. Oprócz tego dziecko jest "programowane" poglądami rodziców automatycznie, gdy słyszy ich rozmowy i patrzy na ich czyny.
większość z tego, co opisałeś powyżej, to oczywistości w wychowaniu - zero telewizji, ograniczony i kontrolowany komputer i internet, smartfon dopiero w liceum, rozmowy, których dzieci są świadkami i uczestnikami (dlatego trzeba przez rozplanowanie domu wymuszać by całe życie rodziny toczyło się w jednym pomieszczeniu)
i wtedy (i przy zaufaniu dzieci do rodziów, na które pracuje się od niemowlęctwa) nie ma potrzeby specjalnie skupiać się na usiłowaniu przekazania jakichś wartości - wszystko dzieje się samo a czasami otrzymuję się bonus, jakim w moim przypadku była solidna wiara
@Kuba@Pioszo54 gdyby było tak prosto, to by nie było sytuacji, że z jednego domu wychodzą ludzie o solidnej wierze i tacy, którzy z wiary rezygnują.
być może trafiły mi się takie egzemplarze, chociaż u syna z wnukami wydaje się być podobnie,
ale tak, uważam, że wychowanie i wykształcenie dzieci, to prościzna, pod warunkiem, ze prowadzi się je konsekwentnie od najmniejszej maleńkości i uważam, że właśnie ten okres jest krytyczny w wychowaniu
No ja znałam kobietę bardzo wierzącą, która mówiła mi, że jej syn do kościoła nie chodzi. Ludzie nieraz sami mówili bądź dzielili się w internecie, że nie byli szczęśliwi z powodu wychowania katolickiego. Ale znowuz poznałam też osobę z katolickiego domu, która kontynuuje tradycje w swojej rodzinie i jej dzieci mimo, że są małe, to o Bogu mówiły naturalnie.
No ja np pochodze z ultra katolickiej rodziny, i choc wiara i Kosciol oczywiscie zostaly ze mna w doroslym zyciu, tak musze wymyslec inny patent na wychowanie dziecka w wierze, bo to co ja przeszlam to byl katolicki terror a nie wychowanie. I wymagalo to ode mnie sporej pracy nad soba i, co tu duzo mowic trauma, zeby moc zostac w wierze z nie rzucic wszystkiego w cholere bo wyfrunieciu z rodzinnego somu
No ja np pochodze z ultra katolickiej rodziny, i choc wiara i Kosciol oczywiscie zostaly ze mna w doroslym zyciu, tak musze wymyslec inny patent na wychowanie dziecka w wierze, bo to co ja przeszlam to byl katolicki terror a nie wychowanie. I wymagalo to ode mnie sporej pracy nad soba i, co tu duzo mowic trauma, zeby moc zostac w wierze z nie rzucic wszystkiego w cholere bo wyfrunieciu z rodzinnego somu
trzeba nieustannie mieć w tyle głowy, że dziecko to oddzielny człowiek, którego głównym zadaniem i wewnętrznym napędem jest samodzielność, także w poglądach
Ja uważam, że w wychowaniu ogromnie dużo zależy od osobowości danego dziecka. Są dzieci, które łatwo jest dobrze wychować, a są takie, przy których można stawać na uszach a ono i tak wybierze źle i zostaje tylko ufność, że Bóg nie da zginąć.
Ja uważam, że w wychowaniu ogromnie dużo zależy od osobowości danego dziecka. Są dzieci, które łatwo jest dobrze wychować, a są takie, przy których można stawać na uszach a ono i tak wybierze źle i zostaje tylko ufność, że Bóg nie da zginąć.
Cos mniej wiecej w tym stylu plus ogolnie konserwatywne podejscie do wszystkich aspektow zycia, patrzenie przez pryzmat kosciola (niekoniecznie religii, a kosciola) na wszystkie zyciowe sprawy, restrykcyjne przestrzeganie uczestnictwa we wszystkich obrzedach i nabozenstwach (majowe, roraty, pazdziernikowe rozance, spowiedz w kazdy pierwszy piatek- nie bylo zadnych wymowek poza 40st goraczka). Konserwatywne podejscie do ubioru, uczestnictwa w wydarzeniach szkolnych i spolecznych (generalnie na wszystko byla odpowiedz "lepiej idz do kosciola a nie do... xyz". Niechec do kontaktow z ludzmi niezwiazanymi z kosciolem. Moglabym wymieniac dalej ale mam wrazenie ze pytanie DaddyPig jest malo szczere
Okazało się, że jestem ultrakatolikiem A wydawało mi się, że jestem zupełnie przeciętny.
Na ile z Tobą rozmawiałam i widziałam posty tu na forum to uważam, że przeciętnym, „stereotypowym” katolikiem nie jesteś, raczej takim co całkiem serio idzie za Bogiem. Niewiele osób raczej wprowadza katolickie zasady w pełni do życia czy miało doświadczenie bycia we wspólnocie.
Cos mniej wiecej w tym stylu plus ogolnie konserwatywne podejscie do wszystkich aspektow zycia, patrzenie przez pryzmat kosciola (niekoniecznie religii, a kosciola) na wszystkie zyciowe sprawy, restrykcyjne przestrzeganie uczestnictwa we wszystkich obrzedach i nabozenstwach (majowe, roraty, pazdziernikowe rozance, spowiedz w kazdy pierwszy piatek- nie bylo zadnych wymowek poza 40st goraczka). Konserwatywne podejscie do ubioru, uczestnictwa w wydarzeniach szkolnych i spolecznych (generalnie na wszystko byla odpowiedz "lepiej idz do kosciola a nie do... xyz". Niechec do kontaktow z ludzmi niezwiazanymi z kosciolem. Moglabym wymieniac dalej ale mam wrazenie ze pytanie DaddyPig jest malo szczere
U mnie w ogóle nie było restrykcyjnie. Matka nauczyła mnie podstawowych formuł modlitewnych i zmuszała do chodzenia na Msze św. Ojciec się tym nie interesował, sam nie chodził. Mój problem polegał na tym, że nie rozumiałem nauki Kościoła, nie znałem jej prawie w ogóle. Z lekcji religii nie wynosiłem nic duchowego, może dlatego, że przekaz był niedostosowany do mojej dojrzałości psychicznej, może dlatego, że był podawany źle, a na pewno dlatego, że nie uważałem należycie na lekcjach. Na zewnętrznych nawykach daleko się nie zajedzie, dlatego na długo pożegnałem się z Kościołem. Dopiero później, czytając książki z logicznym i szczegółowym wyjaśnieniem fundamentalnych prawd Kościoła, dojrzałem do świadomego powrotu do niego. Po latach. Rzecz w tym, że gdyby te głębokie prawdy wykładano mi w domu od dziecka, to jestem pewien, że nie pożegnałbym się z Kościołem ani na chwilę. W Ewangelii św. Mateusza 13 Pan Jezus opowiada uczniom kilka przypowieści i pyta: Zrozumieliście to wszystko? Odpowiedzieli Mu: Tak jest. Zewnętrzne praktyki religijne muszą wynikać ze zrozumienia prawd Ewangelii. W moim przypadku tak nie było i przez to wpadłem w kłopoty.
Zgadzam sie z Toba, jest dokladnie tak jak mowisz i ta zasada obowiazuje chyba nie tylko w kwestiach wiary ale tez na innych plaszczyznach zyciowych. U mnie bylo tak ze to co ksiadz z ambony mowi ma wystarczyc i juz. A przywiazanie do praktyk zewnetrznych wynikalo chyba z bogobojnosci, takiej obowiazkowosci i przywiazania do zasad. I chyba wewnetrznego przekonania ze jak sie te wszystkie punkty odhaczy to na koncu jest zbawienie. Trudne to bylo bardzo dla mnie jako dziecka o duzo wymagalo ode mnie pracy zeby sie wyzbyc zalu do rodzicow.
Winienie rodziców, że źle przekazali wiarę jest nie na miejscu. Gdy rodzice wierzą to po swojemu przeżywają tę wiarę i po swojemu ją też przekazują. A czy ten przekaz trafi do dziecka czy nie to już nie od nich zależy. Wiara jest łaską.
@Beta Kto chce pójść drogą nauczaną przez Kościół, ten pójdzie. Czasami tam gdzie było wiary najwięcej, to ludzie jej potem nie chcą. Możliwe jest, że wiara jest łaską, dla niektórych wyborem. Tak teraz sobie myślę, że da się ją czasem przekazać, ale finalnie czlowiek musi sam w tej kwestii zdecydować.
Winienie rodziców, że źle przekazali wiarę jest nie na miejscu. Gdy rodzice wierzą to po swojemu przeżywają tę wiarę i po swojemu ją też przekazują. A czy ten przekaz trafi do dziecka czy nie to już nie od nich zależy. Wiara jest łaską.
Nie do konca sie zgadzam bo taka postawa zdejmuje z rodzica odpowiedzialnosc i obowiazek autorefleksji. A jak juz uznalismy kazde dziecko jest inne i moze zainstniec potrzeba zeby to przekazywanie wiary dostosowac do osobowosci i autonomii dziecka, no i do dynamicznie zmieniajacego sie otoczenia.
U mnie w domu tak wlasnie bylo, "masz wierzyc tak jak my wierzymy i nie ma dyskusji". No i nie wspominam tego najlepiej.
Jedno z wielu podobnych proroctw. To czy czeka nas wielkie Zesłanie Ducha Świętego, czy Rozświetlenie Sumień, czy wylanie Miłosierdzia Bożego, czy szturm Świętych zwanym pomocą Kościoła Triumfującego, czy wszystko naraz i dużo więcej, to tego dokładnie nie wiadomo. W każdym razie ludzkość, a szczególnie młodzież, prawdopodobnie znajduje się w przededniu wielkiego powrotu do wiary. Wiary bez heretyckich domieszek, takiej jaką Bóg chciał widzieć u ludzi.
Komentarz
jak to się stało?
myślę, że przyczyną było poważne podejście, do dzieci i do spraw wiary, w ogóle do życia,
ale pewności nie mam, może to przypadek?
w każdym razie, może pozostawienie decyzji młodym ludziom, nie jest najgorszym wyjściem?
Ja to widzę tak: albo rodzice ukształtują dziecko, albo świat. A świat to rosyjska ruletka.
ale...
kształtowanie nie musi dotyczyć poglądów a raczej spraw bardziej podstawowych - zaufania, powagi w decyzjach itd,
wtedy młody człowiek podejmie swoje decyzje i będą one dobre
rozmowy, których dzieci są świadkami i uczestnikami (dlatego trzeba przez rozplanowanie domu wymuszać by całe życie rodziny toczyło się w jednym pomieszczeniu)
i wtedy (i przy zaufaniu dzieci do rodziów, na które pracuje się od niemowlęctwa) nie ma potrzeby specjalnie skupiać się na usiłowaniu przekazania jakichś wartości - wszystko dzieje się samo
a czasami otrzymuję się bonus, jakim w moim przypadku była solidna wiara
chociaż u syna z wnukami wydaje się być podobnie,
ale tak, uważam, że wychowanie i wykształcenie dzieci, to prościzna,
pod warunkiem, ze prowadzi się je konsekwentnie od najmniejszej maleńkości
i uważam, że właśnie ten okres jest krytyczny w wychowaniu
którego głównym zadaniem i wewnętrznym napędem jest samodzielność, także w poglądach
Na czym polega taka rodzina?
U mnie w ogóle nie było restrykcyjnie. Matka nauczyła mnie podstawowych formuł modlitewnych i zmuszała do chodzenia na Msze św. Ojciec się tym nie interesował, sam nie chodził. Mój problem polegał na tym, że nie rozumiałem nauki Kościoła, nie znałem jej prawie w ogóle. Z lekcji religii nie wynosiłem nic duchowego, może dlatego, że przekaz był niedostosowany do mojej dojrzałości psychicznej, może dlatego, że był podawany źle, a na pewno dlatego, że nie uważałem należycie na lekcjach. Na zewnętrznych nawykach daleko się nie zajedzie, dlatego na długo pożegnałem się z Kościołem. Dopiero później, czytając książki z logicznym i szczegółowym wyjaśnieniem fundamentalnych prawd Kościoła, dojrzałem do świadomego powrotu do niego. Po latach. Rzecz w tym, że gdyby te głębokie prawdy wykładano mi w domu od dziecka, to jestem pewien, że nie pożegnałbym się z Kościołem ani na chwilę. W Ewangelii św. Mateusza 13 Pan Jezus opowiada uczniom kilka przypowieści i pyta: Zrozumieliście to wszystko? Odpowiedzieli Mu: Tak jest. Zewnętrzne praktyki religijne muszą wynikać ze zrozumienia prawd Ewangelii. W moim przypadku tak nie było i przez to wpadłem w kłopoty.
U mnie bylo tak ze to co ksiadz z ambony mowi ma wystarczyc i juz. A przywiazanie do praktyk zewnetrznych wynikalo chyba z bogobojnosci, takiej obowiazkowosci i przywiazania do zasad. I chyba wewnetrznego przekonania ze jak sie te wszystkie punkty odhaczy to na koncu jest zbawienie.
Trudne to bylo bardzo dla mnie jako dziecka o duzo wymagalo ode mnie pracy zeby sie wyzbyc zalu do rodzicow.
U mnie w domu tak wlasnie bylo, "masz wierzyc tak jak my wierzymy i nie ma dyskusji". No i nie wspominam tego najlepiej.
Jedno z wielu podobnych proroctw. To czy czeka nas wielkie Zesłanie Ducha Świętego, czy Rozświetlenie Sumień, czy wylanie Miłosierdzia Bożego, czy szturm Świętych zwanym pomocą Kościoła Triumfującego, czy wszystko naraz i dużo więcej, to tego dokładnie nie wiadomo. W każdym razie ludzkość, a szczególnie młodzież, prawdopodobnie znajduje się w przededniu wielkiego powrotu do wiary. Wiary bez heretyckich domieszek, takiej jaką Bóg chciał widzieć u ludzi.