Mieszkańcy rzeszowskiego osiedla Zalesie nie muszą nastawiać budzików, żeby wcześnie wstawać. Proboszcz miejscowej parafii zafundował im budzenie... pieśniami religijnymi
- Nie idzie wytrzymać. O godz. 6.30 od poniedziałku do niedzieli staję na baczność. Nie ma szans się wyspać - wścieka się pan Stanisław z Zalesia. Nazwiska nie poda: - Bo mnie potem wyczytają na ambonie - tłumaczy. Do domów mieszkańców rzeszowskiego osiedla od niedawna codziennie rano dociera pieśń "Kiedy ranne wstają zorze". - Mieszkamy 500 m od kościoła i wszystko słychać. Żeby to chociaż była jedna zwrotka, ale nie. Czasem są dwie, a nawet trzy. Po jednej bym usnęła, ale po kolejnych nie ma szans. Przykrywanie się poduszką, kołdrą nie pomaga. Moja córka siedzi w pokoju z zamkniętym oknem, bo nie może wytrzymać - mówi Jolanta Mróz, która z mężem Krzysztofem na ul. Goździkowej mieszka od 3 lat.
Ks. Stanisław Płaza, proboszcz kościoła na Zalesiu wpadł na nowatorski pomysł - poranne budzenie pieśnią religijną, która płynie z zainstalowanych na wieży kościoła dwóch głośników. Ale proboszcz na budzeniu nie skończył. Kolejne pieśni płyną z głośników o godz. 9, 12, 15, 18, 21 i 21.37 (godzina śmierci Jana Pawła II). W środę o godz. 12 z głośników słychać było melodię "Maryjo Królowo Polski". - Nie chcę wojny z kościołem, chodzę na msze, ale nie do tej parafii. Ale mogą być ludzie niewierzący, którzy nie życzą sobie tych pieśni - uważa pani Jolanta, która osobiście w tej sprawie dwa dni temu rozmawiała z proboszczem.
- Ja mu mówię kulturalnie, że jest głośno, że dobrze by było ściszyć pieśni, a on do mnie, że nie widzi mnie w kościele na mszach. Jedno z drugim przecież nie ma nic wspólnego - irytuje się pani Jolanta. - Wytargowałam, bo inaczej tego nie potrafię nazwać, że pieśni w sobotę i niedzielę będą się puszczane o godz. 8. W zamian ksiądz chce mnie zobaczyć w swoim kościele. Pójdę raz, ale tylko raz - dodaje. Sąsiad Mrozów 60-letni Edward Ślemp uśmiecha się, gdy go pytamy, czy pieśni mu nie przeszkadzają.
- Ależ skąd! Podpisuję się pod tym pomysłem dwiema rękami. Przynajmniej wiadomo, która jest godzina, jak pieśni lecą. A przecież o godz. 6.30 to nikt nie śpi. Ci, co narzekają to pewnie do kościoła nie chodzą - stawia sprawę jasno pan Edward. Niedaleko kościoła mieszka Stanisława Cyrek. - Słucha się pięknie. Och, proszę pana.... Takie życie jest wtedy inne. Nie trzeba się smucić - uważa kobieta. Inna mieszkanka Zalesia, której dom sąsiaduje z kościołem. Nazwiska nie zdradza. - Ja już się przyzwyczaiłam, ale wiadomo, że pieśni mogą denerwować, jak są puszczane przez cały dzień, ale nie mam nic przeciwko temu - mówi. - Nieoficjalnie to powiem panu, że denerwują - odzywa się mąż kobiety. - Nie mów, że nieoficjalnie, bo to i tak w gazecie będzie - strofuje męża kobieta, po czym dodaje: - Ksiądz nas nie pytał, czy chcemy tych pieśni.
Spotykam dwie młode dziewczyny obok kościoła: - Młodzi ludzie o niczym teraz nie mówią, tylko o pieśniach. Proboszcz z Zalesia zrobił codzienny "Przystanek Jezus". Gdzie my żyjemy, w jakich czasach, żeby tak z modlitwą wchodzić z butami w czyjeś życie - nie może się nadziwić 24-letnia Agnieszka. Ale pomysł proboszcza ma tyle samo przeciwników, co zwolenników. - Nie ma co się obruszać. Nikomu to nie powinno przeszkadzać - mówi Joanna Miąsik. - "Barka" o godz. 21.37 przypomina nam o papieżu - dopowiada inna kobieta.
Z ks. Stanisławem Płazą spotykam się na korytarzu w Szkole Podstawowej w Zalesiu, gdzie uczy religii. Na początku rozmawia się nie klei. - Jesteście gazetą świecką, a ja z takimi nie rozmawiam - mówi. Potem już jest lepiej. Proboszcz mówi o idei puszczania pieśni. - One nadają rytm pracy - tłumaczy. - Głosów przeciwnych nie było zbyt wiele. Była ostatnio u mnie pewna pani, ale ona to do kościoła nie chodzi. Słyszałem też opinię zielonoświątkowca. Jak pieśni przyciszyłem, to od razu rozdzwoniły się telefony z pretensjami. Poza tym cisza nocna jest od godz. 6 do 22, więc pieśniami jej nie zakłócamy - mówi ks. Płaza.
- A osoby, które nie chodzą do kościoła, to nie mają prawa do spokoju? - pytam. - Mają, mają, ale tu ludzie chodzą na msze - odpowiada proboszcz. Wyjaśnia technikę puszczania pieśni. - Jest zaprogramowany komputer. Na wakacjach będziemy układać nowy repertuar pieśni. To wtedy w sobotę i niedzielę poranną pieśń przesuniemy na godz. 8 - obiecuje ks. Płaza. Na krytyczne głosy ma odpowiedź: - Jak są wesela i jest głośno to nie protestuję. Wsadzam watę w ucho.
- Ksiądz to mi jeszcze powiedział, że ludzi z ul. Goździkowej w ogóle nie widzi w kościele. Może właśnie dlatego te głośniki tak ustawiono, żeby nas pieśni nawróciły? - zastanawia się Jolanta Mróz
Na prośbę niektórych naszych rozmówców zmieniliśmy ich personalia
Źródło: Gazeta Wyborcza Rzeszów
Komentarz
z religijnością nie ma to nic wspólnego
nie liczy się z nikim, a mała miejscowośc, gdzie ludzie boją się jak ognia zatargów z proboszczem tylko go utwierdza w przwkonaniu,że skoro milczą, to znaczy,że akceptują
o 6.30 nikt nie śpi?no, chyba że ci "nikt" to sami emeryci
żenada
Ale jeżeli puszczane piśni nie przekraczają określonej liczby decybeli i nie zakłócają ciszy nocnej ani miru domowegom można je puszczać przez cały dzień od 6.00 do 22.00
a co do tekstu - no nie chce mi się wierzyć, żeby to była prawda, wszystko wygląda na bardzo przerysowane, za bardzo
jola:no nie chce mi się wierzyć, żeby to była prawda, wszystko wygląda na bardzo przerysowane, za bardzo
To Ty napisałaś <
no a co w tym dziwnego, ze ja to napisałam???
krytycyzm myślenia staram się mieć włączony niezaleznie co czytam, wyborczą czy dokumenty partyjne do pracy i od początku mojego pobytu tutaj dokładnie tak samo się zachowuję