Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Czy tłumaczycie wydarzenia życiowe wolą Opatrzności?

edytowano czerwiec 2009 w Arkan Noego
Zmiana pracy, nowe dziecko, trudność z uzyskaniem kredytu, choroba, nieprzewidziane szczęście i nieprzewidziane problemy. Czy podchodzicie do ważnych momentów w życiu jak do wyrażenia Bożego Planu wobec Was, czy raczej widzicie w tym konsekwencje czysto ludzkich działań?

Komentarz

  • Wiele rzeczy dzieje się dzięki BOGU,też wiele razy PAN BÓG nas doświadcza,(ciężko mi się wysłowić) ale jeśli oddajemy się Panu Bogu,zaufamy Mu baz granicznie ,oddajemy się JEGO woli ,to wszystko co się dzieje- dzieje się bo BÓG tak chce .Choć często jest to dla nas nie pojęte.

    A
  • Ja w niedobrych chwilach najpierw staram się rozeznać, czy zrobiłam wszystko, co do mnie należało, a więc, czy za dane wydarzenie jestem odpowiedzialna, czy nie. Jeśli nie uchybiłam w niczym, uznaję to za doświadczenie, które ma mnie czegoś nauczyć, i proszę o pomoc w wydostaniu się z tarapatów, powołując się na swoją słabą wytrzymałość :smile:
    Za wydarzenia szczęśliwe, radosne, dobre - zawsze dziękuję Bogu, nawet, jeśli jest to po ludzku biorąc konsekwencja mojego wyboru czy mojej pracy. Bo wszystko dobre od Boga pochodzi.
    Na przykład mamy niewiarygodne szczęście do mniejszych i większych transakcji. Z poprzednimio właścicielami mieszkania jesteśmy w jak najlepszych stosunkach, ostatnio kupiliśmy samochód, który nie tylko jest fantastyczny, ale srzedawali nam go przesympatyczni młodzi ludzie, którzy do dziś piszą sms-y, kiedy sobie przypomną o jakiejś funkcji alarmu, o której nam nie opowiedzieli. I tak dalej. Zważywszy na fakt, że obydwoje z Meterm jesteśmy sempiterny do handlu, odczytuję w tym znak szczególnej łaski. Pan Bóg jest dla takich naiwniaków szczególnie miłosierny, najwyraźniej.
    Podobnie mam z samolotami. Zdarzyły mi się już najróżniejsze przygody - spóźnienie na przesiadkę, strata bagażu, wylot z NY dzień po wielkim blackoucie, kiedy lotnisko było zapchane do granic możliwości i po ludzku nie było żadnych szans, żebym zdążyła na swój lot. I wszystko rozwiązywało się samo, łatwo i wesoło, w nagrodę za opóźnienie leciałam business klasą itp. Mam wypasionego Anioła stróża z żyłką lotniczą.

    Moja koleżanka ateistka powtarza mi, że to psychologicznie bardzo niezdrowe - przyjmowanie, że za złe wydarzenia jestem odpowiedzialna ja, a za dobre nie ja. I nie potrafi zrozumieć, że to nie o to chodzi, no ale jak ma bidula zrozumieć.
  • myślę, że naszą rolą jest dać Opatrzności szansę, trwać przy swoich zamiarach i marzeniach.
    tylko wtedy może się nam udać.

    ja, np. byłem dosyć zrezygnowanym, 32-letnim starym kawalerem
    i nagle się udało :bigsmile:

    chociaż już myślałem o jakimś wyjściu awaryjnym w rodzaju biura matrymonialnego
  • Mi się tak jakoś życie układa, że aż się sama czasem dziwię...
    Najpierw, to jak poznałam Opus Dei - to długa historia, ale pełna tak przedziwnych zbiegów okoliczności, że z pewnością nic nie było w niej przypadkiem.
    Potem małżeństwo. Mój mąż był moim pierwszym "chłopakiem", a poznaliśmy się akurat jak kończyłam studia. W sanktuarium w Torreciudad powiedziałam NMP: "Matko, dziś będę prosić o coś tylko dla siebie - o dobrego męża" i cztery dni później poznałam Marcina.
    Pracy też nie szukałam, pewnego dnia zadzwonił mój szef i powiedział, że jego kolega mu mnie polecił, i tak przepracowałam w jego pracowni parę kolejnych lat.
    A ostatnio nasz synek: w jednym miesiącu skończyły mi się zlecenia, odeszła niania (tak sama z siebie) i zaszłam w ciążę. Nie chcę tu się wdawać w szczegóły, ale w tym, że akurat w tym miesiącu się udało widzę wyraźnie Wolę Bożą. Było to dla mnie bardzo wyraźnym znakiem tego, co już wcześniej przeczuwałam, ale tego tak wyraźnie nie doświadczyłam: że to Bóg daje życie.
  • Wszystko to jest Bożym planem. Czasem tylko trzeba się długo modlić, żeby jakikolwiek sens w tym zobaczyć, żeby choćby po czasie zobaczyć w jakimś wydarzeniu dobro.
    Tak miałam, kiedy wysiadł mi kręgosłup. Wysiadł i już. Przeleżałam dwa miesiące na boku, w pozycji embrionalnej i w pampersie. A najmłodszy syn miał wtedy 8 miesięcy i w związku z leczeniem musiałam go przestać karmić.
    To, w jaki sposób Bóg pokierował znalezieniem odpowiedniego lekarza, który przyszedł do mnie do domu, postawił odpowiednią diagnozę i nie wziął za to złotówki, potem innego, który poskładał w całość to, co się rozsypało, to, jak Maryja pomagała i kierowała wszystkim, jak znalazłam odpowiednią klinikę- to zobaczyłam dopiero z perspektywy czasu. W danym momencie myślałam, że taka super organizatorka jestem, że nawet z łóżka zarządzam całym światem.:wink:
    Dodatkowym skutkiem mojego stanu była przedziwna łaska, za którą jestem wdzięczna Bogu.
    Przyszła do mnie w tym czasie w odwiedziny dziewczyna, która miała dwójkę dzieci i poroniła trzecie. Pierwsze jej ciąże były z komplikacjami, więc musiała leżeć w łóżku przez 7 miesięcy. Przyszła, żeby powiedzieć, że jest w ciąży, że się cieszy ale jeszcze bardziej boi, że znów będzie leżeć całą ciążę.
    Obiecałam jej modlitwę w ich intencji. I modliłam się za nią cały ten czas, aż do porodu.
    Potem powiedziała mi, że moja choroba była błogosławieństwem, bo dzięki temu, że ja leżałam i się modliłam, ona mogła chodzić.

    Pan Bóg z każdej trudnej sytuacji potrafi wyprowadzić dobro. Tylko trzeba Mu zaufać.
  • A u nas kolejne doświadczenie,dla wielu to może codzienność ale mi trudno sobie z tym poradzić.Mąż stracił prace dzięki BOGU udało się znaleźć drugą tylko że daleko i prawie o połowę kasy mniej zarobi.Wychodzi o 6 wraca o 18-19,z dziećmi niewiele czasu spędza:confused:Traktujemy to jako przejściową pracę i modląc się liczymy na coś lepszego-ale jeśli w ten sposób mamy być bliżej BOGA-ok,tylko sił trochę brak i mocniej zaufać trzeba.
  • Cóż, wierząc w Boga, który jest, działa i kocha, muszę też wierzyć w Jego wolę. Właśnie wczoraj miałam na ten temat rozmowę z moją Mamą - powiedziałam jej że będzie miała szóstego wnuka/wnuczkę u nas (!) i stąd wynikła mało miła rozmowa na temat, czy jest to wola pana Boga czy mojego męża :) Ja jestem przekonana, że Pana Boga - zgodnie z jakąś naszą rozmową na forum - człowiek może właściwie bardziej decydować o tym, że nie chce mieć dzieci, niż zdecydować że je mieć będzie. Jak Pan Bóg nie da, to nie będzie - i wszyscy znamy takie przykłady. Odwracając sytuację - skoro dziecko jest - to jest to wola tylko Jego - my możemy jedynie powiedzieć lub nie "fiat". W moim przypadku Pan Bóg jest bardzo konsekwentny - czeka aż ja powiem "tak" choćby mało zdecydowanie, dopóki mówię nie, to nie. Co nie zmienia faktu, że obecnie jestem pełna obaw i jednak chętnie słyszę "świetnie, gratuluję" niż "znoooooooowuuuuuuu?" :))
  • Ata,wielkie gratulacje!!!!!!!!!!!!!! :flowers: :) :) :)
  • Ata, gratulacje!!!
  • Ata: gratuluję "znowu":flowers:
  • Ata, cieszę się, że znowu mam czego gratulować! :)
    :heartbounce:
  • Ata , moje ogromne gratulacje !!!
  • Ata gratulacje:clap::clap::flowers:
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.