Joaquin Navarro-Valls
Małżeństwo i rodzina dla jutra. Sprawa przyszłości Europy.
Istnieje powszechny pogląd, że instytucja rodziny przeżywa kryzys. Jest to pogląd bardzo rozpowszechniony nawet, jeśli samo zjawisko jest mniej powszechne niż ów pogląd.
Niewątpliwie, wyzwania globalnego świata, z wymieszaniem tradycji i sposobów życia w połączeniu z relatywizmem zwyczajów i punktów odniesienia wypaczyły podstawowe rodziny jako pierwotnej komórki społeczeństwa. Z prawnego punktu widzenia sytuacja obecna jest pełna sprzeczności.
Ale, chociaż w wielu krajach wprowadzono ustawy, rozszerzające instytucję małżeństwa także na osoby tej samej płci, to jednak mimo wszystko jesteśmy też świadkami trwałości tych praw, które w rzeczywistości i prawnie bronią naturalnej instytucji małżeństwa jako trwałego związku mężczyzny i kobiety, otwartego na życie.
Trochę danych statystycznych
Zanim przejdziemy wprost do bezpośredniej analizy poruszonego tu tematu, podejmując go za pośrednictwem analizy antropologicznej, warto od razu zauważyć, że małżeństwo klasyczne jest szeroko rozpowszechnione i mocno ustabilizowane na świecie.
Najnowsze badania statystyczne pokazują, że małżeństwo naturalne (monogamiczne, heteroseksualne, trwałe i oparte na wolnym wyborze potomstwa) jest nadal podstawowym punktem odniesienia dla większości osób zamieszkujących naszą planetę.
Nawet jeśli w niektórych krajach europejskich rośnie liczba separacji małżeńskich, dochodząc do 26% w roku 2006, to można stwierdzić sprawdzalny powrót do stabilności, zauważalny na płaszczyźnie ustaw, uchwalanych w wielu krajach także na naszym kontynencie.
W tych krajach europejskich, które wprowadziły przepisy sprzyjające formom współżycia alternatywnego wobec małżeństwa naturalnego (jak Hiszpania, Belgia, Holandia), znajdujemy szeroko stosowane ustawodawstwo integrujące lub paliatywne, wspierające rodzinę naturalną.
W gruncie rzeczy tak zwany "efekt domina", o którym myślano, że doprowadzi do ogólnego rozszerzenia się reformy instytucji rodziny, nie nastąpił. Na przykład w Stanach Zjednoczonych aż 39 stanów ustanowiło prawa, które wyraźnie i stanowczo określają małżeństwo jako "prawny związek mężczyzny i kobiety".
Przypadek krajów anglojęzycznych zwraca uwagę na wiele zmian i kroków wstecz w stosunku do par żyjących w wolnych związkach; pod tym względem znamienny jest przypadek Australii, która niedawno unieważniła ustawy, zezwalające na związki homoseksualne.
Również w Europie Wschodniej widzimy zróżnicowane zjawiska i liczne posunięcia ku przodowi: jak np. na Łotwie, która niedawno, w grudniu ub.r. zatwierdziła reformę konstytucyjną, określającą wyraźnie małżeństwo wyłącznie jako związek między mężczyzną a kobietą.
W Ameryce Łacińskiej możemy stwierdzić niemal jednomyślny sprzeciw wobec związków homoseksualnych z jednoczesną solidną trwałością małżeństwa naturalnego.
Założenia antropologiczne
Byłoby ciekawie przeanalizować szczegółowo całą międzynarodową sytuację ustawodawczą w zakresie prawa rodzinnego, ale rozważania takie zaprowadziłyby nas daleko od tych refleksji, które chciałbym poczynić.
Myśl, wokół której chciałbym się dziś zatrzymać, można byłoby ująć tak: niestabilność instytucji małżeństwa i rodziny, w połączeniu z niejasnościami [dwuznacznościami], towarzyszącymi obecnie różnym praktykom życia, są bezpośrednim odzwierciedleniem zasadniczej słabości pojęcia osoby ludzkiej.
Kiedy bowiem stwierdza się rzeczywiście stan kryzysu w dziedzinie małżeństwa lub â?? w ogóle â?? w odniesieniu do stosunków rodzinnych, to kryzys ów rodzi się przede wszystkim na poziomie antropologicznym i wyraża się dopiero na poziomie samej instytucji. Problematyczna jest niemal zawsze sama idea osoby ludzkiej, rozważana wycinkowo bądź jednostronnie. Kryzys rodziny tam, gdzie jest on socjologicznie stwierdzony i rozpoznany, w rzeczywistości jest kryzysem nie małżeństwa, ale pojęcia osoby ludzkiej, która jest u podstaw życia rodzinnego, właśnie w związku z cechami, określającymi bliskość stosunków międzyosobowych kobieta-mężczyzna.
Z tego punktu widzenia próba rozwiązania kryzysu rodziny, podchodząc do zagadnienia wyłącznie od strony instytucji małżeństwa, myśląc o całej sprawie jedynie z socjologicznego punktu widzenia, oznacza rozwiązanie utopijne, gdyż przyczyna kryzysu kryje się zawsze w delikatności podstawy antropologicznej, na której opiera się rodzina, a która jednak winna odzyskać swe dokładne znaczenie. Z tego więc powodu podejście realistyczne winno skłaniać do radykalnego i głębokiego pytania o byt ludzki, aby móc doprowadzić do tego, że w świadomości każdego pojawią się słuszne pytania i słuszne odpowiedzi, dotyczące istoty kryzysu i sposobu rozwiązania go.
Oczywiście droga ta wiedzie szybko do zderzenia się z pojęciem "wartość", tak jak szerzy się ono w kulturze zachodniej. Nie znajdujemy w niej utraty pojęcia "wartość", ale praktyczne zastąpienie prawidłowego porządku wartości, który właśnie winien kształtować się hierarchicznie na podstawie tego, co jest priorytetowe, aby było ludzkie z ontologicznego punktu widzenia. Związek międzyosobowy i równowaga uczuciowa nie są niczym innym jak tylko konkretnym sposobem, w jaki jednostki wychodzą naprzeciw problemom i możliwościom swego życia na podstawie wartości, które rzeczywiście przeżywają i które konkretnie są stawiane na szalę.
Wartości mają konstytutywne znaczenie ontologiczne, które niekiedy może być zagubione i które nie zależy od poszczególnej kultury ani od konkretnego wyboru osobistego. Wszystko to jest oczywiste, jeśli uwzględnimy sposoby, w jakie małżeństwo jako instytucja pozostaje i umacnia się w niektórych rejonach świata, gospodarczo zacofanych w stosunku do innych, ekonomicznie bardziej kwitnących. Szerzenie się na świecie idei małżeństwa naturalnego jako związku mężczyzny i kobiety, otwartego na życie, jest w większości obecne wśród tych narodów, które â?? chociaż żyją w tradycjach kulturowych, zróżnicowanych między sobą â?? znają doniosłość wartości wyłącznie z doświadczenia i z tego powodu nie są w stanie jasno wyrazić kulturowo swego stałego kształtu życia.
Zasadnicze znaczenie ma zatem próba ukazania założeń antropologicznych, które legły u podstaw wspólnych sposobów myślenia i życia i które rozpowszechniły się znacznie bardziej niż te, których nie zawierają niektóre zachodnie idee relatywistyczne. Jest bowiem oczywiste, że jeśli określenie małżeństwa naturalnego ma swoje jasne znaczenie i jeśli to znaczenie jest popularne i rozpowszechnione w znacznej części świata, musi to być wyrazem powszechnych wartości antropologicznych, to znaczy uznanych za obowiązujące przez wszystkich i zakorzenionych w samym wnętrzu istoty ludzkiej, nie mogąc pochodzić od idei kulturowych lub wyłącznie religijnych niektórych narodów lub tradycji.
Z drugiej strony zanik konsensusu w naszych społeczeństwach co do twardych i ostatecznych wartości jest zjawiskiem rozpowszechnionym wyłącznie w łonie niektórych nurtów kulturalnych części świata intelektualnego i nie odpowiada dokładnie temu, co rzeczywiście myślą zwykli ludzie. Relatywizm wartości jest w sumie zjawiskiem współczesnym, specyficzną nowością kulturową Zachodu, chociaż często zapomina się, że sam Zachód jest nosicielem także innej, solidniejszej koncepcji antropologicznej, pozornie nieaktualnej.
Rzeczywiście, podstawowa granica między tymi propozycjami myślowymi przebiega właśnie w możliwości powiedzenia czegoś mniej "wartościowego" i "ostatecznego" o człowieku: czegoś, co dotyczy "prawdy" o człowieku jako takim.
W filozofii współczesnej, ale także w nowoczesnej, znajdujemy często osłabienie, jeśli nie wręcz utratę, prawdziwego określenia istoty ludzkiej, w połączeniu z nieufnością do zdolności rozumu ludzkiego w dochodzeniu do istoty, do prawdy o człowieku. Dlatego jest rzeczą palącą jak nigdy dotychczas znalezienie niezawodnego punktu odniesienia do natury ludzkiej, wyodrębniając jako sprawę centralną pojęcie wartości.
Sądzę mianowicie, że problem tkwi właśnie tutaj.
Pierwsze spostrzeżenie, jakie winniśmy poczynić w tej sprawie, dotyczy pierwszego centralnego aspektu istnienia ludzkiego, to znaczy charakter osobisty. Każdy byt ludzki, od samej chwili własnego urodzenia naturalnego, jest już osobą ludzką, nawet jeśli sam nie spełnił się jeszcze całkowicie, podczas gdy to, co nie-ludzkie nie może nigdy stać się ludzkim; to, co ludzkie, jest z samej swej istoty dążeniem do urzeczywistniania się jako osoba, a zatem stawania się pełnym bytem swego gatunku.
Aspekt ten jest bardzo ważny i nigdy nie może zostać pominięty bez szkody dla wyników prawdziwych rozważań antropologicznych. Brak aspektu kompletności i potencjalnej integralności punktu odniesienia kończy się ruchem ku widnokręgom, które są nieuchronnie pomniejszone.
Osoba ludzka jest bowiem taką nawet wtedy, gdy nie rozwinęła jeszcze wszystkich własnych specyficznych możliwości (zdolności odżywczych, uczuciowych, intelektualnych, woli) i nadal jest osobą ludzką także wtedy, gdy traci niektóre lub wszystkie te zdolności.
Przynależność do gatunku według własnych charakterów jednostkowych jest właśnie przesłanką a priori mniej lub bardziej skutecznego rozwoju realizowanego przez poszczególne podmioty osobowe jako członków rodzaju ludzkiego. Statut ontologiczny osoby pochodzi bowiem od rodzaju, to znaczy od samej natury specyficznej i działa indywidualnie.
Dalej osoba, aby istnieć, zakłada pochodzenie gatunkowe. "Momentem" rodzącym jest pochodzenie ex novo od aktu początkowego i pierwotnego, to znaczy nieznanego, na którym opiera się następnie cały późniejszy proces biologiczny. Całość biologiczna osoby wywodzi się genetycznie z zespolenia się gamet żeńskich i męskich, urzeczywistnionego w wyniku spełnionego stosunku płciowego mężczyzny i kobiety.
Podstawowa charakterystyka osoby ludzkiej jest więc pochodną innych osób ludzkich, jest jej byciem-od-innych. Jednakże w swym pochodzeniu generatywnym osoba nie staje się nią stopniowo, ale w wyniku samej natychmiastowości poczęcia-zapłodnienia nasienie-jajo. Dokładnie od tej chwili wszystko to, co istnieje, jest ludzkie jako takie, nawet jeśli nie rozwinęło się jeszcze prawie nic i pozostanie ludzkie jako takie aż do śmierci, aż do czasu, gdy nie będzie już niczego żywego, mówiąc biologicznie.
Pozostawiając już rozważania dotyczące skrajności tego biegu istnienia, narodzin i śmierci, winniśmy zainteresować się obecnie warunkami rozwoju osoby ludzkiej w okresie jej życia.
Jeśli wystarczy znaleźć się w naturze ludzkiej, aby być istotą ludzką, to nie wystarczy być tym, co ludzkie, aby być osobą ludzką. Osoba ludzka staje się nią powoli, coraz bardziej, stopniowo, dzięki innym, przede wszystkim zaś dzięki rodzicom. Następnie każdy realizuje własne bycie osobą dzięki samemu sobie, zawsze we współdziałaniu z innymi.
W procesie rozwoju i wzrastania bytu ludzkiego dokonuje się stopniowe przechodzenie od jednostkowości materialnej do osobowości duchowej. Proces ten, dokonujący się przez rozumowe korzystanie z wolności, opisały w XX wieku personalistyczne nurty filozoficzne, do których odsyłamy w celu ewentualnego pogłębienia, wspominając jedynie ogromny wkład do tego zagadnienia Jana Pawła II.
Hierarchia wartości ludzkich, trwałość związków, płodność
Każde działanie ludzkie ma jako zasadę lub środek działania jakiś cel, jakieś zadanie. Aspekt ten jest podstawowy dla wszystkich bytów, składających się na wszechświat, nawet jeśli, z antropologicznego punktu widzenia dotyczy to głównie życia rozsądkowego. Działanie z myślą o celu dla bytu rozsądkowego oznacza działanie ukierunkowane ku jednej lub kilku świadomym wyborom.
Obecnie nie można mieć preferencji bez uruchomienia hierarchii priorytetów i wartości, które w jakiś sposób prowadzą podmiot osobowy do wybrania jednej rzeczy przed inną. Tego rodzaju preferencja dotyczy zasadniczo zachowania tożsamości osobistej i jej ujawnienia się w stosunkach z innymi.
Tym, co ma w największym stopniu wartość dla człowieka, jest to, co przeważnie pozwala na rozszerzenie tożsamości osobistej. Jest to podstawowy powód faktu, że człowiek uprzywilejowuje stałość w uczuciach, podobnie jak czyni to w stosunku do statusu życia materialnego, co jakiś czas poszukiwanego wraz z pracą. Posiadanie stabilności oznacza trwanie i rozszerzanie przestrzeni tożsamości podmiotowej w stosunku do innych, poszerzając widnokrąg własnego ja.
W tym punkcie będzie konieczne, aby móc mówić o rodzinie jako wartości stałej, wyjaśnić wstępnie, jaką jest to wartością. To nie rodzina jest bowiem podstawą wszystkich wartości, ale wartości ludzkie wskazują na rodzinę jako na priorytet społeczny nie do pominięcia.
Najpierw możemy wyjść od klasycznego punktu odniesienia. Tomasz z Akwinu w swej "Sumie Teologicznej" wykorzystał termin "wartość" do wskazania na hierarchię priorytetów uznawanych przez człowieka.
Jeśli brak wyróżnienia priorytetów zakłada brak jasnego odniesienia wartościującego, to przeciwnie, obecność jednej lub kilku wartości zakłada "większą" lub "mniejszą" ważność niektórych celów w stosunku do innych w wyborach, dokonywanych od czasu do czasu. Jeśli na przykład nie mam co jeść, to troska o pokarm stanowi dla mnie dobro większe niż ubieranie się. Jeśli zaś jestem chory, wówczas leczenie się jest ważniejsze od pracy itp.
Oznacza to, że człowiek postrzega dobro zawsze i konkretnie w powiązaniu z "największym" i "najmniejszym", stanowiącymi "stół priorytetów" podmiotu. Jest zatem oczywiste, że każdej wartości odpowiada potrzeba, którą trzeba zaspokoić i cel, który należy osiągnąć.
Max Scheler podjął na nowo tę intuicję Tomasza i szczęśliwie zastosował ją w ogólnym dyskursie etycznym, osiągając wyniki doprawdy wyjątkowe.
Aby bowiem umożliwić myślenie o magis et minus bonum, podstawowe znaczenie ma osiągnięcie początkowego i fundamentalnego kryterium, które jest podstawą hierarchii celów. Dobro najwyższe i najniższe, którego pragniemy, zmienia się zależnie od okoliczności, zakłada jednak koniecznie ideę dobra absolutnego, bonum humanum simpliciter, to znaczy tego, czym jest dobro dla człowieka jako człowieka.
Idea "absolutnego dobra ludzkiego" stanowi tym samym cel ostateczny, którego w sposób bardziej lub mniej oczywisty poszukuje każdy w życiu z większą lub mniejszą skutecznością, z większym lub mniejszym powodzeniem. Według Schelera, owo dobro bezwzględne jest również tym najtrwalszym i stałym. Wartość dobra jest bowiem głęboko związana z długością jego trwania i z jego stałością.
Ludzka potrzeba stabilności jest zatem osiągana za pośrednictwem trwałych więzi społecznych, zdolnych do kształtowania życia ludzkiego w czasie i pozwalając na trwanie tych stosunków.
I właśnie rodzina jest tym, co odpowiada temu dokładnemu poszukiwaniu rozumowego zaspokojenia wartości, które popycha każdą osobę do uczuciowego otwierania się na innych, do otwierania się na związki z innymi, aby umocniło się z czasem aż do osiągnięcia stabilności pełnej, trwałej i ostatecznej.
Nawet ekskluzywizm małżeński jest właściwie związany z ową dynamiką stabilności i ekskluzywizmem w stosunkach, istniejącym jako pierwotna i początkowa potrzeba biologiczna i dopełniana przez wymagania bardziej świadome (wolność, pragnienie itp.).
Nie można pomijać faktu, że życie ludzkie, przynajmniej z punktu widzenia rozrodczości, wypływa wyłącznie z trwałego spotkania fizycznego dwojga podmiotów różnej płci. Nie jest przypadkiem, że pełne wychowanie psychologiczne dziecka jest możliwe jedynie na podstawie i za pośrednictwem trwałości pary małżeńskiej, która je utrzymuje i prowadzi aż do pełnego spełnienia jego osobowości.
Rodzina kształtuje więc w pełni jednostkę ludzką, gdyż w stałym związku mężczyzny i kobiety, otwartym na życie znajduje konkretne urzeczywistnienie się ostatecznego celu życia ludzkiego. Tylko przez wypełnienie najwyższego dobra, które czyni trwałym i rzeczywiście uporządkowanym istnienie każdej jednostki, dokonuje się wzrost nowych i przyszłych osobowości, zdolnych do szczęśliwego powtarzania rozwiązań. Osoba spełnia się więc w pełni w łonie rodziny jako naturalnym i społecznym miejscu międzypodmiotowego doskonalenia własnych celów i własnych wartości, poszukiwanych w sposób autentyczny i wolny.
Rodzina: podstawa osobowa i początek rodzenia się życia
Bardzo często, gdy mówi się dzisiaj o rodzinie, można odnieść wrażenie, że przywołuje się jakąś kliszę, rodzaj idola tribus. Wielu myśli o rodzinie jak o strukturze społecznej, podobnej do innych i obdarzonej całą siłą i całą słabością innych form uspołecznionych. W pewnym sensie myśli się o rodzinie jak o stowarzyszeniu przejściowym, które ma specyficzny i zakontraktowany cel przeżycia. Coś jakby na kształt związku zawodowego lub spółki.
Wychodząc od tego, co przed chwilą stwierdziliśmy, musimy uznać ubóstwo takiego określenia rodziny. Rodzina jest bowiem nieporównywalna z jakąś klasą społeczną lub z jakimś szczególnym ugrupowaniem typologicznym czy gospodarczym. Rodzina jest szczególną formą spełniania się osoby rozumianej w łonie jej naturalnej doskonałości.
Tutaj pojęcie natury odsyła etymologicznie do jej prawdziwego znaczenia, pochodzącego od rodzenia się [w oryginale włoskim gra słów: natura â?? nascere] i rozwijania się czegoś nowego.
Gdzie rodzi się życie ludzkie? Od jakiego uwarunkowania antropologicznego pochodzą nowe narodziny osobowe?
Oczywiście niezbędne jest w tych rozważaniach genetycznych pominąć to, ile sztucznego techniki reprodukcyjne mogą wprowadzić do procesu rozrodczego i skupić się raczej na pierwotnej spontaniczności aktu miłosnego. Aby zrodzić życie, konieczne jest fizyczne spotkanie osób płci odmiennej. Dopiero w wyniku tego wzajemnego spotkania i oddania się dokonują się narodziny kogokolwiek.
Zrodzenie życia jest faktem nie indywidualnym, lecz osobowym, faktem osobowym, który jest zarazem międzyprzedmiotowym, darem i działaniem samych sił rodzaju ludzkiego w ich integralności.
Istota przemówienia o rodzinie tkwi tutaj.
Aby wyjaśnić określone zjawisko, niezależnie od tego, czy jest ono naturalne czy sztuczne, ważne jest zrozumienie go, począwszy od jego narodzin. A narodziny życia ludzkiego dokonują się w głębi stosunku mężczyzna-kobieta. Stosunek ten stanowi bowiem jakby podstawową przesłankę typu metafizycznego, ale również jakby zabezpieczenie usprawiedliwiające zdrowy wzrost psychologii dziecięcej.
W chwili, w której rodzi się pierwotne pytanie o istnienie w dziecku, obecność rodziców z ich wzajemnym i codziennym uczuciem jest podstawową odpowiedzią, która jako jedyna może zaspokoić oczekiwania młodego i wrażliwego istnienia. Na bezpieczeństwie i uczuciowej trwałości rodziców opiera się zdrowie umysłowe i psychologiczne dziecka, jak również obecna i przyszła etyczność jego samego i społeczeństwa, w którym będzie ono żyło.
Ze względu na tę głęboką rację mocna rodzina stanowi społeczne prawo dzieciństwa, prawo, które możemy określić jako "genotypowe", to znaczy takie, na którym opiera się początek i uzasadnienie narodzin oraz roli ludzkiej, właściwej każdemu w społeczeństwie.
Dzieci na przykład wiedzą, że dziadkowie są ważni, gdyż stanowią dla rodziców ich rodziców rodzaj naturalnej egzemplifikacji etycznej tego, co się powtarza i tego, co się spełnia przez wszystkie dni przed nimi. Rodzice odgrywają prawdziwą i właściwą rolę przyczynową, odpowiedzialną i formacyjną wobec dzieci i wobec własnych rodziców. W normalnej rodzinie zawiera się już jak w orzechu całą równowaga zhierarchizowanego i uporządkowanego społeczeństwa publicznego.
Obserwując życie rodziny jest się w stanie zrozumieć bardzo wiele z natury ludzkiej: społeczny charakter życia osobistego, strukturę pokoleniową i rolę autorytetu rodziców, ale także dynamiczny i aktywny charakter każdej jednostki, która dzięki własnemu rozumowi i własnej wolności osiąga dojrzałość osobistą, prowadzącą do odnowienia miłości życia w nowej rodzinie. Ten stały charakter rodziny stanowi sam powód nieporównywalności instytucji rodziny z jakąkolwiek inną formą stowarzyszenia gospodarczego i politycznego typu umownego [konwencjonalnego].
Gdy mówimy o przyszłości, musimy zwrócić się ku rodzinie jako podstawowej osi wychowawczej. Gdy myślimy o przyszłości, musimy odwołać się do rodziny jako naturalnego i osobistego miejsca, w którym rozwija się, w ciągłości czasowej, historyczna i biograficzna więź wszystkich. Nie chodzi oczywiście tylko o zachowanie i przekaz dziedzictwa tradycji, rzeczy skądinąd bardzo istotnej, ale o prawdziwą i właściwą przesłankę etyczną dla wolności osoby, dla równowagi jej najgłębszych uczuć, dla pełnego indywidualizmu i uspołecznienia.
Nie możemy myśleć o rodzinie jako o strukturze zamkniętej i opresyjnej, od której trzeba się uwolnić, za jaką niestety uważają ją niektóre współczesne refleksje filozoficzne, ale o ognisku miłości, w którym rodzi się w miłości życie i w którym uczy się, na własny rachunek, życia w miłości i kochania ktoś najbliższy.
Miłość ze swymi składnikami szczęścia i cierpienia jest prawdziwą i autentyczną podstawą rodziny, ale zarazem rodzina jest również prawdziwym ogniskiem, w którym rodzi się ciepło miłości osobistej, solidarności ludzkiej i uczuciowej, praktyki istnienia, zapomnienia o sobie, oddania, wierności i wielkodusznego samozaparcia.
Inną ważną perspektywą spoglądania przez życie ludzkie na rodzinę jest z pewnością choroba. Choroba osób starszych, choroba młodych, choroba dzieci. Człowiek może zachorować, gdyż choroba jest naturalną częścią życia. Nie chodzi o coś wyjątkowego; w istocie nie chodzi nawet o jakąś patologię, o ile przez patologię nie rozumie się zwykłego fizjologicznego rozstroju ciała. Życie wyznaczone przez początek i koniec jest życiem zawsze trochę chorym, gdyż zawsze zawieszone jest w bycie ponad nicością. Jak łódź płynie rzeką, pozostając w stałym kontakcie z wodą, tak i naszym życiem jest istnienie, które płynie strumieniem powstałym z niczego.
Chory potrzebuje innych, potrzebuje miłości i szczególnej uwagi ze strony innych. Mamy tu na myśli nie solidarność zorganizowaną przez państwo, skądinąd bardzo ważną, lecz uczuciowy i solidarny charakter życia międzyosobowego. Wychodząc z wizyty w szpitalu czujemy się osobami ludzkimi znacznie bardziej niż w innych sytuacjach, gdyż odczuwamy, że jesteśmy potrzebni innym, a zatem samym sobie. Z drugiej strony najsmutniejsze jest pozostawanie samotnym w chorobie nawet, jeśli się jest doskonale pielęgnowanym.
Również w tych wypadkach rodzina jest rzeczywistym wsparciem pojedynczej osoby i prawdziwym ludzkim miejscem prawdziwej solidarności â?? opartej na uczuciach i miłości dzielonej z innymi.
Ważne jest zastanowienie się nad tymi konkretnymi aspektami, aby nie zagubić prawdziwego znaczenia rodziny i aby zobowiązać się do życia nią i obrony jej na nowo w naszych czasach.
Trochę samokrytyki
Na zakończenie tych rozważań stawiam pytanie, którym chciałbym się podzielić ze słuchaczami w tej sali: co robimy my dla rodziny. Właśnie my â?? intelektualiści, profesorzy, a zatem osoby powołane do wpływania na społeczeństwo: co my robimy konkretnie dla rodziny.
Jest oczywiste, że nie chodzi o ubolewanie ani tym bardziej o dalsze analizowanie wyczerpująco obecnie omówionej diagnostyki społecznej. To, co przede wszystkim wydaje mi się konieczne, to szerzenie z poczuciem realizmu parametrów antropologicznych, historycznych, socjologicznych i religijnych, które czynią z rodziny to, czym jest. Kultura rodziny nie może wzrastać w społeczeństwie, którego podstawowe instytucje â?? ustawodawcze, sądowe, uniwersytety i ośrodki religijne â?? nie tylko nie bronią rodziny, ale w istocie niszczą ją zarówno teoretycznie, jak i w praktyce.
Dzisiaj z wielu różnych powodów wydaje się szczególnie konieczne przyczynianie się do tworzenia prawdziwej kultury rodziny. Niezbędne wydaje się wspieranie rodziny jako miejsca szczęścia i jako pozytywny wybór na rzecz dobrego życia.
Tak jak nie może być w rzeczywistości praw indywidualnych, o ile nie są one także prawami społecznymi i wspólnotowymi, tak też nie mogą istnieć państwa i społeczeństwa solidarne, uporządkowane i sprawiedliwe, które nie mają umocnionej i rozpowszechnionej instytucji rodzinnej. Dzieje się tak dlatego, że tylko równowaga tworzy postęp, a równowaga gospodarcza społeczeństwa oparta jest na prawości jego członków i na trwałości życia każdego.
Stopniowo zaczyna torować sobie drogę przekonanie, że jeśli inwestuje się w rodzinę, inwestuje się w samych siebie. I być może szczególnie do nas należy pogłębienie tego przekonania. Wierzyć w postęp indywidualny, który nie łączy się z dobrobytem społecznym jest równie małe cenne jak pamiętanie o realizacji indywidualnej bez silnego i umocnionego potwierdzenia rodziny w społeczeństwie.
Tł. Krzysztof Gołębiowski
Przemówienie wygłoszone na VII Zjeździe Gnieźnieńskim