Tym tematem żyły nie tylko media na Jamajce. Na pierwszy rzut oka sprawa nie powinna jakoś szczególnie ekscytować mieszkańców naszej planety... Dziennikarz jednego z tygodników zapytał rzecznika praw dziecka, jak zamierza przeciwdziałać homoseksualnej propagandzie szerzącej się w serialu dla dzieci pod tytułem "Teletubisie". Panią rzecznik na tyle zastanowiła czerwona torebka jednego z bohaterów, że obiecała zwrócić się o opinię w sprawie bajki do psychologów, którzy mieli wyjaśnić, czy rzeczywiście doszło do propagowania homoseksualizmu w filmie...
Po opublikowaniu tej rozmowy ruszyła propagandowa lawina. O homofobii polskiej urzędniczki, rządu, parlamentu i społeczeństwa krzyczały media na całym świecie. W obronie feralnego teletubisia stanęła Komisja Europejska i europejscy rzecznicy praw dziecka. Zanim zdążyły dołączyć Greenpeace, Amnesty International i wszelkie komisje praw człowieka i teletubisia, odezwał się dziennikarz, który wywołał całą aferę.
- Zadając pytanie o "Teletubisie", posłużyliśmy się pewnego rodzaju prowokacją dziennikarską, ale mamy do tego prawo - przyznał "bohater" polskich mediów, który niczym Szewczyk Dratewka posłużył się podstępem w walce ze smokiem polskiej homofobii. Wydawało się, że po tym oświadczeniu środowisko dziennikarskie uzna temat za wyeksploatowany i po cichutku zajmie się przygotowywaniem kolejnych "afer medialnych", gdy nagle... przebudziła się jedna z gwiazd polskiej felietonistyki Karolina Korwin-Piotrowska.
- Dowiedziałam się, że jeden z teletubisiów według jednej pani minister jest gejem - wyznała na jednym z portali internetowych, po czym najprawdopodobniej znów przysnęła. Korwin-Piotrowska nie zdążyła zweryfikować sensacyjnych wiadomości. Zresztą zachwyceni czytelnicy internetowych felietonów wcale tego od niej nie żądają. Czekają już na kolejną bajeczkę.
Komentarz
Tym tematem żyły nie tylko media na Jamajce. Na pierwszy rzut oka sprawa nie powinna jakoś szczególnie ekscytować mieszkańców naszej planety... Dziennikarz jednego z tygodników zapytał rzecznika praw dziecka, jak zamierza przeciwdziałać homoseksualnej propagandzie szerzącej się w serialu dla dzieci pod tytułem "Teletubisie". Panią rzecznik na tyle zastanowiła czerwona torebka jednego z bohaterów, że obiecała zwrócić się o opinię w sprawie bajki do psychologów, którzy mieli wyjaśnić, czy rzeczywiście doszło do propagowania homoseksualizmu w filmie...
Po opublikowaniu tej rozmowy ruszyła propagandowa lawina. O homofobii polskiej urzędniczki, rządu, parlamentu i społeczeństwa krzyczały media na całym świecie. W obronie feralnego teletubisia stanęła Komisja Europejska i europejscy rzecznicy praw dziecka. Zanim zdążyły dołączyć Greenpeace, Amnesty International i wszelkie komisje praw człowieka i teletubisia, odezwał się dziennikarz, który wywołał całą aferę.
- Zadając pytanie o "Teletubisie", posłużyliśmy się pewnego rodzaju prowokacją dziennikarską, ale mamy do tego prawo - przyznał "bohater" polskich mediów, który niczym Szewczyk Dratewka posłużył się podstępem w walce ze smokiem polskiej homofobii. Wydawało się, że po tym oświadczeniu środowisko dziennikarskie uzna temat za wyeksploatowany i po cichutku zajmie się przygotowywaniem kolejnych "afer medialnych", gdy nagle... przebudziła się jedna z gwiazd polskiej felietonistyki Karolina Korwin-Piotrowska.
- Dowiedziałam się, że jeden z teletubisiów według jednej pani minister jest gejem - wyznała na jednym z portali internetowych, po czym najprawdopodobniej znów przysnęła. Korwin-Piotrowska nie zdążyła zweryfikować sensacyjnych wiadomości. Zresztą zachwyceni czytelnicy internetowych felietonów wcale tego od niej nie żądają. Czekają już na kolejną bajeczkę.
Piotr Tomczyk
źródło
I jeszcze warto posłuchać: 1, 2, 3, 4.