"Doświadczenie uczy bowiem, że na gołosłownych obietnicach i postanowieniach w żadnym razie polegać nie można. Każdy mówi, że ma żal, że się poprawi. Kapłan wierzy i daje rozgrzeszenie. Ale co się dzieje zaraz po złożeniu tych obietnic, po zadeklarowaniu tych postanowień? Już po kilku dniach widzimy te same grzechy i te same występki! Same przyrzeczenia nie są więc wystarczającym dowodem mocnego postanowienia poprawy. Chrystus mówi, że drzewo poznaje się po owocach - TAKŻE PRAWDZIWĄ SKRUCHĘ POZNAJE SIĘ PO ZMIANIE POSTĘPOWANIA. Nie wystarczy opłakiwać grzechy - trzeba je porzucić i unikać wszystkiego, co na nowo może nas doprowadzić do upadku. A zatem trzeba mieć postanowienie tak mocne, że wolelibyśmy raczej wszystko wycierpieć, niż powrócić do tych samych grzechów.
Tak jest. SKORO PO SPOWIEDZI WIDAĆ MAŁO POPRAWY, TO NALEŻY STĄD WNOSIĆ, ŻE BYŁA ONA ZŁA LUB NAWET ŚWIĘTOKRADZKA. Ach, gdyby na trzydzieści absolucji jedna była dobra, świat zaraz by się zmienił! Nie można więc dawać rozgrzeszenia tym, u których nie widać dostatecznych oznak skruchy (...)
należy odmówić rozgrzeszenia tym, którzy znajdują się w bardzo bliskiej okazji do grzechu i nie chcą jej unikać. Najbliższą okazją do grzechu nazywamy miejsca, osoby i okoliczności, w których zazwyczaj upadamy. Będą to więc na przykład widowiska teatralne, bale, tańce, złe książki, nieprzyzwoite towarzystwa, nieskromne piosenki i obrazy, rozrzutne stroje, stosunki z osobami przeciwnej płci, które już wcześniej były powodem upadku (...)
WEDŁUG POWSZECHNEJ NAUKI OJCÓW FAŁSZYWA I ZWODNICZA JEST POKUTA TYCH, U KTÓRYCH NIE WIDAĆ ŻADNEJ POPRAWY. Sobór Trydencki pozwala dać rozgrzeszenie tylko tym, którzy z grzechów powstają, swoich upadków z przeszłości nienawidzą, a wreszcie stanowczo postanawiają się poprawić i zacząć nowe życie.
Można często słyszeć niesprawiedliwe zarzuty przeciw co surowszym spowiednikom, że burzą zasady wiary, że wtrącają grzeszników do piekła, że jest rzeczą nieroztropną wymagać od penitentów za wiele.
Najmilsi! TAK ROZUMUJĄ PRZEWAŻNIE CI, KTÓRZY NIE ZASŁUGUJĄ NA ŁASKĘ ROZGRZESZENIA. (...)
Bo co wynika z rozgrzeszania niepoprawnych penitentów? Cały łańcuch świętokradztw!
Skoro po ciężkich grzechach z taką łatwością otrzymałeś rozgrzeszenie, to spodziewasz się, że i później tak będzie i dalej pogrążasz się w występkach. I przeciwnie - gdyby ci wtedy odmówiono rozgrzeszenia, byłbyś się przeraził, wszedłbyś w siebie i uznał swoją moralną nędzę i nieszczęście. A tak twoje życie składa się z szeregu łatwych rozgrzeszeń i ponownych upadków.
NAPRAWDĘ, ŁATWE OTRZYMANIE ROZGRZESZENIA NIE JEST ŻADNYM DOBRODZIEJSTWEM; JEST RACZEJ OKRUCIEŃSTWEM. Święty Cyprian naucza, że spowiednik powinien trzymać się przepisów Kościoła i rozgrzeszać tylko wtedy, kiedy pokutnik okazuje wyraźne oznaki poprawy i przemiany życia. (...)
Prawdziwy żal nie może nie łączyć się z mocnym postanowieniem poprawy. DOWODEM TAKIEGO MOCNEGO POSTANOWIENIA BĘDZIE PRZEDE WSZYSTKIM GRUNTOWNA ZMIANA ŻYCIA (...)
Drugim znakiem prawdziwie mocnego postanowienia poprawy jest staranne unikanie okazji do grzechu - a więc niemoralnych książek, widowisk, wszelkich balów, tańców, nieskromnych obrazów i piosenek (...)".
Cytaty za: "Kazania Proboszcza z Ars", Warszawa 2009, ss: 224 - 225, 226, 228 - 229, 214, 215.
Dodam tylko, że św. Jan Maria Vianney dobrze wiedział co mówi, gdyż po kilkanaście godzin dziennie potrafił siedzieć w konfesjonale i sam wyspowiadał jakiś 100 tyś. ludzi.