Jestem świeżo po zebraniu, mam pytanie dotyczące wymagań w III klasie SP. Dzieci mają minimum dwa sprawdziany tygodniowo, pracę pisemną ( mini wypracowania) na lekcji i dyktando. Do tego codziennie tzw. domowniczek i czasem coś dodatkowo. Codziennie też muszą czytać dowolnie wybraną książkę i zapisują w dzienniczku w specjalnej tabeli ilość przeczytanych stron. Efekt tego wpisywania stron jest jak na razie taki że trudno mi syna do tego czytania zagnać.O ile lubi czytać, jak go książka wciągnie to czyta bez opamiętania, to codzienne czytanie obowiązkowe kończy się przeczytanymi na siłę kilkoma stronami z których na koniec i tak nic nie pamięta.
Teraz dodatkowa Pani wprowadziła coś takiego jak prezentacja czytanej książki, będę miała niestety pózniej dokładną rozpiskę jak i co ma być zrobione na jaką ocenę.Mniej więcej wygląda to tak
- przedstawienie ksiazki , autor tytuł i o czym jest - zaliczenie
- jw. plus charakterystyka głównych bohaterów i czytanie najciekawszego fragmentu - 4
- jw. i praca plastyczna na temat ksiazki - 5
- jw. i pacynka coś ale teatrzyk - 6
mam wrażenie że to trochę zbyt wiele wymagań ale może się mylę, na razie z synem jeszcze o tym nie rozmawiałam
Zaznaczam że podane wyżej ilości spr. to spr. tylko z zajęć zintegrowanych zostaje jeszcze angielski i religia i obowiązkowe lektury, we wrześniu przerobili już dwie , w pazdzierniku będzie "Kubuś Puchatek" mały z przyjemnością go sobie przypomni bo już kiedyś czytał a kupiłam mu właśnie wydanie z "Chatką Puchatka" i dodatkowo "Powrót do Stumilowego lasu"
Jestem molem książkowym, książki są u nas w domu na każdym kroku czytane ale mam wrażenie że polityka Pani w tym zakresie tylko małego zniechęca.
Pozadzcie coś, może faktycznie to minimum stawiane dzieciom w tym wieku?
Komentarz
Bardzo dobry pomysł, bo mobilizuje do ćwiczenia czytania. U moich dzieci się sprawdziło. Czasem trzeba stać nad dzieckiem jak kat nad dobrą duszą :fd:, ale efekty są!
musiała prowadzić tzw zeszyt lektur, w którym zapisywała, to co Irkub podała wyżej - dokładnie to samo, zamiast pracy plastycznej na osobnej kartce miał być rysunek na jedną stroną w zeszycie lektur.
nie zajmowało to jakoś szczególnie dużo czasu - mniej więcej raz w miesiącu pracowała nad tym zeszytem lektur. a streszczenie treści u nas się nazywało - "krótki opis treści", zazwyczaj zajmowało jej to maks jedną stronę.
podobał mi się ten pomysł, bo zmuszał córkę do pisania, czego nie lubi, i do systematyczności - musiała się pilnować, żeby nie mieć "tyłów" z czytaniem tych lektur, bo rozliczenie z prowadzenia zeszytu było raz na semestr.
pomysł z zapisywaniem ilości przeczytanych stron wydaje mi się być bez sensu, prawdopodobnie córka zareagowałaby tak samo jak syn Irkub- buntem
Powtórzę, że u nas skutkuje.
nie jestem taka pewna
być może w przypadku dzieci nie lubiących czytać, owszem - np moją młodszą córkę w podobny sposób sama zmuszam do przeczytania jednej strony książeczki dziennie
i faktycznie nieraz stoję nad nią jak kat.
ale dla dziecka które lubi czytać - to może być bezsensowny przymus. moja starsza córka czyta nieprawdopodobne ilości książek.
musimy jej robić limity, żeby tyle nie czytała, bo mam wrażenie, ze się alienuje w tym czytaniu i ma tendencje do uciekania od rzeczywistości i obowiązków w świat książek...
moja trzecia klasa miała ode mnie niezły wycisk-sprawdziany 2xtygodniu (dużo ortografii, ale nie tam jakieś dziecięce zdanka z 1 wyrazem z "ortem", tylko np.Żółte żaby w różowych skarpetkach w doskonałym humorze hałasujące w zbożu, Chińskie żyrafy żłopiące oranżadę w morzu itp-oczywiście kryteria oceniania były zupełnie inne, niz w starszych klasach, zazwyczaj w ogóle bez oceny tylko oznaczona ilość błędów. Zdania wymyślałam absurdalne, dzieciaki kwiczały ze smiechu i pisały. Im bardziej absurdalna "dżdżownica żłopiąca żurek...przegryzająca rzodkiewkami"itp. tym zabawa była lepsza
efekt był taki, że moje dzieciaki nie miały w ogóle problemów z ortografią, nowa pani, jak usłyszała te dyktanda to miała dziwną minę:devil:
Dzieciaki pisały też wypracowania również na dosć dziwne tematy-łączyłam bohaterów róznych lektur, filmów itp. i każdy dostawał inny zestaw bohaterów.
Jak popuściły wodze fantazji, to sama byłam:shocked::shocked::shocked:, a niejedna praca nadawałaby się na scenariusz filmowy
Tak sobie myślę więc, ze może pani też po prostu przygotowuje dzieci do trudów 4 klasy?
mam nadzieję, że bierze pod uwagę możliwości, ograniczenia i trudności dzieci?
bo tak naprawdę liczy się wkład pracy i systematyczność
potem, w 4 klasie bardzo procentuje
Tabliczka mnożenia ok zgadzam się że podobnie jak ortografia muszą być wałkowane na okrągło.
Dzięki dziewczyny, nie poddam się swoim wątpliwościom i będę małego systematycznie pilnować, przemawia do mnie m.in. kształtowanie charakteru.
Tylko jak ja mam go cholera pilnować jak popołudniami w pracy siedzę i weekendy też? Kurcze blade w tyłek kopane ,
Po jakim czasie z powodu przeprowadzki musieliśmy zmienić szkołę i trafiła na panią o której rodzice mieli zadanie, że jest strasznie wymagająca itd. Ale pani okazała się fantastyczną nauczycielką, moja Iza rozwinęła skrzydła ,zaczęła się dobrze uczyć i wykazywać wiedzą na lekcji, stała się systematyczna i zorganizowana. Bardzo dużo robili na lekcji , łącznie z tzw. trudniejszymi zadaniami. Do domu było zadawane jedno najwyżej dwa zadania ale regularnie i pani z tego co widziałam była bardzo konsekwentna. Teraz Iza nie ma problemów z dostosowaniem się do nawału programu w IV klasie , i to w dużym stopniu zawdzięcza ostatniej wychowawczyni.
nawet jeśli nie skończy pracy, powinno być ocenione nie za efekt, ale za wkład, zaangażowanie, przygotowanie itp.
w domu to moze cała rodzinka robić i dziecko dostanie lepszą ocenę od tego, które samo, bez niczyjej pomocy pracuje
uczyłam też techniki:cool: i właśnie w taki sposób oceniałam
na początku ci bardziej gorliwi rodzice mieli pretensje, ze nie oceniam prac wykonywanych w domu
po odpowiedzi, ze w domu to najwyżej mama może ocenić, jak jest pokój posprzątany, ja oceniam na lekcji a nieukonczenie pracy nie ma wpływu na ocenę
w przypadku maluchów wystarczy, ze zadawane są dwa,trzy zdania, jedno ćwiczenie, kilka przykładów-chodzi głownie o to, zeby dziecko wyrobiło sobie nawyk codzienego sprawdzania, co jest zadane i co trzeba zrobić, a nie-czy wogóle jest coś zadane
najlepiej, jak codziennie jest "coś", wtedy nie ma wymówek, że zapomniałem
Na razie wygląda to tak, że w poniedziałek (tak jak w zeszłym roku) jest dyktando, ale już nie mówi, z jakich słów będzie.
W 2 semestrze zacznie wprowadzać kartkówki.
Natomiast lektur jest tylko 7.
Zadania domowe owszem trudniejsze - aktualnie uczą się pisania opowiadań, ale córa poszła jeszcze na zajęcia dodatkowe w niedalekim domu kultury z bajkopisania, poza tym ona to uwielbia.
W naszej szkole jest zasada nie zadawania zadań domowych na weekend (bardzo miła).
Nasza szkoła nie plasuje się jakoś super wysoko w rankingach, ale szczerze powiedziawszy z podstawówki przydało mi się wyłącznie - umiejętność czytania i pisania, dodawania, odejmowania, mnożenia, dzielenia i procenty.
No i rusycystke mieliśmy tak dobrą, że na tym co mnie nauczyła przeszłam całe liceum na czwórce z rosyjskiego w ogóle się nie ucząc.
1) będzie więcej wycieczek
2) na stołówce szkolnej częściej będzie pizza
3) na sobotę i niedzielę nie będą zadawane lekcje
skąd my to znamy?
A na sobotę i niedzielę też nie powinno być zadawane dużo - wszak niedziela jest na odpoczynek i pójście do kościoła a potem na spacer a nie siedzenie i wkuwanie- potem znowu wina spada na rodziców, ze dziecko niedotlenione i ma wady postawy.
Megi, nie ma już takich nauczycieli. Dzieciątka by im na to nie pozwoliły :crazy:
Właśnie wróciłam wścieknięta ze szkoły , mokra jak ryba zaraz mi wyrosną łuski i z przemoczoną Justysią, której nie pomogła peleryna przeciwdeszczowa.
Pani jest w ogóle nie do rozmowy, tylko czeka aby rodzica sprowokować do kłótni, nie mówię , że mój syn nie zasługuje na op... bo raz nie odrobił lekcji ale pani sobie skacze po ćwiczeniach i książkach tak, że rodzic nie jest w stanie tego wyłapać. Nie obchodzi ją , ze ktoś był chory , skoro dziecko choruje czasem na anginy to widać jest wina rodzica...Za 1 brak zadania jest pała do dziennika ( nie ma nieprzygotowań i bz czy minusów), dobrych ocen raczej nie stawia, kpi sobie z dzieci a one nie rozumieją jej dowcipów/docinków. Mówi aluzjami a tego rodzaju komunikację miedzy ludzką niech sobie uprawiają złośliwe kumochy wracając z pola albo więźniowie... a nie do dzieci ! Kiedyś syn nawet pisał bardzo ładne wypracowania ale od kiedy jest ta pani do nauki wołami go trzeba zaciągać. Mają do domu trudne zadania a na lekcji chyba nie robią zbyt dużo ( takie odnoszę wrażenie ), chyba, że komuś chodzi o to aby wiejskie buraki szybko posłały dzieci na korepetycje. I nie chodzi mi o to, że nauczycielka ma być dobrą ciocią która na wszystko przymyka oczy i nic nie wymaga ale czy ona nie próbuje wychować dzieci do życia w państwie represyjnym ?
Wiem, że zaraz ktoś mi tu napisze , że mam brać psychotropy bo epatuję agresją ...
Wcale Ci się nie dziwię, że popierasz nauczanie domowe.