Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Szkoła w domu kusi rodziców

edytowano października 2007 w Czytelnia
Warszawska Rzepa pisze

Szkoła w domu kusi rodziców
Agnieszka Sijka 18-10-2007, ostatnia aktualizacja 18-10-2007 02:44

Warszawiacy zamiast szkolnych ław coraz częściej wybierają dla swoich pociech naukę w domu. â?? To uczy dzieci większej samodzielności â?? podkreślają zwolennicy homeschoolingu. â?? To opóźnia rozwój emocjonalny â?? oceniają jego przeciwnicy

Siedmioletni Mateusz Dzieciątko nie poszedł do pierwszej klasy. Już rok temu jego nauką zajęli się rodzice. â?? Mój syn był wcześniakiem, miał problemy ze zdrowiem â?? wyjaśnia tata chłopca Mariusz Dzieciątko, wykładowca Szkoły Głównej Handlowej. â?? Nadal jest mniej dojrzały emocjonalnie od rówieśników. Zależy nam, aby dać mu czas, by ich dogonił.

Nauka w ich domu nie przypomina zajęć prowadzonych w szkole. â?? Nie są to typowe lekcje. Raczej omawianie jakiegoś tematu przy okazji. Jeśli syn rysuje jesień, staramy się nauczyć go czegoś więcej o tej porze roku. Albo liczymy zebrane w parku liście â?? opowiada pan Mariusz. I dodaje, że dziecko nie powinno się zorientować, że właśnie trwa lekcja. â?? Nauka ma być czymś naturalnym â?? uważa.

Podobnie wygląda to w domu państwa Muszkietów, którzy uczą siedmioletnią córkę Magdę. â?? Korzystamy z podręczników i zajmujemy się takimi samymi zagadnieniami jak w szkole, ale np. dodawania córka uczy się w czasie pieczenia ciasta â?? opowiada Dawid Muszkiet.

Na naukę poza szkołą zezwala od 1991 roku ustawa o oświacie. Wcześniej dotyczyło to jedynie dzieci, którym stan zdrowia nie pozwalał na chodzenie do szkoły. Ile dzieci na Mazowszu uczy się w domu? Nie wiadomo. â?? Aby rodzice mogli samodzielnie uczyć dziecko, muszą mieć tylko zgodę dyrektora szkoły rejonowej, do której powinno ono chodzić â?? wyjaśnia Barbara Tomkiewicz z Mazowieckiego Kuratorium Oświaty. â?? Zezwolenie wydawane jest na rok lub sześć miesięcy. Co semestr dziecko musi zdawać egzaminy klasyfikacyjne. Rodzice uczący swe pociechy nie muszą mieć też wykształcenia pedagogicznego.Jak szacują członkowie Stowarzyszenia Edukacja w Rodzinie, na Mazowszu na homeschooling zdecydowało się kilkanaście rodzin. â?? Wiemy jednak, że tą ideą interesuje się wielu â?? mówią rodzice.

Dyrektor szkoły, do której miała chodzić córka państwa Muszkietów, przyznaje, że po raz pierwszy spotkał się z takim przypadkiem. â?? Zanim wyraziłem zgodę, przestudiowałem przepisy. Musiałem też poznać rodziców â?? wspomina Sławomir Domański. Wprowadził także dodatkowy "nadzórâ??.

â?? Dwa razy w semestrze mamy konsultacje z nauczycielką z podstawówki, ale traktujemy je raczej jako wyraz troski ze strony dyrektora niż przymus â?? mówi Dawid Muszkiet.

Obecny wiceprezydent Warszawy Włodzimierz Paszyński, do niedawna kurator i nauczyciel, podchodzi do pomysłu edukacji domowej bardzo ostrożnie. â?? Wiedza to nie wszystko. Ciągłe przebywanie z rodzicami nie uczy samodzielności, a tak silna więź emocjonalna w przyszłości może stanowić problem â?? uważa.Dawid Muszkiet odpiera te zarzuty. â?? Magda jest samodzielną dziewczynką, nie ma problemu z nawiązywaniem przyjaźni â?? tłumaczy. A Magda dodaje: â?? Nie bardzo lubiłam chodzić do zerówki, bo tam było dużo dzieci. Teraz na podwórku mam siedem koleżanek, z którymi się bawię.Ich dzieci, jak mówią rodzice, spotykają się też z rówieśnikami na dodatkowych zajęciach.

>opinia dla "Rz"

Krystyna Marowska,psycholog dziecięcy, poradnia TOP

Pomysł samodzielnej nauki wzbudza wiele wątpliwości. Dziecko kształcone w domu ma ograniczone kontakty z rówieśnikami, a przecież one stymulują jego rozwój. Odcinanie kilkulatka od kolegów może spowodować, że w przyszłości będzie czuł się wyobcowany. W szkole dziecko uczy się zachowywać i współdziałać w grupie. Wychowanie społeczne jest równie ważne jak zdobyta wiedza. Chęć ochrony dziecka przed zagrożeniami współczesnej szkoły i wychowywanie pod kloszem może spowodować silne uzależnienie od rodziców. W dorosłym życiu może to wywołać uczucie zagubienia. Poza tym dziecko przez kontakty z rówieśnikami nabywa umiejętności przydatnych w dorosłym życiu, m.in. zdolność negocjacji oraz zjednywania sobie przyjaciół.

Prof. Bogusław Śliwerski,rektor Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Łodzi

Dzieci edukowane w domu wcześniej uczą się samodzielności, bo wiedza nie jest im podawana przez nauczycielkę. Z ankiet prowa- dzonych w Stanach Zjednoczonych oraz w Kanadzie wynika, że kil- kulatki kształcone w domu często osiągają lepsze wyniki od rówieś- ników w szkołach. Argument dotyczący nieumiejętności działania w grupie jest absurdalny. Z sondy, którą kilka lat temu zrobiono w USA, wynika, że "domowi" uczniowie częściej działają jako wolontariusze, np. angażują się w kampanie wyborcze, oraz częściej od swoich równolatków biorą udział w wyborach. Wynika to z tego, że od najmłodszych lat mają wpajane poczucie obowiązku. W przyszłości będą też mieć większe szanse na rynku pracy, bo z konieczności uczą się efektywnego wykorzystania nowoczesnych technologii.

Jak to jest za granicą

Edukacja domowa najbardziej popularna jest w krajach anglosaskich, np. w Stanach Zjednoczonych i Australii. W USA z tej formy nauki korzysta ok. 2,5 miliona dzieci (każdy stan ma własne przepisy dotyczące nauki w domu). Bardzo prężnie działa HSLDA â?? stowarzyszenie zrzeszające rodziców samodzielnie uczących dzieci w domu. W ostatnich latach taką formę edukacji zaakceptowały tak prestiżowe uczelnie jak Harvard i Princeton oraz stanowe szkoły średnie. Nauka w domu zyskuje zwolenników także w Europie. Jednak nie wszystkie kraje dopuszczają taką formę edukacji. Zabroniona jest ona np. w Niemczech. Bardzo liberalne prawo jest w Wielkiej Brytanii. Tam rodzice nie są zobowiązani do posiadania uprawnień, np. wykształcenia pedagogicznego. Nie muszą też przestrzegać programu szkolnego ani liczby prowadzonych zajęć. Poza tym dziecko uczone w domu nie jest zmuszone do zdawania jakichkolwiek egzaminów â?? nawet takich, jakie zdają jego rówieśnicy w szkołach. W Czechach dzieci między piątym a 12. rokiem życia również mogą być uczone przez rodziców. Później muszą już chodzić do szkoły. Ustawodawcy swoją decyzję argumentowali troską o dobro dzieci i koniecznością nauki pracy w grupie.

Komentarz

  • mnie też, ale wyobrażam sobie sytuacje w których mogłaby
  • Kilka miesięcy temu była tu już dyskusja na ten temat, zdaje się w wątku:
    Projekt "NASZ DOM" Budowa domów jednorodzinnych wraz z "zapleczem"
    odsyłam
  • Małgosiu,ale ja to nie do Ciebi pisałam, a raczej gwoli przypomnienia. Dla tych co chcieliby zajrzeć tam:bigsmile:
  • Ja sama nie wyobrażam sobie, że miałabym pracować wyłącznie w domu. Dom jest fajny, ale równie wiele dobrych rzeczy i ludzi wydarza się poza domem. Chciałabym, żeby dzieci miały swoje szkolne życie i różnorodną grupę znajomych. Swoje nauczycielki, obowiązki przed obcymi ludźmi...

    Dobrą i mądrą szkołę nie jest już teraz tak trudno znaleźć. Trzeba za nią płacić, to fakt. Przy większej ilości dzieci to już bariera ogromna. Ale może przy większej ilości i domowa szkoła nie jest taka zła? Wtedy chyba z guwernantką, nie?:bigsmile:
  • Kusiło mnie bardzo,
    ale tutaj potrzebna jest też wielka samodyscyplina rodzica, który uczy, a z tym u mnie kiepsko, jestem bardzo niesystematyczna, sama uczęsie i pracuję zrywami, bo wtedy mam najlepsze efekty.
    nauczyłam w domu moja córeńkę pisać i czytać (teraz ma nie skończone 5 lat), oraz liczyć, dodawać...
    Teraz przymierzam się do uczenia synka, chociaż z duzym opóźnieniem, ale on nie jest tak zainteresowany jak córka, dopiero niedawno zaczął wykazywać zainteresowanie pisaniem, zna trochę literek i liczy do 10 . (ma 3 lata)

    Poza tym mieszkamy w miejscu gdzie jest bardzo mało dzieci, na mojej ulicy nie ma prawie żadnych rówieśników moich dzieci i jedyna szansa, żeby nawiązały trawałe znajomości to przedszkole (ja programowo posłałam córcię dopiero od 5 r.ż, synek może pójdzie wcześniej, w wieku 4 lat ) i później szkoła.

    Znalazłam juz taką, która bardzo mi się podoba: dwujęzyczna, małe klasy, prywatna, w budynku "domowym" , metoda głównie montessori (ale nie licencja) niestety przeraża mnie cena: za dwójkę dzieci byśmy płacili około 1800zł,
    ale w cenie jest już wszystko, od lekcji, po zajęcia dodatkowe do godz 17.00 codziennie (m. inn, konie, plastyka, sporty...), po zielone szkoły i wycieczki.
    Więc chyba zamiast edukacji domowej , po prostu dobrą edukację w dobrej szkole wybiorę.



    Jest fajna stronka o edukacji domowej

    edukacja domowa piasta

    J
  • Nie,nie kusi... chyba dlatego, za duże zamieszanko jest w domu. Nie, nie bardzo to sobie wyobrażam:confused:.
    Nie mało czasu poświęcam na przegląd zeszytów, dopilnowanie prac domowych, odpytanie co niektórych, a jeszcze nauka? A gdzie pranie, sprzątanie, amciu itp. itd?... Że nie wspomnę o chwili dla siebie i mężusia, której prawie nigdy nie ma przed 22.00? Może jestem za mało zorganizowana:sad:?!
    Nie.
    K
  • [cite] Quatromama:[/cite]a mnie nawet nie wychodzą korepetycje z polskiego -dzieci mamy nie słuchają . Starszy dopiero teraz przyszedł, bo czuje na plecach powiew matury za 2 lata. Ajęzyka uczymy sie razem , ja udaje trochę głupsza oni mi tłumaczą i wcześniej widziałam ze sie przygotowują żeby mi zaimponować::P

    o to, to
    dzieciom trudniej uczyc się z rodzicem, niz z nauczyciele z zewnątrz, u mnie tez tak jest

    ---
    :bigsmile:
  • Mam problem z moim najstarszym synem, gdy jeden dzień nie ma go w szkole, żeby przerobić ten materiał który w klasie uskuteczniali i raczej jest to zawiązane z koncentacją. To co jego klasa robi w ciągu 45 minut nam zajmuje godzinę.
    Nie nadaję się do kształcenia domowego. Wystarczy mi samo zaangażowanie w odrabianie lekcji.
  • chm u mojej najstarszej córki w klasie pojawiła się dziewczynka która jest jakby opóźniona społecznie, zachowanie jej jest jak dziecka 5-6letniego (kl. czwarta dzieci 10letnie), "naiwna", zbyt spontaniczna, stąd uznana za "głupią" i stała się niestety zabawką szkolną, dzieci ją obśmiewają, a moja córka jest sfrustrowana bo nie chce uczestniczyć w dokuczaniu tej koleżance, wobec czego naraża sie grupie i zdobyła tytuł "głównej obrończyni", co bynajmniej nie jest wyrazem uznania!

    żal mi tej dziewczynki i zastanawiam sie, czy to nie jest właśnie przypadek gdy wskazana byłaby nauka domowa. Jeśli dziecko nie jest w stanie przystosować się do grupy rówieśniczej - przecież to już 4 rok nauki szkolnej, a z zerówką 5 i dziewczynka zmieniła szkołę na naszą właśnie dlatego że tam źle jej sie układało z rówieśnikami, w nowej szkole nie jest tez dobrze choć to szkoła katolicka i nauczyciele oraz dyrektor wciąż prawią kazania, a dzieci i tak robią swoje, instynkt odrzucania słabszej jednostki jest silniejszy. Więc można by wyciągnąć wniosek że specyficzne zachowanie dziewczynki nie rokuje, że się dopasuje, może zmieniać szkoły bez końca i wszędzie będzie kozłem ofiarnym!

    miałabym dylemat jako matka dziecka z takim problemem - czy warto i w imię czego by dziecko cierpiało w szkole, będąc obiektem dokuczania - nauczycieli też drażni. NP: sprawdzian, cisza, a ona nagle na całą klasę wykrzykuje czytając jakieś pytanie: "A, to o to tu chodzi!!" - nie ma wyczucia stosowności zachowania.....

    dziecko zdrowe moim zdaniem powinno być w szkole ale dzieci z rożnymi problemami społecznymi, np. skrajnym adhd, albo agresją - chm....może pomogłoby to temu dziecku lub jego rówieśnikom, gdy byłoby odizolowane?

    moje dzieci chodziły do przedszkola integracyjnego i niektóre dzieci niepełnosprawne nie nadawały się do integracji, np. lało dziecko całą grupę, dzieci nie mogły oddać, a tamto sie opanować no bo niepełnosprawne. Czy taka integracja ma sens...?
  • Maciek Krytyka nauczania domowego nie odnosi się do wyników w nauce, bo te są bardzo dobre, ale braku kontaktu z innymi dziećmi. W rodzinie wielodzietnej tej problem nie ma takiego znaczenia.

    Ta krytyka miałaby racje bytu, gdyby te dzieci zamykano w domach i np trzymano w piwnicach...
    Dzieci te kontaktują sie z innymi na zajęciach poza domowych, szkołach językowych, zajęciach w domach kultury, a także w kontaktach z dziećmi znajomych rodziców, sąsiadów itd... A bywają przecież dzieci, które chodza do szkoły, i nic poza tym,

    a w szkole nie zawsze siedzi się z ulubionym kolegą i to moim osobistym zdaniem wcale nie uczy dobrej postawy, bo przekładając na pracę powiedzmy, taki dorosły "przystosowany" siedzi latami w jednej pracy, mając wrednego np. szefa, nieciekawych kolegów i zero kreatywności, żeby podjąc jakies działania, zmienić pracę, założyć coś własnego., tego moim zdaniem uczy własnie szkoła w polskim wydaniu- bierności i "przystosowania", albo na odwrót rozpychania się łokciami i do celu po trupach...

    I jedno i drugie mnie nie odpowiada i nie chciałabym, by tak sie moje dzieci niby "przystosowywały społecznie" :confused:
  • No i niektórych skusiła ;)
  • Bym powiedziała, że wielu. Niektórych widziałam w akcji i jestem pełna podziwu.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.