Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

"Domowa alternatywa"

edytowano października 2007 w Czytelnia
przewkatolicki.gif

Domowa alternatywa
Natalia Budzyńska

Budzimy się rano z ulgą, że obowiązek szkolny już jest za nami
Jesteśmy przekonani, że wszyscy muszą przez to przejść i trudno. Okazuje się, że rosną już dzieci, którym koszmary szkolne nigdy się nie będą śnić. Te dzieci uczą się w domu.

Nie są to wcale dzieci chore lub niedostosowane społecznie. Nie mam na myśli również tych, które z różnych powodów mają indywidualny tok nauczania. Piszę o dzieciach w pełni zdrowych, ruchliwych i inteligentnych, których rodzice świadomie podjęli decyzję, że tylko oni będą mieli wpływ na wychowanie i edukację swoich pociech. Ruch w krajach anglosaskich zwany home schoolingiem w Polsce dopiero raczkuje, ale staje się coraz bardziej popularny. Nie można pominąć tej alternatywnej formy uczenia dzieci, której wyniki są często znacznie lepsze niż obowiązkowej edukacji publicznej.

Od Galadrieli do mitologii

"Dlaczego właściwie państwo zmusza mnie do tego, żebym powierzył mu wychowanie mojego dziecka?" â?? zapytał pewnego dnia mój mąż. Akurat nasza córka zbliżała się do wieku objętego obowiązkiem edukacyjnym i trzeba było zapisać ją do jakiejś szkoły. Przedtem â?? jak większości rodziców â?? ten problem w ogóle nas nie interesował. Dziecko chodziło do świetnego przedszkola, ponieważ było bardzo towarzyskie. Teraz nagle zostaliśmy pozbawieni wyboru i mieliśmy oddać córkę na kilka godzin do anonimowej instytucji, w której nie znana nam osoba ma razem z rodzicami podjąć trud wychowania. I ten brak wyboru najbardziej nas, jako rodziców odpowiedzialnych i troszczących się o własne dziecko, zirytował. W końcu komu jak komu, ale to właśnie rodzicom na dobru dziecka zależy najbardziej.

Niestety, moja wiedza na temat home schoolingu sześć lat temu była zerowa. Byłam przekonana, że za to idzie się do więzienia. Rezultat był taki, że moja córka straciła w szkole trzy lata â?? idąc do I klasy była po lekturze "Silmarillionu" Tolkiena i rozróżniała obrazy Rafaela od El Greca. Nudziła się okrutnie, gdy była zmuszana do czytania "120 przygód Koziołka Matołka" (lektura do II klasy), a z rówieśnikami w szkole nie bardzo miała o czym pogadać. Kiedy po operacji dostała trzytygodniowe zwolnienie, przekonałam się, że uczenie dziecka w domu, przynajmniej na wczesnym etapie, nie jest wcale trudne. Materiał obowiązkowy przerabiałyśmy w godzinę, a potem był czas na rozszerzanie wiadomości w kierunku, do którego moja córka przejawiała talent i zainteresowanie. Czytała książki odpowiednie dla jej rozwoju, oglądałyśmy na DVD filmy astronomiczne, dzięki którym o teleskopie Hubbleâ??a moje ośmioletnie dziecko wiedziało więcej niż ja, nie mówiąc o galaktykach i gwiazdozbiorach. Język angielski poznawała tłumacząc zdania opisujące swoją ulubioną wówczas bohaterkę â?? Galadrielę z oryginalnej wersji "Władcy pierścieni". Również dzięki Tolkienowi zainteresowały ją różne mitologie â?? dziś mity greckie ma w małym palcu, poznaje te bardziej egzotyczne. Mając cały dzień do dyspozycji zobaczyłam, że naukę można potraktować niestandardowo i indywidualnie. Z przerażeniem skonstatowałam, że czas spędzony przez moje dziecko w szkole jest nieproporcjonalny w stosunku do wiadomości, jakie z niej wynosi.

To nie jest wina nauczyciela: kiedy w klasie jest ponad 20 dzieci, nauczyciel nie ma po prostu możliwości traktować ich według ich potrzeb i zdolności. Szkoła jest dla średniaków â?? bardziej zdolni się nudzą, a słabsi uczniowie stresują. Można by powiedzieć, że przecież dokształcanie dziecka w domu niczemu nie przeszkadza, można przecież pogodzić jedno z drugim. Problemem dla wielu rodziców jest jednak to, czego tak naprawdę szkoła jako społeczność uczy. Egoizmu, kombinowania, poniżania, cynizmu, kłamstwa i przemocy. Nieliczni nauczyciele, wspaniali pedagodzy, nie są w stanie niczego zmienić.

O wolność edukacji

Odważni i zdeterminowani rodzice mają alternatywę: mogą wziąć wychowanie i wyedukowanie swojego dziecka w swoje ręce. Od 1991 roku istnieje w Polsce ustawa umożliwiająca rodzicom edukację swych pociech w domu. Brzmi bardzo optymistycznie, jednak ustawa ta posiada sformułowania â?? pułapki, z których wynika, że o edukacji naszego dziecka decyduje nadal dyrektor szkoły publicznej. Na szczęście wielu dyrektorów wyraża zgodę na edukację domową.
Niestety dziecko uczone w domu musi co roku, a czasem i dwa razy w roku, zdawać egzamin, którego wynik ma wpływ na to, czy będzie można domową edukację kontynuować. Nowy projekt ustawy MEN właściwie niewiele w tej kwestii zmienia. Stowarzyszenie Edukacji Domowej i rodzice walczą o to, by w Polsce było podobnie, jak w USA czy Wielkiej Brytanii. Tam rodzice po prostu informują dyrektora szkoły, że będą uczyć dziecko w domu. Nabyta wiedza jest weryfikowana dopiero podczas egzaminów na wyższe uczelnie. Co ciekawe, dzieci uczone w domu osiągają znacznie lepsze wyniki na takich egzaminach. W USA uczy się w ten sposób ponad 3 miliony dzieci i młodzieży. W tym roku, 15 września, po raz pierwszy obchodzono Międzynarodowy Dzień Wolności Edukacji powołany z inicjatywy francuskich edukatorów domowych. W całej Europie odbywały się z tej okazji spotkania i konferencje. Do Polski przyjechał pastor Mark Beliles z USA, który dwadzieścia lat temu był pionierem edukacji domowej w Ameryce.

Brawo dla rodziców!

Propagatorom edukacji domowej w Polsce nie chodzi o to, żeby udowodnić, że szkoła jest zła. Chcą jedynie zwrócić opinii publicznej uwagę na to, jak ważna jest wolność wyboru w podejmowaniu decyzji odnośnie do edukacji swojego dziecka.

Mark Twain powiedział dosadnie: "Nigdy nie dopuściłem do tego, żeby szkoła przeszkadzała mi w kształceniu się". Wielu wybitnych ludzi nigdy nie chodziło do szkoły, ich osobowość mogła się swobodnie i twórczo rozwijać zgodnie z własnym rytmem. Nie byli zamknięci w pokoju jak w klatce i nikt nie ograniczał im kontaktów z rówieśnikami. Także dzisiaj ten argument przeciwko edukacji domowej nie ma racji bytu. Dzieci uczone w domu często należą do różnych wspólnot chrześcijańskich, harcerstwa i drużyn sportowych, gdzie doskonale rozwijają swoją społeczną aktywność. Wszystko zatem zależy od rodziców i ich możliwości nawet nie tyle finansowych, co czasowych. Jest to bowiem nauczanie permanentne, nie "od godziny do godziny" z tradycyjnym podziałem na przedmioty. Rodzice, którzy ten trud podjęli, korzystają z pomocy innych rodziców, wymieniają się informacjami na różne praktyczne tematy. Natomiast nie mogą liczyć na żadne poparcie ze strony państwa, są narażeni na docinki i niesprawiedliwe oskarżenia ze strony urzędników i kompletne niezrozumienie społeczeństwa.

Być może edukacja domowa w Polsce za kilka lat nie będzie odbierana jako dziwactwo i unieszczęśliwianie dzieci przez zwariowanych rodziców. Mam nadzieję, że dzieci, czytając na przykład "Eragona", nie będą się dziwiły, jak to możliwe, że jego autor, nastolatek Christopher Paolini, nigdy nie chodził do szkoły.

***

Zainteresowanym rodzicom polecam książkę dr. Marka Budajczaka "Edukacja domowa" wydaną przez Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne w 2003 roku. To jedyna tego typu pozycja w Polsce. Autor jest pionierem home schoolingu w Polsce i prezesem Stowarzyszenia Edukacji Domowej.

Przydatne są również strony internetowe:

www.edukacja.domowa.pl â?? strona Stowarzyszenia Edukacji Domowej

www.edukacjadomowa.piasta.pl, gdzie znajduje się wiele cennych porad oraz wzór podania, jakie trzeba złożyć do dyrektora lokalnej szkoły, jeśli rodzice zdecydują się uczyć dziecko w domu

http://airbot.net/forum/index.php?action=vtopic&forum=6 â?? forum rodziców, którzy dokonali już wyboru, wspierają się i dzielą swoimi doświadczeniami

Komentarz

  • 10 argumentów przeciwko edukacji domowej...

    10 argumentów
  • Małosiu, ale skoro teoretycznie jeszcze cię tu nie ma, to masz przed sobą naprawdę dużo czasu :bigsmile:
  • Małgosiu, rodzice ci wspomagają sie innymi rodzicami (wymiana edukacyjna, np ty uczysz matmy czyjeś dzieci, a mama hipotetycznej Eli uczy twoje dzieciaki francuskiego)
    Poza tym, ci których stać wynajmują na niektóre przedmioty dobrego nauczyciela do domu.
    Poza tym idea nauczania domowego nie opiera się na zasadzie, że dzieci uczą się TYLKO w domu,
    Dzieci te nie uczą się w szkole, ale...==>>>
    Dzieci te jeźdżą sobie na języki np do szkółek językowych, na taniec do domu kultury, na plastykę do DPT, itd...
    I własnie tam mają niewymuszony kontakt z innymi dziećmi

    Prawdą jest, że przejśc na nauczanie domowe bardzo trudno jest, gdy dzieci już są w szkole, już wdrożyły się w system szkolny, a i rodzice w tym systemie też funkcjonują, ułozyli sobie już plan dnia itd...
    Dlatego to jest propozycja dla tych, którzy dopiero maja przed sobą debiut pierwszego w rodzinie 6-7 latka.

    Prawdą jest tez to, że zapewne uczą dzieci w domu rodzice, którzy albo mają taka pracę (np zmiany) , która im na to pozwala, albo własną firmę, i pracowników, a sami zarządzają i są w domu większośc czasu, albo mama jest mamą domową i nie pracuje poza domem (lub w niepełnym wymiarze).

    Przy większej ilości dzieci jest to nawet bardziej ekonomiczne (zakładając szkołę pryw- ok 500-1000zł msc za dziecko), nie ma przymusu podręczników co roku, dowolny wybór materiałów pomocniczych itd... Możliwośc posiadania jednego zeszytu grubasa- "do wszystkiego"... itd...

    szkoła 30 osób w klasie to dla mnie koszmar i totalna pomyłka i wkurza mnie, że państwo zmusza mnie do płacenia za prywatną, dając mi wybór "państwowe byle co, a nawet czasem gorzej, lub płać dodatkowo (poza podatkami) "
    :devil::devil::devil:
  • Małgorzato, rozumiem, że przy 10 dzieci, po prostu byś już nie maiła sił na nauczanie domowe, bo jest to ilość już taka jak klasa w szkole prywatnej (10-15 dzieci max), 10 dzieci to jest duuużo ponad przeciętną i jeśli nie masz tyle środków, by zapewnić np dodatkowego nauczyciela, a do tego nie czuesz się "powołana" to ja to doskonale rozumiem, mówię tylko, że są rodzice, którzy czują się kompetentni i nie jest ich wcale tak mało, w Kanadzie i Australii to całkiem normalna i częsta forma nauki, w dawnych i zapomnianych czasach również w Polsce dzieci z bogatszych rodzin uczyły się w domu...
    Ja nie jestem zdania, że wszystkie dzieci powinny uczyć się w domu, ale nieco irytujące jest prawo, które dla odmiany od " nie są moją własnością , " mówi- "dzieci sa własnością państwa"...
    Prawo powinno dawać możliwość wyboru, są rodzice, których stać nawet na zatrudnienie w domu nauczycieli wszystkich przedmiotów, nawet gdyby mieli 10 dzieci i jeśli ich na to stać, to czemu nie???
    W ramach równania "do biednego"?
    W szkole tez sa bardzo wyraźne podziały na bogatych, biednych... i raczej każdy niestety trzyma się swojej społeczności... więc np takie opowieści o tym jak to bogate dziecko uczy się empatii obserwując zdemoralizowanego "kolegę" z ławki obok, to moim zdaniem można między bajki włożyć.
    Inni rodzice potrafią sami uczyć, mają predyspozycje, dlaczego im zabraniać, lub piętrzyć kłody???
    Chcą niech uczą, niech będzie wolny wybór.
    Idea powszechnego nauczania i szkół powszechnych wzięła się z powszechnej niegdyś biedoty i analfabetyzmu, gdzie trzeba było zmuszać rodziców by dzieci do szkoły wysłali zamiast w pole... ale czasy się zmieniły, a nauczanie domowe jednak ma wiele swoich plusów i powinno być umożliwione w taki sposób jak to jest w USA i Kanadzie.

    Ja sama wybieram szkołę (prawdopodobnie) prywatną, bo jak widze jaka jest indoktrynacja dzieci w przedszkolu np. państwowym (córka była i wypisałam czym prędzej) to mnie przerażenie ogarnia i prawdę mówiąc nie dziwię się, że potem z tych dzieci wyrastają sfrustrowani ludzie wyżywający się co chwila na innych, zamiast wziąc sie w garść... a to się niestety zaczyna od najmłodszych lat.

    Na nauczanie domowe musiałabym się bardzo zmotywować, ale sadzę, po tym jak pracuję ze swoimi dziećmi w domu, byłoby to całkiem realne, jak dla mnie.

    ale przede wszystkim powinno to być po prostu swobodnie możliwe
  • Małgorzato, ok niech Ci będzie, że nie mam zielonego pojęcia jak to jest miec 10 dzieci, a moja zdolnośc empatii jest równa zeru.

    A jesli chodzi o swobodna edukację domową w Polsce, to chyba nigdy nie zaglądałas na fora i nie miałas kontaktu z rodzicami uczącymi w domu, jeśli Ci się wydaje, że to takie proste...
    żeby uczyć w domu, dziecko musi byc formalnie zapisane do jakiejs szkoły i tam dyrektor decyduje, czy zgadza sie, by to dziecko uczyło się w domu, a jak mu sie odwidzi, to może wg własnego pokjedyńczego widzimisie tą zgodę cofnąć, nie mówiąc już o tym, że rodzice podają sobioe namiary do kilku (sic!!!) szkół w Polsce, które przyjmują takie dzieci i zgadzają się na naukę w domu, bo normalką jest, że rodzic łazi od szkoły do szkoły i słyszy "nie".

    "nikt nie stwarza problemu" :rolling:

    Ty bys się nie podjęła, rozumiem Twój wybór, ale jest wielu rodziców, którzy by się podjęli, gdyby tylko było to bardziej dostępne, w końcu niewiele ludzi ma 10 dzieci, przeciętny model to 2+2, i sądzę, że jeszcze nawet przy 2+4 mogło by to być całkiem wygodne.
    Poza tym Małgorzato, czy nie przyszło Ci do głowy, że dzieci uczące się w domu zupełnie inaczej moga podchodzić do swoich rodziców, i nieco inaczej wyglądać może ich bunt nastolatka??? Z całą penością rodzina taka jest bardziej zwarta, rodzice mają większy autorytet, bo po prostu tak sie wtedy układają relacje. Obcy ludzie mają zdecydowanie mniejszy wpływ na kształtowanie się światopoglądu dziecka...
    Ja osobiście akurat uważam, że to duży plus.
    No i chyba nie przypadkowo, często na nauczanie domowe decydują sie rodzice bardzo religijni. (różnych wyznań)
    Chociaż ja akurat religijna nie jestem.

    Ja cały czas się jeszcze waham.
  • Jeszcze moje przemyślenia:
    w tej chwili technika daje nam bardzo wiele różnych form edukacji, począwszy od tradycyjnych książek, poprzez ksiązki elektroniczne (typu leap pad) , filmy edukacyjne dvd (polecam serię "co i jak" w 13 częściach) , programy komputerowe, nawet edukacyjne bajki dla najmłodszych, systemy typu sita, no i internet...

    Widzę po swoich dzieciach jak bardzo efektywne sa to narzędzia edukacji, a także jak bardzo potrafią dzieci zainteresować

    To wszystko jest bez porównania 100 razy bardziej interesująca forma edukacji niż bla bla nauczyciela (przepraszam Qmamo), w zasadzie ja uważam, że nauczyciel w obecnych czasach to powinna być osoba towarzysząca, przewodnik, edukator pomocnik przy tych technikach nauczania, a tradycyjne zajęcia powinny być juz tylko dodatkiem do bardziej nowoczesnych form.

    Szkola w tej przestarzałej formie jaka jest w Polsce, gdzie nauczyciela narzędziem pracy podstawowym jest wciąż głos, kreda i tablica w własne umiejętności nauczycielskie (nie zawsze posiadane) to dla mnie po prostu skansen, gdzie dziecko ma szansę nauczyć się w ciągu podstawówki tego, co w domu przy pomocy nowoczesnych narzędzi w ciągu około 2-3 lat.

    Patrzę tu przez pryzmat moich dzieci, a w szczególności córki, na niektóre interesujące ja najbardziej tematy ma wiedzę już większą ode mnie, a ma dopiero 5 lat.

    Dlatego ja zastanawiam się, czy czasem nie jest to marnotrawstwo czasu, dziecko w powszechnej szkole... oczywiście trzeba brać pod uwagę, że sa dzieci dla których szkoła państwowa to błogosławieństwo, bo w domu to co najwyżej nauczyłyby sie jak obsługiwać odkurzacz, ale nie o takich dzieciach tu rozmawiamy.
    Nie ma co ukrywac, że jest to forma nauki dla nieco bardziej przykładających wagę do wykształcenia ludzi.

    W tej chwili w naukowych publikacjach mówi się o tym, iz zasób informacji na swiecie, postęp techniczny i wiedza jest już tak ogromna, i tak szybko idzie do przodu, że nalezałoby odejść od tradycyjnego modelu nauczania tzw ogólnego (zawęzić) , na rzecz tzw specjalizacji, gdyż życia człowiekowi nie starczy by zostać dobrym w jakiejś dziedzinie, jesli przeciętnie do 19 r.ż uczy się wielu różnych rzeczy, nie idąc jednocześnie w żadnym kierunku, mówi się, że zdolności powinno sie "wyławiać" juz na etapie dzieciństwa i "specjalizować" dziecko.

    a polska przeciętna szkoła państwowa :cry: tysiące lat świetlnych do tyłu:sad:
    nie spotkałam jeszcze żadnego z dzieci, których rodzice dbają o ich przyszłość i opierają się wyłącznie na szkole państwowej, zazwyczaj kogo nie spotkam, to dziecko po lekcjach chodzi jeszcze na angielski, inne zajęcia, a także często korepetycje... to ja się pytam wtedy, po co to dziecko jeszcze do szkoły chodzi?
    żeby odbębnić nudy na pudy???
    Gdyby szkoła zapewniała edukację na poziomie, tak, żeby nie trzeba było już nigdzie po szkole dziecka dokształcać, to ja rozumiem, taką szkołę mam zamiar znaleźć i nawet znalazłam, ale niestety nie państwową.

    Szkoła muzyczna, czy dwujęzyczna to nieco inna bajka.
  • Ja rozmawiam własnie o rodzicach, którzy chcą uczyć w domu, nie mam na myśli, by wszyscy mieli uczyć, bo to nierealne.

    Moje dzieci jeszcze nie chodzą do szkoły.

    Ale...

    doskonale rozumiem postawę typu płacę- wymagam. Bo jeśli zamiast uczyć sama dziecko w domu, posyłam do szkoły, to dlatego, że najwyraźniej tam jest fachowy personel, który fachowo wiedzę dzieciom przekazuje,

    nie bardzo rozumiem Małgorzato, o co ci chodzi, czy o to, że po szkole mamy dzieci jeszcze uczyć sami???

    Toż wtedy lepiej wybrać edukację w domu, wtedy wiem dokładnie co dziecko przerabia itd...

    Moim zdaniem wybór jest: dziecko w szkole lub dziecko w domu.

    Dziecko w szkole + dziecko uczone dodatkowo w domu, bo ze szokły wyniosło ledwo co, to dla mnie chora sytuacja. Tak samo prace domowe, to polska specyfika. nauczyciel się nie wyrabia, lub nie umie przekazać wiedzy, i dawaj dziecku do domu pracę...
    Czas nauki, jest w szkole, jesli dziecko do szkoły zapisaliśmy, a po szkole to jest czas wolny, i żadna szkoła nie ma prawa narzucać mojemu dziecku (i mnie) co moje dziecko będzie robiło po szkole.

    Ja własnie taką mam postawę, albo uczę w domu i wymagam od siebie...
    albo wybieram szkołę, płacę i wymagam, by ta szkoła czegoś moje dziecko nauczyła, czegoś, nie znaczy byle czego.

    Ja moge oczywiście ze szkołą współpracować przy problematycznych rzeczach, ale żeby oczekiwać, że pomaganie ma być normą???
    Cżęsty widok w znajomej rodzinie- dziecko wraca do domu zmęczone i dawaj jeszcze dodatkowo praca domowa, robi dziecko, a rodzic tez w tym uczestniczy- to dla mnie chore.
    jeśli szkoła nie potrafi przekazać dziecku w sposób skuteczny wiedzy, na lekcjach to znaczy, że ta szkoła jest do...bani :devil:
  • wiesz Agnieszko a ja się cieszę,że uczesniczę w odrabianiu lekcji.okazuje sie,ze tak niewile pamietam...:shamed:a w roli >>.repetującej<< przypominam sobie albo na nowo sie uczę błyskawicznie.:bigsmile:jednem słowem sam zysk!:bigsmile:
  • [cite] Agnieszka:[/cite]hm....chcialabym poznac szkole ,ktora nie daje pracy domowej czy tez tylko wystarczaja lekcje na pelna nauke????:shocked:
    no nie wiem,chyba dla mnie jescze nie spotkana a juz przezylam w trzech roznych krajach,to bylaby bajka,zeby dzieci uczyly sie tylko w szkole
    nierealne,chyba,ze ktos mnie obudzi i pokaze:wink:

    Mój najstarszy syn chodzi do szkoły, gdzie nie zadaje się prac domowych. W szkole dużo się uczy i ćwiczy. Czasem w domu sam spontanicznie wykonuje ćwiczenia podobne jak w szkole (ostanio najczęściej kaligrafia, wcześniej kazał sobie pisać "słupki" z dodawaniem i odejmowaniem) i wtedy mamy okazje popracować razem z nim, zobaczyć jak się koncentruje i jak pracuje. Zazwyczaj zdarza się to w weekendy, gdy tęskni za szkołą.
  • [cite] Maria:[/cite]Odrabianie lekcji w domu jest bardzo pożyteczne dla kontaktów z dzieckiem. Większość dzieci na głupie pytanie "Co było w szkole?", odpowiada "Nic", .

    Może pytanie jest żle sformułowane???
    sama piszesz "głupie pytanie" , a więc nie spodziewasz się chyba mądrej odpowiedzi???

    HurrrA , są szkoły, które respektują wolnośc człowieka w czasie pozaszkolnym:bigsmile::bigsmile::bigsmile:
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.