Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Ciemna strona przedszkola: przemoc, agresja, opóźnienie rozwoju społecznego

edytowano listopad 2010 w Ogólna
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20101113&typ=my&id=my51.txt

Spędzanie przez kilkulatka większości dnia w towarzystwie rówieśników może pogarszać umiejętności społeczne
Ciemna strona przedszkola


Bogna Białecka

Minister edukacji narodowej szykuje nam kolejną rewolucję. Edukacja przedszkolna ma objąć dzieci dwuletnie. Zdaję sobie sprawę, że w gruncie rzeczy pozwolenie na przyjmowanie dwulatków do przedszkola będzie w wielu przypadkach zalegalizowaniem już istniejącej praktyki. Zdaję też sobie sprawę, że antyrodzinna polityka państwa polskiego zmusza wiele matek do powrotu do pracy zawodowej, mimo iż chciałyby zajmować się dzieckiem. Tak samo zdaję sobie sprawę z istnienia przedszkoli, a właściwie całodobowych przechowalni dzieci, w których maluchy zostają na noc. Nie można jednak udawać, że odbywa się to dla dobra dziecka.

"Jeśli będą pieniądze, pomysł popieramy, bo edukacja przedszkolna to ważny etap dla dziecka i jest o wiele lepsza od telewizora i podwórka. Im wcześniej ją zacznie, tym łatwiej będzie mu w dorosłym życiu" - nie ma wątpliwości dyrektor biura edukacji Jolanta Lipszyc z warszawskiego ratusza.
"Wysłanie dwulatków do przedszkoli to dobry pomysł, bo dzieci w grupie rówieśników dobrze się rozwijają" - przekonuje Elżbieta Piotrowska-Gromniak ze Stowarzyszenia Rodzice w Edukacji ("Metro" z 25 października 2010 r.).
Podwórko i telewizor jako alternatywa dla przedszkola? Może zacznę od pytania retorycznego: Ilu widzieliście dwulatków biegających bez opieki na podwórku? Twierdzenie, że dwuletnie dzieci spędzają cały dzień przed telewizorem, jest trudniejsze do sprawdzenia. Jednak każdy, kto widział dziecko w tym wieku, wie, że dwulatki są pełne energii i niepowstrzymanej woli eksperymentowania. Trudno je wyobrazić sobie tkwiące jak zombie przed telewizorem przez cały dzień. Zresztą to i tak sprawa marginalna. Podstawowy problem tkwi gdzie indziej. Założenie ukryte w pierwszym z argumentów uważam za obraźliwe dla mam, które korzystają z urlopu wychowawczego lub rezygnują z pracy zawodowej po to, by móc osobiście zająć się swoimi dziećmi.
Drugi argument - błogosławieństwo, jakim jest edukacja przedszkolna, dla dziecka wydaje się jednak bardzo poważny. Wiadomo, że dzieci rozwijają się dziś szybciej, a zatem wcześniejsze rozpoczęcie edukacji pod okiem profesjonalistów można by uznać za pożądane. Tym bardziej dla dzieci pozbawionych wskutek jedynactwa naturalnych relacji z innymi dziećmi, jaka występuje w rodzinie wielodzietnej.
Czy przedszkole rozwija umiejętności społeczne dzieci?
Posyłamy dzieci do przedszkola, mając nadzieję, że nauczą się tam przede wszystkim umiejętności społecznych. A jednak wiele z nich narzeka, pyskuje, a nawet zachowuje się agresywnie. Spędzanie większości dnia w towarzystwie rówieśników wydaje się zatem raczej pogarszać umiejętności społeczne. Ale może rodzice przesadzają i gdyby nie socjalizacja w przedszkolu, dzieci zachowywałyby się jeszcze gorzej?
Postanowili to sprawdzić naukowcy z uniwersytetu stanowego z Kalifornii oraz uniwersytetu w Stanford. Przeprowadzili badanie na wielką skalę, obejmujące 14 tys. dzieci w wieku do 5 lat. Badacze oceniali wpływ uczęszczania do żłobka i przedszkola na umiejętności społeczne, umiejętność samokontroli oraz stopień agresywności.
Okazało się, że żłobek i przedszkole opóźniają rozwój umiejętności społecznych u dzieci, rozwijając za to zachowania aspołeczne (agresywność, egotyzm). Nie było przy tym istotne, czy placówka jest prywatna, czy państwowa, czy dziecko pochodzi z rodziny bogatej, czy biednej. Nie był istotny poziom wykształcenia ani wiek rodziców. Tylko jedna zmienna okazała się istotna - liczba godzin spędzanych tygodniowo w żłobku lub przedszkolu. Dzieci pozostające pod wyłączną opieką rodziców rozwijają się społecznie lepiej niż uczęszczające do przedszkola nawet na kilkanaście godzin tygodniowo. A im więcej czasu dzieci spędzają w przedszkolu, tym więcej zachowań aspołecznych, mniejsza motywacja do nauki itp. (Susanna Loeb i inni, 2007).
Bardzo podobne wyniki dało badanie z roku 2003 przeprowadzone przez amerykański National Institute of Child Health and Human Development. Badano tam długoterminowe skutki uczęszczania do przedszkola. I w tym przypadku wnioski naukowców były wstrząsające - im więcej czasu dzieci spędzają z dala od mamy w ciągu pierwszych 4, 5 lat życia, tym większe wykazują problemy z zachowaniem. Konkretnie: pyskowanie, napady złości, odmowa współpracy, agresywność, okrucieństwo, niszczenie zabawek i innych obiektów, wdawanie się w bójki.
Oczywiście można zadać pytanie - czy to wyłącznie skutek przebywania w przedszkolu? Być może zapracowani rodzice nie poświęcają wystarczająco dużo uwagi dziecku i stąd biorą się kłopoty? A jednak badania naukowe pokazują, że wielogodzinny kontakt z rówieśnikami stanowi lwią część problemu.
W przytaczanym już badaniu z 2005 r. dzieci, którymi zajmowali się dziadkowie lub opiekunki, rozwijały się równie dobrze jak dzieci znajdujące się pod opieką mamy. A więc to nie brak obecności rodziców, a raczej właśnie ciągła obecność rówieśników rozwija złe zachowania.
Czy da się to jakoś obiektywnie sprawdzić? Można badać poziom tzw. hormonu stresu, czyli kortyzolu. Jego poziom zależny jest od pory dnia - najniższy w porze zasypiania. Jednak doświadczenie chronicznego stresu powoduje, że jest on ciągle podwyższony. Cztery niezależne ekipy naukowców przeprowadziły badania poziomu kortyzolu u dzieci w wieku przedszkolnym. Wyniki badań wykazały znów to samo. Dzieci pod opieką mamy, babci, opiekunki były mniej zestresowane niż przedszkolaki. Analizowano wpływ wszelkich możliwych czynników - np. rozkładu dnia (drzemek, posiłków). Nic z tego nie miało specjalnie negatywnego wpływu. Megan Gunnar, psychobiolog od 20 lat zajmująca się badaniem poziomu kortyzolu u dzieci, podsumowuje wyniki tych badań: "Jakiś czynnik związany z koniecznością radzenia sobie ze skomplikowanym układem grupy rówieśniczej przez dłuższy czas wywołuje stres u małych dzieci" (ResearchWorks, 2005).

Co jest nie tak z grupą rówieśniczą?
Dla wielu wychowawców i rodziców wyniki przytoczonych badań wydają się sprzeczne z logiką czy zdrowym rozsądkiem. To przecież dzięki kontaktom z innymi ludźmi nabywamy umiejętności społecznych. Trudno wyobrazić sobie lepsze warunki nauki niż umożliwienie dziecku kontaktu z rówieśnikami. Rzeczywiście prawdą jest, że do nauki umiejętności społecznych potrzebny jest kontakt z ludźmi. Pytanie brzmi: Z jakimi ludźmi?
Aby dobrze funkcjonować w grupie, wspólnocie, potrzebujemy nauczyć się wielu umiejętności emocjonalnych - samokontroli, cierpliwości, pozytywnej postawy wobec ludzi, empatii, współczucia, konstruktywnego rozwiązywania konfliktów. Do tego nie wystarczy grupa rówieśników - zwłaszcza jeśli mają dwa, trzy lata. Dzieci w tym wieku same z siebie nie potrafią zarządzać emocjami. Postępują pod wpływem impulsów. Aby to zaobserwować, nie trzeba być psychologiem. Małe dzieci nie rozumieją dobrze np. pojęcia czasu. Głodne dziecko, któremu powiemy, że dostanie jeść za 15 minut, pogrąża się w rozpaczy. Maluchy doświadczają często zmiennych, intensywnych emocji. W tej chwili roześmiane dziecko może za chwilę się rozpłakać lub wpaść w złość. Maluchy nie potrafią dobrze kontrolować swoich emocji, wczuwać się w emocje innych, a subtelności savoir-vivre'u czy bycia uprzejmym są im obce (Gopnik i inni, 1999).
Oznacza to, że przedszkolaki mogą dostarczać sobie nawzajem wartościowych doświadczeń społecznych, nie są jednak dobrymi nauczycielami umiejętności. Dzieci uczą się głównie przez naśladownictwo. Owszem, mogą kopiować czyjeś dobre zachowania, ale kopiują też te negatywne. Poza tym towarzystwo rówieśników nie daje najważniejszego narzędzia nauki - informacji zwrotnych i pozytywnych wzmocnień.
Podstawowy, łopatologiczny przykład. Co się dzieje, gdy mama bawi się z dzieckiem np. klockami? "Poproszę czerwony klocek" - mówi, jednocześnie ucząc malucha rozpoznawania kolorów, jak i stosowania zwrotów grzecznościowych. Dziecko podaje klocek. "Och, dziękuję!" - mówi mama (wzmocnienie pozytywne pożądanego zachowania), a maluch promienieje z radości. W sytuacji zabawy z rówieśnikami potrzebny klocek zostanie po prostu zabrany przez silniejszego czy szybszego. A nawet jeśli dziecko podzieli się zabawkami z drugim, raczej nie usłyszy pochwały czy zwykłego "dziękuję". Gdy brakuje pozytywnej moderacji zachowań przez osobę dorosłą, dzieci uczą się prawa dżungli, a nie uprzejmości. Oczywiście w przedszkolu są obecni dorośli, i to profesjonaliści edukowani w zakresie pedagogiki. Odbywają się zajęcia ukierunkowane na konkretne zadania, a swobodna zabawa to tylko element życia przedszkolnego. Jednak nawet w najbardziej ekskluzywnym przedszkolu pod opieką jednej wychowawczyni przebywa co najmniej 10 dzieci. To tak, jakby była matką dziesięcioraczków. Zwyczajnie nie jest w stanie poświęcić każdemu dziecku uwagi. To zupełnie inna sytuacja niż np. rodzina wielodzietna, gdzie starsze dzieci, posiadające już bardziej wykształcone umiejętności społeczne, stają się modelami, wzorcami do naśladowania dla dzieci młodszych.

Dojrzałość przedszkolna
Ostatni element układanki to kwestia dojrzałości przedszkolnej. Nie chodzi tu wyłącznie o sprawy samoobsługowe, choć gdy przeglądałam dyskusje na ten temat w internecie, pojawiały się często wypowiedzi typu: "Oj tam, zmienić pieluchę każdy potrafi". Każdemu, kto wyobraża sobie, że trzydzieścioro dwulatków, którym należy regularnie kontrolować zawartość pieluch i myć pupy, to żaden problem, polecam zajęcie się przez kilka godzin np. bliźniętami, co pewnie ich skutecznie otrzeźwi.
Czy wiecie, jak wygląda pierwszy dzień, pierwsze tygodnie w przedszkolu? Wiele maluchów żałośnie szlocha, pytając, kiedy wróci mama. Inne radzą sobie lepiej, a jednak dla większości trzylatków jest to przeżycie traumatyczne. Jak pisze dr Szymon Grzelak w "Dzikim ojcu": "Inicjacji przedszkolnej nie traktuję jako elementu strategii pozytywnych inicjacji. Trudno uznać pierwszy dzień w przedszkolu za inicjację pozytywną. (...) Dobrze jest, kiedy fundamenty osobowości dziecka mogą być budowane w kręgu osób najbliższych, bezpiecznych, z którymi ma bliskie więzi i które będą stanowiły jego zaplecze społeczne na wiele następnych lat. Instytucja, jaką jest przedszkole całodzienne, jest bardziej koniecznością życiową dla niektórych rodzin niż czymś optymalnym dla dziecka" (s. 43).
A my mówimy o posyłaniu do przedszkola dwulatków. Dziecko w tym wieku nadal ma problem z jasnym wyrażeniem potrzeb, wymaga obecności mamy, nie potrafi radzić sobie z emocjami i stresem. Nieustannie testuje granice tego, co wolno, a czego nie. Miewa napady złości. Nie na darmo w niektórych poradnikach opisuje się ten etap rozwojowy jako "okropny dwulatek". Prawdą jest, że w tym wieku dziecko zaczyna potrzebować także kontaktu z innymi dziećmi. Bardziej naturalny i rozwijający jest jednak kontakt z dziećmi w różnym wieku - taki jak na placu zabaw czy w rodzinie wielodzietnej. Kiedy te argumenty, poparte solidnymi badaniami, zaczną w końcu uwzględniać państwowi spece od wychowania?

Autorka jest psychologiem, stałym współpracownikiem "Przewodnika Katolickiego", autorką m.in. poradnika "Od niemowlaka do przedszkolaka", żoną i matką czworga dzieci.

Gopnick A., Meltzoff A.N., Kuhl P.K., The scientist in the crib, New York: Morrow, 1999.
Grzelak Sz., Dziki ojciec. Jak wykorzystać moc inicjacji w wychowaniu, W Drodze, 2009.
Loeb S., Bridges M., Bassok D., Fuller B., Rumbergerd R.W., How much is too much? The influence of preschool centers on children's social and cognitive development, w: "Economics of Education Review", nr 26, 1 (2007), s. 52-66.
National institute of child health and human development early child care research network. Does amount of time spent in child care predict socio-emotional adjustment during the transition to kindergarten?, w: "Child Development", nr 74 (2003), s. 976-1005.
ResearchWorks 2005, How young children manage stress: Looking for links between temperament and experience, strona internetowa Uniwersytetu w Minnesocie: www.cehd.umn.edu/research/highlights/Gunnar/ (data dostępu 2.11.2010).
«13456710

Komentarz

  • Kazimierz, a mogę zapytać, dlaczego już po raz trzecia zakładasz wątek o tym samym tytule???
  • WŁAŚNIE NIE WIEDZIALAM,CZY MAM PRZEWIDZENIA ZWIĄZANE Z GORĄCZKĄ)))
  • Przecież to oczywiste, socjalizacja polega na tradycji (przejmowaniu zachowań starszych). Dlatego dzieci z ED są przeciętnie lepiej zsocjalizowane niż ich koledzy chodzący do szkoły, wbrew nieustannemu bełkotowi różnych półgłówków.

    Bogna, świetny tekst.
  • Prawdziwe a za razem smutne, że tak niewiele osób to rozumie...
  • Dlatego dzieci z ED są przeciętnie lepiej zsocjalizowane niż ich koledzy chodzący do szkoły, wbrew nieustannemu bełkotowi różnych półgłówków.
    :rolling::rolling:
    np. pani pedagog w poradni pytała czy decyzja o ED była wspólna tzn. czy syn się na ED godzi, bo skutki mogą być poważne :rolling::rolling:. Myślałam, że pęknę ze śmiechu :rolling:
  • Zawsze jak juz mam zapisać dziecko do przedszkola to jakies takie cos przeczytam ..ech...
  • @asiao
    Jednym słowem, przestroga przychodzi w samą porę:wink:
  • Dobrze że pojawiają się takie teksty szkoda tylko, że nie mówi się o tym szerzej. Propaganda zrobiła już swoje. Znam rodziny gdzie chcieli poslać dziecko do żłobka mimo, że matka w domu.
  • Bogna, gdybyś miała czas i chęci przyjrzeć się dojrzałości przedszkolno-szkolnej ale dzieci już starszych, np.:5-6 letnich, byłabym wdzięczna.
  • Ja żałuję, że te badania odkryłam dopiero teraz, bo dopiero teraz rozumiem problemy mojej średniej córki, mimo tego że to doskonałe przedszkole. Ma ono jedną niewątpliwą zaletę - naśladuje co nieco rodzinę wielodzietna w tym sensie, że w jednej grupie są dzieci w wieku od 3-5 lat. Gdybym mogła wystartować raz jeszcze to bym posłała córkę tam dopiero gdy skończyła 4 lata i na 4h tylko. Na szczęście z bliźniakami siedzę teraz w domu.
  • No to w sumie dobrze że moja Gosia nie została przyjęta i będzie chodziła od 4 lat.
  • Witam:)) A propos przedszkoli. Kiedys tez nie bylo kolorowo. Jak ja chodziłam do przedszkola (20 lat temu-mam 23:)) to Pani wychowawczyni(która teraz zresztą jest dyrektorką) przywiazywala mnie do łóżka za karę,że zwymiotowalam obiad (a wymiotowałam często z nerwów). Jak dzis pamietam obraz gdy stała nade mna z rurą od odkurzacza i darła się, że zaraz przyjedzie pogotowie i włożą mi taką rurę do gardła. Kazała wszystkim dzieciom zebrać się i patrzeć jak ja wymiotuję. W końcu mama mnie przeniosła do innego i był względny spokój. Z nerwicą borykam się do dziś dnia. Szczerze powiem, że wolę jeść mniej niż oddać dziecko do żłobka. A teraz jestem w sytuacji kiedy POWINNAM iść już do pracy, bo dziecko odchowane (niecałe 2 latka;)).

    Jak się wreszcie zbiorę napiszę coś na Poznajmy Się;))
  • Witaj Gosiagosia, dziękuję za to, co napisałaś. Osobiście uważam, że do wieku min. 6-7 lat dziecko powinno zostać z mamą w domu. Ale to moje prywatne zdanie, niepoparte żadnymi badaniami naukowymi...:wink:
  • mam takie pytanie, tylko na pozór z innej beczki: czy Ktoś z Was starał się o nauczanie indywidualne dla dziecka? albo może Ktoś po prostu wie, jak wygląda staranie się o taką formę nauczania?
  • @Iza a, Arletta się starała.
  • Tu gdzieś jest taki wątek, tylko trzeba poszukać...:bigsmile:
  • Iza jeśli chcesz napisz mi maila, Agnieszka Barbara mi wiele też doradzała,pytanie o jakie nauczanie indywidualne chodzi, napisz.
  • WĄTEK: kiedy dziecko powtarza pierwszą klasę...
  • Bogna powiem szczerze, że jak dla mnie (czytaj: w porównaniu z moimi doświadczeniami), to się w ogóle kupy nie trzyma, naciągane aż gumka trzeszczy.
  • Ooo... :clap:

    /Dopiero zajrzałem do wątku/.
  • Kurczaki, mam dylemat po tym. Moje dzieci chca chodzic do przedszkola. Corka idzie jak bedzie miala 2 i 4 miesiace, starszy syn juz chodzi. Chca chodzic, beda w jednej grupie. Nie chce by chodzili do przedszkola i nigdy nie chcialam, presja otoczenia ale rowniez pragnienie dziecka. Syn chcial poznac kolegow, swietnie sobie radzi...
  • Są różne przedszkola i różne dzieci.
    Wiele zależy od wychowawców- nie koniecznie jak zauważyłam musi to mieć związek z wykształceniem. Moją starszą córkę przedszkole trochę otępiło- tzn. udawała bardziej dziecinną niż była po to aby zwrócić na siebie uwagę pani. Natomiast średnia bardzo dobrze dostosowała się do ,, obowiązku szkolnego", lubiła zajęcia w przedszkolu, dobrze dogadywała się z dziećmi oraz wychowawczynią.
    W niektórych przypadkach posyłanie 5 latków do zerówki może być całkiem niegłupie- ja zamierzam posłać najmłodszą. Ale uważam , że to nie powinien być obowiązek i nie można do tego zmuszać wszystkich dzieci, ponieważ niektóre może to nawet na całe życie zrazić i zniechęcić do nauki.
  • "Jeśli będą pieniądze, pomysł popieramy, bo edukacja przedszkolna to ważny etap dla dziecka i jest o wiele lepsza od telewizora i podwórka. Im wcześniej ją zacznie, tym łatwiej będzie mu w dorosłym życiu" - nie ma wątpliwości dyrektor biura edukacji Jolanta Lipszyc z warszawskiego ratusza.
    Koszmar. Wyobraźcie sobie, że Jolanta Lipszyc uczyła mnie przez część lLO fizyki. To był stracony czas. Dzięki rodzicom z naszej klasy musiała opuścić naszą szkołę i dzięki temu udało nam się nadrobić zaległości jakie przez nią mieliśmy. To baba, która na niczym się nie zna!
  • ale zastanawiam się nad dwoma wyjątkami, w których raczej jestem za przedszkolną edukacją:
    -jedynacy

    W wieku przedszkolnym można być jedynakiem maksymalnie 5 lat, więc nie jest to powód, aby oddawać dziecko do przedszkola.
    Wydaje mi się raczej, że to oddawanie do przedszkola powoduje trwała jedynactwo. Bo mamuśka odda dziecko do przedszkola i cieszy się, że już je odchowała i jest wolna, po co jej następne dzieci? - takie jest myślenie
  • -dzieci rodziców, którzy naprawdę się nimi nie zajmują, nie modlą się razem, nie rozmawiają, nie uczą dobrze trzymać kredki, o czytaniu nie wspominając.....naprawdę są tacy
    :confused:
    Dlatego dawniej tworzono ochronki np. przy zakonach, aby pomóc rodzinom. Niestety przekształciły się one w przedszkola.
  • Za moich czasów w liceach pełno było frustratów i sadystów, którzy wyżywali się na dzieciach niczego w zasadzie ich nie ucząc, bo albo dzieciak musiał być super zdolny i samemu się połapać o co chodzi albo rodzice musieli bulić ciężką kasę za korepetycje ( na które nauczyciele wprost podsyłali sobie nawzajem uczniów) aby przeszli z klasy do klasy.
  • Wiadomo, że dzieci rozwijają się dziś szybciej,
    A to skąd wiadomo? Natura ludzka ulega ewolucji czy co?:shocked:
  • [cite] ruda megi:[/cite]Za moich czasów w liceach pełno było frustratów i sadystów, którzy wyżywali się na dzieciach niczego w zasadzie ich nie ucząc, bo albo dzieciak musiał być super zdolny i samemu się połapać o co chodzi albo rodzice musieli bulić ciężką kasę za korepetycje ( na które nauczyciele wprost podsyłali sobie nawzajem uczniów) aby przeszli z klasy do klasy.
    LO, do którego chodziłam słynęło w stolicy z wysokiego poziomu fizyki - najwięcej olimpijczyków w Wwie, a tu nagle zjawiła się taka pani, pozwolono jej być w naszym LO przez 2 lata. Później była współzałożycielką społecznego LO :crazy: a teraz jest w Ratuszu:crazy:, widocznie się sprawdziła.
  • nie panikować i nie dramatyzować

    dobrze rozeznaj sytuację i nic na siłę
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.