Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Dziś "Warto Rozmawiać"

edytowano październik 2007 w Polecamy
Zachęcam bardzo, zwłaszcza tych, którzy mają w rodzinie osoby ciężko chore. Opiekują bądź opiekowali się umierającymi. Będą niezwykłe świadectwa.

TVP2 Godz. 22.50

Memento mori

Komentarz

  • Dziś o 22.50 w tvp1

    Temat:
    "W obronie prawa do dzieci i prawa do ojczystej mowy"

    Zdaje się, że przez jakiś czas ten program był zdjęty z anteny...?
  • Najpierw o tak strasznie krytykowanym Jugendamt'cie.

    Jugendamt - jest urzędem mającym za zadanie chronić dzieci w rodzinach, które mają problemy.
    Powstał w III Rzeszy to prawda, ale po wojnie nie różnił się niczym od wszystkich urzędów tego typu działających w innych krajach.
    Nie jest prawdą, że tego typu urząd nikomu nie podlega - jest zależnym od decyzji jakie wydaje Sąd Rodzinny.
    Ma obowiązek wkroczyć tam skąd otrzymał sygnał, że dobro dziecka jest zagrożone lub zostaje mu to przez Sąd polecone.
    Pracujące tam osoby są normalnymi ludźmi, jedni są bardziej życzliwi, niektórych moglibyśmy nazwać wredni, tzn. nie spojrzą dalej niż paragraf.
    Mają jedną cechę - jak wszyscy chyba (na Zachodzie) pracownicy socjalni, są przekonani, że dla dziecka najważniejsze są warunki bytowe, nie biorą pod uwagę tzw. więzów krwi. Czyli, z zasady nie dają dzieci w "niepewne ręce", czyli rodzica z jakimikolwiek psychicznymi zaburzeniami (co jest chyba dobre) lub dziadkom (co już dobrym nie jest).
    Na to nakłada się jeszcze ich poczucie obowiązku w podejściu do swojej pracy, ale i obawa przed konsekwencjami w razie gdyby coś nawalili.
    Np. urzędnik kierując się sercem zostawił by dziecko przy osobie, która w chwili desperacji zrobiła by dzieciakowi krzywdę - miałby przechlapane na polu zawodowym.
    Powyższe obejmuje wszystkie rodziny, niemieckie także.
    Na polu konfrontacji między rodzicem Niemcem, a rodzicem obcokrajowcem, jeśli oboje mają takie same warunki, może się zdarzyć, że wygra strona niemiecka, choćby tylko dlatego, że zna doskonale język niemiecki, a za sobą ma przyjaciół i swoją rodzinę. Obcokrajowiec jest na ogół sam, jego znajomość języka odbiega od doskonałości.
    Czy dąży się tu - do jak niektórzy określają - germanizacji dzieci?
    Bzdura, przede wszystkim dokłada się starań, aby dziecko mające obywatelstwo niemieckie, nie stało się w przyszłości klientem Opieki Społecznej, a potrafiło samodzielnie egzystować.
    Pierwszym do tego warunkiem jest doskonała znajomość języka kraju, w którym będzie żyło.
    Sceptyczny stosunek do dwujęzyczności bierze sią stąd, że osoby pracujące z dziećmi obcokrajowców, mają głównie do czynienia z ludnością muzułmańską, która wytworzyła swojego rodzaju getto i ich dzieci - teraz już zmienia się to najlepsze, bo rośnie kolejne pokolenie - bardzo słabo operują językiem niemieckim. Jeśli znano by rodziny, biegle dwujęzyczne, na pewno inaczej by postępowano.
    Jeszcze raz podkreślam - ten problem dotyczy nie tylko Polaków, ale wszystkich spoza Niemiec, może to równie dobrze być Francuz, Belg, Holender, itp.
  • czy problem dotyczy także Turków, w programie powiedziano źe Jugendamt nieśmie wkraczać na ich teren?
  • [cite] Prayboy:[/cite]czy problem dotyczy także Turków, w programie powiedziano źe Jugendamt nieśmie wkraczać na ich teren?

    Nie, Ten problem muzułmanów nie dotyczy, ale nie dlatego, że Turcja dba o swoich obywateli, bo prawdę mówiąc ma ich bardziej w nosie, niż polski rząd swoich.
    Po prostu, urzędnicy mają rodziny i boją się o swoje i ich bezpieczeństwo.
    Tutaj wszyscy dobrze wiedzą, że z tą grupą społeczną, jak i Włochami, którzy też trzymają się w kupie (klanach) lepiej nie zadzierać.
  • Z ww. urzędem nie mają problemów ludzie normalni, tzn zrównoważeni, nie korzystający z pomocy opieki socjalnej.

    Tu przykłady z życia.
    Mój obecny mąż, gdy żona odeszła został z dziećmi.
    Po jakimś czasie córka powiedziała, że chce być przy mamie - jak się później okazało, miała chłopaka (była w wieku 15 lat) i wymyśliła sobie, że spod kurateli mamy będzie jej się łatwiej wyrwać. Dobrze wymyśliła, bo tak było.Po jakimś czasie wyprowadziła się i zamieszkała u rodziny chłopca. Jej tata o niczym nie wiedział, bo żona nie uznała za stosowne o tym go poinformować. Zdziwił się mocno, gdy pewnego dnia zawitał do niego urzędnik Jugendamt'u z odpowiednimi formularzami na których chłop miał złożyć podpis, że się na taką sytuację zgadza.
    Myszę krew zalała, zjechał gościa od góry do dołu i zażądał, powrotu córki do domu. Urzędnik był bardzo grzeczny, zanotował co trzeba i poszedł.
    Po kilku dniach Zenek dostał telefon, że ma po córkę przyjechać, była już w Jugendamt'cie. Mała położyła uszy po sobie i posłusznie wróciła.
    Do pełnoletności miała rygor, ale gdy skończyła lat 18 tata pozwolił jej odejść.

    Inna sytuacja.
    Rodzina z 5 dzieci, wierzący, bardzo religijni.
    Córka (16 l.) zakochała się w ojcu rodziny z którą byli zaprzyjaźnieni. Facet był ponad 20 lat od niej starszy.
    Ojciec dziewczyny zrobił bonanzę, obił pysk kochasiowi. Pan nazwijmy go A. wyprowadził się od żony i dziecka i nadal z dziewczyną się spotykał. Jej ojciec wziął córkę pod ostrą kontrolę, niestety niezbyt szczelną, bo musiał pracować (był lekarzem) i nie zawsze mógł pod jej szkołę podjechać.
    Pewnego dnia córka nie wróciła do domu, okazało si. że zamieszkała z kochasiem, akurat zaczynały się wakacje, więc nie musiała chodzić do szkoły. Jej ojciec poszedł na policję, ta zawiadomiła Jugendamt.
    Rodzice zostali poinformowani, że córka za kilka miesięcy będzie pełnoletnia, mężczyzna z którym przebywa jest osobą odpowiedzialną (sic) i radzi się rodzicom, żeby sobie odpuścili walkę, bo zanim Sąd rozpatrzy sprawą, to i tak będzie po ptokach.
    Rodzice odchodzili od zmysłów, ale byli bezsilni.
    "Młodzi" po jakimś czasie (najpierw facio musiał się rozwieść) pobrali się i opuścili Niemcy.
  • Ciekawe rzeczy piszesz. Kompletnie inaczej niż w tym programie to wygląda z twoich opowieści.
  • Na początek - tytułem wprowadzenia - trochę "kwiatków z bloga Kraszewskiego:

    Czy Redakcja Salonu24 hołubi chamstwo i kłamstwo Amsterna?

    http://miroslawkraszewski.salon24.pl/145156,czy-redakcja-salonu24-holubi-chamstwo-i-klamstwo-amsterna

    Szanowni Państwo,

    ponownie wnoszę o zgodne z regulaminem salonu24 zablokowanie dostępu polskojęzycznego Niemca, pana Alexandra Morgensterna z D??ren, blogera Amsterna.

    Jeżeli tak daleko posunięta tolerancja panów Janke i Krawczyka dozwala na nazwanie mnie inne osoby i ich samych w Salonie24 damskimi bokserami i pieniaczami, bydłem, idiota, półgłówkiem, palantem przez ich blogera (pupila?), pana Alexandra Morgensterna, bez najmniejszego komentarza, odpowiedzi ani reakcji redakcji zgodnej z regulaminem salonu24, wnoszę o zmianę regulaminu tak, ażeby każdy użytkownik, nie tylko pan Alexander Morgenstern mógł bezkarnie propagować niemiecka kulturę pana Amsterna w Salonie24.
    (...) Jest szczególnie naganna, ponieważ dyskryminuje mnie w sposób, jaki stosowali ziomale pana Amsterna, hitlerowcy i obecnie neohitlerowcy.

    Szerzenie neohitlerowskich klasyfikacji ludzi w Salonie24 uważam za niedopuszczalne i kryminalne.

    Komentarze pod tekstem p.Mirosława:

    Ja to sie dziwie, szanowny panie Kraszewski, ze nie zbanowano pana jeszcze z S24 za nazywanie dzisiejszych niemieckich panstwowych instytucji "posthitlerowskimi", wmawianie czytelnikom, ze niemieckie prawo dzisiaj dziala w "neonazistowskim stylu" itd., itp.

    ***
    Pan jest niewatpliwie mistrzem w strzelaniu we wlasna stope. Tylko prosze po zbanowaniu Pana, na innych blogach, nie twierdzic, ze Panowie Janke i Krawczyk zakazali pisac Panu na Salonie24 w jezyku polskim.

    ***

    Jak mowi przyslowie - do trzech razy sztuka. To juz trzeci kolejny tekst obrazajacy Pana Janke i Administracje. Mysle, ze tym razem pana zbanuja.

    Klaniam sie, i jakby co, to mnie tu nie bylo.

    ***

    Wiesz co? Ten tekst to jeszcze nic. Przeczytaj poprzedni jeszcze raz. To wygląda na jakiś ciężki przypadek... Czy jest gdzieś jakiś specjalista on-line?


    P. Kraszewski wyrzuca nie pasujące mu komentarze co sprawia wrażenie, że prowadzi dialog sam ze sobą.


    Niemcy nie przyznali lecz skreślili tytuł Prof. ministrowi Bart

    http://miroslawkraszewski.salon24.pl/55954,niemcy-nie-przyznali-lecz-skreslili-tytul-prof-ministrowi-bart

    Mój oficjalny wniosek do niemieckiego MSZ z dnia 27.03.2008 z prośba ażeby pozostawić mu tytuł Prof. w przypadku gdy pan Bartoszewski sobie na to zasłuży, lub skreślić jeżeli na ten tytuł sobie nie zasłużył doczekał się
    jednoznacznej odpowiedzi z dnia 08.07.2008 i oficjalnego wykreślenia tytułu Prof. przez niemiecki rząd (Sprawa E08-321.00 POL/SE/Kraszewski).


    Posiadam zabezpieczona wersje Foto starej strony internetowej gdzie na skutek niemieckiej nieuczciwości i manipulacji można było wywnioskować ze pan minister Bartoszewski jest profesorem. Dokonano korekty.

    Szkoda ze w czasie tych kilku miesięcy rozpatrywania mojego wniosku nie dokonano innej formy poprawki i nie mianowano go oficjalnie profesorem, pomimo ze o to wniosłem do MSZ. Teraz posiadam tylko foto starej strony internetowej MSZ z tytułem Prof. Na pamiątkę. Tak mogłoby być.


    Jest to widoczny znak niechęci niemieckiego rządu do polskiego dyplomaty.
    (...) A w Niemczech udało się go zdyskredytować i ośmieszyć jako typowego małostkowego Polaka, łasego na nieprzyzwoite tytuły i zaszczyty oraz przyklaskującemu legalizacji zakazów jeżyka polskiego Polakom w Niemczech przez jego partnerkę do bilateralnych kontaktów panią Prof.Gesine Schwan.



    Kto psuje stosunki polsko-niemieckie?

    http://miroslawkraszewski.salon24.pl/55987,kto-psuje-stosunki-polsko-niemieckie

    -Naziole i neonaziole, którzy od lat, generacji, bez skrupulow zakazują Polakom języka polskiego, Menschen mit Nazigedankengut, posthitlerowskie Jugendamty, doskonale wiedząc ze jest to tylko i wyłącznie tradycyjna niemiecka dyskryminacja i wypróbowany pierwszy krok do germanizacji, wynaradawiania, przymusowej integracji?

    -Sędzina Kr?¤mer, Sędzina Eickmeyer?

    -Komisja Petycji Parlamentu Europejskiego?

    -Fałszywy, tak zwany, wykreślony przez Niemców, profesor, pan Władysław Bartoszewski, pełnomocnik polskiego rządu, wyszkolony w Niemczech specjalista od rozróżniania Polaków na bydło i nie bydło, kolaborujący w procesie dyskryminacji Polaków z Niemcami wraz z innymi jemu podobnymi, jak wykreślony Prof.dr, pan Krzysztof Miszczak?

    -Mirosław Kraszewski, ponieważ chce rozmawiać z synem w swoim własnym języku, chciałby mu zapewnić jak najlepsza dwujęzyczna edukacje i nie godzi się na dyskryminację dziecka przez posthitlerowskie struktury, tylko ujawnia nazistowskie tendencje w dzisiejszym społeczeństwie niemieckim i wnosi o zakaz posthitlerowskich Jugendamtow, co nazywane jest prowadzeniem wojenki i kłamstwami o rzekomych zakazach polskiego?

    -Niemiecka propaganda przedstawiająca polskie uzasadnione skargi przeciwko dyskryminacji o narodowościowym, nazistowskim podłożu jako antyniemieckie wystąpienia?

    -Gabrielle Leser, ponieważ nie napiętnowała sadowych i urzędowych, politycznych zakazów języka polskiego i nie zaprotestowała w niemieckiej prasie przeciwko Naziolom, swoim ziomkom ?

    -Thomas Urban,

    -Szef policji w Passau,


    (zastosowałam skróty, przytoczywszy "ciekawsze" kawałki - chętni mogą zapoznać się z całością pod zapodanym linkiem)
  • Przede wszystkim - przytoczone problemy są typową walką o dzieci rozwiedzionych rodziców. Jak wiemy, ludzie chwytają się wtedy różnych argumentów, aby przeforsować swoje racje i tak naprawdę dobro dziecka schodzi na dalszy plan.
    Wszyscy pokazani w programie rodzice, mają problemy ze sobą samymi.
    Delikatnie ujmując, mają różnego rodzaju kłopoty psychiczne.
    Doskonale jest mi znana osoba p.Kraszewskiego, którą szczegółowo omówię.

    Ten gość jest ewidentnym pieniaczem.
    Zraził do siebie wielu urzędników, również tych, którzy chcieli mu pomóc w dawniejszych czasach.
    Gdy się pokaże w urzędach niemieckich, na tamtejszych pracowników pada blady strach, bo z góry wiadomo, że bez draki się nie obejdzie.

    Jest typem zakompleksionego Polaka, przy tym od początku żywią niechęć do tego kraju i jego mieszkańców, czego nie ukrywał.
    (są tutaj osoby głoszące hasło, że dobry Niemiec, to martwy Niemiec)
    Nie wiem co go skłoniło do poślubienia Niemki - miłość czy spodziewane korzyści. Już po krótkim czasie zaczął głosić tezy nie do przyjęcia w normalnej rodzinie. Chciał wymóc na żonie, aby zerwała kontakty ze swoimi rodzicami i znajomymi, podkreślał, jakie to krzywdy Niemcy Polsce wyrządzili, itp.
    W końcu doszło w tej rodzinie do rękoczynów - a wszystko odbywało się w obecności dziecka.
    Babka miała dosyć, zabrała chłopca, wyprowadziła się i złożyła wniosek rozwodowy.
    Widziałam wyrok, ktoś umieścił go swojego czasu na salon24.pl.
    P. Kraszewskiemu udowodniono psychiczne i fizyczne znęcanie sią nad rodziną. Syn został sądownie przyznany matce - było to jeszcze przed przystąpieniem Polski do UE.
    Początkowo mały odwiedzał ojca, ale po powrocie było widać, że jest ustawiany w niechęci do matki, dziadków i innych Niemców.
    Matka wniosła o wizyty z ojcem w obecności kuratora.
    Tu Niemcy poszli na łatwiznę i ponieważ urzędnik nie znał j.polskiego polecono ojcu aby posługiwał się niemieckim.
    Ten zaczął rozrabiać, co z kolei wywołało negatywne do niego nastawienia pracowników Jugendamtu (też są ludźmi).
    Następnie już poszło na udry.
    Nie wiem czemu, zamiast jasno powiedzieć, że Kraszewski jest osobą niezrównoważoną psychicznie, a jego postępowanie ma fatalny wpływ na dziecko, wydano sądowy nakaz, aby kontakty odbywały się jedynie w j. niemieckim. Być może nie można oficjalnie powiedzieć, że powody psychiczne są podstawą do odebrania rodzicowi możliwości kontaktu z dzieckiem, a może
    zakładano, iż gościu sobie odpuści i będzie spokój.
    Niestety, trafiono na kogoś, kto walkę z szeroko rozumianą niemieckością potraktował jako program na swoje życie.
    (Dodam, iż gdybym ja wygadywała treści jakie głosi Kraszewski wylądowałabym w kiciu, p.Mirosława nie ruszają, bo? Nie bardzo rozumiem dlaczego?)

    Pozostałe biorące w programie udział osoby są mi mało znane.
    P. Wojciech Pomorski, założył odrębne od Kraszewskiego Polskie Stowarzyszenie Rodzice Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech - jest osobą bardziej zrównoważoną, stara się kontrolować swoje słowa, ale jego konto obciążają próby samobójcze.
    Z tego co się zorientowałam do walki z żoną o dzieci, również sięgnął po zarzut dyskryminacji Polaków w Niemczech, jeśli jednak wczytać się dokładnie w jego historię, sprawa już tak prosta nie jest - a argument o zakazie porozumiewania się z dziećmi po polsku, wygląda jednak na pretekst. Jest bowiem najłatwiejszą drogą do przeforsowania własnych racji.

    O pani, która skarży się na utrudnianie kontaktów z dzieckiem, wiem jeszcze mniej.
    Ewidentnie wygląda na kogoś mającego problemy psychiczne (rozpoznaję tego rodzaju osoby, szczególnie gdy biorą leki psychotropowe) - być może jej sytuacja jest spowodowana kłopotami rodzinnymi, ale dla urzędników ma to znaczenie drugorzędne. Oni muszą dbać o to, aby dzieciom nic nie groziło.
    Były już tutaj osoby (pod opieką Jugendamt'u), które zostały pozbawione życia przez "zaburzonych" rodziców, były z tego powodu głośne afery - co nawet Kraszewski (w swoisty dla siebie sposób odnotował na swoim blogu), w winą obarczono pracowników urzędów, że jakoby zaniedbali sprawę. Teraz więc pozostali urzędnicy wolą dmuchać na zimne.
  • A dla porównania, jak wyglądają w Anglii sprawy ingerencji w rodzinę stosownych urzędów.

    Opieka społeczna chciała Polakom zabrać dzieci

    Poniżej tylko krótki fragment:
    Cała ta historia zaczęła się w marcu 2008 roku. Tamtego nieszczęsnego wieczoru Wojtek, polski emigrant, wrócił do domu pijany i zrobił wielką awanturę. Nie doszło wtedy do przemocy wobec żony ani dzieci, ale została zawiadomiona policja, która ściągnęła opiekę społeczną. W efekcie ojciec dostał zakaz zbliżania się do dzieci, a ich matka, aby zachować do nich prawa, nie mogła przyjąć Wojtka do domu. Kiedy dzieci nadal były pod ochroną opieki społecznej, a rodzice nie współpracowali z urzędnikami, sprawa została zgłoszona do sądu wraz z pozwem o pozbawienie rodziców praw rodzicielskich. W panice o utratę dzieci ojciec wywiózł je do Polski pod koniec roku 2008.

    Zachęcam do zapoznania się z całością artykułu:

    http://anglia.interia.pl/news/opieka-spoleczna-chciala-polakom-zabrac-dzieci,1432930,4709

    W powyższym wszystko skończyło się dobrze, bo rodzice podjeli starania o to, aby dzieci mogły być z nimi, nie walczyli ze sobą, nie sięgneli po argumenty, że chce im się dzieciaki "zanglojęzyczyć".
  • Pana A to powinni wykastrować...
  • Zaraz a jeśli ktoś pobiera zasiłek rodzinny i wychowawczy to też węszą za nim jugendamty? Bo korzysta z pomocy społecznej ?
  • [cite] ruda megi:[/cite]Zaraz a jeśli ktoś pobiera zasiłek rodzinny i wychowawczy to też węszą za nim jugendamty? Bo korzysta z pomocy społecznej ?

    Nie.
    Nawet jak ktoś pomoc socjalną pobiera, to Jugendamt się tym nie interesuje.
    Co najwyżej odpowiedni urząd sprawdzi konto, czy ten ktoś nie ma lewej kasy - tak jak by ktoś był głupi i "lewiznę" na koncie trzymał.
    Zdarza się też, że zadeklarowanego samotnego "socjalistę" odwiedzą w domu i sprawdzą, czy czasem nie ma przy boku pracującego kochasia, bo wtedy pomoc się nie należy. Teraz to się diabelstwo porobiło, bo np. mieszkał facet z kolegą, babka z koleżanką - żeby było taniej - i z jakiegoś powodu popadli w biedę.
    Gdy przyjdzie kontrola, trzeba udowodnić, że się z tą osobą nie śpi (czyli ma się wszystko oddzielne) inaczej, ta druga osoba musi "socjalistę" utrzymać.

    Jugendamt wkracza tylko wtedy, gdy ma konkretny sygnał, że dzieci są zagrożone.
    Najczęściej zgłasza były małżonek, tylko czasem inna instytucja.

    Moja córka jest pod opieką Jugendamt'u, a właściwie to jej synek.
    Jest samotną mamą i miała problemy psychiczne, sama się zgodziła na ich pomoc.

    [Wnuczek był co prawda przez rok (od 2 do 3 roku życia) - córka była wtedy praktycznie cały czas w szpitalu - pod naszą wyłączną opieką, ale tu od 3 l. jest przedszkole i wtedy musiał już zamieszkać z mamą.]

    Otrzymała ją w bardzo szerokim zakresie, m.in. dostała opiekunkę do dziecka, Familienhielfe (odpowiednik super niani) i urzędnika (babeczkę), która pomagała jej wejść w samodzielność.
    Teraz już pracuje, to pozostawiono jej tylko opiekę do synka.
    Nikt nam nie zabraniał i nie zabrania rozmawiania z małym w j. polskim.
    Niestety, mały po polsku rozumie, ale nie mówi w tym języku - kontakt z j.polskim ma tylko wtedy, gdy spotka się z nami, bo jego mamie już się łatwiej posługiwać niemieckim.

    Jedyne co mnie irytuje, to przepisy, które nie pozwoliły mi objąć opieki nad wnuczkiem.
    Bowiem, w Niemczech z zasady nie daje się małych dzieci dziadkom, a ja dodatkowo mam w plecy, z powodu renty chorobowej i tego, że nie wiadomo jak długo pożyję.

    Gdy mi przyznawali rentę (przed 8 l.), powiedzieli, że mam przed sobą ok. 2 lat.
    Tutejsza renta jest odpowiednikiem polskiej I grupy i bardzo rzadko jest przyznawana w miarę młodym osobom.

    Czyli, zrobiłam ich w konia, bo nie zanosi się na to, żebym miała wkrótce umierać.:bigsmile:
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.