Chińscy rodzice rozumieją, że nic nie daje frajdy, dopóki nie osiągnie się w tym biegłości, a żeby tego dokonać trzeba pracować w pocie czoła. Pokażcie mi dziecko, które zrobi to z własnej woli. Dlatego przymus bywa w tej kwestii nieodzowny. Często wymaga to od rodziców nie lada wysiłku, gdyż dziecko staje okoniem; początki zawsze są najtrudniejsze i zachodni rodzice przeważnie dają za wygraną. Ale przy odpowiednim podejściu chińska metoda przynosi zaskakujące wyniki. Wytrwałe ćwiczenia, ćwiczenia i jeszcze raz ćwiczenia to klucz do doskonałości, Amerykanie często nie doceniają ich roli. Z chwilą, gdy dziecko zaczyna osiągać sukcesy (...) zewsząd spływają na nie pochwały i zyskuje podziw otoczenia, co z kolei daje mu niemałą satysfakcję. Dzięki temu zdobywa pewność siebie, a niemiłe dotąd zajęcie jawi mu się w zupełnie innym świetle. I rodzicowi łatwiej nakłonić je do wzmożonego wysiłku.
Miliard chinczyków nie moze sie mylic... mam znajomą , której dziecko przez jakiś czas chodziło do elitarnej chińskiej szkoły w Szanghaju - z bliska nie wszystko jest takie piękne. (choc w porównaniu z niby elitarna szkoła w Polsce - cóz, nie ma porównania) Poza tym, przy posiadaniu ustawowego jednego dziecka, nie ma innej rady - trzeba je wycisnac jak cytryne, dopracowac w kazdym calu.
Czy książka nie jest raczej o "chińskich" metodach wychowawczych ale w środowisku zachodnim? I to ludzi mocno wykształconych? To niekoniecznie przekłada się na ogólną "pedagogikę" miliarda Chińczyków. Tak sobie rozważam. Książki jeszcze nie czytałam choć powinnam ponad 2 lata temu. Jeden z wykładowców mawiał, że najlepiej pozycje literackie omawiają studenci, którzy ich nie czytali ponieważ... nie są ograniczeni faktami. ) Moja św. pamięci Mama obserwując nasze działania wychowawcze pytała, czy czytałam tę książkę. Bardzo ciekawa jestem dlaczego, ale jakoś w ręce mi dotąd nie wpadła.
Miliard chinczyków nie moze sie mylic... mam znajomą , której dziecko przez jakiś czas chodziło do elitarnej chińskiej szkoły w Szanghaju - z bliska nie wszystko jest takie piękne. (choc w porównaniu z niby elitarna szkoła w Polsce - cóz, nie ma porównania) Poza tym, przy posiadaniu ustawowego jednego dziecka, nie ma innej rady - trzeba je wycisnac jak cytryne, dopracowac w kazdym calu. ------------- To nie tak. Tzw. chińskie wychowanie, doskonale znane również naszej zachodniej kulturze, bo oparte na pracowitości i posłuszeństwie rodzicom, stosowane jest/było od wieków, gdy w Chinach i na całym świecie normalnością była wielodzietność.
No teraz to tylko elity chcą wychowywać w ten sposób dzieci, bo w przeciwnym wypadku ich przyszłe pokolenia przestałyby być elitami.
Książki jeszcze nie czytałam choć powinnam ponad 2 lata temu. ----------------------- Ja powinnam była ją przeczytać 27 lat temu , wtedy nie miałabym wątpliwości.
książki nie czytałam , bardzo podoba mi się recenzja p.Zalewskiego zgadzam się, że brakuje w tym wszystkim ( jak w ogóle w całej znanej mi Azji) tego CZEGOŚ Celu Ostatecznego tych wszystkich działań ( trudno, niech wyjdę na nawiedzoną)
prawda, że taki system oparty na konfucjanizmie dobrze funkcjonuje na miejscu i w dużej rodzinie zachwycił mnie wiele lat temu i uważam, że wiele można się z niego nauczyć
jednak w wolnej chwili sięgnę nie po tę tygrysicę lecz ponownie po książkę Jadwigi Zamojskiej "O wychowaniu"
a jeszcze na marginesie sobie westchnę z żalem , że Azja kulturowo... zanika amerykanizacja, popkultura, konsupcjonizm, odrzucanie rodzimych tradycji...
mnie też ale nie chciałabym być jej córką -------------- patrząc retrospektywnie (e; jako konsumpcyjne dziecko) , ja też, ale
wychowanie do pracowitości i posłuszeństwa utrudnia obecnie postmodernistyczna kultura, w której żyjemy. Dzieci spotykają się ze swoimi rówieśnikami wychowywanymi naturalistycznie i też by chciały luzu i przyjemności. "Im wolno a mnie nie?!" Dawniej tego nie było i dzieci tradycyjnie wychowywane nie miały za złe swoim rodzicom sposobu wychowania, bo tak byli wychowywani wszyscy naokoło, nie mogło być inaczej.
Przy tym tworzyli silne więzi z rodzicami oparte na prawdziwym szacunku. Widać to nawet w rodzinie Amy Chua.
Nie czytałam ksiażki, wiec moze nie powinnam sie wypowiadac, ale nie wiem - czy tam tez polityka jednego dziecka jednak nie wypaczyła idei? Chodzi mi o to, ze obok jak najbardziej pożądanego szacunku dla rodziców, karnosci, pracowitości pojawiło sie jednak nadmierne śrubowanie wyników, bo to wszystko, co kiedyś miala zapewnic gromadka dzieci teraz skupia sie na jednym , góra dwójce (jesli jedno jest dziewczynka na wsi W moim przypadku np. - nie mamy zdolności muzycznych - niestety, nauka przez ileś tam lat gry na instrumentach byla by męka i wymagała by znacznei wiecej poświecen, niz dla kogoś , kto jednak ten słuch muzyczny ma. W efekcie moze i by sie udało mechanicznie coś tam odtworzyc, ale nei wierze, zeby słuchanie tego bylo jakimś szczególnym przeżyciem dla innych. Z drugiej strony - rysunek zawsze przychodził naturalnie, z łatwościa i w okolicach studiów rysowałam i malowałam juz całkem dobrze, nawet odtwarzałam takie japońskie rysunki całkem udanie ;)Ale wiem, ze wiele osób nie lubi rysowac, ma z tym problem (czesc moich dzieci) i też - nauka rysunku nie bardzo wiem, do czego miala by ich prowadzic. Dzieci chińskie czesto np. wcale nei maja wakacji, bo w czasie wakacji są szkoły dodatkowe, "douczające". I te nawet opisane dojezdzanie tydzien w tydzien na zajecia co niedziela...
Dokladnie taka sytuacj w tej ksiazce jest opisana. Nie chodzi o systematycznosc, o przekraczanie siebie, chodzi o to, ze dziecko ma byc lepsze od innych. Kosztem wakacji i wolnego czasu, czasu na zabawe, czy inne aktywnosci. Mama jest zadowolona jak wygrasz konkurs, nie jak zagrasz lepiej niz ostatnim razem. Taki wyscig szczurow doprowadzony do perfekcyjnosci.
właśnie w taki wyścigu szczurów ( od żłobka) uczestniczą kuzyni i kuzynki moich dzieci mi przykro na to patrzeć, ale synowe są dumne z "osiągnięć" swoich pociech są przekonane,że to zapewni im dobrą przyszłość
Czytałam kiedyś bardzo ciekawy blog pisany przez Polkę mieszkającą w Singapurze. I z jednej strony jej polskie dziecko, które musiało pójść do niższej klasy, bo cóż... nie ten poziom, a z drugiej ogromna presja na sukces wywierana na dzieci azjatyckie przez rodziny, szkołę. Pamietam taką historię, którą autorka opisuje: dziewczynka była pod ich opieką, ale się nie bawiła. Ta Polka chciała z nią pograć w piłkę, ale dziewczynka nie wiedziała za bardzo co z tą piłką się robi... Polka powiedziała potem matce, że piłka wpływa na rozwój mózgu, tak samo jak zabawa na powietrzu. Po jakimś czasie dziewczynka się pochwaliła, że mają w domu dwie piłki i chodzą na spacery.
Tam jeszcze było o tym, że rodzic nigdy nie może powiedzieć nauczycielowi, ze jest zadowolony z postępów dziecka.
Może i przesadzają w tej Azji z edukacją, ale z wpisów na blogu wnoszę, że stan toalet publicznych to w Singapurze mają lepszy niż Brytyjczycy w domach.
Szkoda, ze tego bloga już nie znajdę. Zaginął mi w przepaściach sieci, nawet nie pamiętam nazwy.
Jak byłam w Chinach 10 lat temu, około miesiąca, to widać było totalny syf i bałagan, w pociągu podłoga zawalona opakowaniami po szybkim jedzeniu, jakiś suszonych śliwkach na ostro-słodko-kwaśno czy innych specjałach. Kicz i tandeta królowała, nocowałam w akademiku to wspólna łazienka była taka zasyfiała, że zaczęłam ją sprzątać. Kible - czyli dziury w betonie były obsrane dookoła, ludziom nawet się nie chciało celować w te dziury na odchody. Na pewno są elity ale czy one nie są nastawione na konsumpcję i epatowanie się bogactwem to nie byłabym pewna. Koło 2002 roku byłam w Warszawie na wystawie nowoczesnej sztuki chińskiej to był jeden wielki rzyg, np.zdjęcie ścieżki z owczych kręgosłupów zakrwawionych na śniegu pod tytułem "pasterz".
Dodam , że okoliczne kraje były jakby bardziej "pełne godności", mimo nieraz dużo większej biedy, w Chinach miałam wrażenie, że wszystko jest oceniane przez pryzmat tego czy da się to zjeść.
Ja studiowalam z Chinczykami. Po trupach do celu, tak w wielkim skrocie. Oszustwa, naciaganie, nudzenie o lepsze oceny, a przy tym brak tego czegos, tej iskry, pasji. Chodzace roboty takie. Ten jest lepszy, kto dluzej w bibliotece nad ksiazka wytrzyma i nie zasnie Wiem, generalizuje, ale niejeden Chinczyk mi krwi napsul przy wspolnych projektach.
Ja poznalam paru Chinczykow pracujacych naukowo po doktoratach. I byli super pracowici dokladni a przy tym pomocni i chetni do wspolpracy. Naprawde rozumiejacy idee pracy w grupie. Jak dla mnie praca w grupie przy wspolnych projektach to czysta przyjemnosc byla.
Komentarz
http://www.edukacja-klasyczna.pl/bojowa-piesn-tygrysicy-recenzja
i @Monira.
Dziękuję, warto przeczytać.
ale nie chciałabym być jej córką
-------------
To nie tak.
Tzw. chińskie wychowanie, doskonale znane również naszej zachodniej kulturze, bo oparte na pracowitości i posłuszeństwie rodzicom, stosowane jest/było od wieków, gdy w Chinach i na całym świecie normalnością była wielodzietność.
No teraz to tylko elity chcą wychowywać w ten sposób dzieci, bo w przeciwnym wypadku ich przyszłe pokolenia przestałyby być elitami.
-----------------------
Ja powinnam była ją przeczytać 27 lat temu , wtedy nie miałabym wątpliwości.
zgadzam się, że brakuje w tym wszystkim ( jak w ogóle w całej znanej mi Azji) tego CZEGOŚ
Celu Ostatecznego tych wszystkich działań ( trudno, niech wyjdę na nawiedzoną)
prawda, że taki system oparty na konfucjanizmie dobrze funkcjonuje na miejscu i w dużej rodzinie
zachwycił mnie wiele lat temu i uważam, że wiele można się z niego nauczyć
jednak w wolnej chwili sięgnę nie po tę tygrysicę lecz ponownie po książkę Jadwigi Zamojskiej "O wychowaniu"
a jeszcze na marginesie sobie westchnę z żalem , że Azja kulturowo... zanika
amerykanizacja, popkultura, konsupcjonizm, odrzucanie rodzimych tradycji...
ale nie chciałabym być jej córką
--------------
patrząc retrospektywnie (e; jako konsumpcyjne dziecko) , ja też, ale
wychowanie do pracowitości i posłuszeństwa utrudnia obecnie postmodernistyczna kultura, w której żyjemy. Dzieci spotykają się ze swoimi rówieśnikami wychowywanymi naturalistycznie i też by chciały luzu i przyjemności. "Im wolno a mnie nie?!"
Dawniej tego nie było i dzieci tradycyjnie wychowywane nie miały za złe swoim rodzicom sposobu wychowania, bo tak byli wychowywani wszyscy naokoło, nie mogło być inaczej.
Przy tym tworzyli silne więzi z rodzicami oparte na prawdziwym szacunku. Widać to nawet w rodzinie Amy Chua.
mi przykro na to patrzeć, ale synowe są dumne z "osiągnięć" swoich pociech
są przekonane,że to zapewni im dobrą przyszłość
Pamietam taką historię, którą autorka opisuje: dziewczynka była pod ich opieką, ale się nie bawiła. Ta Polka chciała z nią pograć w piłkę, ale dziewczynka nie wiedziała za bardzo co z tą piłką się robi... Polka powiedziała potem matce, że piłka wpływa na rozwój mózgu, tak samo jak zabawa na powietrzu. Po jakimś czasie dziewczynka się pochwaliła, że mają w domu dwie piłki i chodzą na spacery.
Tam jeszcze było o tym, że rodzic nigdy nie może powiedzieć nauczycielowi, ze jest zadowolony z postępów dziecka.
Może i przesadzają w tej Azji z edukacją, ale z wpisów na blogu wnoszę, że stan toalet publicznych to w Singapurze mają lepszy niż Brytyjczycy w domach.
Szkoda, ze tego bloga już nie znajdę. Zaginął mi w przepaściach sieci, nawet nie pamiętam nazwy.
Wiem, generalizuje, ale niejeden Chinczyk mi krwi napsul przy wspolnych projektach.