Pozwalam sobie założyć nowy wątek w kategorii ogólnej, żeby jak najwięcej osób widziało. Obiecałam sobie, że jak się uda, to będę o Chwale Bożej trąbić
Poniżej zamieszczam moją relację porodową, nieco specyficzną.
I jeszcze raz ogromnie dziękuję za wsparcie modlitewne.
Część pierwsza z 24/04/2016
Mój ulubiony fragment z "Te Deum Laudamus" to "w Tobie Panie zaufałem nie zawstydzę się na wieki". I rzeczywiście Bóg nigdy nas nie zawiódł. Chociaż to nie historia mojego zaufania Panu Bogu (raczej pretensji i wątpliwości), ale Jego wierności człowiekowi.
Pierwsza córka urodziła się 22 listopada 2014 roku. Wymarzone i wyczekane dzieciątko, śliczna, pogodna, uśmiechnięta, wyrozumiała. Chyba od razu pojawiło się pragnienie kolejnego potomka, ale... po cesarskim cięciu zaleca się odczekać. Pragnienie było większe. Chciałam, żeby kolejne dziecko urodziło się siłami natury, ale przecież nawet jeśli odczekam 5 lat, to nie jest pewne, że ciąża nie skończy się podobnie, a 5 lat oczekiwań pójdzie na marne. Byliśmy w wakacje w na rekolekcjach - wspaniały czas. Tam zdecydowaliśmy, że chcemy mieć kolejne dziecko. Po powrocie namiot spotkania i słowa od Pana Boga, szczególnie te "Oto poczniesz i porodzisz Syna". Było to 21 sierpnia. Kilka dni później byłam już w ciąży a lekarz wyznaczył pierwszy termin porodu na … równo za 9 miesięcy czyli 21 maja. Po tych słowach i tak namacalnym dowodzie ich realizacji, wstyd było mi już nawet zastanawiać się czy będzie syn czy córka. Rzeczywiście! Chyba w grudniu lekarz powiedział, że bez wątpienia mamy syna.
Tylko co z porodem po cesarskim cięciu? Pan Bóg już wtedy odpowiedział na moje pytanie "krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego". Jeśli więc taka będzie wola Pana Boga, to uda się i poród naturalany. Najtrudniej było odpowiadać przez 9 miesięcy jak Maryja "niech Mi się stanie według twego słowa".
Wiedziałam, że muszę znaleźć położną, która mnie wesprze, że muszę o poród walczyć itd..... i wiedziałam, że z moją psychiką zupełnie nie ma na to szans! Wstydziłam się napisać nawet maila. Nie wyobrażałam sobie kłótni z personelem w szpitalu w moim wykonaniu. W dodatku właśnie dowiedziałam się, że rodzice wyjeżdżają na wakacje w terminie mojego porodu i nie będą mogli zająć się starszą córką, nie było więc mowy o leżeniu w szpitalu i czekaniu na termin. Pan Bóg wiedział jak jest! I powiedział "A o czwartej straży nocnej przyszedł do nich, idąc po morzu. Uczniowie zaś, widząc go idącego po morzu, zatrwożyli się i mówili, że to zjawa, i ze strachu krzyknęli. Ale Jezus zaraz do nich powiedział: Ufajcie, Ja jestem, nie bójcie się!".
Pan Bóg zna swoje owce i wszystkim pokierował tak, że zupełnie nieznana mi Doula kazała mi do siebie zadzwonić (podała nr tel. a ja ciągle się wstydziłam), wykręciłam numer i otrzymałam namiar i pilne przynaglenie, żeby umówić się z położną, która wesprze mnie przy porodzie sn po cc. Pan Bóg wiedział, że nie będzie miał kto zająć się naszym dzieckiem! Posłał nam osobę, która zapewniła, że w razie czego córka może być z nami cały czas i wszystko spokojnie ogarniemy.
Powiedziała, że możemy zostać w domu w czasie porodu tak długo jak będzie to bezpieczne.
Powiedziałam o tym mężowi, który wydawał się dość przestraszony tą wizją, więc Pan Bóg przyszedł do niego w słowach "Hebrajki są znacznie zdrowsze od Egipcjanek i rodzą tak szybko, że położne nie zdążą przed porodem przybyć".
Ile razy lęk pojawiał się w oczekiwaniu, w każdym swoim Słowie Bóg powtarzał, żeby się nie lękać, że jest "aby owce miały życie i miały je w obfitości". Ostatni fragment przeczytałam w księdze Ezechiela w okolicach uroczystości Dobrego Pasterza, chociaż niby przez przypadek, bo czytam Pismo Święte po kolei.
Dziś wciąż czekamy, oby tylko spełniła się Wola Boże, bez względu jaka jest. I obyśmy potrafili ją przyjąć.
14/06/2016 część druga
Dziś nasz syn ma już ponad dwa tygodnie. Doula, o której pisałam pozostała moim Aniołem Stróżem do samego rozwiązania i po. Dzięki wspaniałej położnej pełzający poród ciągnął się w spokojnych domowych warunkach od piątku do piątku. Syn urodził się naturalnie ważąc 3920 gr. Z tego co wiem czwarta straż nocna to godzina między 3 a 6 nad ranem, Pan Bóg przyszedł z pomocą jak obiecał bo syn urodził się o 4:30. A szybko rodzące Hebrajki? Pytałam o to męża i stwierdził, że może był to taki eufemizm bo na porodówce spędziliśmy tylko niecałe 4 i pół godziny
W porę (tzn. W środku nocy i o 5 nad ranem) znalazła się również niezastąpiona opieka dla starszej córki.
To czego się najbardziej obawiałam - czyli dyskusje i walka z lekarzami – w ogóle mnie ominęło. LEKARZ prowadzący nie widział przeciwwskazań do porodu domowego, a położna, która zgodziła się przy sprzyjających warunkach przyjąć taki poród prawie sama na mnie wpadła. Oprócz tego otrzymałam wsparcie jeszcze od 3 położnych i douli, którym jestem ogromnie wdzięczna. Przede wszystkim wdzięczna jestem Bogu i tym wszystkim, którzy szturmowali niebo, żeby wszystko się udało.
SOLI DEO HONOR ET GLORIA
...chociaż ciągle mam ochotę zawołać do Niego... "BOLAŁO!"
Komentarz
A, to trzeba było 3 rozdział księgi Rodzaju czytać, to byś się nie dziwiła, że boli
Dzięki za świadectwo! Ściskam Was wirtualnie!
No, jak w planie Himalaje, to faktycznie 5 lat poszłoby na marne )
Takie w dzisiejszym świecie niespotykane to "marnowanie" płodności
@Cart bo widzisz człowiek ułomny i woli nie myśleć o tych "nieprzyjemnych" aspektach
ale ciągle liczę jeszcze na to:
"Kobieta, gdy rodzi, doznaje smutku, bo przyszła jej godzina. Gdy jednak urodzi dziecię, już nie pamięta o bólu z powodu radości, że się człowiek narodził na świat."
Mnie ciarki jeszcze przechodzą jak po schodach schodzę bo sobie przypominam starania o to, żeby się coś zaczęło i konsekwencje
8-}
@Rogalikowa mój nick taki bo ja tu na forum właśnie z nadzieję po pierwszym cc przyszłam.
A teraz to już Ci mogę napisać, że jak sobie o Tobie myślałam po moim porodzie, że Ty wiesz co Cię czeka i czekasz z takim entuzjazmem to... ^:)^
edit: a co do odstępów, to u nas półtora roku było, a i tak spotkałam jednego lekarza, który by pro forma zrobił kolejne cc, bo za mały odstęp, na szczęście był przy tym mój lekarz i powiedział tamtemu co o tym myśli
@Hope =D>
ale faktycznie, jak tylko się dzidziusia dostanie na ręce to zapomina się o całym tym bólu (tzn. ja zapominam, bo nie mam jakiś traumatycznych przejść).
Ja dopiero przy trzecim porodzie skupilam się na tym co się dzieje,pamietam do tej pory to uczucie kiedy przechodziła przez kanał,kiedy położna powiedziała że teraz już przeenieć muszę ,ona sama wyjdzie a ja mam się cieszyć ta chwilą.To był pierwszy świadomy poród ,taki prawdziwy i emocjonalny i nawet mój mąż stojący obok (a miało go tam nie być ) był ta częścia która wszystko połączyła w piękny akt.Zycze Ci samych takich porodów,poprowadzonych i przeżytych z uczuciem.