@Mamabacia uogolniam ? Nooo, może troszeczkę A bo mnie takie żale nad niby-trzeźwiejącymi alkoholikami rozdrażniają. A żeby wytrzeźwieć to trzeba co najmniej drugie tyle ile się chlało,na mityngi latać i łopatą sobie samemu do głowy kłaść,żeby trochę zacząć rozumieć.
Nie rozumiesz bo założyłaś ze w ogóle są tu do kogoś o coś pretensje. A to była obserwacja pewnej prawidłowości i tyle.
@kasha: "Tym bardziej,że z tym co ma w głowie ,wygadując takie bzdury, widać że z terapii niewiele zrozumiał i niewiele wyniósł. I żona pewnie też to widzi i jeszcze bardziej ją to przeraża. Bo teoretycznie naprawiony (nie chla) ale dekiel wciąż zryty i do remontu generalnego."
Widze że dośpiewałas sobie całą historię, nie widząc nawet człowieka na oczy. Jak w znanym kawale:
Jaś i Małgosia bawią się w dom. Małgosia podaje zupę. Jaś: - Małgosiu, zupa trochę przesolona. - Jak to zupa przesolona? To znaczy że co, że ja nie umiem gotować? A jak nawet nie umiem gotować, to znaczy co, że nie mam prawa do błędów? Nie mam prawa do błędów, znaczy że nie jestem człowiekiem?! Jestem psem??!! MAmoo!!!! Jasiu powiedział do mnie "ty suko".
No mąż ma pretensje do żony,że mu decydować nie pozwala. A ty razem z nim. Nie muszę sobie nic dośpiewywać,wszystkie historie trzeźwiejących alkoholików są takie same. Chlanie,detoks,6-8 tygodni terapii (albo i nie) i przekonanie,że jest bogiem a co najmniej herosem bo ( chwilowo) nie chla.I niestety niewielu podejmuje dalszą terapię ( bo ta pierwsza po detoksie jest tylko po to, żeby pokazać kierunek) i dzień po dniu mozolnie podejmuje trud naprawienia tego co przez lata niszczyli.
TecumSeh masz dzieci? to sobie wybraź ze twóją małą córeczkę czy synka zgwałcił pijany zarzygany sąsiad. I potem on do ciebie przychodzi twierdząc ze teraz zrozumiał swój błąd i już więcej tego nie zrobi. Rozumiem ze będziesz oczekiwał od swojego dziecka natychmiastowego powrotu do normalności bo przeciez gwałcił ale juz tego nie robi, a problem ma twoje dziecko ze sobie z tym nie radzi - cóż wystarczy ze przywyknie znów do normalności. W ramach tej normalności zaprosiłbyś go pewnie jeszcze na niedzielny obiad by wspólnie ustalić warunki dobrego sąsiedztwa.
Tak, ja sobie z tym nie radzę, za mało widać we mnie empatii. I dlatego dzisiaj, jak w każdą środę spędziłam dwie godziny na terapii gdzie grupa takich dziwaków jak ja wypłakiwała się próbuje dojśc do siebie po tym jak ich żony/męzowie przestali chlać, znęcać się nad nimi, kraść, oszukiwać i zdradzać. Nie radzimy sobie z brakiem cierpienia, marzymy wprost o powrocie przemocy. Gówno wiesz o powrocie do normalności.
@Nika76: "Pytałam czy na podstawie swojego przykładu wyrobiles sobie zdanie o całym AA"
Nie, bo po pierwsze nigdy nie oceniam grup po jednostkowym przykładzie, a po drugie nie robiłem studium przypadku.
@Nika76: "Co do ryby... ludzie w rodzinie alkoholowej to są takie ryby. Życie przy dnie ich tego nauczyło. .. Muszą
przechodzić ciężka prace nad sobą żeby dojść do normalności. .. od
samego nieposiadających i tolerancji to się ten proces dopiero zaczyna.
Ryba musi przejść proces ewolucji aż wykrztalca jej się płuca. "
I dokładnie o tym pisałem: "kolejny schemat który ponoć pojawia się bardzo często - niewątpliwie
biedna i cierpiąca żona tak się przyzwyczaiła do swojego cierpienia że
nie za bardzo potrafi się odnaleźć kiedy owego cierpienia zabraknie"
Przecież to jest kropka w kropkę to samo, tylko nie wiem dlaczego przypisuje mi się tutaj obwinianie kogokolwiek.
Zwłaszcza ze na logikę, skoro żona alkoholika uznaje współdecydowanie za coś niezwykłego, do czego trudno się przywyczaić, wniosek płynie taki, że gość chlał tak, że nie miał okresów trzeźwości, a przynajmniej ona nie pamięta.
Nie wpółdecydowanie jest dla niej niezwykłe,tylko oddanie sterów osobie do tego nieodpowiedniej,po prostu ją przeraża. Albo bardziej zrozumiale : żona zrobiła kurs prawa jazdy,dostała zaświadczenie,jeździ od lat,jest doświadczonym kierowcą. Mąż zaczął chodzić na kurs przygotowujący i uważa,że on również powinien prowadzić ich wspólne auto. Bo on już wie i umie.I mu się należy.A zła zona uważa że to nienormalne.
Logika tego świata to budowanie wartości własnej osoby na tym, w czym inni są dobrzy lub słabi. Ile złości i goryczy , a przecież nie zmieni to niczego. Nie zmieni na dobre. Ale przecież trzeba zwalić wszystko na kogoś. I na tle tego "gorszego" budować swoją "lepszość".
Mamobabciu jeśli masz na myśli osoby współuzależnione to rzeczywiście ,one w trakcie trwania w relacji z alkoholikiem,budują swoją "lepszość" na podstawie "gorszości" alkoholika ale płacąc za to ogromną cenę.Jeśli są to rodzice to wciągają jeszcze w ten chory,pokraczny sposób życia ,też dzieci. Ale w momencie kiedy chcą się z tego chorego układu wydostać,zaczynają się uczyć jak żyć właśnie odwrotnie,bez budowania na gorszości. I wtedy dowiadują się ,że maja wartość sami w sobie.A to jest bardzo,bardzo trudno przyjąć do wiadomości.Min.do tego potrzebna jest terapia.Kilkuletnia.I czasem pomoże ,a czasem nie.
W ramach religii własnego ja dzieci też do końca życia będę obwiniały rodziców za nieszczęśliwe dzieciństwo i za ich wybory. Wszyscy są winni. To takie wygodne, że nie muszę już pracować nad sobą. A wspomnij tylko, że mają naśladować Pana Jezusa, od razu pada zarzut, że On był Bogiem, to miał łatwiej. Jakby o to chodziło, żeby mi było łatwiej i mnie się wszystko należy.
@Nika76: "Bo dla równowagi nie wypowiedziałes się równie cynicznie o koledze."
Tak się składa że w tym wątku nie wypowiedziałem się cynicznie ani o żonie, której nie poznałem, ani o koledze - w ogóle nie widzę powodu, by to robić. Natomiast upór z jakim przypisuje mi się złe intencje jest co najmniej zastanawiający.
Nie jest mile słyszeć ze "lubisz cierpiec i trudno ci się z tym rozstać".. a że słyszałam to już wiele razy jako osoba wspoluzalezniona - mam alergię
Bezsprzecznie coś w tym jest. Ale taka postawa jest tak idiotyczna i spontaniczna ze trudno się do tego przyznac.
No bo jak: nalogowiec jest nie do wytrzymania i serce mi pęka czterdzieści razy dziennie "przez niego"... a ja niby nie musze się tym przejmować tylko mam się zająć własnym spokojem?
@malagala: "Tecum, ale wtf żony to raczej objaw, ze cos się faktycznie zmienilo. I
brzydko mówiąc, bardziej jej problem. "
Ale ja wiem:) To kolejny schemat który ponoć pojawia się bardzo często:) Niewątpliwie biedna i cierpiąca żona tak się przyzwyczaiła do swojego cierpienia że nie za bardzo potrafi się odnaleźć kiedy owego cierpienia zabraknie:)
A możesz mi powiedzieć co miały znaczyć te dwa uśmieszki?
Jestem od niedawna po rozmowie z mamą która właśnie większość sprowadza do wyniku trudnego dzieciństwa. Zastanawiam się co to daje że się wie że się jest w jakimś sensie dziwnym ze względu na wzrastanie w określonym domu? To chyba nigdy nie była tajemnica że się pewne rzeczy wynosi z domu. W sensie wartości, zachowań, urazów... Tylko co z tego? Nie lepiej pracować nad sobą, nad konkretnymi zachowaniami niż obwinianiem rodziców że nie byli doskonali? Moja mama np mi mówiła że trzeba wypowiedzieć wszystkie pretensje które się chowa w głębi serca. I np nie wierzy że ja osobiście nie mam żadnych pretensji do niej i uważam jej błędy za coś co się każdemu może przytrafić. Natomiast pretensje to mam o obecne zachowania. Kurczę no ile można żyć przeszłością? Ja np nie potrafię grzebać w przeszłości i uważam to za stratę czasu. Żyje tu i teraz. I jeśli mam problemy to obecnie a nie kiedyś i w sumie guzik mnie obchodzi po czym jej mam.
No ona tak mówi o swoich rodzicach a moich dziadkach. Że jej tata ją opuścił bo umarł we wczesnym dziecinstwie a babcia nie potrafiła okazywać uczuć i ją obwiniała. m. in za śmierć dziadka bo jej powiedziała w rozpaczy: czemuś ojca nie upilnowała. Dziadek miał depresję i prawdopodobnie zginął samobójczą śmiercią rzucając się pod pociąg. Tylko się zastanawiam nad skutecznością terapii skoro ma polegać na przerzucaniu odpowiedzialności za swoje zachowania na innych. I rostrzasania wiecznie tego samego. Nie rozumiem czemu trzeba zwalczać w sobie nadodpowiedzialnosc zamiast stwierdzić że sie po prostu takim jest. Przecież niektórych rzeczy nie da się zmienić. Jak ktoś jest kwoką to raczej nią pozostanie. Wszystko trzeba korygować i poprawiać? Nie da sie z tym żyć?
To na czym polega terapia? Czy raczej powinna polegać? Co to jest normalność skoro każdy definiuje ją inaczej i do czegoś innego dąży np w wychowaniu dzieci, czy w małżeństwie? Przecież tu nie ma wzorców obiektywnych.
Terapia leczy z chorego poczucia winy. Jeśli ktoś żyje w przekonaniu ze jest calkiem do kitu to psychoterapia ma mu pokazać zależności które go ukrztaltowaly żeby przestał się winić - bo to osłabia. To jest wstęp do tego by zaczął pracować nad tym na co ma wplyw
Hmm każdy powinien mieć poczucie winy jeśli coś robi nie tak. Niezależnie od tego z czego to zachowanie wynika. Chyba że poczucie winy polega na tym że jestem do dupy i nic tego nie zmieni więc nie ma znaczenia jak się zachowuję.
... a nawet jak chore poczucie winy mobilizuje do zmian poprzez działania niemożliwe do wykonania... w konsekwencji prowadząc do klęski. ... to to tez jest niewłaściwy kierunek
Jak to rozdzielić na co się ma wpływ a na co nie? Moim zdaniem na większość zachowań ma się wpływ. Kwestia kontroli emocji i jakiejś dozy racjonalizacji. Albo patrzenia na to jaki się ma cel w życiu odnośnie konkretnych spraw.
@Odrobinka tyle że ludzie mają różną wrażliwość na te emocje i zdolności ich kontroli. Jak Cię trzech zbirów napadnie i pobije na środku ulicy to jesteś obiektywnie ofiarą. Po jednym to spłynie, inny wpadnie w złość a jeszcze inny będzie tak przerażony ze nie będzie w stanie wyjść z domu. Zeby zacząć skuteczną terapię trzeba dojśc do tego co/kto nas skrzywdził czy może co my odczuliśmy jako krzywdę. Nie wiem jak to jest gdzie indziej ale ja mam za sobą trapię małżeńską, rodzinną, indywidualną a teraz grupową. NIGDY nie usłyszałam od żadnego terapeuty że skoro mąż zrobił co zrobił to moge się teraz upajac swoja krzywdą. Zawsze praca szła w kierunku pracy nad sobą, nigdy nikt nie proponował rozwodu jako lekarstwa, ale też nigdy nikt nie kwestionował podłego zachowania mojego męża, próbując mi wmówić ze nic się nie stało.
Nie spoktałam jeszcze kogoś kto w lubi tkwić w poczuciu skrzywdzenia czy bycia ofiarą, bo to okopnie męczy psychicznie, rozwala życie. Za to wiem ze to co jednym przydzie z łatością innym, mimio szczerych chęci i ciezkiej pracy zajmie lata. Jesteśmy różni, jedni płacza na reklamach a innych nie rusza widok katowanego obok człowieka.
Możesz się dziwić niektórym swoim reakcjom spontanicznym i wtedy analizować, dlaczego ona była taka. Wtedy można pracować nad sobą, żeby tę reakcję zmienić.
Jak to rozdzielić na co się ma wpływ a na co nie? Moim zdaniem na większość zachowań ma się wpływ. Kwestia kontroli emocji i jakiejś dozy racjonalizacji. Albo patrzenia na to jaki się ma cel w życiu odnośnie konkretnych spraw.
ma się wpływ, terapia właśnie to ma często na celu pokazać.
Odrobinka powiedział(a): ak ktoś jest kwoką to raczej nią pozostanie. Wszystko trzeba korygować i poprawiać? Nie da sie z tym żyć?
i to tez prawda czasem terapia nie ma na celu zmiany ale pokaznia ze w byciu sobą nie ma nic złego, że nie musisz się dostosowywac do innych.
Możesz się dziwić niektórym swoim reakcjom spontanicznym i wtedy analizować, dlaczego ona była taka. Wtedy można pracować nad sobą, żeby tę reakcję zmienić.
Tak dokładnie, tylko jednemu zajmie to tydzień a drugiem lata.
Jak to rozdzielić na co się ma wpływ a na co nie? Moim zdaniem na większość zachowań ma się wpływ. Kwestia kontroli emocji i jakiejś dozy racjonalizacji. Albo patrzenia na to jaki się ma cel w życiu odnośnie konkretnych spraw.
Mnie modlitwa o pogodę ducha pomaga. Żeby to rozróżnić to trzeba dostac wymodlona mądrość z Góry, ale wystarczy o nią poprosić. Zawsze przychodzi.
Nie na większość zachowam ma się wplyw, ale sporo można zmienić
Czasem sobie człowiek myśli ze prawie na wszystko i wszystkich ma wpływ ale tam gdzie skończył się wpływ a zaczęła manipulacja leżała granica która chory człowiek przekracza w przekonaniu ze to była jego sprawa
Komentarz
Zezarlo mi pół posta wiec napisze jeszcze raz
Pytałam czy na podstawie swojego przykładu wyrobiles sobie zdanie o całym AA
Nooo, może troszeczkę
A bo mnie takie żale nad niby-trzeźwiejącymi alkoholikami rozdrażniają.
A żeby wytrzeźwieć to trzeba co najmniej drugie tyle ile się chlało,na mityngi latać i łopatą sobie samemu do głowy kłaść,żeby trochę zacząć rozumieć.
No mąż ma pretensje do żony,że mu decydować nie pozwala.
A ty razem z nim.
Nie muszę sobie nic dośpiewywać,wszystkie historie trzeźwiejących alkoholików są takie same.
Chlanie,detoks,6-8 tygodni terapii (albo i nie) i przekonanie,że jest bogiem a co najmniej herosem bo ( chwilowo) nie chla.I niestety niewielu podejmuje dalszą terapię ( bo ta pierwsza po detoksie jest tylko po to, żeby pokazać kierunek) i dzień po dniu mozolnie podejmuje trud naprawienia tego co przez lata niszczyli.
"Przecież to jest kropka w kropkę to samo, tylko nie wiem dlaczego przypisuje mi się tutaj obwinianie kogokolwiek."
Bo dla równowagi nie wypowiedziałes się równie cynicznie o koledze.
Tak, ja sobie z tym nie radzę, za mało widać we mnie empatii. I dlatego dzisiaj, jak w każdą środę spędziłam dwie godziny na terapii gdzie grupa takich dziwaków jak ja wypłakiwała się próbuje dojśc do siebie po tym jak ich żony/męzowie przestali chlać, znęcać się nad nimi, kraść, oszukiwać i zdradzać. Nie radzimy sobie z brakiem cierpienia, marzymy wprost o powrocie przemocy. Gówno wiesz o powrocie do normalności.
Albo bardziej zrozumiale : żona zrobiła kurs prawa jazdy,dostała zaświadczenie,jeździ od lat,jest doświadczonym kierowcą.
Mąż zaczął chodzić na kurs przygotowujący
i uważa,że on również powinien prowadzić ich wspólne auto.
Bo on już wie i umie.I mu się należy.A zła zona uważa że to nienormalne.
Ile złości i goryczy , a przecież nie zmieni to niczego. Nie zmieni na dobre. Ale przecież trzeba zwalić wszystko na kogoś. I na tle tego "gorszego" budować swoją "lepszość".
Ale w momencie kiedy chcą się z tego chorego układu wydostać,zaczynają się uczyć jak żyć właśnie odwrotnie,bez budowania na gorszości.
I wtedy dowiadują się ,że maja wartość sami w sobie.A to jest bardzo,bardzo trudno przyjąć do wiadomości.Min.do tego potrzebna jest terapia.Kilkuletnia.I czasem pomoże ,a czasem nie.
A druga rzecz : po tym co teraz napisałeś szkoda mi czasu na rozmowę z tobą.
A wspomnij tylko, że mają naśladować Pana Jezusa, od razu pada zarzut, że On był Bogiem, to miał łatwiej.
Jakby o to chodziło, żeby mi było łatwiej i mnie się wszystko należy.
Bezsprzecznie coś w tym jest. Ale taka postawa jest tak idiotyczna i spontaniczna ze trudno się do tego przyznac.
No bo jak: nalogowiec jest nie do wytrzymania i serce mi pęka czterdzieści razy dziennie "przez niego"... a ja niby nie musze się tym przejmować tylko mam się zająć własnym spokojem?
Zawsze możesz powiedzieć ze wszystkie Twoje błędy to Jej wina!
Tylko się zastanawiam nad skutecznością terapii skoro ma polegać na przerzucaniu odpowiedzialności za swoje zachowania na innych. I rostrzasania wiecznie tego samego.
Nie rozumiem czemu trzeba zwalczać w sobie nadodpowiedzialnosc zamiast stwierdzić że sie po prostu takim jest. Przecież niektórych rzeczy nie da się zmienić. Jak ktoś jest kwoką to raczej nią pozostanie. Wszystko trzeba korygować i poprawiać? Nie da sie z tym żyć?
Jeśli ktoś żyje w przekonaniu ze jest calkiem do kitu to psychoterapia ma mu pokazać zależności które go ukrztaltowaly żeby przestał się winić - bo to osłabia. To jest wstęp do tego by zaczął pracować nad tym na co ma wplyw
Z takiego poczucia winy leczyć ma terapia
Wina może dotyczyć sfery na którą ma się wpływ. Zakres tego wpływu nawet nie jest jasny
Kluczową kwestią to to czy poczucie winy mobilizuje do zmian na lepsze czy demobilizuje. To pierwsze jest zdrowe a to drugie nie
Nie spoktałam jeszcze kogoś kto w lubi tkwić w poczuciu skrzywdzenia czy bycia ofiarą, bo to okopnie męczy psychicznie, rozwala życie. Za to wiem ze to co jednym przydzie z łatością innym, mimio szczerych chęci i ciezkiej pracy zajmie lata. Jesteśmy różni, jedni płacza na reklamach a innych nie rusza widok katowanego obok człowieka.
Odrobinka powiedział(a):
ak ktoś jest kwoką to raczej nią pozostanie. Wszystko trzeba korygować i poprawiać? Nie da sie z tym żyć?
i to tez prawda czasem terapia nie ma na celu zmiany ale pokaznia ze w byciu sobą nie ma nic złego, że nie musisz się dostosowywac do innych.
Żeby to rozróżnić to trzeba dostac wymodlona mądrość z Góry, ale wystarczy o nią poprosić. Zawsze przychodzi.
Nie na większość zachowam ma się wplyw, ale sporo można zmienić
Czasem sobie człowiek myśli ze prawie na wszystko i wszystkich ma wpływ ale tam gdzie skończył się wpływ a zaczęła manipulacja leżała granica która chory człowiek przekracza w przekonaniu ze to była jego sprawa