Leki przeciwdepresyjne i przeciwlękowe nie wyeliminują całkowicie problemu, w każdym razie przyczyny. Dlatego mam @Aniela pytanie, jakie alternatywy proponujesz dla osób z zaburzeniami korzystających z psychoterapii. Pozytywne myślenie, sport, modlitwa?
No właśnie w tym dostrzegam nieuczciwość w dyskusji: nieuczciwe jest postrzegać medycynę tak, że się nie widzi Semmelweisa. Tak samo nieuczciwe jest postrzeganie psychologii tak, że się nie widzi współczesnych terapii, których skuteczność jest zbadana.
Czy aby na pewno? Łysenkizm też był "zbadany", marksizm-leninizm-stalinizm też był "naukowy", marryzm też był "uznany i potwierdzony". Czy sam wypraktykowałeś te terapie i oglądałeś efekty? A jeśli nawet, czy jesteś pewien, że to nie zwykły zbieg okoliczności, korelacja? Czy może po prostu czytałeś o tym? Papier jest cierpliwy. W latach 60. studenci chemii Politechniki Wrocławskiej dziwili się, że doświadczenia, które opisał w swoim podręczniku wybitny radziecki uczony, nie wychodzą. Zarzucali sobie nieudolność, niestaranne mycie szkła laboratoryjnego etc., bo przecież wielki radziecki uczony nie mógł się mylić. Dopiero później okazało się, że doświadczenia nie wychodzą, bo wyjść nie mogą, a radziecki uczony wpisał do podręcznika, że wyszły, bo tak było ładniej.
Oczywiście można ładnie wytłumaczyć to sobie korelacją czy przypadkiem czy też przekonywać, że to na pewno nieprawda, bo pewien radziecki uczony kłamał w swoich książkach Świadczy to jednak o naginaniu rzeczywistości do swojej tezy, a nie sensownym argumentowaniu.
Czy aby na pewno? Łysenkizm też był "zbadany", marksizm-leninizm-stalinizm też był "naukowy", marryzm też był "uznany i potwierdzony". Czy sam wypraktykowałeś te terapie i oglądałeś efekty? A jeśli nawet, czy jesteś pewien, że to nie zwykły zbieg okoliczności, korelacja? Czy może po prostu czytałeś o tym?
Odpowiem Bocheńskim: PEWNOŚĆ. Mówimy, że ktoś jest czegoś pewny, kiedy nie może rozsądnie o tym czymś wątpić. Jestem np. w tej chwili pewny, że siedzę, że deszcz pada za moim oknem, że dwa i dwa to cztery i że jeśli deszcz pada, to nieprawdą jest, że nie pada. Istnieją dwa zabobony dotyczące pewności. Jeden z nich to sceptycyzm, zabobon polegający na twierdzeniu, że nikt nie jest nigdy niczego pewny, co jest nie tylko fałszem, ale nawet śmiesznym fałszem. Drugi zabobon, to żądanie, by człowiek szukał w każdej sprawie tzw. pewności bezwzględnej, to jest tej, która przysługuje np. prostym twierdzeniom matematycznym. Filozof francuski z okresu upadku, Kartezjusz, poszedł nawet dalej i szukał pewności jeszcze większej. Według niego taką pewność posiada tylko jego słynne cogito, zdanie: “Myślę, więc jestem” (naprawdę to zdanie nie jest wcale pewniejsze od wspomnianych twierdzeń matematycznych).
Ten ostatni zabobon wynika z pomieszania dwóch różnych pojęć, a mianowicie pojęcia pewności bezwzględnej z pojęciem tzw. pewności moralnej, to jest z wysokim prawdopodobieństwem. W przytłaczającej większości wypadków osiągamy najwyżej ową pewność moralną, ale ona też najzupełniej wystarcza. Wbrew rozpowszechnionym poglądom, teorie nauk przyrodniczych posiadają tylko tę względną. Nie jest np. bezwzględnie pewnym, że Ziemia obraca się wokół Słońca, ale przecież prawdopodobieństwo poglądu ks. kanonika Kopernika osiągnęło obecnie tak wysoki stopień, że podawać go w wątpliwość byłoby wysoce nierozsądnym. Podobnie nie mogę być bezwzględnie pewny, że w mojej zupie nie będzie dziś trucizny. Może kucharz zwariował albo powziął do mnie skrytą nienawiść (choć mnie nawet nie zna) i wlał do rosołu jakąś dioksynę czy inne paskudztwo. Czyż wynika z tego, że nie powinienem jeść zupy? Bynajmniej, bo w praktyce owa pewność moralna, że zupa nie jest zatruta i że Ziemia przecież się kręci wokół Słońca, wystarcza najzupełniej.
Inna rzecz, że w niektórych rzadkich wypadkach istnieje także pewność bezwzględna. Wielki logik polski, śp. Jan Łukasiewicz, pokazywał kiedyś autorowi przydługie twierdzenie logiczne, zaczynające się od bodaj czternastu liter i zapytany, czy jest prawdziwe, powiedział ze zdziwieniem: ono jest całkiem na pewno, bezwzględnie prawdziwe.
No cóż, zapewne ci, którzy prosto z sekcji zwłok szli do porodu, też mieli moralną pewność, że mycie rąk to bezsensowna strata czasu. Inżynier Sobczyk mógł mieć moralną pewność, że wyhoduje w Polsce ryż (i wyhodował, tyle że kilo tego marnego ryżu kosztowało tyle co tona czy więcej pszenicy). Lekarze, którzy trzydzieści lat temu zapewniali, że zjedzenie więcej niż trzech jajek tygodniowo grozi śmiercią w męczarniach, też zapewne mieli moralną pewność. Być może dzisiaj z miedzianymi czołami głoszą coś zupełnie innego, w końcu trzydzieści lat to niedużo czasu A w razie wątpliwości w pewności tej podtrzymali ich inni wybitni lekarze poprzez swoje publikacje. Moralną pewność co do faktu, czy pada deszcz, osiągnąć bardzo łatwo, natomiast fakt, czy to Ziemia obraca się wokół Słońca, czy Słońce wokół Ziemi, dla człowieka nie ma najmniejszego znaczenia. Natomiast mycie rąk czy jedzenie lub niejedzenie jajek może mieć wielkie znaczenie, dlatego z tą pewnością to ja bym uważał, choć nie dziwi mnie, że ktoś, kto jest tak mało spostrzegawczy, żeby nie dostrzec istnienia i działania Boga w świecie, wierzy w cokolwiek.
Myśle, ze dla wszystkich osób wyleczonych z zaburzeń lekowych i depresji skuteczność terapii b-p ma ogromne znaczenie. No cóż, nie można zabronić nikomu wyboru tkwienia we własnym wymyślonym świecie, w którym nie maja znaczenia udokumentowane pozytywne efekty i setki wyleczonych osób (czy nawet zwykła logika - wystarczy trochę poczytać o metodach na których opiera się terapia), ewentualnie są wymysłem radzieckich naukowców
A inaczej: które z tych wypowiedzeń jest dla Ciebie sensowną argumentacją:
1. Czy aby na pewno? Łysenkizm też był "zbadany", marksizm-leninizm-stalinizm też był "naukowy", marryzm też był "uznany i potwierdzony". Czy sam wypraktykowałeś PSYCHOTERAPIĘ i oglądałeś efekty? A jeśli nawet, czy jesteś pewien, że to nie zwykły zbieg okoliczności, korelacja? Czy może po prostu czytałeś o tym? Papier jest cierpliwy.
2. Czy aby na pewno? Łysenkizm też był "zbadany", marksizm-leninizm-stalinizm też był "naukowy", marryzm też był "uznany i potwierdzony". Czy sam wypraktykowałeś CHEMIOTERAPIĘ i oglądałeś efekty? A jeśli nawet, czy jesteś pewien, że to nie zwykły zbieg okoliczności, korelacja? Czy może po prostu czytałeś o tym? Papier jest cierpliwy.
3. Czy aby na pewno? Łysenkizm też był "zbadany", marksizm-leninizm-stalinizm też był "naukowy", marryzm też był "uznany i potwierdzony". Czy sam wypraktykowałeś FIZJOTERAPIĘ i oglądałeś efekty? A jeśli nawet, czy jesteś pewien, że to nie zwykły zbieg okoliczności, korelacja? Czy może po prostu czytałeś o tym? Papier jest cierpliwy.
Żeby nie było: ja nie mam w sumie problemu z ludźmi, którzy odrzucają psychologię (lub jej nurty), medycynę czy Bóg wie co jeszcze. Moja obserwacja jest taka, że, tak, jak napisałeś, po prostu przyjmują inne argumenty / autorytety i postępują w pewności moralnej, co do słuszności / prawdy.
Są osoby które i tak wiedza swoje i raka będą leczyc witaminami zamiast złej chemii. Próbować można, ale taka niezmącona pewność swojej racji będącej w opozycji do aktualnych badań i doświadczeń mnie zadziwia.
Każdą z tych wypowiedzi można przyjąć jako sensowne zachowanie ostrożności (choć akurat przy pewnej formie fizjoterapii moja moralna pewność może być duża, bo znam z bliska a nie z literatury, więc nierozsądnie byłoby mówić, że nie pomaga, skoro pomaga). Ja tam na razie nic nie odrzucam, ale nie dałbym też się pokrajać za to, że te terapie są skuteczne i że za 50 lat, kiedy będą krytykowane, ktoś nie powie: "To oczywiste. Przecież to przestarzałe i nieskuteczne". Co do chemioterapii można znaleźć np. takie kwiatki:
Jeżeli na podstawie tej plątaniny, ktoś potrafi uzyskać moralną pewność w taki sam sposób, jak rzucając okiem za okno, stwierdza, czy deszcz pada, czy nie pada, to gratuluję bystrości. Ja czuję się zagubiony.
znajoma leczyla sie ziolami, dieta bardzo restrykcyjna, wlewami z witamin ale nic to nie dalo bo rak rosł w gardle az bylo za pozno zeby go wyciac bo trzeba by wyciac jezyk, czesc podniebienia i inne rzeczy zmarła mogla zyc ..wystarczylo wyciac guz wczesniej ..wtedy kiedy zalecal lekarz. ale zyla w otoczeniu ludzi ktorzy tak jak ona sama mieli przekonanie ze chemioterapia zabija a chirurgia pozbawia narzadow tak wiec chemioterapia jej nie zabila, a narzady obrosły nowotworem
znajoma leczyla sie ziolami, dieta bardzo restrykcyjna, wlewami z witamin ale nic to nie dalo bo rak rosł w gardle az bylo za pozno zeby go wyciac bo trzeba by wyciac jezyk, czesc podniebienia i inne rzeczy zmarła mogla zyc ..wystarczylo wyciac guz wczesniej ..wtedy kiedy zalecal lekarz. ale zyla w otoczeniu ludzi ktorzy tak jak ona sama mieli przekonanie ze chemioterapia zabija a chirurgia pozbawia narzadow tak wiec chemioterapia jej nie zabila, a narzady obrosły nowotworem
To wszystko byłoby bardzo proste, gdyby była pewność, że rzeczywiście żyłaby dzięki tym zabiegom. Jeżeli ktoś ma taką pewność, będzie działał zgodnie z tą pewnością. Równocześnie można sobie wyobrazić scenariusz inny: mimo chemioterapii, operacji i związanych z tym dużych niedogodności i działań niepożądanych ktoś chory umiera i do tego jeszcze się namęczy. Ja w każdym razie nie potrafiłbym nikomu powiedzieć: "Idź na chemioterapię, radioterapię czy coś tam innego" ani też "Nie idź na chemioterapię, radioterapię czy coś tam innego". Za małą mam wiedzę. Każdy sam staje wobec tej decyzji, sam musi ją podjąć i sam zbierze jej owoce.
Umieranie z nowotworem w gardle odbywa się przez duszenie a pacjent jest wiele tygodni na silnych lekach przeciwbolowych a raczej narkotykach bo leki to już nie są ..nic nie leczą. Jeżeli jest czas na wycięcie nowotworu i leczenie to po co się upierać i tego nie robic. I pełna zgoda, że każdy sam podejmuje decyzję. Ale głoszenie teorii że leczenie konwencjonalne zabija też jest szkodliwe.
"chemioterapia zabija połowę chorych na raka"...matko, czy to taki styl tvrepubliki, prymitywne manipulacje byle przyciągnąć szokującym nagłówkiem?!
dalej artykuł podaje:
"Badania opublikowane w The Lancet Oncology dotyczą ponad 23.000 kobiet z rakiem piersi i prawie 10000 mężczyzn z rakiem płuc, którzy byli poddani chemioterapii w 2014, z czego 1383 zmarło w ciągu pierwszych 30 dni do podania chemii. Śmiertelność w Lancashire Teaching Hospitals w przypadku pacjentów poddawanych leczeniu z powodu raka płuc wynosiła 28%,z kolei w Milton Keynes aż 50,9 %"
co podaje prasa brytyjska, o czym nie ma wzmianki w powyższym linku? - badania w szpitalu ze śmiertelnością 50% dotyczyły niewielkiej liczby pacjentów - śmiertelność 28% dotyczyła chemii PALIATYWNEJ
pomijając już, że z JEDNEGO brytyjskiego szpitala w którym wystąpiła taka śmiertelność portal tworzy histeryczne tytuły "chemioterapia zabija połowę chorych na raka", należy pamiętać, że rak płuc często rozwija się bezobjawowo, a więc pacjent rozpoczyna leczenie już w zaawansowanym stadium choroby
Podziwiam odwagę tych, którzy bez oporu daliby sobie wpakować w żyłę substancje powodujące "koszmarne skutki uboczne". Wiecie, co jest w składzie tej terapii?
zeby zrobic wlew wit c to wpierw nalezy oczyscic organizm i robi sie sesje kilku innych wlewow aby moc wkoncu podpiac sie pod wit c Nie jest to szkodliwe wrecz wzmacnia organizm ale nic nie leczy NA takie wlewy przychodza ludzie ktorzy czuja sie oslabieni, sportowcy, panie ktore chca poprawic wyglad skory ...
Ależ wy umiecie manipulować tymi linkami JiB. Zastanówcie się co robicie. Ludzie umierają z niedożywienia, które jest skutkiem źle prowadzonego leczenia po chemio i radio terapii.
A cóż my takiego robimy? Po prostu zastanawiamy się. Kwestia może przecież dotyczyć każdego i trzeba wtedy podjąć jakąś decyzję. Czyżby myślenie było źle widziane?
JA za to znam osobę, która umarła z powodu chemii, i czego to dowodzi? Czasami lekarz nie wie co dla chorego lepsze, a z chemią trzeba uważać i każdy przypadek jest inny. Czasami chory może żyć dłużej i lepiej z rakiem niż z chemią, a czasami odwrotnie. Najgorsze jest to, że na pewnym etapie choroby, po kolejnych chemiach lekarze nie informują uczciwie co będzie po następnej chemii i jakie są możliwości innego leczenia, przedłużenia życia w miarę dobrym stanie.
Złote słowa. Niektórzy są jednak szczęśliwymi ludźmi i myślą, że są tylko tacy lekarze jak w Leśnej Górze. Im człowiek starszy, tym ma jednak mniej złudzeń.
Tutaj fajna ciekawostka, po wielu latach okazuje się, że tania aspiryna jednak lepsza, a przynajmniej równie dobra:
Źródło: The New England Journal of Medicine/AK|23.02.2018
Drogi lek przeciwzakrzepowy
Xarelto nie jest wcale lepszy od zwykłej aspiryny w zapobieganiu
potencjalnie śmiertelnym zakrzepom u osób po operacji wymiany stawu
biodrowego lub całkowitej wymianie stawu kolanowego, wynika z
kanadyjskiego badania.
W badaniu wykazano, ze choroba
zakrzepowo-zatorowa (VTE) występowała u mniej niż 1% wszystkich
pacjentów (11 na 1707), którzy otrzymywali aspirynę codziennie przez 5
dni po operacji, a w przypadku pacjentów otrzymujących Xarelto
(rywaroksaban) tych incydentów zakrzepowo-zatorowych było 12 na 1717.
Częstość występowania klinicznie istotnego krwawienia nie różniła się
istotnie w obu grupach. Występowało u 1,3% pacjentów przyjmujących
aspirynę i 1% przyjmujacych Xarelto. Obie grupy pacjentów otrzymywały
Xarelto przez pierwsze pięć dni po operacji. Następnie niektórym losowo
podawano codziennej 81miligramów aspiryny.
W badaniu EPCAT II terapię przeciwzakrzepową stosowano przez 14 dni po
operacji kolana i przez 35 dni po operacji stawu biodrowego. Z badania
wykluczono pacjentów z rakiem i otyłością. Nastepnie wolontariusze
obserwowali przez 90 dni objawy VTE lub krwawienia.
Podczas badania wystąpił tylko jeden zgon z powodu zakrzepu w płucach.
Było to u biorcy kwasu acetylosalicylowego, a skrzep powstał 17 dni po
zakończeniu terapii aspiryną.
Ale wątek jest o psychologii. Czekam na odpowiedz założycielki. Może Aniela ma jakieś własne doświadczenia w temacie i poradziła sobie z jakimś zaburzeniem bez terapii. Pisze serio. Mam pare bliskich osób które zmagały się z depresja, zaburzeniami lękowymi i silna nerwica natręctw, kazdemu pomogła kombinacja terapia+leki. Nikt raczej z marszu nie idzie do psychiatry czy psychologa gdy tylko gorzej sie poczuje, ludzie zwykle próbują najpierw różnych metod a w depresji to wiadomo, trudno by chory zmotywował się do czegokolwiek. Moja kuzynka z depresja została niemal siła zaciągnięta do psychiatry, leki pomogły jej stanąć na nogi, a później 2 lata pracowała nad sobą na terapii i pod opieka lekarza i terapeuty odstawiła leki i żyje normalnie. Ma tez bardzo pobożna teściowa która upierała się ze wystarczyłoby gdyby kuzynka więcej się modliła, chodziła do kościoła i nauczyła doceniać to co ma, ale została, hm, stanowczo poproszona by zachowała te złote myśli dla siebie. Z korzyścią dla wszystkich.
Ja nie @Aniela, ale mam własne doświadczenia w temacie psychoterapii (o czym zresztą już kiedyś pisałam). Zmarnowany czas i pieniądze, zero skutków. Oczywiście w moim wypadku, może jestem mniejszość (choć po lekturze Psychokitu i Witkowskiego mam wątpliwości). Zdecydowanie nie polecam tego altmedu.
No też chciałam o to pytać, ale nie wiem czy Katia chce o tym rozmawiać na forum w każdym razie bez większej wiedzy na ten temat trudno ocenić w czym leżał problem i czy na pewno w samej terapii.
Jakby nie psycholog w okresie buntu, to pewnie bym przysłowiowe rowy kopał. Dobry psycholog może bardzo pomóc niedającym sobie rady rodzicom. Więc teza jest beznadziejnie głupia i szkodliwa.
Natomiast jak w każdym fachu specjalistów jest mniej niż patałachów.
Aniela, przecież skuteczność terapii behawioralno-poznawczej jest zbadana, np w leczeniu depresji, fobii, zaburzeń lekowych...wiesz chociaż na czym taka terapia polega? Mam wrażenie ze nie masz bladego pojęcia o temacie na który się wypowiadasz.
psychika, osobowość to sfery nadprzyrodzone?
i opierają się one na ateizmie?
no dawno takich bzdur nie czytałam
Podaj, gdzie można znaleźć te badania.
Moja autorka, Anna Wasiukiewicz podaje badania, które wykazały, że żadna psychoterapia nie jest skuteczna.
No właśnie w tym dostrzegam nieuczciwość w dyskusji: nieuczciwe jest postrzegać medycynę tak, że się nie widzi Semmelweisa. Tak samo nieuczciwe jest postrzeganie psychologii tak, że się nie widzi współczesnych terapii, których skuteczność jest zbadana.
Badania Hansa Eysencka własnie podają, że terapie nie są skuteczne.
Komentarz
http://www.pracownia-psychologiczna.eu/czytelnia/jaka-jest-skuteczno-c-terapii-poznawczej/
https://centrum-poznawcze.pl/czym-jest-cbt/skutecznosc-cbt/
Oczywiście można ładnie wytłumaczyć to sobie korelacją czy przypadkiem czy też przekonywać, że to na pewno nieprawda, bo pewien radziecki uczony kłamał w swoich książkach Świadczy to jednak o naginaniu rzeczywistości do swojej tezy, a nie sensownym argumentowaniu.
PEWNOŚĆ. Mówimy, że ktoś jest czegoś pewny, kiedy nie może rozsądnie o tym czymś wątpić. Jestem np. w tej chwili pewny, że siedzę, że deszcz pada za moim oknem, że dwa i dwa to cztery i że jeśli deszcz pada, to nieprawdą jest, że nie pada. Istnieją dwa zabobony dotyczące pewności. Jeden z nich to sceptycyzm, zabobon polegający na twierdzeniu, że nikt nie jest nigdy niczego pewny, co jest nie tylko fałszem, ale nawet śmiesznym fałszem. Drugi zabobon, to żądanie, by człowiek szukał w każdej sprawie tzw. pewności bezwzględnej, to jest tej, która przysługuje np. prostym twierdzeniom matematycznym. Filozof francuski z okresu upadku, Kartezjusz, poszedł nawet dalej i szukał pewności jeszcze większej. Według niego taką pewność posiada tylko jego słynne cogito, zdanie: “Myślę, więc jestem” (naprawdę to zdanie nie jest wcale pewniejsze od wspomnianych twierdzeń matematycznych).
Ten ostatni zabobon wynika z pomieszania dwóch różnych pojęć, a mianowicie pojęcia pewności bezwzględnej z pojęciem tzw. pewności moralnej, to jest z wysokim prawdopodobieństwem. W przytłaczającej większości wypadków osiągamy najwyżej ową pewność moralną, ale ona też najzupełniej wystarcza. Wbrew rozpowszechnionym poglądom, teorie nauk przyrodniczych posiadają tylko tę względną. Nie jest np. bezwzględnie pewnym, że Ziemia obraca się wokół Słońca, ale przecież prawdopodobieństwo poglądu ks. kanonika Kopernika osiągnęło obecnie tak wysoki stopień, że podawać go w wątpliwość byłoby wysoce nierozsądnym. Podobnie nie mogę być bezwzględnie pewny, że w mojej zupie nie będzie dziś trucizny. Może kucharz zwariował albo powziął do mnie skrytą nienawiść (choć mnie nawet nie zna) i wlał do rosołu jakąś dioksynę czy inne paskudztwo. Czyż wynika z tego, że nie powinienem jeść zupy? Bynajmniej, bo w praktyce owa pewność moralna, że zupa nie jest zatruta i że Ziemia przecież się kręci wokół Słońca, wystarcza najzupełniej.
Inna rzecz, że w niektórych rzadkich wypadkach istnieje także pewność bezwzględna. Wielki logik polski, śp. Jan Łukasiewicz, pokazywał kiedyś autorowi przydługie twierdzenie logiczne, zaczynające się od bodaj czternastu liter i zapytany, czy jest prawdziwe, powiedział ze zdziwieniem: ono jest całkiem na pewno, bezwzględnie prawdziwe.
A w razie wątpliwości w pewności tej podtrzymali ich inni wybitni lekarze poprzez swoje publikacje. Moralną pewność co do faktu, czy pada deszcz, osiągnąć bardzo łatwo, natomiast fakt, czy to Ziemia obraca się wokół Słońca, czy Słońce wokół Ziemi, dla człowieka nie ma najmniejszego znaczenia. Natomiast mycie rąk czy jedzenie lub niejedzenie jajek może mieć wielkie znaczenie, dlatego z tą pewnością to ja bym uważał, choć nie dziwi mnie, że ktoś, kto jest tak mało spostrzegawczy, żeby nie dostrzec istnienia i działania Boga w świecie, wierzy w cokolwiek.
1. Czy aby na pewno? Łysenkizm też był "zbadany", marksizm-leninizm-stalinizm też był "naukowy", marryzm też był "uznany i potwierdzony". Czy sam wypraktykowałeś PSYCHOTERAPIĘ i oglądałeś efekty? A jeśli nawet, czy jesteś pewien, że to nie zwykły zbieg okoliczności, korelacja? Czy może po prostu czytałeś o tym? Papier jest cierpliwy.
2. Czy aby na pewno? Łysenkizm też był "zbadany", marksizm-leninizm-stalinizm też był "naukowy", marryzm też był "uznany i potwierdzony". Czy sam wypraktykowałeś CHEMIOTERAPIĘ i oglądałeś efekty? A jeśli nawet, czy jesteś pewien, że to nie zwykły zbieg okoliczności, korelacja? Czy może po prostu czytałeś o tym? Papier jest cierpliwy.
3. Czy aby na pewno? Łysenkizm też był "zbadany", marksizm-leninizm-stalinizm też był "naukowy", marryzm też był "uznany i potwierdzony". Czy sam wypraktykowałeś FIZJOTERAPIĘ i oglądałeś efekty? A jeśli nawet, czy jesteś pewien, że to nie zwykły zbieg okoliczności, korelacja? Czy może po prostu czytałeś o tym? Papier jest cierpliwy.
Żeby nie było: ja nie mam w sumie problemu z ludźmi, którzy odrzucają psychologię (lub jej nurty), medycynę czy Bóg wie co jeszcze. Moja obserwacja jest taka, że, tak, jak napisałeś, po prostu przyjmują inne argumenty / autorytety i postępują w pewności moralnej, co do słuszności / prawdy.
http://telewizjarepublika.pl/szokujace-fakty-na-temat-chemioterapii-chemioterapia-zabija-polowe-chorych-na-raka,40165.html
https://www.google.pl/url?sa=t&rct=j&q=&esrc=s&source=web&cd=2&ved=0ahUKEwioiK-ws83ZAhUFKywKHXlHCQ0QFggyMAE&url=http://cancer-cell-treatment.com/images/PDF-Files/contribution-of-chemotherapy-to-five-year-survival-rate.pdf&usg=AOvVaw2eQpkK5HPU3wfu3EX1fSz_
I tekst odnoszący się do drugiego tekstu:
https://anaximperator.wordpress.com/2009/09/02/only-3-percent-survive-chemotherapy/
Jeżeli na podstawie tej plątaniny, ktoś potrafi uzyskać moralną pewność w taki sam sposób, jak rzucając okiem za okno, stwierdza, czy deszcz pada, czy nie pada, to gratuluję bystrości. Ja czuję się zagubiony.
ale nic to nie dalo bo rak rosł w gardle az bylo za pozno zeby go wyciac bo trzeba by wyciac jezyk, czesc podniebienia i inne rzeczy
zmarła
mogla zyc ..wystarczylo wyciac guz wczesniej ..wtedy kiedy zalecal lekarz.
ale zyla w otoczeniu ludzi ktorzy tak jak ona sama mieli przekonanie ze chemioterapia zabija a chirurgia pozbawia narzadow
tak wiec chemioterapia jej nie zabila, a narzady obrosły nowotworem
Jeżeli jest czas na wycięcie nowotworu i leczenie to po co się upierać i tego nie robic.
I pełna zgoda, że każdy sam podejmuje decyzję. Ale głoszenie teorii że leczenie konwencjonalne zabija też jest szkodliwe.
dalej artykuł podaje:
"Badania opublikowane w The Lancet Oncology dotyczą ponad 23.000 kobiet z rakiem piersi i prawie 10000 mężczyzn z rakiem płuc, którzy byli poddani chemioterapii w 2014, z czego 1383 zmarło w ciągu pierwszych 30 dni do podania chemii. Śmiertelność w Lancashire Teaching Hospitals w przypadku pacjentów poddawanych leczeniu z powodu raka płuc wynosiła 28%,z kolei w Milton Keynes aż 50,9 %"
co podaje prasa brytyjska, o czym nie ma wzmianki w powyższym linku?
- badania w szpitalu ze śmiertelnością 50% dotyczyły niewielkiej liczby pacjentów
- śmiertelność 28% dotyczyła chemii PALIATYWNEJ
https://www.telegraph.co.uk/science/2016/08/30/chemotherapy-warning-as-hundreds-die-from-cancer-fighting-drugs/
pomijając już, że z JEDNEGO brytyjskiego szpitala w którym wystąpiła taka śmiertelność portal tworzy histeryczne tytuły "chemioterapia zabija połowę chorych na raka", należy pamiętać, że rak płuc często rozwija się bezobjawowo, a więc pacjent rozpoczyna leczenie już w zaawansowanym stadium choroby
A jesteś pewna, Tolu, że to zawsze zabija rak?
http://www.choroby.senior.pl/78,0,Chorych-na-raka-zabija-8230-glod,13130.html
http://www.rynekzdrowia.pl/Uslugi-medyczne/Lodz-umieraja-z-glodu-a-nie-na-raka,111048,8.html
http://www.medexpress.pl/smierc-z-powodu-raka-to-zbyt-czesto-smierc-glodowa/63576
Nie jest to szkodliwe wrecz wzmacnia organizm ale nic nie leczy
NA takie wlewy przychodza ludzie ktorzy czuja sie oslabieni, sportowcy, panie ktore chca poprawic wyglad skory ...
Złote słowa. Niektórzy są jednak szczęśliwymi ludźmi i myślą, że są tylko tacy lekarze jak w Leśnej Górze. Im człowiek starszy, tym ma jednak mniej złudzeń.
Źródło: The New England Journal of Medicine/AK|23.02.2018
Częstość występowania klinicznie istotnego krwawienia nie różniła się istotnie w obu grupach. Występowało u 1,3% pacjentów przyjmujących aspirynę i 1% przyjmujacych Xarelto. Obie grupy pacjentów otrzymywały Xarelto przez pierwsze pięć dni po operacji. Następnie niektórym losowo podawano codziennej 81miligramów aspiryny.
W badaniu EPCAT II terapię przeciwzakrzepową stosowano przez 14 dni po operacji kolana i przez 35 dni po operacji stawu biodrowego. Z badania wykluczono pacjentów z rakiem i otyłością. Nastepnie wolontariusze obserwowali przez 90 dni objawy VTE lub krwawienia.
Podczas badania wystąpił tylko jeden zgon z powodu zakrzepu w płucach. Było to u biorcy kwasu acetylosalicylowego, a skrzep powstał 17 dni po zakończeniu terapii aspiryną.
Czekam na odpowiedz założycielki. Może Aniela ma jakieś własne doświadczenia w temacie i poradziła sobie z jakimś zaburzeniem bez terapii. Pisze serio. Mam pare bliskich osób które zmagały się z depresja, zaburzeniami lękowymi i silna nerwica natręctw, kazdemu pomogła kombinacja terapia+leki. Nikt raczej z marszu nie idzie do psychiatry czy psychologa gdy tylko gorzej sie poczuje, ludzie zwykle próbują najpierw różnych metod a w depresji to wiadomo, trudno by chory zmotywował się do czegokolwiek. Moja kuzynka z depresja została niemal siła zaciągnięta do psychiatry, leki pomogły jej stanąć na nogi, a później 2 lata pracowała nad sobą na terapii i pod opieka lekarza i terapeuty odstawiła leki i żyje normalnie. Ma tez bardzo pobożna teściowa która upierała się ze wystarczyłoby gdyby kuzynka więcej się modliła, chodziła do kościoła i nauczyła doceniać to co ma, ale została, hm, stanowczo poproszona by zachowała te złote myśli dla siebie. Z korzyścią dla wszystkich.
Dobry psycholog może bardzo pomóc niedającym sobie rady rodzicom. Więc teza jest beznadziejnie głupia i szkodliwa.
Natomiast jak w każdym fachu specjalistów jest mniej niż patałachów.
Podaj, gdzie można znaleźć te badania.
Moja autorka, Anna Wasiukiewicz podaje badania, które wykazały, że żadna psychoterapia nie jest skuteczna.
Badania Hansa Eysencka własnie podają, że terapie nie są skuteczne.