A po co mamy się zastanawiać nad powodami negatywnej oceny moralnej czynów homoseksualnych? Tak jest napisane w Piśmie Świętym i tak naucza Kościół. Nie znam innych autorytetów w dziedzinie etyki. Ocenianie przez pryzmat strat i zysków, albo wieku osób dopuszczających się danego występku, to domena ludzi niewierzących, którzy samemu próbują klecić podział na dobro i zło.
[cite] Anka:[/cite] może jednak w przyrodzie takie jednostki są potrzebne?
Dziś słuchałam wykładu p. Wandy Półtawskiej. Mówiła między innymi o szkodliwości przyzwolenia społecznego na zachowania homoseksualne oraz uczulała, żebyśmy nie wchodzili w różnego rodzaju dywagacje na ten temat: potrzebne-niepotrzebne, normalne- nienormalne. To jest PRZECIW NATURZE.
I kropka!
I sorry, Aniu, ale Twoje rozważania są na poziomie piaskownicy.
Jeżeli są na poziomie piaskownicy, to chyba jest na nie też bardzo prosta odpowiedź, szczególnie na pytanie dotyczące innych naczelnych.
Jak również na pytanie co stało się ze sztandarowymi postaciami "uzdrowionych", które po latach wróciły do praktyk homoseksulanych?
@Maćku, w Piśmie jest też wielożeństwo i niewolnictwo. Niestety czasem mam wrażenie, że wiele "przepisów" ma przede wszystkim podłoże kulturowe, pewnie eliminuje mnie to ze wspólnoty osób prawdziwie wierzących.... No i ciągle wspomina się o mężczyznach homoseksualnych, a o kobietach cisza - nawet tu dyskryminacja
Nie było żadnych sztandarowych uzdrowionych, którym się wróciło. Są tacy, których terapia się powiodła i tacy, gdzie się nie udała. Jak każda terapia. Zresztą nie jest to żaden argument w kwestii moralności i nie rozumiem po co o tym piszesz.
A ja bardzo bym cierpiała, gdyby ta choroba dotknęła mojego dziecka, ale jak przy innych chorobach nie zostawiłabym dziecka samego.
Staram się wychować moje dzieci najlepiej jak umiem, ale w proces wychowawczy wpisane są też niepowodzenia, a w naturę człowieka grzech, ...modliłabym się bardzo.
Agnieszka dzięki za radę, pedagogika klasyczna jest w dużej mierze bliska mojemu sercu, ale zawsze pozostawiam margines na to, że coś może pójść nie tak mimo moich chęci i starań, znam przypadek dziecka z dobrego katolickiego domu, które jednak pobłądziło. Nie chcę powiedzieć, że akceptuję wszystko co robią moje dzieci, a jedynie, że swoich dzieci się nie wyrzeknę - za to ich czyny potępię jesli będą złe.
Taw pisaliśmy już o tym że i w rodzinach katolickich,heteroseksualnych w których nie ma nieprawidłowości zdarza się że dziecko oznajmia jestem lesbijką/ gejem.
Agnieszko63 zastanawiam się nad kupnem książki "Wychowanie człowieka szlachetnego" warto, czytałaś może ? Szukam książki w której będą rady jak zastosować metodę w praktyce a nie tylko teoria.
[cite] Irkub:[/cite]Taw pisaliśmy już o tym że i w rodzinach katolickich,heteroseksualnych w których nie ma nieprawidłowości zdarza się że dziecko oznajmia jestem lesbijką/ gejem.
Wiesz co? Chrzanisz. Bo te katolickie rodziny to nie są jakieś "super hero familys" tylko normalni ludzie, którzy też mają swoje za paznokciami. Znam taki przykład osobiście, więc mi nie mów, że to jakieś teorie. Matka- w kościele codziennie, ojciec z tych nieobecnych w życiu dzieci. Trójka dzieci, środkowy- gej. Ale ta fajna rodzinka, jak w niej trochę pogrzebać głębiej też ma problemy- matka- tyran, zdecydowana na wszystko, żeby jej dzieci były "kimś". Ojciec, jak już pisałam- nieobecny mięczak. Tylko najstarszy syn był na tyle twardy, że poszedł własną drogą. Środkowy syn gej, już nawrócony w tej chwili, sam mający żonę i kilkoro dzieci. Najmłodsza córka wzięła sobie za męża takiego samego małża, jak tatuś i rządzi w najlepsze.
Ja bym wyrzuciła. A co, miałabym patrzeć jak wynosi rzeczy z domu, jak dezorganizuje życie rodzinne itp? A jaki wpływ byłby na rodzeństwo? Cały świat nie moze się kręcić wokół osoby uzależnionej.
Choć póki co nie mam żadnego nastolatka w domu. Ale właśnie teraz jest czas, by uformować dziecko - tylko tyle mogę zrobić.
[cite] kalinkakasia:[/cite]Gratuluję widocznie jesteś chodzącym ideałem,który w młodości nie miał żadnych problemów albo nigdy w życiu rodzice nie pomogli ci!!!!!!!!
Nie jestem ideałem, rodzice mi nie raz pomogli.
Ale jak ma się to do sytuacji, kiedy młody, prawie dorosły człowiek zamiast się kształcić czy podjąć pracę, czy planować przyszłość, angażować się społecznie itp, szlaja się po melinach, imprezuje i ma w d..., że go rodzice utrzymują, dają jeść, kiedy on nie wnosi nic kompletnie w życie rodziny.
Kochać to jedno, a kazać ponieść konsekwencje to drugie. Dla kilkulatka takimi konsekwencjami będzie kara w postaci braku bajki czy komputera, dla nastolatka ogranicznie czy obcięcie funduszy, poza tym, co niezbędne do życia, dla dorosłego już chłopaka to wy... go z domu. Kara musi być adekwatna do świadomości i wieku.
[cite] kalinkakasia:[/cite]a a propos narkotyków to też byś wyrzucił z domu? bardzo po chrześcijańsku
przede wszystkim takie postępowanie jest częścią terapii - jeśli w swojej rodzinie , pod jednym dachem mieszkam z alkocholikiem/narkomanem/hazardzistą to podstawowa sprawa, ze sama jestem współuzależniona od jego nałogu a jeśli dodatkowo daję mu wsparcie i opierunek w postaci jedzenia czy pieniędzy a jest to przecież nieuniknione gdy się z uzależnionym mieszka pod jednym dachem - to też się odpowiada za jego nałóg - dajesz kasę, pozwalasz na ten nałóg.
Pierwszym krokiem do wyleczenia delikwenta jest odcięcie go od wsparcia finansowego, a to oznacza wyrzucenie za drzwi, stanowczość że jeśli nie zgodzi się na terapię i na leczenie nie ma wstępu do domu, bo nikt kto trwa w nałogu nie zrezygnuje z niego i nie podejmie leczenia jesli ma cieplutkie łóżeczko, pełną lodówkę i nie musi się martwić nawet o to czy - jeśli to np alkoholik - będzie miał flaszkę bo troskliwi domownicy dla świętego spokoju będą mu kasę dawać, ba! nawet sami latać po wódę, bo on przecież w tym stanie się w sklepie nie pokaże!!
Dopóki delikwent nie poczuje na własnej skórze, że nie ma już kasiorki na chlanie, nie ma dachu nad głową , nie ma jedzenia, czyli od tej pory musi sobie radzić sam - to albo przyjdzie opamiętanie i pójdzie się leczyć albo pójdzie dalej na dno. Inaczej się nie da. Czasami trzeba spaść na samo dno żeby się od niego odbić i opamiętać się.
[cite] kalinkakasia:[/cite]a więc uważajcie bo chwila nie uwagi i jesteście bezdomni
Człowieku, co Ty wypisujesz? Jaka chwila nieuwagi?? Długo trzeba działać, aby doprowadzić się do tak dramatycznego stanu jak uzależnienie od narkotyków czy homoseksualizm.
[cite] kalinkakasia:[/cite]współczuje twoim dzieciom oby nie wpadły w tarapaty bo zostaną bezdomne a efekty hmmm odwrotne do oczekiwanych przez ciebie
Ale jak ma się to do sytuacji, kiedy młody, prawie dorosły człowiek zamiast się kształcić czy podjąć pracę, czy planować przyszłość, angażować się społecznie itp, szlaja się po melinach, imprezuje
Jest młody to i imprezuje zakonnikiem nie jest! angażować się społecznie i to jeszcze zdąży a jak ma tarapaty to teraz i teraz potrzebuje matki a nie potepienia weż ty się zastanów nad bzdetami co piszesz.
Raczej Ty Kalikakasiu powinnaś zmienić swoje metody wychowawcze, bo konsekwencje mogą być tragiczne, skoro masz takie podejście.
[cite] Irkub:[/cite]Agnieszko63 zastanawiam się nad kupnem książki "Wychowanie człowieka szlachetnego" warto, czytałaś może ? Szukam książki w której będą rady jak zastosować metodę w praktyce a nie tylko teoria.
Tak, bardzo praktyczny poradnik. Mnie utwierdził w mojej drodze życiowej:bigsmile:
[cite] kalinkakasia:[/cite]współczuje twoim dzieciom oby nie wpadły w tarapaty bo zostaną bezdomne a efekty hmmm odwrotne do oczekiwanych przez ciebie:
Ty mi tu nie współczuj, bo po tym co piszesz widać że nie masz bladego pojęcia o tym, co to znaczy mieć w rodzinie kogoś uzależnionego!
Uzależnienie to nie wpadnięcie w tarapaty!
Komentarz
I kropka!
I sorry, Aniu, ale Twoje rozważania są na poziomie piaskownicy.
Jak również na pytanie co stało się ze sztandarowymi postaciami "uzdrowionych", które po latach wróciły do praktyk homoseksulanych?
@Maćku, w Piśmie jest też wielożeństwo i niewolnictwo. Niestety czasem mam wrażenie, że wiele "przepisów" ma przede wszystkim podłoże kulturowe, pewnie eliminuje mnie to ze wspólnoty osób prawdziwie wierzących.... No i ciągle wspomina się o mężczyznach homoseksualnych, a o kobietach cisza - nawet tu dyskryminacja
Plan Boży dotyczy człowieka- nie "innych naczelnych".
Coś jak muły?
Może, kto wie?
Staram się wychować moje dzieci najlepiej jak umiem, ale w proces wychowawczy wpisane są też niepowodzenia, a w naturę człowieka grzech, ...modliłabym się bardzo.
dużo gadam mało robię
To takie przeświadczenie, że naczelne w oczach Boga są na pewno więcej warte niż psy, a psy więcej niż kwiatki. Chrześcijaństwo darwinistyczne.
rozpieprzyłaś mi BeGieeSy
Choć póki co nie mam żadnego nastolatka w domu. Ale właśnie teraz jest czas, by uformować dziecko - tylko tyle mogę zrobić.
Ale jak ma się to do sytuacji, kiedy młody, prawie dorosły człowiek zamiast się kształcić czy podjąć pracę, czy planować przyszłość, angażować się społecznie itp, szlaja się po melinach, imprezuje i ma w d..., że go rodzice utrzymują, dają jeść, kiedy on nie wnosi nic kompletnie w życie rodziny.
Kochać to jedno, a kazać ponieść konsekwencje to drugie. Dla kilkulatka takimi konsekwencjami będzie kara w postaci braku bajki czy komputera, dla nastolatka ogranicznie czy obcięcie funduszy, poza tym, co niezbędne do życia, dla dorosłego już chłopaka to wy... go z domu. Kara musi być adekwatna do świadomości i wieku.
przede wszystkim takie postępowanie jest częścią terapii - jeśli w swojej rodzinie , pod jednym dachem mieszkam z alkocholikiem/narkomanem/hazardzistą to podstawowa sprawa, ze sama jestem współuzależniona od jego nałogu a jeśli dodatkowo daję mu wsparcie i opierunek w postaci jedzenia czy pieniędzy a jest to przecież nieuniknione gdy się z uzależnionym mieszka pod jednym dachem - to też się odpowiada za jego nałóg - dajesz kasę, pozwalasz na ten nałóg.
Pierwszym krokiem do wyleczenia delikwenta jest odcięcie go od wsparcia finansowego, a to oznacza wyrzucenie za drzwi, stanowczość że jeśli nie zgodzi się na terapię i na leczenie nie ma wstępu do domu, bo nikt kto trwa w nałogu nie zrezygnuje z niego i nie podejmie leczenia jesli ma cieplutkie łóżeczko, pełną lodówkę i nie musi się martwić nawet o to czy - jeśli to np alkoholik - będzie miał flaszkę bo troskliwi domownicy dla świętego spokoju będą mu kasę dawać, ba! nawet sami latać po wódę, bo on przecież w tym stanie się w sklepie nie pokaże!!
Dopóki delikwent nie poczuje na własnej skórze, że nie ma już kasiorki na chlanie, nie ma dachu nad głową , nie ma jedzenia, czyli od tej pory musi sobie radzić sam - to albo przyjdzie opamiętanie i pójdzie się leczyć albo pójdzie dalej na dno. Inaczej się nie da. Czasami trzeba spaść na samo dno żeby się od niego odbić i opamiętać się.
Ty mi tu nie współczuj, bo po tym co piszesz widać że nie masz bladego pojęcia o tym, co to znaczy mieć w rodzinie kogoś uzależnionego!
Uzależnienie to nie wpadnięcie w tarapaty!