[cite] Anna&L:[/cite]Jak komuś spodoba się nie picie to może też podpisać krucjate i za kogoś ją ofiarować-polecam.[/q
Tak myślę ,że Cart ma rację i pomysl super ,no i dla mnie co to za wyrzeczenie jak i tak nie nie piję,ale nie jeść słodyczy to dopiero coś:gf:
Maciek - socrealizm...???
Fajnie, dzięki za porównanie.
Greg - oboje wiemy, że każdy alkohol może prowadzić do uzależnienia. I ja znam, i zapewne Ty znasz osoby uzależnione choćby od piwa, nie mówiąc o dobrym winie (a cóż dopiero od 'czaru pegeeru'...!) Co w tym dobrego...?
A argumentację z Ewangelii słyszeliśmy tysiące razy. I o tym, że to na trawienie dobre itd...
Zapewne oboje wiemy, dlaczego Jezus zamienił w Kanie wodę w wino, a nie np. w mleko.
Chcesz - pij wino, czy piwo, czy co tam chcesz. Twój wybór i ja się go nie czepiam.
Boli mnie jednak, gdy ktoś czepia się mojego wyboru, a jest to niemal nagminne.
A że robisz to Ty - tym bardziej.
Czy czujesz się lepszy, bo potrafisz pić "kulturalnie"?
O sobie nigdzie nie pisałam w kategorii "lepsza". I nigdzie nie chwalę się niepiciem. Jest wątek, więc podzieliłam się, jak to wygląda u nas. I tyle.
[cite] Olesia:[/cite]uJa - u nas to nie takie proste...
Dzieci może są szczęśliwe, ale niekoniecznie niepijące, niestety.
Okazuje się, że przykład rodziców to czasami za mało - koledzy, grupa rówieśnicza są w pewnym momencie ważniejsze, przynajmniej dla naszych Synów... Problemów na razie nie ma, choć jasne jest, że wolelibyśmy, aby nie pili w ogóle.
Pozostaje nadzieja, że to, co zasiane, przyniesie owoc i ufna modlitwa za dzieci.
O to, to. Jakbyś też i o naszym synu pisała. Dla niego jakakolwiek impreza bez alkoholu jest stracona.
Piję w sierpniu.... Chyba że w intencji kogoś abstynencję ofiarowuję razem z modlitwą... Wówczas nie piję miesiąc , dwa a nawet pól roku.... No i w takim wypadku to może być akurat sierpień.
A mi ciezko nie pic w ogole, po prostu lubie piwo i wino. Kiedys nie pilam dobrowolnie 6 tygodni i naprawde straszna ochote mialam, szczegolnie na zimne piwko jak cieplo bylo :cool:
A, zapomnialam, w ciazy i przy karmieniu 3 lata w kawalku nie pilam, ale trudno nazwac to dobrowolna decyzja
Mnie dołuję tysięczne tłumaczenie mojemu teściowi, że nie NIE MAM ochoty na nawet kieliszek wina i tak w kółko. Lubię jak karmię bo przynajmniej po pierwszym NIE traci zapal do namawiania.
Ja podobnie jak Cart, lubię dobre wino, bardzo rzadko piwo, czasami drinka. Jak jest ciepło to najchętniej białe wino, które rozcieńczam jeszcze wodą gazowaną... Rockendrolowe czasy się skończyły i pijam z rzadka i nie za wiele, choć kiedyś słynęłam z mocnej głowy. Obecnie od dość długiego czasu, prawie bez przerwy mam przymusową abstynęcję. Co zauważyłam, ludzie w okół mnie piją co raz mniej, już dawno nie miałam problemu na imprezach, że ja nie piję i ciężko wczuć mi się w klimat pozostałych. Przy dzieciach jedynie wino w bardzo niewielkich ilościach, odrzuca mnie jak widzę, że ludzie upijają się przy dzieciach, od dawna nie piję też w ogóle np na nartach, przy uprawianiu sportów wodnych itp. Ale wiem, że gdzieś tam w okół mnie są ludzie którzy popłynęli alkocholowo, niby to wszystko takie eleganckie, ale w sumie co to ma za znaczenie, czy ktoś upija się drogim drinkiem, czy wódką. Tak czy inaczej, bardzo doceniam takich co w ogóle nie piją i biję się w piersi, bo kiedyś sama jak głupek powtarzałam: "kto nie pije ten donosi"
[cite] Anka:[/cite] Tak czy inaczej, bardzo doceniam takich co w ogóle nie piją i biję się w piersi, bo kiedyś sama jak głupek powtarzałam: "kto nie pije ten donosi"
[cite] Olesia:[/cite]uJa - u nas to nie takie proste...
Dzieci może są szczęśliwe, ale niekoniecznie niepijące, niestety.
Okazuje się, że przykład rodziców to czasami za mało - koledzy, grupa rówieśnicza są w pewnym momencie ważniejsze, przynajmniej dla naszych Synów... Problemów na razie nie ma, choć jasne jest, że wolelibyśmy, aby nie pili w ogóle.
Pozostaje nadzieja, że to, co zasiane, przyniesie owoc i ufna modlitwa za dzieci.
Olesia - pewnie że nie proste - a raczej bardzo bardzo trudne.
Bardziej chodziło mi o szczęśliwe dzieciństwo dzieci których rodzice nie piją, nie widzą awantur kłótni, zataczania się itd. - to bardzo bardzo ważne.
A synowie cóż każdy ma taki etap w życiu że koledzy, towarzystwo, wierzę jednak w to że czym skorupka za młodu... mając taki przykład i takich rodziców na pewno gdzieś tam kiełkują różne myśli które potem wyrosną na mądre szlachetne postanowienia.
A z osobistego głosu, ja bardzo lubię wino, nalewkę itp. pijemy rzadko, na wiosnę pomyślałam że jednak to rzadko było za często (niestety różne towarzystwo w prawy) i w poście pościłam - nie powiem lekko nie było - a zaraz po ciąża - więc abstynencja trwa (ale ze wstydem przyznam nalewkę morelową nastawiłam:shamed:)
Dziewczyny jeszcze raz ogromny szacunek, i życzę wytrwałości w podjętych decyzjach.
a z wspomnianego listu najbardziej uderzyły mnie dane że statystycznie Polak pije 13 litrów czystego alkoholu rocznie (odliczając z tego dzieci, i to że co 5 nie pije w ogóle) to wychodzi jakaś straszna liczna na miesiąc. Więc ja się pytam kto wypija moją normę???:cool:
Teraz oczywiście nie piję,ale uważam,że pomiędzy nie piciem a upijaniem się ,jest przepaść
Lubię zimne piwo w upalny dzień,wypite w dobrym towarzystwie.Wszystko jest dla ludzi,byle z umiarem i z głową.Jeśli ktoś nie pija wcale,to jego sprawa i namawianie na alkohol uważam,za brak taktu.
Ja też przeszłam etap podpisywania krucjat (miałam trochę intencji do obdzielenia). Potem przyszedł czas, kiedy próbowałam wielu trunków i w całkiem sporych ilościach. Na szczęście szybko mi przeszło to próbowanie i stanęło na pewnych sprawdzonych i niewielkich ilościach.
Jeśli akurat nie jestem w ciąży lub nie karmię, to lubię czasem wypić z mężem lampkę wina lub dobre, "północne" piwko. Przy okazji większych imprez czasem dam się skusić na jakąś dobrą swojską nalewkę lub inszą wódkę smakową :bigsmile:
No i nienawidzę nachalnego wciskania mi alkoholu! A co do świadectwa i trudności, to zdecydowanie trudniej jest wg mnie utrzymać całkowitą abstynencję. Co więcej, wydaje mi się, że robi ona na współbiesiadnikach dużo większe wrażenie, niż wypicie z umiarem. Kiedy jeszcze w szkole średniej na zakrapianych imprezach mówiłam, że nie piję, bo ofiarowałam ten post w pewnej intencji człowieka zniewolonego alkoholem, zawsze było to początkiem do ciekawej i budującej rozmowy. Gdy piłam, ale z umiarem, zwykle, zanim ja dopiłam mój kufel piwa, reszta była już w stanie, w którym nie zauważała towarzyszy kieliszkowych, nie wspominając o jakiejkolwiek refleksji...
Nie pić w ogóle to sobie nie wyobrażam, ja po prostu lubie niektóre alkohole...
Co do refleksji i jej braku, to nad tanim winem deliberowało się do rano i roztrząsało sens życia:).
Dla mnie największym szokiem była pierwsza impreza w mojej pierwszej ciąży, myślałam, że umrę ze wstydu za wszystkich w okół mnie, choć nikt burd nie robił, nie zataczał się, nie bluzgał itp, ale mi i tak to wszystko się wydawało potwornie żenujące. A najbardziej wstrząsnęła mną moja koleżanka, z którą zawsze razem się bawiłam, bo uświadomiłam sobie że zachowuję się tak samo (niby nic, a jednak żenada).
Olesiu: czy ja do Ciebie uderzałem? Po prostu nie rozumiem abstynencji jako takiej. To znaczy rozumiem jako wyrzeczenie ofiarowane za czyjeś uzależnienie, ale tak po za tym?
[cite] Cart&Pud:[/cite]Bo wiesz, my się na rioję umawiamy już kilka lat. Greg nawet wrócił do kraju, coby bliżej mieć, a tu sierpień...
No i masz babo placek.:crazy:
Dostaniemy dyspensę, już się nie martw.
To kiedy to wspólne wino i gdzie?
[cite] Gregorius:[/cite]Olesiu: czy ja do Ciebie uderzałem? Po prostu nie rozumiem abstynencji jako takiej. To znaczy rozumiem jako wyrzeczenie ofiarowane za czyjeś uzależnienie, ale tak po za tym?
[cite] Gregorius:[/cite]Olesiu: czy ja do Ciebie uderzałem? Po prostu nie rozumiem abstynencji jako takiej. To znaczy rozumiem jako wyrzeczenie ofiarowane za czyjeś uzależnienie, ale tak po za tym?
Ale to chyba zawsze jest wyrzeczenie ofiarowane za kogoś, czyż nie?
Powiem dość mocno: kto nigdy nie spożywał alkoholu, nie rozumie w pełni wartości ofiarowywanej za kogoś abstynencji. Bo dla kogoś takiego ta abstynencja nie jest absolutnie żadną ofiarą. Pusty znak. W tym miejscu się przychylam do pomysłu Cart&Pud: lepiej ofiarować wyrzeczenie czegoś co (bardzo) lubimy.
[cite] Anna&L:[/cite]Jak komuś spodoba się nie picie to może też podpisać krucjate i za kogoś ją ofiarować-polecam.[/q
Tak myślę ,że Cart ma rację i pomysl super ,no i dla mnie co to za wyrzeczenie jak i tak nie nie piję,ale nie jeść słodyczy to dopiero coś:gf:
Komentarz
Fajnie, dzięki za porównanie.
Greg - oboje wiemy, że każdy alkohol może prowadzić do uzależnienia. I ja znam, i zapewne Ty znasz osoby uzależnione choćby od piwa, nie mówiąc o dobrym winie (a cóż dopiero od 'czaru pegeeru'...!) Co w tym dobrego...?
A argumentację z Ewangelii słyszeliśmy tysiące razy. I o tym, że to na trawienie dobre itd...
Zapewne oboje wiemy, dlaczego Jezus zamienił w Kanie wodę w wino, a nie np. w mleko.
Chcesz - pij wino, czy piwo, czy co tam chcesz. Twój wybór i ja się go nie czepiam.
Boli mnie jednak, gdy ktoś czepia się mojego wyboru, a jest to niemal nagminne.
A że robisz to Ty - tym bardziej.
Czy czujesz się lepszy, bo potrafisz pić "kulturalnie"?
O sobie nigdzie nie pisałam w kategorii "lepsza". I nigdzie nie chwalę się niepiciem. Jest wątek, więc podzieliłam się, jak to wygląda u nas. I tyle.
to samo mam...:sad:
A, zapomnialam, w ciazy i przy karmieniu 3 lata w kawalku nie pilam, ale trudno nazwac to dobrowolna decyzja
A namawiania nie akceptuję. To jest brak kultury. Wystarczy raz zapytać, a absolutnie nie namawiać.
Naprawdę tak się mawiało...???:bigsmile:
To stawia sprawę w zupełnie nowym świetle...!:ag:
Olesia - pewnie że nie proste - a raczej bardzo bardzo trudne.
Bardziej chodziło mi o szczęśliwe dzieciństwo dzieci których rodzice nie piją, nie widzą awantur kłótni, zataczania się itd. - to bardzo bardzo ważne.
A synowie cóż każdy ma taki etap w życiu że koledzy, towarzystwo, wierzę jednak w to że czym skorupka za młodu... mając taki przykład i takich rodziców na pewno gdzieś tam kiełkują różne myśli które potem wyrosną na mądre szlachetne postanowienia.
A z osobistego głosu, ja bardzo lubię wino, nalewkę itp. pijemy rzadko, na wiosnę pomyślałam że jednak to rzadko było za często (niestety różne towarzystwo w prawy) i w poście pościłam - nie powiem lekko nie było - a zaraz po ciąża - więc abstynencja trwa (ale ze wstydem przyznam nalewkę morelową nastawiłam:shamed:)
Dziewczyny jeszcze raz ogromny szacunek, i życzę wytrwałości w podjętych decyzjach.
a z wspomnianego listu najbardziej uderzyły mnie dane że statystycznie Polak pije 13 litrów czystego alkoholu rocznie (odliczając z tego dzieci, i to że co 5 nie pije w ogóle) to wychodzi jakaś straszna liczna na miesiąc. Więc ja się pytam kto wypija moją normę???:cool:
I to się nie zmieni.:bigsmile:
Ja wole nie wiedzieć, kto wypija moja normę...
Teraz oczywiście nie piję,ale uważam,że pomiędzy nie piciem a upijaniem się ,jest przepaść
Lubię zimne piwo w upalny dzień,wypite w dobrym towarzystwie.Wszystko jest dla ludzi,byle z umiarem i z głową.Jeśli ktoś nie pija wcale,to jego sprawa i namawianie na alkohol uważam,za brak taktu.
Jeśli akurat nie jestem w ciąży lub nie karmię, to lubię czasem wypić z mężem lampkę wina lub dobre, "północne" piwko. Przy okazji większych imprez czasem dam się skusić na jakąś dobrą swojską nalewkę lub inszą wódkę smakową :bigsmile:
No i nienawidzę nachalnego wciskania mi alkoholu! A co do świadectwa i trudności, to zdecydowanie trudniej jest wg mnie utrzymać całkowitą abstynencję. Co więcej, wydaje mi się, że robi ona na współbiesiadnikach dużo większe wrażenie, niż wypicie z umiarem. Kiedy jeszcze w szkole średniej na zakrapianych imprezach mówiłam, że nie piję, bo ofiarowałam ten post w pewnej intencji człowieka zniewolonego alkoholem, zawsze było to początkiem do ciekawej i budującej rozmowy. Gdy piłam, ale z umiarem, zwykle, zanim ja dopiłam mój kufel piwa, reszta była już w stanie, w którym nie zauważała towarzyszy kieliszkowych, nie wspominając o jakiejkolwiek refleksji...
Co do refleksji i jej braku, to nad tanim winem deliberowało się do rano i roztrząsało sens życia:).
Dla mnie największym szokiem była pierwsza impreza w mojej pierwszej ciąży, myślałam, że umrę ze wstydu za wszystkich w okół mnie, choć nikt burd nie robił, nie zataczał się, nie bluzgał itp, ale mi i tak to wszystko się wydawało potwornie żenujące. A najbardziej wstrząsnęła mną moja koleżanka, z którą zawsze razem się bawiłam, bo uświadomiłam sobie że zachowuję się tak samo (niby nic, a jednak żenada).
To kiedy to wspólne wino i gdzie?
Ale to chyba zawsze jest wyrzeczenie ofiarowane za kogoś, czyż nie?