Hotele, gdzie można zostawić psa na wakacje to już nie nowość, ale hotele, gdzie w takim samym celu można podrzucić dziecko, to już tak. Na razie tylko w RPA.
W johannesburgskim Baby Hotel dobrze sytuowani rodzice (jest drogo), którzy pracują lub samotnie wychowują dzieci, mogą w każdej chwili podrzucić pociechy do otwartego siedem dni w tygodniu całodobowego żłobka.
Skorzystalabym.
Poza tym, ze artykulik nacechowany emocjonalnie (od czapy to porownanie z psami i wakacjami), to czasem sa sytuacje podbramkowe. Jak sie musi np. w srodku nocy do szpitala z innymi dzieckiem, nie ma sie na miejscu zadnej rodziny i zaczyna sie polka, do kogo ze znajomych dzwonic i jak w ogole logistycznie. Przerabialam i wlasnie o takim "pogotowiu hotelowym" marzylam wtedy.
[cite] AgaM:[/cite]Skorzystalabym.
Poza tym, ze artykulik nacechowany emocjonalnie (od czapy to porownanie z psami i wakacjami), to czasem sa sytuacje podbramkowe. Jak sie musi np. w srodku nocy do szpitala z innymi dzieckiem, nie ma sie na miejscu zadnej rodziny i zaczyna sie polka, do kogo ze znajomych dzwonic i jak w ogole logistycznie. Przerabialam i wlasnie o takim "pogotowiu hotelowym" marzylam wtedy.
AgaM - coś w tym jest. Aczkolwiek pewnie byłoby to cholernie drogie. A przy okazji - czy to prawda, że w Warszawce są "przedszkola całodobowe" - z noclegiem, czyli przechowalnie do dzieci?
[cite] Bogna:[/cite]AgaM - coś w tym jest. Aczkolwiek pewnie byłoby to cholernie drogie. A przy okazji - czy to prawda, że w Warszawce są "przedszkola całodobowe" - z noclegiem, czyli przechowalnie do dzieci?
Wiem, że w latach 60-tych były całodobowe żłobki. Sama uczęszczałam do takiego. Ale krótko - źle to znosiłam.:sad:
[cite] Bogna:[/cite]AgaM - coś w tym jest. Aczkolwiek pewnie byłoby to cholernie drogie. A przy okazji - czy to prawda, że w Warszawce są "przedszkola całodobowe" - z noclegiem, czyli przechowalnie do dzieci?
są - nawet całotygodniowe - w bogatych enklawach np. w Marinie Mokotów - Wybiórcza jakiś czas temu się rozpisywała o tym
Ja też zrobiłam :shocked::shocked::shocked: gdy dyrektorka przedszkola, do którego chodzi Jagóka powiedziała mi, że kupa potencjalnych "klientów" ma pretensje, że trzeba dzieci odebrać do 16.00. Bo chcieliby do 21.00, a najlepiej - z noclegiem. Dyrektorka takich krótko spławiała, informując, że nasze przedszkole przechowalnią nie jest.
Wiesz co, Bogna?
Ja na miejscu dyrektorki takich rodziców zgłaszałabym do opieki społecznej. Niech kuratorzy przyjrzą się takim rodzinom, w których dziecko jest przedmiotem, a nie takim, w których jest miłość ale brakuje kasy.
Mam nowych sąsiadów, którzy swoje roczne dziecko wywożą do babci, a przywożą do domu tylko na weekendy. "Bo nie mogli znaleźć żłobka, który tak długo pracuje" :devil:
Moi ex-znajomi robią odwrotnie- cały tydzień dziecko do przedszkola do 17.00, a na weekendy do babci, bo rodzice zmęczeni.
A "ex-znajomymi" stali się właśnie po tym, jak w dość ostrych słowach powiedziałam im, co z nich za rodzice.
No dobra, w całkiem ostrych.
[cite] mona:[/cite]Mam nowych sąsiadów, którzy swoje roczne dziecko wywożą do babci, a przywożą do domu tylko na weekendy. "Bo nie mogli znaleźć żłobka, który tak długo pracuje" :devil:
Też znam taki przypadek, mama uczyła się do egzaminów przez rok widywała dziecko w weekendy. Dziecko nabawiło się nerwicy , czy czegoś takiego i kolejny rok trzeba go było leczyć...
Przypomniało mi się "Opium w rosole".
"Mamusia dużo pracuje. Szkoda. Inne mamusie nie pracują, są grube i wesołe, i mają połamane paznokcie. Na przykład mamusia Kopiec Arlety. U Kopiec Arlety zawsze jest bałagan, pranie wisi pod sufitem w kuchni, dzieciaki wrzeszczą, a mamusia Kopiec Arlety gotuje im kapuśniak z kartoflami".
Czytam "Jeżycjadę" co kilka lat od początku, nie traci uroku, a nad Opium ryczę jak głupia za każdym razem głośniej, z żalu nad tym nieszczęśliwym dzieckiem i jego nieszczęśliwą matką...
Ja też kocham Jeżycjadę i nadal czekam na kolejne odcinki. Ale tak się składa , że pracuję. Jednak od tego fragmentu , że "zawsze jest bałagan" to u mnie tak jak u Kopiec Arlety.
Czytam "Jeżycjadę" co kilka lat od początku, nie traci uroku, a nad Opium ryczę jak głupia za każdym razem głośniej, z żalu nad tym nieszczęśliwym dzieckiem i jego nieszczęśliwą matką...
ja też ciągle wracam do tych książek. Zwłaszcza w ciąży. Jak rodziłam trzecią dziewczynkę, mój mąż skwitował: "jak się ciągle o Borejkach czyta, to nie dziwota, że córka." W czwartej ciąży jednak wyszedł chłopczyk...
Genowefa vel Aurelia zawsze wyciskała łzy z moich oczu. Zwłaszcza gdy uświadamiam sobie, że trochę jestem podobna do p. Jedwabińskiej...:shamed:
Mi też zawsze żal było takich dzieci jak Aurelia - wychowywanych w "porządnych " ale zimnych rodzinach. A Borejowie to dla mnie jakiś tam wzór. I kto wie , może tak jak oni będę miała cztery córeczki ?:bigsmile:
Ja też lubę Borejków, chociaż dawnonie czytałam...
Monika, ciekawa jestem czy będziesz miała czwartą córę, my zaczynamy tak jak wy, trzy córy co dwa lata
Tak , te stare części są najlepsze. Zwłaszcza Ida sierpniowa , Kwiat Kalafiora i Opium w rosole , chociaż to ostatnie troszkę smutne i dopiero jako osoba dorosła doceniłam tą książkę. Te nowsze trochę płytsze , chociaż np. Kalamburka - świetna , wzruszająca.
Komentarz
Poza tym, ze artykulik nacechowany emocjonalnie (od czapy to porownanie z psami i wakacjami), to czasem sa sytuacje podbramkowe. Jak sie musi np. w srodku nocy do szpitala z innymi dzieckiem, nie ma sie na miejscu zadnej rodziny i zaczyna sie polka, do kogo ze znajomych dzwonic i jak w ogole logistycznie. Przerabialam i wlasnie o takim "pogotowiu hotelowym" marzylam wtedy.
trzeba było Adminowi podrzucić
są - nawet całotygodniowe - w bogatych enklawach np. w Marinie Mokotów - Wybiórcza jakiś czas temu się rozpisywała o tym
Ja na miejscu dyrektorki takich rodziców zgłaszałabym do opieki społecznej. Niech kuratorzy przyjrzą się takim rodzinom, w których dziecko jest przedmiotem, a nie takim, w których jest miłość ale brakuje kasy.
A "ex-znajomymi" stali się właśnie po tym, jak w dość ostrych słowach powiedziałam im, co z nich za rodzice.
No dobra, w całkiem ostrych.
Pewnie. Jak moje idą do domu to przyprowadzają koleżankę na chleb z pasztetem.
"Mamusia dużo pracuje. Szkoda. Inne mamusie nie pracują, są grube i wesołe, i mają połamane paznokcie. Na przykład mamusia Kopiec Arlety. U Kopiec Arlety zawsze jest bałagan, pranie wisi pod sufitem w kuchni, dzieciaki wrzeszczą, a mamusia Kopiec Arlety gotuje im kapuśniak z kartoflami".
Czytam "Jeżycjadę" co kilka lat od początku, nie traci uroku, a nad Opium ryczę jak głupia za każdym razem głośniej, z żalu nad tym nieszczęśliwym dzieckiem i jego nieszczęśliwą matką...
Genowefa vel Aurelia zawsze wyciskała łzy z moich oczu. Zwłaszcza gdy uświadamiam sobie, że trochę jestem podobna do p. Jedwabińskiej...:shamed:
Monika, ciekawa jestem czy będziesz miała czwartą córę, my zaczynamy tak jak wy, trzy córy co dwa lata