Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Kryzysy małżeńskie

2456716

Komentarz

  • Nie usprawiedliwia. Nie zrozumiałaś mnie.
    Tak jak bohaterstwem dla mnie jest wybaczenie zdrady, tak samo jest bohaterstwem wierne trwanie przy tej zrzędzącej źonie. Tylko jakoś zauważa się tylko te biedne kobiety...
  • edytowano maj 2015
    @kitek byłabym ostrożna przy stwierdzeniu czy to pierwsza okazja.
    Edit i nie robiłabym z kobiet takich świętych istot
  • Kitek nie usprawiedliwia. Ale pomijajac jakies skrajne przypadki, to wina gdzies tam sie rozklada no obie osoby, jak cos nie wychodzi.
  • Zdradą jest też zatracenie się w pracy, hobby, pozadomowej aktywności kosztem rodziny.
  • daleka jestem od obwiniania wyłącznie mężów za problemy w małżeństwie. Wkurza mnie tylko to że jak dojdzie do zdrady to wina jest dzielona na oboje, ale za ratowanie małżeństwa odpowiedzialną uznaje się tylko żonę. Jak mąż przyjmie wiarołomną kobietę to jest wielkim bohaterem, zona po nogach powinna do śmierci całować, mało się mówi o wspólnej winie, a jak żona zdecyduje się życ razem po zdradzie to musi uważać, żeby jeszcze uczuc misieczka nie urazić, nie wypominac itd.
  • Materia bardzo delikatna, ale mam w rodzinie kobiete, ktora dwa razy sie rozwiodla, sklocona jest z wszystkimi ludzmi i robi z siebie meczennice vel przykladna katoliczke (pierwszy rozwod koscielny). Bo ona zawsze sie poswiecala, pracowala, robila, wychowywala, a ci inni to tacy zli ludzie, tak ja krzywdza. A z kobieta ciezko wytrzymac kilka godzin, manipulatorka straszna. W takim przypadku to sie mezowi dziwie, ze tyle lat z nia wytrzymal.
  • Moim zdaniem to jeśli małżeństwo jest dobre i dochodzi do zdrady to znaczy że o to małżeństwo nikt nie zadbał wcześniej. I w tym sensie wina jest po obu stronach. Rozporek rozpięło jedno z małzonków.
  • @Odrobinka - właśnie o tym pisałam wcześniej. To dbanie, to tworzenie więzi na codzień. Bez tego - w końcu się rozjedzie (nie koniecznie "rozwiedzie" - bo można żyć latami obok siebie)
  • Albo statystycznie wychodzi, że wina pojawia się z taką samą częstotliwością u obu płci, albo jedna płeć jest bardziej moralna, dobra czy jak tam zwał.
  • kitek, szczrze ? wg mnie się czepiasz. Raj i sprawiedliwość to dopiero po śmierci. A teraz jak się mażeństwo zeszło, to się trzeba cieszyć.

    Dobra, na razie znikam.
  • @Joanna36 nie zgadzam się. Bardziej chodzi o dostępność okazji tzw. Poza tym do cholery z kimś ci mężczyźni zdradzają te swoje żony. Przecież nie ze sobą nawzajem ;)
  • Może źle się wyraziłam. Na 100 rozwodów statystycznie musi wyjść chyba wina po połowie - bo to chyba niemożliwe żeby jakaś płeć była "gorsza". Nie słyszałam żeby gdzieś było napisane (oprócz Koranu), że jakaś płeć jest z natury skłonna do zła.
  • A co do okazji do zdrady to chyba kobiety maja łatwiej, nie wiem, bo ani nie szukałam okazji ani dla porównania nie byłam mężczyzną :)
  • edytowano maj 2015
    @Joanna36 ja myślę że kobiety mają więcej okazji do zdrady i łatwiej też im to ukryć. Mężczyźni są dyskretniejsi z natury. Poza tym może też być i tak że mężczyźni nie czują się aż takimi księżnczkami i jak baba ich zdradza to po prostu o tym nie mówią bo im wstyd.
    Sama znam kilka przypadków przemocy domowej ze strony kobiet w stosunku do swoich mężów, ani jedno z tych małżeństw nie ma założonej niebieskiej karty, ani jedno się nie rozwiodło. Żaden z tych facetów nie lubi się tym chwalić.
    Może mężczyźni myślą że skoro baba mnie zdradziła to ze mnie musi być dupa zwyczajna?
    edit: styl
  • Z mojego otoczenia też więcej zdrad kobiecych, ale generalnie wg mnie pierwszy kryzys pojawia się pomiędzy człowiekiem a Bogiem, jak tu relacja jest jednostronna, to potem się to przekłada na małżeństwo. Ktoś ma pomysł indywidualny i zakłada, że małżeństwo da się zbudować dowolnie i będzie działało.
  • A co jest zdradą malżenską. Tylko fizyczny "skok w bok" ?
  • Onegdaj ślubowałam mojemu mężowi miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że go nie opuszczę aż do śmierci. Przyjmuję więc, że jedyny czynnik rozdzielający (trwale), to śmierć jednego z nas. Nawet, gdyby on nie zachował tego, co mi ślubował, to mnie nie zwalnia z tego, co ja mu ślubowałam wobec Boga i ludzi.
    Oczywiście, gdyby stanowił bezpośrednie zagrożenie dla życia lub zdrowia mojego lub naszych dzieci, to byłabym zmuszona podjąć jakieś kroki. Ale nie chodziłoby o jego opuszczenie, a jedynie uniemożliwienie mu skrzywdzenia nas.
    A kryzysy są wpisane w każdy związek, w każdą relację. Tylko kryzys pozwala na dalszy rozwój - musimy sobie uświadomić, że coś nam nie odpowiada, żeby wspiąć się na wyższy poziom.
  • @Katarzyna a jak długo trzeb czekać aby druga strona osiągnęła ten sam poziom?
  • Greg, zastanowiłam się i chyba tylko zdrada typowa "skok w bok" by mnie dźgnęła. Resztę bym uznała za moje przewrażliwienie i nadmierne oczekiwania - jeśli są osoby z którymi mąż by wolał spędzać wolny czas niż ze mną, to z tego powodu bym się nie rozwiodła. W praktyce tak jest - woli pójść postrzelać niż siedzieć w domu.
  • edytowano maj 2015
    ale mi nie chodzi o czas tylko tzw "kompatybilność" pomiędzy małżonkami, jak daleko można pozwolić sobie na rozbieżność? i zaznaczam, ze nie pytam o pierdoły typu ulubione potrawy/filmy/muzyka
  • Sprawy istotne (przynajmniej w teorii) powinno sie omowic w narzeczenstwie. Pozniej nie ma niespodzianek.
  • w praktyce bylam smarkula biorac slub, ale gdzie jest milosc, tam i dogadac sie mozna.
  • @Maciejka ale ludzie się zmieniają. Zobacz np co się dzieje z ludźmi po przyjściu na to forum:) ile z nich dojrzewa do otwartości, ile uświadamia sobie że pewne rzeczy nie powinny w małżeństwie istnieć. Wszystko jest ok o ile te zmiany dotyczą obojga małżonków. Co jeśli jedno z nich nie chce tych zmian? Ma przecież argument "inaczej umawialiśmy się przed ślubem". Niby wszystko omówione, ustalone a życie swoje. Chodzi mi o to że nie można powiedzieć że "Później nie ma niespodzianek". Są, istnieje tylko kwestia jak sobie z nimi wspólnie poradzić.

  • @Maciejka wiesz, że l;udzie siezmieniajhą? Nawet w małżęnstwie i po narzeczeństwie?
  • No to pisze, ze gdzie milosc, tam i dogadac sie mozna.
    Mozna tez przyjac do wiadomosci, ze nie zawsze mam racje, a nawet jak ja mam, to nie musze tego udowadniac na kazdym kroku.
  • Różne są oczekiwania wobec tego co małżeństwo ma dać - ja np. uważam że ma dać bezpieczeństwo i dobry start dzieciom, nic mi innego nie przychodzi do głowy. Jakoś się życie samo toczy.
  • W ogole fascynuje mnie ro zjawisko, za ludzie sie zakochuja, szaleja za soba, a pozniej nawet dogadac sie nie moga, o zakochaniu zapomnijmy nawet. Co sie stalo pomiedzy narzeczenstwem, a tym punktem? Dlaczego zamiast sie do siebie zblizyc w malzenstwie, to sie oddalili od siebie?
  • Mozna tez przyjac do wiadomosci, ze nie zawsze mam racje, a nawet jak ja mam, to nie musze tego udowadniac na kazdym kroku.

    no pewnie ze można:) nie zliczę ile razy gryzę się w język bo uznaję ze sprawa nie jest warta kłótni, i chowam swoje ego do kieszeni. Tylko co jeśli te różnice dotyczą kwestii zasadniczych?
  • @Maciejka na twoje pytanie jest znakomita odpowiedź: własne ego każdego z nich stało się ważniejsze. I nic nie zmieni się, jeśli jedna połowa schowa to ego do kieszeni.
  • Ta połowa, na którą masz wpływ, powinna się udać na terapię psychologiczną, a nie jojczyć tu od ośmiu chyba lat.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.