Chcialam sie poradzic Was, co myslicie o spotkaniach malzenskich Domowego Kosciola, my dopiero wchodzimy w to, wczoraj bylismy na pierwszym spotkaniu i sie zastanawiam czy znajdziemy tam nasze miejsce w Kosciele.Bylismy juz oboje w roznych wspolnotach, ale to nie bylo"to".Poza tym w naszym kregu sa malzenstwa tylko jednodzietne, tylko my z trojka na stanie, patrzyli na nas z podziwem
Jak tam jest z otwartoscia na zycie, czy ktos moglby rozwiac moje watpliwosci?Czy warto sie w to zaangazowac, czy nie jest to towarzystwo wzajemnej adoracji?Bede wdzieczna za swiadectwa osob juz zaangazowanych w grupach DK.
Komentarz
Nasza relacja z Bogiem i samymi sobą się polepszyłam poznaliśmy masę wspaniałych ludzi, wiele świadectw.
Z wielodzietnością różnie bywa - poza tym skąd wiesz czy Ci ludzie jakichś problemów nie mają z płodnością, nie znasz ich historii czemu jest tylko jedno dziecko. A może właśnie Wy macie zasiać tam zamęt w tym temacie.
Myślę, że sami musicie zobaczyć czy to dla Was cz y wolicie coś innego. Po to jest czas pilotazu, warto pochodzić na spotkania przez ten rok - dwa i zobaczyć, rozeznać co dalej.
Wiele też zależy od kręgu, pilotów, księdza i od Waszej pracy nad sobą i małżeństwem między spotkaniami,
.
Ten ruch jest o b tyle fajny że to są małe samodzielne wspólnoty. I pomagają zbliżyć się małżeńsko do Boga i do siebie. Duży jest nacisk na modlitwę. Trzy z pięciu zobowiązań dotyczą modlitwy. Nie jesteśmy w DK bo wyjechaliśmy. Trochę też nie moja bajka ten ruch. Aczkolwiek tylko skorzystaliśmy jako małżeństwo. Nawyki pozostały zwłaszcza w sferze modlitwy i rozmowy.
Jestesmy w DK od... 4 lat.
Zblizenie wiekowe jest, ale staz nasz najkrotszy.
">
Fajne pary ale za kazdym razem mam poczucie mniejszej wartosci. Jacy to sa wspaniali ludzi! Jakze idealnie sa te pary dobrane! Jak sie miedzy soba pieknie dogadaja, i to po tak dluuuugim stazu malzenskim.
Wracamy do domu a ja sie gotuje i wsciekam.
Był też czas z dziećmi, bez dzieci, zwykle są te najmłodsze, a średnie zostają w domach ze starszymi, ale czasem są prawie wszystkie (oprócz tych już dorosłych) i raczej nam nie wchodzą w paradę (cały krąg mieszka w domach). W sumie staramy się spotykać towarzysko również między spotkaniami kręgu i wtedy dzieci nie mają takiego parcia, że się chcą spotkać z przyjaciółmi w związku z kręgiem.
Uczucia mieszane na początku - odkąd krąg stał się samodzielny, zrobiło się fajniej.
Z dziećmi zawsze kłopot jakiś - u nas małżeństwa starsze stażem (ok 5 lat) mają po 3 dzieci, a reszta rozwojowa jest - nasza F. ciężka na kręgu, H. chodzi z nami.
My na razie jesteśmy ogonami - cała formacja dla mnie bywa czasem nieco zbyt powierzchowna, ale to się w domu z mężem pogłębia.
Wspaniałe jest wejście we wspólnotę, mimo, że nasz kościół przy którym jest dk, to nie nasza (już) parafia.
Ludzie są naprawdę fajni i pomocni. Mamy dużo wsparcia z kręgu.
Dla nas największym problemem są rekolekcje - nie wiem kiedy (gł finansowo) uda się pojechać na I stopień
Tzn. po każdym spotkaniu się gotuję i stwierdzam, ze to nie to, a jednocześnie właśnie szukam dla nas miejsca na rekolekcje wakacyjne. Ale chodzimy na spotkania już ze dwa lata będzie.
Jak jest przedstawiana otwartość na życie w DK? Czy zalecany jest NPR?
Pomimo drażliwego tematu nie pytam zaczepnie, naprawdę!
Mamy prezbitera, który posługuje nam w neo i jest jednocześnie związany z DK (chyba mocniej, niż z nami ) I on sam powiedział kiedyś, że co innego w tej materii mówi się na Drodze a co innego w DK. Ale zagadnięty o szczegóły zasłonił się.... tajemnicą spowiedzi
I teraz pozostała mi niejaka nieufność co do DK, którą chciałabym rozwiać.
Nie wiem jak wygląda teoretyczne i praktyczne otwarcie na życie w DK - jako takim - ale u nas są 4 małżeństwa i - 7 dzieci + 4 dzieci + nasza 3 i czwarte na wyjściu + 2 dzieci (mały staż - 2 latek i prawie roczniak) tak że myślę że nieźle
moje zdanie jest takie - że można sporo wartościowych rzeczy wynieść dla małżeństwa i rodziny - ale ogólnie organizacyjnie i jakoś tak w ogóle - dość skostniałe - ale to spojrzenie może wynikać z naszego "odnowowego" pochodzenia
Nikt nie rzuca hasła "wszystkie dzieci w domu".
Krąg młody stażem (maks 8 lat chyba), najmniej 1 rok
Ale wszystko zależy jacy są prowadzący temat. W materiałach formacyjnych temat "Świadectwo poprzez przekazywanie życia" jest oparty na tekstach z HV i Familiaris Consortio, no i sami wiemy z licznych dyskusji NPRowych, że wszystko zależy jak się te teksty czyta - można nacisk położyć na konieczność wdrażania npr, a można nacisk położyć na wielkoduszność, wszystko zależy od prowadzących. Akurat u nas w kręgu temat my prowadziliśmy i położyliśmy nacisk na otwartość na życie, zahaczając też o budowanie kultury szacunku dla życia od jego poczęcia (tutaj chodziło o podejście do tematu pochówków po poronieniu). Ostatnio omawialiśmy temat "Świadectwo poprzez służbę Kościołowi" i znowu tłukliśmy o tym, że służyć Kościołowi powinniśmy głównie rodząc i wychowując jego nowych członków - żeby Kościół rósł w siłę. I generalnie wszędzie gdzie mówi się o NPRze, np. na rekolekcjach wsadzamy kij w mrowisko, narażając się nieraz na niemiłe uwagi, ze jako bezdzietni nie wiemy o czym mówimy, ale też zasiewając pozytywny ferment.
As - jeśli chodzi o DK, to ze spotkań kręgu nie poznasz Ruchu. Trzeba pojechać na rekolekcje, tam jest jądro formacji. No i druga sprawa, to realizacja zobowiązań, na ile się będziemy do nich osobiście przykładać, na tyle będziemy wzrastać, spotkanie w kręgu to tylko pomoc. Jednym spotkaniem w miesiącu się świętości nie załatwi.
Tylko... zasadnicze pytanie, po co nam wspolnota? Nigdy tak nie będzie,że wszystko nam będzie pasować.
Ta wspólnota jest jak dla nas rewelacyjna jeśli chodzi o wspólne -małżonków wzrastanie w Bogu, powtórzę - ja i mój mąż a nie tylko ja. Rekolekcje na zatrzymanie i spojrzenie na siebie na nowo, na wzajemne ubogacanie się doświadczeniami i co nam bardzo pasuje-mobilizuje do pracy poprzez zobowiązania nad sobą,odpowiedzialnością za małżonka a potem dzieci w codziennym uświęcaniu. Patrząc z perspektywy czasu nie żałuję wstąpienia do DK mimo częstego nie rozumienia naszej otwartości na życie. Wierzę,że dla nie jednego małżeństwa jesteśmy świdectwem Opatrzności Bożej. I jeszcze jedno - we wspólnocie znajdujemy osoby, które też chcą żyć Bogiem. W codzienności a często i wśród naszych najbliższych czasem trudno znaleźć wsparcie a tu, w każdej sytuacji wiemy, ze Ci ludzie modlą się za nas i możemy liczyć na siebie 24godz na dobę.
K
Zamiast zatem narzekać, że myślenie npr-owskie, trzeba swoje wspólnoty ewangelizować i siać, siać, siać...