Czy świecki może być moralistą? Tradycja wieków zdaje się przeczyć takiej możliwości. Choć przez ostatnie 50 lat, a w szczególności w okresie wzmożonego rozwoju Internetu, sytuacja uległa drastycznej zmianie.
Lecz czyż ma to być dla nas powód do odstąpienia od tradycyjnej rezerwacji tej trudnej profesji dla ludzi całkowicie oddanych Kościołowi z wyłączeniem osób zanurzonych w światowość?
Brawario, ale czy Ty zgadzasz się z Piusem XI, którego cytujesz? Bo on napisał: "filmy dalej przedstawiają zbrodnie i występki, dlatego uczciwy człowiek ma poniekąd drogę zamkniętą do godziwej rozrywki w kinematografie."
Papież w dalszej części popiera rezygnację z oglądania niegodziwych widowisk. Jakie usprawiedliwienie masz dla siebie? Że oglądasz w dobrej sprawie, by innym zwracać uwagę na zagrożenie? Z ciekawości pytam.
Natomiast na Twoje pytanie Pius XI odpowiada (rok 1936, z lekka więcej niż 50 lat; ach te przedsoborowe nowinki i zafascynowanie "światowością"): "Cała wytwórczość filmowa byłaby postawiona na zdrowych podstawach, gdyby produkcja odbywała się zgodnie z przepisami moralności chrześcijańskiej.
Dlatego nigdy nie przestaniemy wysławiać tych, którzy już się tej sztuce poświęcili albo w przyszłości się jej poświęcą, a przy tym dążą do tego, aby film stał się źródłem zdrowej oświaty, zgodnej z nauką chrześcijańską. Niech do tej pracy zabierają się z całą powagą i starannością, korzystając z wszelkich postępów techniki, żeby nie marnowali sił i pieniędzy."
Zarzut o czarach i magii odnośnie Pocahontas jest absurdalny, ciekawe czy autor w ogóle odrzuca wszystkie bajki i baśnie, pisane i filmowe.
"Pocahantos" to nie jest bajka - przynajmniej w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Konwencja bajki to "Za siedmioma górami, za siedmioma rzekami", a "Pocahontas" opowiada o konkretnych prawdziwych ludziach żyjących w konkretnych, prawdziwych czasach i konkretnym, prawdziwym rejonie świata. Dodatkowo piosenka towarzysząca "Pocahantos" prezentuje i popiera konkretną, panteistyczną (a więc zdecydowanie heretycką) filozofię. A zresztą nawet gdyby to była bajka, to jeszcze wszystkiego owa okoliczność by nie usprawiedliwiała.
Rozumiem że chodzi Ci o to ostatnie- Miasto Aniołów to może nie najwyższych lotów fantasy, ale tylko fantasy- dla mnie. Jest szyderstwem dlatego że anioła gra Nicolas Cage?
"Miasto Aniołów" jest złym filmem, gdyż pokazuje, że Anioły zamiast niebiańskiej radości z Panem Bogiem wybierają ziemską miłość do kobiety. Oczywiście, w sensie ścisłym, to nie jest raczej szydzenie (naśmiewanie się) sobie z Aniołów, ale w tekstach czasami trudno jest uniknąć pewnych skrótów myślowych. Ten film z pewnością jest jednak heretycki i sugeruje widzom, że miłość do Pana Boga nie jest najwyższą wartością (skoro nawet Anioły potrafią wyrzec się jej, by oddać się miłości do kobiety).
Ta może i potem czyta się wyznania " Póki nie wezmę ślubu zyję w grzechu i bardzo mnie to boli bo kestem wierząca" itp. wprawdie nie mnie oceniać ale jak już grzeszysh to zamilcz choć ze wstydu.
O ile co do poprzednich wymienionych znalazłabym jakieś przykłady (chociaż mam wątpliwości co autor rozumie przez np pochwalanie prostytucji czy uniewinnianie homoseksualizmu, też przydałyby się jakieś tytuły by nie być gołosłownym), to nie znam żadnych filmów które "pochwalałyby bądź uniewinniały" kazirodztwo i zoofilię.
Jeśli chodzi o kazirodztwo to wedle opinii niektórych recenzentów (np. Marty Brzezińskiej z Frondy) próbę oswajania widzów z tą dewiacją jest film pt. "Bez wstydu". Tu możesz poczytać o tym więcej: http://www.fronda.pl/news/czytaj/tytul/bez_wstydu._bo_z_siostra_to_nie_grzech_22870 Przy okazji, nie sprowadzaj mojego tekstu "Czy katolik może być aktorem?" do jakiejś wyliczanki z mej strony złych i rozwiązłych filmów. Ani to nie było moją intencją, ani przykłady takich konkretnych widowisk nie stanowią nawet 10 procent owego artykułu. Problem, który wskazał i na który chcę dyskutować to fakt, iż katolik/katoliczka, który chciałby profesjonalnie zajmować się aktorstwem byłby nieustanie kuszony do formalnego współudziału w różnych grzechach. Nad tym się zastanów, a nie nad tym, czy konkretnie dany film został przez mnie słusznie zakwalifikowany jako nieprawy. Chyba wszak nie zaprzeczysz, że dużą część filmów i seriali telewizyjnych jest w swym głównym przesłaniu niemoralna i/lub antychrześcijańska?
"Pocahantos" to nie jest bajka - przynajmniej w tradycyjnym tego słowa znaczeniu.
ale to film animowany bez aktorów...
No i co z tego, że to jest film animowany (aktorzy tam są w tym sensie, że podkładają głos)? Animowana forma danego filmu wyklucza możliwość promowania przezeń zła?
"Ja szczerze nie rozumiem jak można się tak zafiksować by wypatrywać niemoralności nawet w Disneyowskiej klasyce." ------------------------------------------ To dla Ciebie Azul jest "klasyka", bo na tym się wychowałaś. A to żadna klasyka. Człowiekowi, który żyje niezgodnie z ludzką moralnością, wszystko, co niemoralne wydaje się normalne. Właśnie we współczesnych kreskówkach chodzi o to, aby ludzi do takiego niemoralnego życia przygotowywać.
Jak miewa się JoannaKrk? ) Od momentu, kiedy Ty pojawiłaś się na forum jako kasia555, JoannaKrk po obrzuceniu mnie błotem zniknęła )
Brawario, co sądzisz o wypowiedzi Piusa XI, który popierał wszystkich poświęcających się "tej sztuce" jeśli dążą do uczynienia kinematografu narzędziem oświaty katolickiej?
Można mieć dwa podejścia. Widzieć w tym zagrożenie i unikać lub szansę i próbować ją wykorzystać. Ty masz notoryczną predylekcję do pierwszego we wszystkich zagadnieniach, w których widzisz "bliską okazję do grzechu". Papież, nie rezygnując z szeroko zakrojonej krytyki kina, mimo wszystko podkreśla szanse.
Zasadniczo z obserwacjami Brawario się zgadzam. Współczesne popkultura jest po prostu niskich lotów, a my przyzwyczailiśmy się do niemoralności na ekranach. Brawario, uwierzysz, ale na Twojej długiej liście ekranizowanych występków (oprócz spodziewanej nadliczbowej listy grzechów związanych z VI przykazaniem) jest jeszcze taki casus: brakuje morderstwa. "Zwykłego" morderstwa.
Na ile realistyczna może być sztuka? Czy można pokazywać grzech w dobrym celu? Czy można pokazywać kłamstwo, zabójstwo, rozpustę (bo taki jest świat)?
Czy Jezus mógł stworzyć opowieść o nieuczciwym rządcy, by nauczyć czegoś swoich uczniów? "Synowie tego świata...".
@Anawim, wydaje mi się, że Brawario nie pisał o sztuce filmowej jako takiej, bo ta może być pożyteczna i dobra, a tylko o niebezpieczeństwach związanych z zawodem aktora i o współczesnym "szołbiznesie".
I ja tutaj zgadzam się z nim w 100%.
Uważam podobnie, jak Brawario, że główny nurt przemysłu filmowego w dużej mierze jest narzędziem i drogą oswajania społeczeństw ze złem w różnej postaci oraz drogą epatowania i ekscytowania się tym złem.
I nie sadzę, aby usprawiedliwieniem dla takiego stanu rzeczy miała być opowieść o nieuczciwym rządcy. Jej cel jest inny.
Moim zdaniem sztuka filmowa może być realistyczna, o ile jej celem jest dobro, a nie tylko pokazywanie zła samego w sobie, epatowanie nim.
I jeszcze jedno - większość produkcji filmowych za jedyny cel ma zarobienie jak największej sumy pieniędzy, komercja. Dlatego poszukuje się "gorących", chodliwych, kontrowersyjnych tematów - bo to obecnie widzów przyciąga. A jaka to tematyka...? Każdy wie.
Konia z rzędem temu, kto nakręci film o złu, bez epatowania nim i z pozycji doba.
Przypomina mi się prawdziwa klasyka gatunku, np. ekranizacja "Ben-Hura".
"Co do reszty, o ile pamiętam zarzucałaś już jakiś czas temu kociarze obrzucanie błotem i bluzgi pod swoim adresem, konkretów nie podałaś, zmyłaś się z wątku. Nie wiem nawet o jakiej forumowiczce mówisz ani w czym tkwi Twój problem. Znudziły mnie już te zaczepki z Twojej strony i odpowiadam na nie po raz ostatni." ------------------------------- Znudziły Cię zaczepki? to ciekawe. Nie pamietasz Joanny Krk? To jeszcze ciekawsze. Ale nie wyprzesz sie tego, że wparowałaś na nasze forum jako kasia555, aby "swiadczyć" o dobrodziejstwach konkubinatu w tym samym czasie, co JoannaKrk zadawała mi pytania w twoim stylu, aby na końcu stwierdzić, że jestem niespełna rozumu i zniknęła.
Nic Ci nie będę uzasadniać, bo Ty nie jesteś na tym forum, aby poznać prawdę, spierać się o nią, ale po to, aby używając słodkich słów wprowadzać ferment i zajmować nas cenny czas. Bye!
Ja się wiele razy zastanawiałąm, kim być trzeba, żeby tworzyć thrilery w stlu "Ringu", "Meksykańskiej masakry..."itd. lub kryminały, typu...No, mnóstwo ich w TV...
@Olesia, ja akurat nie wierzę w "struktury zła", które są celowe złe. Dla mnie showbiznes działa w ten sposób, ponieważ na to jest zapotrzebowanie. Gdyby było zapotrzebowanie na dobre filmy, to takie by robiono.
Pius XI pisał bardzo roztropnie: "Wspomniana Komisja winna ponadto czuwać nad kinami, istniejącymi przy domach parafialnych lub przy domach stowarzyszeń katolickich, aby wyświetlano w nich tylko polecone filmy. Sprawna bowiem organizacja tych kin, stanowiących dobrą klientelę dla wytwórców filmowych, pociągnie za sobą także ten skutek, że wytwórcy produkować będą filmy, odpowiadające Naszym wskazaniom. Filmy te potem znajdą się na ekranach nie tylko kin katolickich, ale także innych teatrów świetlnych."
Cała Droga Mleczna dzieli podejście Brawario i papieża. Zagrożenie jest. Ale poprzestanie na unikaniu zagrożenia spowodowało, że dziś Kościół jest sto lat za światem. Z radiem daliśmy radę. Telewizję przespaliśmy. Kościół przestał być katolicki w pierwotnym znaczeniu tego słowa. Nie asymilujemy, drogi się rozeszły. Nauka (np. TE) jest heretycka, kultura niemoralna. Spróbuj przekonać niewierzącego sąsiada do wiary. Co mu powiesz, co Kościół ma do zaproponowania współczesnemu człowiekowi? Garść "nie wolno, bo Cię Bóg do Piekła wsadzi, a jak będziesz grzeczny, to dostaniesz lizaka w Niebie?" lub "Bóg Cię kocha i ma dla Ciebie wspaniały plan?".
Teraz na hurra się próbuje afirmować świat (co krytykuje Brawario), tylko jest już za późno. Niektórzy wierzą, że jak wrócimy do twardej ortopraksji, nawet nie przedsoborowej (bo wcale taka twarda nie była), ale takiej co najmniej z XIXw., to ludzie wrócą do Kościoła. Niewątpliwie tak wrócą, jak w czasie trwania tej ortopraksji uciekli.
@Olesia, ja akurat nie wierzę w "struktury zła", które są celowe złe. Dla mnie showbiznes działa w ten sposób, ponieważ na to jest zapotrzebowanie. Gdyby było zapotrzebowanie na dobre filmy, to takie by robiono.
@Anawim- i w pewnym sensie potwierdzasz to, co napisałam...! Może nie wszystkie struktury są złe, ale jakie to ma znaczenie, gdy chodzi o cel i skutki...?
A dlaczegóż to są "świetne"...? Co to znaczy dobra fabuła? Dlaczego dobra? Bo szybka, tajemnicza i do końca trzyma w niepewności...? Bo daje potężnego "kopa" emocji i ekscytacji???
Nie sugeruję, że są zwyrodnialcami, raczej, że źle wykorzystują wspaniały dar, jakim jest wyobraźnia. A że mają zatrutą wyobraźnię, to odrębna sprawa. A być może jeszcze gorzej, jeśli wymyślają takie potworności dla gaży.
A dobry film dla mnie, to taki, który, nawet podczas zabawy, pokazuje podstawowe wartości i bez zbędnych fajerwerków - bohaterów, którzy radzą sobie ze złem w każdej postaci, nie poddają się mu, a jeśli się zmieniają, to na lepsze, rozwijają się i wzrastają. I zobacz - do tego nie trzeba być chrześcijaninem, wystarczy być tylko - lub raczej aż - człowiekiem.
A co do przykładów takich filmów - wspomniany "Ben-Hur", czy chociażby hit niedawny hollywoodzki, nagrodzony 11 (tak?) Oscarami (jedno i drugie nie musi zresztą świadczyć o wartości) "Władca Pierścieni".
Nie oglądam wielu filmów, jednak wiem, że istnieją wartościowe, na które nie szkoda czasu i w których grając, aktorzy nie muszą odczuwać konfliktu sumienia lub je zagłuszać.
"Pocahontas" opowiada o konkretnych prawdziwych ludziach żyjących w konkretnych, prawdziwych czasach i konkretnym, prawdziwym rejonie świata. "
To ma dowodzić że bajka jest niemoralna ze względu na czary, duchy i magię bardziej niż bajka gdzie postacie i świat są fikcyjne? Piszesz dalej: "A zresztą nawet gdyby to była bajka, to jeszcze wszystkiego owa okoliczność by nie usprawiedliwiała." ponawiam pytanie: każda bajka w której występują magia i czary jest niemoralna?
Nie umiem jasno odpowiedzieć na pytanie, czy występowanie czarów i magii w bajkach jest ze swej natury złe lub niebezpieczne. Ktoś pisał, że w tradycyjnych bajkach dobrymi wróżkami nie są ludzie więc jest to OK, w odróżnieniu od baśni typu "Harry Potter", gdzie okultyzmem parają się ludzie. Nie wiem na ile jest to przekonywujący argument w obronie tradycyjnych bajek, które znamy z naszego dzieciństwa, ale wart jest on przemyślenia. A może po prostu trzeba by śmiało i szczerze przyznać, że te wszystkie "dobre wróżki" z dawnych bajek były tworzone z diabelskiego podpuszczenia po to by oswajać ludzi z okultyzmem poprzez skojarzenie myślowe: "czary = czynienie dobra". Nie wiem, nie zamierzam w każdym bądź razie bronić jakichkolwiek wytworów ludzkich (a takimi są też tradycyjne bajki) niczym niepodległości. W każdym bądź razie, ze względu na to, że wszelkie formy okultyzmu są obrzydliwością w oczach Pana Boga i dziełem diabła, pokazywanie go w filmach i widowiskach winno być czynione z wielką, ale to wielką ostrożnością. Powinno się unikać wszelkich pozorów ukazywania okultyzmu jako czegoś dobrego i niewinnego. Kiedy zaś w filmach dobrzy bohaterowie np. wywołują duchy, rozmawiają z duszami zmarłych zaklętymi w drzewie (to drugie ma miejsce w "Pocahontas") i takie praktyki nie kończą się dla nich lub dla innych czymś złym, to z pewnością taki sposób ukazania okultyzmu może być dla wielu zachęcający. Nie twierdzę, że nagle większość ludzi po obejrzeniu "Pocahantos" zacznie wywoływać duchy i z nimi rozmawiać. Zapewne tak się nie stanie. Ale może dla mniejszości będzie to jedna z przyczyn popadnięcia w jakieś formy okultyzmu. A na większość może tak to podziała, że zaczną przez palce patrzeć na zło czarów, magii, wróżb, mówiąc, że to przecież nic takiego złego, nie zwracając innym uwagi na niegodziwość tych praktyk, etc. A problem "Pocahontas" jest zresztą o wiele szerszy niż tylko fakt, iż w pewnym momencie indiańska księżniczka rozmawia z duchem swej babci zaklętym w drzewie. Cały ten film jest od strony historycznej przekręcony. W rzeczywistości to bowiem ta Indianka przyjęła Pana Jezusa i stała się chrześcijanką, w tym filmie zaś sugerowane jest coś innego, a mianowicie, nie ma żadnej wzmianki o tym fakcie, za to główna bohaterka wciąż poucza chrześcijanina Johna Smitha różnych indiańsko-pogańskich mądrości. I do tego dochodzi jeszcze ta piosenka "Kolory Wiatr", która jest przeniknięta pogańską, panteistyczną filozofią (zwierzęta to nasi bracia posiadający duszę, ba nawet głazy mają duszę oraz "imię i zaklęty w sobie czas" cały świat to jedno, etc) , która kontrastowana jest europejskim i tradycyjnie chrześcijańskim pojmowaniem świata. Trudno jest takim stawianiu sprawy nie widzieć promocji pogaństwa i ataku chrześcijaństwo.
przy okazji wypływają nowe pytania, konkretnie na temat tego promowania... Zadziwia mnie jak łatwo uznajesz że jakiś film ma na celu promocję, zachęcanie do czegoś. Czy tylko z racji tego że film pokazuje postać Twoim zdaniem niemoralną, robi z niego promocję? Czy w takim razie filmy wojenne propagują wojnę? podobnie filmy o różnych przestępstwach oparte na faktach zachęcają do zbrodni, biografie homoseksualistów są oczywiście reklamą? itd itp. ogólnie - czy wszystkie filmy i seriale które ukazują jakieś patologie i
wybacz że drążę poboczny temat, ale po tonie tych artykułów nie wątpię że masz odpowiednią wiedzę by odpowiedzieć. a póki co nikt inny nie podjął się analizy...
Dany film, serial lub widowisko uznaję za promocję zła, gdy: 1. Przedstawiają zło jako dobro, a może dziać się to poprzez jego usprawiedliwiania, uniewinniane, pochwalanie 2. Pokazują zło jako atrakcyjną, dobrą zabawę, unikając jednocześnie przedstawiania jego destrukcyjnych dla życia skutków. 3. Pokazują zło, jako pewną naturalną oczywistość, coś co robi się niczym poranne picie mleka, coś co nie wywołuje żadnych kontrowersji, polemik. 4. Pokazują zło, jako ostatecznie zwycięskie, tryumfujące, dominujące. Jest zło, ale nie za nie kary. Jest chaos i upadek, ale nie pokazanej nadziei, perspektywy wyjścia zeń, etc. 5. Epatują przenikniętymi zmysłowością obrazami, nawet jeśli przesłaniem filmu miałoby być ostrzeżenie przed rozwiązłością seksualną. Co z tego, że np. dany film pokazuje destrukcyjny wpływ cudzołóstwa na życie, jeśli by go obejrzeć trzeba przez jego połowę patrzeć na realistyczne obrazy rozpusty, słuchać pikantnych wynurzeń bohaterów, etc. 6. Pokazują przemoc po to by ekscytować nim i zabawiać nim widza. Oczywiście nie chodzi o to, że filmy i widowiska nie mogą pokazywać zła. Mogą to czynić, ale z zachowaniem pewnych reguł i ograniczeń o których wspomniałem wyżej. Ps. Zgadzam się z cytowanym przez Ciebie nauczaniem Piusa XI dotyczącym możliwości kreowania dobrego i chrześcijańskiego kina. Inną sprawą jest jednak pokazywanie szczególnych niebezpieczeństw, które praktycznie są nierozłączne od uprawnia rzemiosła aktorskiego. Jeśli chce się ewangelizować ten szczególnie niebezpieczny teren to trzeba mieć pełną świadomość licznych pułapek na nim obecnych, a w nadepnięcia na minę i jej detonacji nie twierdzić, że to są odgłosy salw honorowych na powitanie. Dzisiejsza rzekoma ewangelizacja filmu mniej więcej właśnie tak wygląda. Podobno katoliccy aktorzy robią swoje, czyli obściskują się na planach filmowych z obcymi ludźmi, kręcą złe filmy, a dostają za to kościelne nagrody, wyróżnienia i honory. A jak już ktoś przypiera do muru pytaniami, czy się tak godzi, to otrzymuje odpowiedzi w stylu: "Taki mają zawód i muszę grać co im każą".
Azul, mam dziwne przeczucie, że czas Twoich popisów na forum dobiega końca. Było już tu kilku lewaków, którym się wydawało, że będą mogli innych rozstawiać po kątach, ale niestety pomylili adres. Nie widzę powodu, abym na tym forum miał czytać wpisy w obronie filmu promującego kazirodztwo.
Komentarz
Ja widzę.
------------------------------------------------
może byle nie tańczył...
A zresztą nawet gdyby to była bajka, to jeszcze wszystkiego owa okoliczność by nie usprawiedliwiała. "Miasto Aniołów" jest złym filmem, gdyż pokazuje, że Anioły zamiast niebiańskiej radości z Panem Bogiem wybierają ziemską miłość do kobiety. Oczywiście, w sensie ścisłym, to nie jest raczej szydzenie (naśmiewanie się) sobie z Aniołów, ale w tekstach czasami trudno jest uniknąć pewnych skrótów myślowych. Ten film z pewnością jest jednak heretycki i sugeruje widzom, że miłość do Pana Boga nie jest najwyższą wartością (skoro nawet Anioły potrafią wyrzec się jej, by oddać się miłości do kobiety).
http://www.fronda.pl/news/czytaj/tytul/bez_wstydu._bo_z_siostra_to_nie_grzech_22870
Przy okazji, nie sprowadzaj mojego tekstu "Czy katolik może być aktorem?" do jakiejś wyliczanki z mej strony złych i rozwiązłych filmów. Ani to nie było moją intencją, ani przykłady takich konkretnych widowisk nie stanowią nawet 10 procent owego artykułu. Problem, który wskazał i na który chcę dyskutować to fakt, iż katolik/katoliczka, który chciałby profesjonalnie zajmować się aktorstwem byłby nieustanie kuszony do formalnego współudziału w różnych grzechach. Nad tym się zastanów, a nie nad tym, czy konkretnie dany film został przez mnie słusznie zakwalifikowany jako nieprawy. Chyba wszak nie zaprzeczysz, że dużą część filmów i seriali telewizyjnych jest w swym głównym przesłaniu niemoralna i/lub antychrześcijańska?
a idąc ta droga czy katolik może być szewcem???
albo piekarzem???
nie mówiąc już o tym czy katolik może być rzeźnikiem???
------------------------------------------
To dla Ciebie Azul jest "klasyka", bo na tym się wychowałaś. A to żadna klasyka.
Człowiekowi, który żyje niezgodnie z ludzką moralnością, wszystko, co niemoralne wydaje się normalne. Właśnie we współczesnych kreskówkach chodzi o to, aby ludzi do takiego niemoralnego życia przygotowywać.
Jak miewa się JoannaKrk? ) Od momentu, kiedy Ty pojawiłaś się na forum jako kasia555, JoannaKrk po obrzuceniu mnie błotem zniknęła )
obrzucanie błotem i bluzgi pod swoim adresem, konkretów nie podałaś,
zmyłaś się z wątku. Nie wiem nawet o jakiej forumowiczce mówisz ani w
czym tkwi Twój problem. Znudziły mnie już te zaczepki z Twojej strony i
odpowiadam na nie po raz ostatni."
-------------------------------
Znudziły Cię zaczepki? to ciekawe. Nie pamietasz Joanny Krk? To jeszcze ciekawsze. Ale nie wyprzesz sie tego, że wparowałaś na nasze forum jako kasia555, aby "swiadczyć" o dobrodziejstwach konkubinatu w tym samym czasie, co JoannaKrk zadawała mi pytania w twoim stylu, aby na końcu stwierdzić, że jestem niespełna rozumu i zniknęła.
Nic Ci nie będę uzasadniać, bo Ty nie jesteś na tym forum, aby poznać prawdę, spierać się o nią, ale po to, aby używając słodkich słów wprowadzać ferment i zajmować nas cenny czas.
Bye!
Jeżeli zamierzasz bronić kazirodztwa, to zapraszam na inne fora.
Ring to jeden z ciekawszych horrorów
Ja filmów oglądam b. mało ale Ring to jeden z głupszych jaki obejrzałam. Ale każdy ma swój gust. I wrażliwość też inną.
W każdym bądź razie, ze względu na to, że wszelkie formy okultyzmu są obrzydliwością w oczach Pana Boga i dziełem diabła, pokazywanie go w filmach i widowiskach winno być czynione z wielką, ale to wielką ostrożnością. Powinno się unikać wszelkich pozorów ukazywania okultyzmu jako czegoś dobrego i niewinnego. Kiedy zaś w filmach dobrzy bohaterowie np. wywołują duchy, rozmawiają z duszami zmarłych zaklętymi w drzewie (to drugie ma miejsce w "Pocahontas") i takie praktyki nie kończą się dla nich lub dla innych czymś złym, to z pewnością taki sposób ukazania okultyzmu może być dla wielu zachęcający. Nie twierdzę, że nagle większość ludzi po obejrzeniu "Pocahantos" zacznie wywoływać duchy i z nimi rozmawiać. Zapewne tak się nie stanie. Ale może dla mniejszości będzie to jedna z przyczyn popadnięcia w jakieś formy okultyzmu. A na większość może tak to podziała, że zaczną przez palce patrzeć na zło czarów, magii, wróżb, mówiąc, że to przecież nic takiego złego, nie zwracając innym uwagi na niegodziwość tych praktyk, etc.
A problem "Pocahontas" jest zresztą o wiele szerszy niż tylko fakt, iż w pewnym momencie indiańska księżniczka rozmawia z duchem swej babci zaklętym w drzewie. Cały ten film jest od strony historycznej przekręcony. W rzeczywistości to bowiem ta Indianka przyjęła Pana Jezusa i stała się chrześcijanką, w tym filmie zaś sugerowane jest coś innego, a mianowicie, nie ma żadnej wzmianki o tym fakcie, za to główna bohaterka wciąż poucza chrześcijanina Johna Smitha różnych indiańsko-pogańskich mądrości. I do tego dochodzi jeszcze ta piosenka "Kolory Wiatr", która jest przeniknięta pogańską, panteistyczną filozofią (zwierzęta to nasi bracia posiadający duszę, ba nawet głazy mają duszę oraz "imię i zaklęty w sobie czas" cały świat to jedno, etc) , która kontrastowana jest europejskim i tradycyjnie chrześcijańskim pojmowaniem świata. Trudno jest takim stawianiu sprawy nie widzieć promocji pogaństwa i ataku chrześcijaństwo.
1. Przedstawiają zło jako dobro, a może dziać się to poprzez jego usprawiedliwiania, uniewinniane, pochwalanie
2. Pokazują zło jako atrakcyjną, dobrą zabawę, unikając jednocześnie przedstawiania jego destrukcyjnych dla życia skutków.
3. Pokazują zło, jako pewną naturalną oczywistość, coś co robi się niczym poranne picie mleka, coś co nie wywołuje żadnych kontrowersji, polemik.
4. Pokazują zło, jako ostatecznie zwycięskie, tryumfujące, dominujące. Jest zło, ale nie za nie kary. Jest chaos i upadek, ale nie pokazanej nadziei, perspektywy wyjścia zeń, etc.
5. Epatują przenikniętymi zmysłowością obrazami, nawet jeśli przesłaniem filmu miałoby być ostrzeżenie przed rozwiązłością seksualną. Co z tego, że np. dany film pokazuje destrukcyjny wpływ cudzołóstwa na życie, jeśli by go obejrzeć trzeba przez jego połowę patrzeć na realistyczne obrazy rozpusty, słuchać pikantnych wynurzeń bohaterów, etc.
6. Pokazują przemoc po to by ekscytować nim i zabawiać nim widza.
Oczywiście nie chodzi o to, że filmy i widowiska nie mogą pokazywać zła. Mogą to czynić, ale z zachowaniem pewnych reguł i ograniczeń o których wspomniałem wyżej.
Ps. Zgadzam się z cytowanym przez Ciebie nauczaniem Piusa XI dotyczącym możliwości kreowania dobrego i chrześcijańskiego kina. Inną sprawą jest jednak pokazywanie szczególnych niebezpieczeństw, które praktycznie są nierozłączne od uprawnia rzemiosła aktorskiego. Jeśli chce się ewangelizować ten szczególnie niebezpieczny teren to trzeba mieć pełną świadomość licznych pułapek na nim obecnych, a w nadepnięcia na minę i jej detonacji nie twierdzić, że to są odgłosy salw honorowych na powitanie. Dzisiejsza rzekoma ewangelizacja filmu mniej więcej właśnie tak wygląda. Podobno katoliccy aktorzy robią swoje, czyli obściskują się na planach filmowych z obcymi ludźmi, kręcą złe filmy, a dostają za to kościelne nagrody, wyróżnienia i honory. A jak już ktoś przypiera do muru pytaniami, czy się tak godzi, to otrzymuje odpowiedzi w stylu: "Taki mają zawód i muszę grać co im każą".