@IrenaB, a nie podzruciłabyś nam leniwcom trochę z twoich obiadowych planów. Ja ze wszystkim idę na żywioł. Tzn sprzatam na okragło, lub jak pajęczyny mi przeszkadzają, lub brud mi widok z okna zasłania. A gotuję bez planu. Taki Tygodniowy plan z listą zakupów! super! Moze byc na bloga.
@IrenaB, a nie podzruciłabyś nam leniwcom trochę z twoich obiadowych planów. Ja ze wszystkim idę na żywioł. Tzn sprzatam na okragło, lub jak pajęczyny mi przeszkadzają, lub brud mi widok z okna zasłania. A gotuję bez planu. Taki Tygodniowy plan z listą zakupów! super! Moze byc na bloga.
Mogę wrzucić czasami, ale nie wiem, czy się nada, bo ja kulinarnie trochę szaleję.
Ale na ten tydzień nie robię planów, bo we wtorek lecimy na 5 dni oddać wspólnotową siostrę do klasztoru
@Haku - Twój post czytałam dwukrotnie, pierwszy raz w normalnym tempie czytania miałam wrażenie, że to w języku chińskim )
Dokładnie Trzymanie się planów dalekosiężnych to dla mnie w tej chwili nieosiągalne. Ogólnie mam rodzinny dziennik pokładowy według wskazań perfekcyjnej pani domu w segregatorze, a na codzień robię listy w najgorszym przypadku na cały tydzień. Skreślam to co wykonane. To czego nie udało się zrobić, przepisuję na inny dzień lub po przemyśleniu, że jednak absurdalne, rezygnuję .
od września dzielimy się z mężem kalendarzem z googlowym
wpisujemy tam płatności z przedszkoli/szkół naszych cór (do cyklicznych płatności rodzinnych mąż ma excela), wszelkie wyjścia np. wizyty u lekarzy, imprezy rodzinne, zebrania itp, rzeczy do zrobienia
Wow, Haku! Jestem pod wrażeniem! Pod jeszcze większym, jeśli udaje Ci się trzymać tych planów. A orgowanie w którym planie jest uwzględnione?
Oprócz planu sprzątania (dość okrojonego) mam jeszcze tygodniowy plan obiadów. Sporządzanie tego planu w sb, nd lub poniedziałkowy poranek to jedna z moich ulubionych chwil. A oprócz tego od niedawna, w ramach walki z marnowaniem czasu, mam taki ramowy plan dnia, gdzie uwzględnione są dość szczegółowo wszystkie ważne elementy dnia, także czas na modlitwę.
Nie pytajcie tylko, jak wygląda realizacja tych planów......
Czy się trzymam? Odpowiedziałabym "nie", bo nie trzymam się w 100%, ale z drugiej strony widzę postępy w rozmaitych rzeczach (np. czytając codziennie 1 psalm jestem już przy 77, Ewangelie- czytam po 1 rozdziale - przeczytałam już dwie). Rutynę pracy mam opracowaną - tzn w poniedziałkowy ranek zaglądam na listy przygotowane w poprzednim tygodniu i rozdzielam pracę i zadania na bieżący tydzień. Rutyny wieczornej z reguły się trzymam (zwłaszcza teraz, kiedy odmawiam Pompę) - czasem demotywuje mnie mój mąż, który nie wywiąże się ze swojego obowiązku (np. powieszenia prania) i w ten sposób kaskadowo blokuje moje obowiązki (np. nastawienie kolejnego prania). Nad intelektem pracuję w czasie dojazdu do pracy (2x20 min) lub podczas karmienia wieczornego. Obecnie czytam "Metafizykę" Arystotelesa, więc muszę skserować sobie na przód jakieś strony aby nie wozić wielkiej księgi. Czasem czytam też jakąś bardziej wymagającą literaturę piękną w systemie codziennie 10 stron (kiedyś nawet 1 strona - jak miałam zapaść intelektualną) Co do ciała - biegam jakieś 3xw tygodniu rano w ramach "mojej godziny". Jak nie wyjdzie, szukam innej możliwości aktywności - szybki spacer z załadowanym wózkiem, zabawy z bieganiem z dzieckiem itp. Staram się też realizować jako mama: opracowuję na przód konspekty twórczego czasu z Felą - lepienie z plasteliny itp, kupuję wcześniej materiały. Próbuję też walczyć z moimi problemami - np. pokusą aby włączyć bajki przed 19.00 i dłużej niż zazwyczaj.
W ramach małżeństwa ustaliliśmy, że godzina 22 jest startem naszego wspólnego czasu - co by się nie działo - czasem rozmawiamy, planujemy itp, a czasem oglądamy serial (zaczeliśmy serię 3 dr. House'a). Dbamy o to, żeby z reguły nie chodzić spać później niż o 24. Mąż mój chciałby abym uczyła się gry w szachy w ramach doskonalenia umiejętności - muszę to gdzieś wpisać W soboty mój mąż śpi dłużej, a ja robię wszystko, żeby mógł się wyspać. W niedzielę jest czas dla mnie - dziś spałam do 9.45
Kiedyś wydawało mi się, że trzeba wszystko robić perfekcyjnie i od razu, a jak się zawali, to od razu cały plan się sypie. Teraz myślę, że każdy ten wysiłek jest dobry. Jak się coś nie uda, to się nie stresować i próbować dalej. Udoskonalać i poprawiać! No i wprowadzać plany pojedynczo - np najpierw modlitwę, potem sprzątanie, potem naukę (lepiej iść kolejnością Bóg --> Poza domem)
Tylko weźcie pod uwagę to, że mam 2 dzieci. z czego jedno małe, a drugi to spokojny niemowlak. Poza tym praca zaczyna mi się teraz - co prawda od razu w systemie intensywnym, ale do ok 16-17 będę miała czas wolny (tzn z dziećmi w domu)
Codziennie odkurzam i myję podłogi. Staram się żeby każda rzecz miała swoje miejsce i odkładać na miejsce i pilnuje zeby każdy w domu odkładał. Większość rzeczy mam w puszkach i pudełkach. Szczegółowo sprzatam raz w tygodniu każde pomieszczenie oddzielnie. Zależy co jest do zrobienia. Raz w tygodniu robię pranie bo tu nie mam innej możliwości. (pralka jest na cały blok jedna i każde mieszkanie ma w innym dniu tygodnia pranie ). Bałagan bywa. Ale z takim systemem rzadko i łatwy do opanowania.
Mam jednak nadzieję, że jest gdzieś w tym wszystkim miejsce na odrobinę spontaniczności.
Ależ jest spontaniczność: w czasie "Bloku spontaniczności"
A tak na serio...czasem obejrzymy dwa odcinki House'a zamiast jednego Spontaniczność mnie niszczy, bo często przeradza się w normę. Wolę "spontaniczność" zamienić na "kreatywność pozyskiwania czasu"
od września dzielimy się z mężem kalendarzem z googlowym
wpisujemy tam płatności z przedszkoli/szkół naszych cór (do cyklicznych płatności rodzinnych mąż ma excela), wszelkie wyjścia np. wizyty u lekarzy, imprezy rodzinne, zebrania itp, rzeczy do zrobienia
wszelki plan i harmonogram oraz wszelkie założenia co kiedy i ile robię trafił jasny pierun, odkąd kończymy dwa pokoje na górze i wlecze się to niemiłosiernie, a dużo rzeczy znowu nie ma własnego miejsca mam tylko taki plan, żeby wyrobić się z tym do urodzenia Z.
Haku, od jakiegoś czasu wiedziałam, że jesteś dobrze zorganizowana, ale po przeczytaniu tego wątka dech mi zaparło. Zorganizowanie, to chyba jednak nie dla mnie. Jestem za bardzo spontaniczna. Ale podziwiam Cię! Choć podziwiam, to chyba za słabe słowo w tym przypadku.
eee, za bardzo wierzycie w swoje wyobrażenia - a to planowanie to naprawdę nic szczególnie wielkiego. PO prostu trzeba rzeczywistość rozpisać w najlepszy dla siebie sposób tak by była w miarę kompletna a potem dla każdej dziedziny zrobić plan.
Kiedyś robiłam w wersji drukowanej, ale ponieważ robię ramkę na kilka tygodni do przodu, łatwiej mi to wpisywać w zeszyt niż pisać na drukowanych kartkach:
Ale ja tam widzę kółko i krzyżyk z pewnością nieuwzględnione w planie dnia!
A tak na poważnie. Haku, Ty tak musisz czy tak lubisz? Bo ja rozumiem planowanie, ale aż do tego stopnia? Nie czujesz się zniewolona tym szczegółowym harmonogramem? Czy to konieczność, czy przyjemność, czy poczucie kontroli nad własnym życiem?
Muszę. Bez drobiazgowego planu czuję się źle - jakbym w miejscu stała . Poza tym czasem trudno mi ogarnąć. Może jakbym siedziała w biurze, byłoby łatwiej. A tak miedzy jedną a drugą pieluchą, między kupką a babką z piasku, dzwonię i potwierdzam fryzjera, spotkania, ludzi. Obiad gotuję, rozliczenia robię, a potem zestawienia. Muszę mieć plan na wszystko.
Komentarz
Moze byc na bloga.
Mogę wrzucić czasami, ale nie wiem, czy się nada, bo ja kulinarnie trochę szaleję.
Ale na ten tydzień nie robię planów, bo we wtorek lecimy na 5 dni oddać wspólnotową siostrę do klasztoru
Ogólnie mam rodzinny dziennik pokładowy według wskazań perfekcyjnej pani domu w segregatorze, a na codzień robię listy w najgorszym przypadku na cały tydzień. Skreślam to co wykonane. To czego nie udało się zrobić, przepisuję na inny dzień lub po przemyśleniu, że jednak absurdalne, rezygnuję .
wpisujemy tam płatności z przedszkoli/szkół naszych cór (do cyklicznych płatności rodzinnych mąż ma excela), wszelkie wyjścia np. wizyty u lekarzy, imprezy rodzinne, zebrania itp, rzeczy do zrobienia
Rutynę pracy mam opracowaną - tzn w poniedziałkowy ranek zaglądam na listy przygotowane w poprzednim tygodniu i rozdzielam pracę i zadania na bieżący tydzień.
Rutyny wieczornej z reguły się trzymam (zwłaszcza teraz, kiedy odmawiam Pompę) - czasem demotywuje mnie mój mąż, który nie wywiąże się ze swojego obowiązku (np. powieszenia prania) i w ten sposób kaskadowo blokuje moje obowiązki (np. nastawienie kolejnego prania).
Nad intelektem pracuję w czasie dojazdu do pracy (2x20 min) lub podczas karmienia wieczornego. Obecnie czytam "Metafizykę" Arystotelesa, więc muszę skserować sobie na przód jakieś strony aby nie wozić wielkiej księgi.
Czasem czytam też jakąś bardziej wymagającą literaturę piękną w systemie codziennie 10 stron (kiedyś nawet 1 strona - jak miałam zapaść intelektualną)
Co do ciała - biegam jakieś 3xw tygodniu rano w ramach "mojej godziny". Jak nie wyjdzie, szukam innej możliwości aktywności - szybki spacer z załadowanym wózkiem, zabawy z bieganiem z dzieckiem itp.
Staram się też realizować jako mama: opracowuję na przód konspekty twórczego czasu z Felą - lepienie z plasteliny itp, kupuję wcześniej materiały.
Próbuję też walczyć z moimi problemami - np. pokusą aby włączyć bajki przed 19.00 i dłużej niż zazwyczaj.
W ramach małżeństwa ustaliliśmy, że godzina 22 jest startem naszego wspólnego czasu - co by się nie działo - czasem rozmawiamy, planujemy itp, a czasem oglądamy serial (zaczeliśmy serię 3 dr. House'a). Dbamy o to, żeby z reguły nie chodzić spać później niż o 24. Mąż mój chciałby abym uczyła się gry w szachy w ramach doskonalenia umiejętności - muszę to gdzieś wpisać
W soboty mój mąż śpi dłużej, a ja robię wszystko, żeby mógł się wyspać. W niedzielę jest czas dla mnie - dziś spałam do 9.45
Kiedyś wydawało mi się, że trzeba wszystko robić perfekcyjnie i od razu, a jak się zawali, to od razu cały plan się sypie.
Teraz myślę, że każdy ten wysiłek jest dobry. Jak się coś nie uda, to się nie stresować i próbować dalej. Udoskonalać i poprawiać!
No i wprowadzać plany pojedynczo - np najpierw modlitwę, potem sprzątanie, potem naukę
(lepiej iść kolejnością Bóg --> Poza domem)
Co do orga - w przelocie
Mam jednak nadzieję, że jest gdzieś w tym wszystkim miejsce na odrobinę spontaniczności.
Teraz rozumiem, jak godzisz obowiązki domowe, studia i dwie prace.
A tak na serio...czasem obejrzymy dwa odcinki House'a zamiast jednego
Spontaniczność mnie niszczy, bo często przeradza się w normę. Wolę "spontaniczność" zamienić na "kreatywność pozyskiwania czasu"
mam tylko taki plan, żeby wyrobić się z tym do urodzenia Z.
Plan a wersji najbardziej ogólnej wygląda mniej więcej tak:
http://images62.fotosik.pl/151/187c6fce586f4ed4gen.jpg
http://images65.fotosik.pl/151/e754f9023bc14835gen.jpg
Doskonały pomysł! Haku jako szef katedry planowania
AMR. Koniecznie trzeba zorganizować wykład.
http://images65.fotosik.pl/151/16b3b6615ddbfd07gen.jpg
A tak na poważnie. Haku, Ty tak musisz czy tak lubisz? Bo ja rozumiem planowanie, ale aż do tego stopnia? Nie czujesz się zniewolona tym szczegółowym harmonogramem? Czy to konieczność, czy przyjemność, czy poczucie kontroli nad własnym życiem?
Poza tym czasem trudno mi ogarnąć. Może jakbym siedziała w biurze, byłoby łatwiej. A tak miedzy jedną a drugą pieluchą, między kupką a babką z piasku, dzwonię i potwierdzam fryzjera, spotkania, ludzi. Obiad gotuję, rozliczenia robię, a potem zestawienia. Muszę mieć plan na wszystko.
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/7f26e34cb54add3d.html#