ech Aniela ... idzie o to, że to nasze utrudzenie i myślenie o nim, przysłonić może istotę ofiarnej i odkupieńczej Męki i Śmierci Jezusa --------------------------- Może przysłonić i prowadzić do herezji, he, he? A skąd taka troska o bliźnich?
A moje najstarsze tak się zapaliły do tej nocnej drogi, że wczoraj w nocy (wielki piątek) poszły (nie razem, ale osobno) na piechotę do Kalwarii Zebrz. z Krakowa, tym razem z rozważaniami bł. Katarzyny E.
Nocą. W bólu i samotności. Pokonaj ponad 50 km trasę i przekonaj się, na co Cię stać. Ta droga zmieni Twoje życie. Zapisz się już DZIŚ ➤➤ www.edk.org.pl i podaj dalej! Niech świat się o tym dowie.
Nic nowego nie wniosę w temat. Tylko głośnio myślę W sąsiedniej diecezji jest EDK i Kolega (sportowiec) mnie namawia, tylko że... mój Mąż ma podobne zdanie jak @Kinga i ciężko mi się z tą argumentacją nie zgodzić. Z drugiej strony możemy iść z Kolegą w ramach jego ewangelizacji. Dla mnie większa korzyść iść na DK dla dzieci w parafii, blisko 30x dzwignąć na ręce, ćwiczyć się w cierpliwości. Do starszej część treści dociera. A 2 dni później w 3mieście przebiec półmaraton w celu czystosportowym.
Gdybym miała 20 lat mniej i była odsunięta od Kościoła, to ta EDK mogłaby mnie zachęcić.
Ja rozważam ten Otwock. Moj kuzyn organizuje i nocno mnie namawia. Sam chodzil juz kilka razy, a teraz pierwszy razborganizują w Otwocku. Ale nie brakuje tez głosów zniechecajacych i krytycznych.
Przeczytałam wątek od góry do dołu. Są za i przeciw. I tak naprawdę wydaje mi się, że każda chęć przebywania w modlitwie z Jezusem jest godna naśladowania. EDK nie jest przecież dla wszystkich. Nie każdy szuka wyzwań, ściśle połączonych z trwaniem w rozmowie z Jezusem.
Kiedyś chodziłam na pielgrzymki. 13 wędrówek do tronu Jasnogórskiej Pani było dla mnie pięknym wyzwaniem i trwaniem w bliskości z Bogiem.
Gdy założyliśmy rodzinę i urodziły nam się dzieci, zauważyliśmy głęboki sens wyjazdów na rekolekcje rodzinne w wakacje. Było to dla nas dużo bardziej głębokie doświadczenie bliskości Boga niż pielgrzymka.
Ale czas pielgrzymek uważam za piękny, w którym mogłam uczestniczyć jako dziecko, potem w okresie dojrzewania.
I teraz usłyszeliśmy o Ekstremalnej Drodze Krzyżowej. Oczywiście jest to wielki trud i walka ze zmęczeniem. Ale , moim zdaniem, nie można oceniać tego przedsięwzięcia, jeśli nie weźmie się w nim udziału. I dlatego idziemy z mężem, choć mamy obawy... Jednak jeśli nie spróbujemy, nie będziemy tu pisać czy jestem za czy przeciw.
Mam tylko takie przemyślenie, że skoro Jezus dźwigał ciężki krzyż... a wcześniej był bity i dręczony... i wszystko to dla nas... za nasze grzechy... to dlaczego nie spróbować oddać mu swojego zmęczenia.. i całkowicie zagłębić się w modlitwie, właśnie podczas tej nocnej wędrówki?
Oby tylko nie było kombinacji alpejskiej w stylu: deszcz, śnieg, -5st C, zjazd po szklance:) Pierwszy raz będę szedł - na swój sposób nie moge się już doczekać. Myśl o tym że to 41km jeszcze do mnie chyba nie dotarła więc się nie boję jakoś specjalnie - bardziej mnie chyba zniechęca perspektywa stania godzinę w kaplicy niż marsz przez całą noc cóż - opowiem jak było już po:)
Wydaje mi się że przeciwnicy EDK często wytaczają niewspółmierne argumenty przecie tej drodze krzyżowej. Często na drugiej szali kładzie się codzienne życie w rodzinie wielodzietnej. I zwykle argumentacje zaczyna się od słów "Dla mnie bardziej ekstremalne jest..." Ok, bogactwo KK jest nieprzebrane - każdy znajdzie coś dla siebie. Ale dlaczego wytaczać armaty przeciw temu, co dobre, nawet jeśli samym nam nie odpowiada.
Droga krzyżowa jest dla tych, którzy chcą iść z Jezusem. I dla Niego, a nie siebie samych - by się sprawdzić, i przeżyć coś niezwykłego. To nie jest sport. Rezygnuję ze snu dla Pana. Trwa tylko jedną noc - czy naprawdę ta jedna noc jest czymś zbyt cennym, by z niej zrezygnować? Czy naprawdę przejście EDK wyklucza służbę rodzinie dnia następnego? Nie pozwoli być dobrym ojcem i mężem?
Cieszę się, że mąż odprawia nocną drogę krzyżową. Nie przeszkadza mu to być dobrym mężem i ojcem. Nie odsypia dnia następnego - bo zwykle od przedpołudnia aż do wieczora prowadzi zbiórkę dla skautów. Mamy wtedy dzień modlitw za FSE. Mąż nie zaniedbuje obowiązków. Przejście EDK nie jest równoznaczne z zaniedbywaniem obowiązków dnia następnego, jak wielu twierdzi. Widzę dobre owoce EDK w naszym życiu.
Czy jest może na sali ktoś, kto po przejściu EDK twierdzi, że ten wysiłek był bezsensowny?
Czy jest ktoś, u kogo EDK nie wydała dobrych owoców w życiu? Serio pytam, jestem ciekawa. Wszyscy znajomi twierdzą, że było to dobre. Krytyka dobiega zawsze ze strony osób, które na EDK się nie wybrały.
Jako pqnna uczestniczyłam kiedyś w drodze krzyżowej przez pola i lasy noca i było to naprawdę duze przeżycie. D.K. z dziećmi to zupełnie coś innego, napewno warto ale czy dorośli nie potrzebują tez czasem modlitwy i skupienia bez dzieci? W niedziele tez chodzę z dziećmi na mszę ,ale czasem, jak mi się uda ,to bardzo lubię uczestniczyc sama w mszy u dominikanow.
Wróciłam. Uczestniczyłam z mężem w Drodze Krzyżowej Dziemiany-Kalwaria Wielewska. I teraz mogę się wypowiedzieć.
Sama Droga Krzyżowa była dla nas niezwykle pięknym doświadczeniem. Mieszkańcy okolicznych wiosek przygotowali i posprzątali wszystkie kapliczki. Wzdłuż wsi paliły się znicze i świeczki. O północy przed jednym z domów pozdrawiały nas dzieci ze słowami: SZCZĘŚĆ BOŻE. Pogoda dopisała i niebo iskrzyło gwiazdami, wiatru nie było, lasy ciche i spokojne.
Przez Ekstremalną Drogę Krzyżową bezpośrednio dotknęliśmy Męki Pańskiej. W bezsilności i rozpaczy łapaliśmy krzyża i gorąco prosiliśmy o wsparcie Jezusa. Byliśmy wyczerpani, po 22 kilometrze mieliśmy wielki kryzys, który przełożył się na zrozumienie, jak bardzo Jezus był wyczerpany w drodze na Golgotę.
Ciężko pisać... doświadczenie niezwykle głębokie.
Dotarliśmy o 5.00 wraz ze wstawaniem dnia i pierwszymi promykami słońca. Czuliśmy Bożą bliskość i niezwykłą wdzięczność za Bożą opiekę... za Jego poświęcenie... Za to, że sam Jezus wziął na nas tak potworne cierpienie, by ostatecznie oddać swe życie.
Przeszłam 44 km, z Radomia do Skrzyńska. Nie było lekko - lodowaty wiatr, więc mimo temperatury przyzwoitej praktycznie nie dało się zatrzymać na dłuższy odpoczynek, bo robiło się bardzo zimno - ale też nie tak ciężko, jak się spodziewałam. Ostatnie 8-10 km szło mi się już ciężko, bardziej siłą woli niż siłami fizycznymi, zwłaszcza że prawie nie zatrzymywaliśmy się
Natomiast nie było to dla mnie ogromne przeżycie duchowe - tzn oczywiście podczas zatrzymania się przy stacjach skupiałam się na rozważaniach, ale podczas drogi było mi bardzo ciężko myśleć o Drodze Krzyżowej Jezusa, zarówno wtedy, kiedy szło mi się lżej, jak i wtedy, kiedy było już ciężko - chyba po prostu nie umiałam tego zmęczenia fizycznego przełożyć na przeżycia duchowe - tylko momentami mi się to udawało.
Niemniej jednak cieszę się, że poszłam, bardzo ciekawe przeżycie - tyle godzin marszu nocą, w milczeniu i ciemności - i może sam ten trud wyda z czasem jakieś owoce, miałam też kilka intencji, z którymi szłam i w których tą drogę i zmęczenie ofiarowałam.
A ja zapomniałem się podzielić moimi "podchodami" Byłem, doszedłem - łatwo wbrew temu co myślałem nie było... Z błędów technicznych mogę wymienić: - nie wziąłem żadnej karimaty na odpoczynki - choć niektórzy widziałem zatrzymywali się tylko żeby uklęknąć... Litr wody to zdecydowanie za mało Ok 10km szedłem zatrzymując się tylko na modlitwę - chciałem dogonić front - to był błąd Po tym sprincie ciągnąłem się na tyle wolno, że ogon mnie dogonił bo musiałem poleżeć chwilę, a potem było już dużo ciężej iść nawet normalnym tempem. Generalnie - pośpiech nie jest wskazany
Z rzeczy duchowych - cóż - było trudno więc chyba warto 2 tygodnie później wybrałem się drugi raz z grupką młodzierzy na trasę ok 38km. Naprawiłem błędy techniczne i szło się dużo lepiej.
Owoce? - Na to chyba jeszcze poczekam:) Choć pierwsze kiełki zaczynają wyrastać Polecam
Komentarz
ech Aniela ... idzie o to, że to nasze utrudzenie i myślenie o nim,
przysłonić może istotę ofiarnej i odkupieńczej Męki i Śmierci Jezusa
---------------------------
Może przysłonić i prowadzić do herezji, he, he? A skąd taka troska o bliźnich?
he he
➤➤ www.edk.org.pl i podaj dalej!
Niech świat się o tym dowie.
W Otwocku też będzie = 18marca 2016
https://www.facebook.com/OTWOCK.EDK/?notif_t=fbpage_fan_invite
http://www.edk.org.pl/trasa-edk/otwock-laskarzew-135.html
Pierwszy raz ide więc nic więcej narazie powiedzieć nie mogę
Wybiera się ktoś jeszcze?
@mamababcia
u nas coś jest?
W sąsiedniej diecezji jest EDK i Kolega (sportowiec) mnie namawia, tylko że... mój Mąż ma podobne zdanie jak @Kinga i ciężko mi się z tą argumentacją nie zgodzić.
Z drugiej strony możemy iść z Kolegą w ramach jego ewangelizacji.
Dla mnie większa korzyść iść na DK dla dzieci w parafii, blisko 30x dzwignąć na ręce, ćwiczyć się w cierpliwości. Do starszej część treści dociera. A 2 dni później w 3mieście przebiec półmaraton w celu czystosportowym.
Gdybym miała 20 lat mniej i była odsunięta od Kościoła, to ta EDK mogłaby mnie zachęcić.
Moj kuzyn organizuje i nocno mnie namawia. Sam chodzil juz kilka razy, a teraz pierwszy razborganizują w Otwocku.
Ale nie brakuje tez głosów zniechecajacych i krytycznych.
Są za i przeciw.
I tak naprawdę wydaje mi się, że każda chęć przebywania w modlitwie z Jezusem jest godna naśladowania.
EDK nie jest przecież dla wszystkich.
Nie każdy szuka wyzwań, ściśle połączonych z trwaniem w rozmowie z Jezusem.
Kiedyś chodziłam na pielgrzymki. 13 wędrówek do tronu Jasnogórskiej Pani było dla mnie pięknym wyzwaniem i trwaniem w bliskości z Bogiem.
Gdy założyliśmy rodzinę i urodziły nam się dzieci, zauważyliśmy głęboki sens wyjazdów na rekolekcje rodzinne w wakacje.
Było to dla nas dużo bardziej głębokie doświadczenie bliskości Boga niż pielgrzymka.
Ale czas pielgrzymek uważam za piękny, w którym mogłam uczestniczyć jako dziecko, potem w okresie dojrzewania.
I teraz usłyszeliśmy o Ekstremalnej Drodze Krzyżowej.
Oczywiście jest to wielki trud i walka ze zmęczeniem.
Ale , moim zdaniem, nie można oceniać tego przedsięwzięcia,
jeśli nie weźmie się w nim udziału.
I dlatego idziemy z mężem, choć mamy obawy...
Jednak jeśli nie spróbujemy, nie będziemy tu pisać czy jestem za czy przeciw.
Mam tylko takie przemyślenie, że
skoro Jezus dźwigał ciężki krzyż... a wcześniej był bity i dręczony...
i wszystko to dla nas... za nasze grzechy...
to dlaczego nie spróbować oddać mu swojego zmęczenia..
i całkowicie zagłębić się w modlitwie,
właśnie podczas tej nocnej wędrówki?
Napiszę po.
Dziemiany - Wiele -41 km
Pierwszy raz będę szedł - na swój sposób nie moge się już doczekać.
Myśl o tym że to 41km jeszcze do mnie chyba nie dotarła więc się nie boję jakoś specjalnie - bardziej mnie chyba zniechęca perspektywa stania godzinę w kaplicy niż marsz przez całą noc
cóż - opowiem jak było już po:)
Ok, bogactwo KK jest nieprzebrane - każdy znajdzie coś dla siebie.
Ale dlaczego wytaczać armaty przeciw temu, co dobre, nawet jeśli samym nam nie odpowiada.
Droga krzyżowa jest dla tych, którzy chcą iść z Jezusem. I dla Niego, a nie siebie samych - by się sprawdzić, i przeżyć coś niezwykłego. To nie jest sport. Rezygnuję ze snu dla Pana.
Trwa tylko jedną noc - czy naprawdę ta jedna noc jest czymś zbyt cennym, by z niej zrezygnować? Czy naprawdę przejście EDK wyklucza służbę rodzinie dnia następnego? Nie pozwoli być dobrym ojcem i mężem?
Cieszę się, że mąż odprawia nocną drogę krzyżową. Nie przeszkadza mu to być dobrym mężem i ojcem. Nie odsypia dnia następnego - bo zwykle od przedpołudnia aż do wieczora prowadzi zbiórkę dla skautów. Mamy wtedy dzień modlitw za FSE. Mąż nie zaniedbuje obowiązków. Przejście EDK nie jest równoznaczne z zaniedbywaniem obowiązków dnia następnego, jak wielu twierdzi.
Widzę dobre owoce EDK w naszym życiu.
Czy jest może na sali ktoś, kto po przejściu EDK twierdzi, że ten wysiłek był bezsensowny?
Nie czytałam dyskusji.
D.K. z dziećmi to zupełnie coś innego, napewno warto ale czy dorośli nie potrzebują tez czasem modlitwy i skupienia bez dzieci? W niedziele tez chodzę z dziećmi na mszę ,ale czasem, jak mi się uda ,to bardzo lubię uczestniczyc sama w mszy u dominikanow.
Uczestniczyłam z mężem w Drodze Krzyżowej Dziemiany-Kalwaria Wielewska.
I teraz mogę się wypowiedzieć.
Sama Droga Krzyżowa była dla nas niezwykle pięknym doświadczeniem.
Mieszkańcy okolicznych wiosek przygotowali i posprzątali wszystkie kapliczki.
Wzdłuż wsi paliły się znicze i świeczki.
O północy przed jednym z domów pozdrawiały nas dzieci ze słowami:
SZCZĘŚĆ BOŻE.
Pogoda dopisała i niebo iskrzyło gwiazdami, wiatru nie było, lasy ciche i spokojne.
Przez Ekstremalną Drogę Krzyżową bezpośrednio dotknęliśmy Męki Pańskiej.
W bezsilności i rozpaczy łapaliśmy krzyża i gorąco prosiliśmy o wsparcie Jezusa.
Byliśmy wyczerpani, po 22 kilometrze mieliśmy wielki kryzys, który przełożył się na zrozumienie, jak bardzo Jezus był wyczerpany w drodze na Golgotę.
Ciężko pisać... doświadczenie niezwykle głębokie.
Dotarliśmy o 5.00 wraz ze wstawaniem dnia i pierwszymi promykami słońca.
Czuliśmy Bożą bliskość i niezwykłą wdzięczność za Bożą opiekę... za Jego poświęcenie...
Za to, że sam Jezus wziął na nas tak potworne cierpienie, by ostatecznie oddać swe życie.
Piękny czas....
Ktoś przeszedł?
Natomiast nie było to dla mnie ogromne przeżycie duchowe - tzn oczywiście podczas zatrzymania się przy stacjach skupiałam się na rozważaniach, ale podczas drogi było mi bardzo ciężko myśleć o Drodze Krzyżowej Jezusa, zarówno wtedy, kiedy szło mi się lżej, jak i wtedy, kiedy było już ciężko - chyba po prostu nie umiałam tego zmęczenia fizycznego przełożyć na przeżycia duchowe - tylko momentami mi się to udawało.
Niemniej jednak cieszę się, że poszłam, bardzo ciekawe przeżycie - tyle godzin marszu nocą, w milczeniu i ciemności - i może sam ten trud wyda z czasem jakieś owoce, miałam też kilka intencji, z którymi szłam i w których tą drogę i zmęczenie ofiarowałam.
Byłem, doszedłem - łatwo wbrew temu co myślałem nie było...
Z błędów technicznych mogę wymienić: - nie wziąłem żadnej karimaty na odpoczynki - choć niektórzy widziałem zatrzymywali się tylko żeby uklęknąć... Litr wody to zdecydowanie za mało
Ok 10km szedłem zatrzymując się tylko na modlitwę - chciałem dogonić front - to był błąd Po tym sprincie ciągnąłem się na tyle wolno, że ogon mnie dogonił bo musiałem poleżeć chwilę, a potem było już dużo ciężej iść nawet normalnym tempem. Generalnie - pośpiech nie jest wskazany
Z rzeczy duchowych - cóż - było trudno więc chyba warto
2 tygodnie później wybrałem się drugi raz z grupką młodzierzy na trasę ok 38km. Naprawiłem błędy techniczne i szło się dużo lepiej.
Owoce? - Na to chyba jeszcze poczekam:) Choć pierwsze kiełki zaczynają wyrastać
Polecam