Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Na ratunek jedynakom

«13

Komentarz

  • Jak widać gazetka tworzy dalej nowy model życia. Trochę postraszyć pieluchami i już gotowe. W ichnim języku formułuje się to tak "dało mi to do myślenia"
  • ... i to słowo partner to dobre w biznesie. W życiu jest mąż albo konkuben, ewentualnie kochanek.

    Ja dopiero przy bliźniaczkach (4-5) "rozwinąłem skrzydła" jako ojciec. Nie wiedzą co tracą. Jedno to eksperyment, minimum trójka to pełna rodzina i dom pełen życia.
  • znowu ktoś puścił bąka...
  • A mnie głównie uderzyło to, że alternatywą dla jedynactwa jest posiadanie dwójki dzieci. Choć prawdą jest, że w moim przypadku drugie dziecko znacznie większej rewolucji dokonało w naszym życiu, niż pierwsze i trzecie.
  • To u nas zupełnie inaczej, powiedziałabym wręcz, że trójka robi się standardem, czwórka przyjmowana jest jako niegroźna fanaberia - choć w moim przypadku, non stop się wszyscy dopytują kiedy czwarte. Dopiero przy piątym tak naprawdę ludzie zaczynają się dziwić i patrzeć jak na kosmitę. Ale pewnie zależy to wszystko od wielu czynników środowiskowych, tez mi się zdarza, że Pani w sklepie załamie się nad moim cięzkim losem, że mam "aż" trójkę.
  • no popatrz, a ja myslałam, że o chceniu kolejnego dziecka rozmawia się z mężem,
    a nie dosłownie wszędzie
    zaraz tam z mężem...
    Jaka Ty staroświecka jesteś...bleeee...
  • [cite] Andrzej:[/cite]ja sie najpierw pytam tescia :wink:
    Ja koleżanek z pracy... i teściowej.
  • I pani z kiosku.
  • [cite] Agulec:[/cite]małgorzata rozumiem, że rozmawiasz tylko i wyłącznie ze swoim mężem i z nikim innym w ogóle, a na forum pisze ktoś za Ciebie:tongue:
    Nie masz żadnych znajomych, bliższej lub dalszej rodziny i nikogo nie interesujesz ani Ty ani Twoja rodzina. Cóż współczuję Ci. Przez to jesteś pewnie taka zgryźliwa i złośliwa czepiając się słów zamiast wypowiedzieć w sprawie w.w. tematu.

    i tak trzymaj Małgorzato
  • A teraz o rozterkach jedynaków opowie Państwu Ola.

    kztv1JrLuIM
  • [cite] malgorzata:[/cite]no więc dlatego Agulec nie ma wiecej dzieci, zamiast brać męża na warsztat, to ona biega doslownie wszedzie,
    zamiast "łapać" mężowskiego pompona :grouphug:
    To nie jest skierowane do mnie, ale odbieram to bardzo niemiło. Nie oceniałabym nigdy dlaczego ktoś ma mało dzieci nie znając dobrze danej osoby. Tu widać tylko złośliwość, szkoda, że brakuje trochę życzliwości.
  • Małgorzata chyba ciut przegięłaś:sad:
  • Przecież Małgorzata tak zawsze... Jedynak to jakieś monstrum, a jego rodzice to myślący tylko o kasie egoiści.

    Sama jestem jedynaczką i też uważam, że osoby, które z góry zakładają, że będą mieć tylko jedno dziecko wyrządzają mu wielką krzywdę. Ale Agulec ma dwójkę, więc może uda im się wyrosnąć na ludzi:smile:

    A swoją drogą zastanawia mnie zawsze przy takich dużych rodzinach, jak wyobrażają sobie swoje życie za powiedzmy 25 lat. Wszystkie dzieci dorosłe, pozakładały swoje rodziny, więc osób w rodzinie robi się kilkadziesiąt. I jak w tedy wygląda niedzielny obiad rodzinny, wigilia i inne uroczystości? Przyjmując nawet, że każde dziecko ma tylko po dwoje dzieci (któreś może w ogóle nie mieć, inne więcej) to robi się zamiast 11 - 44 osoby. Taki obiad rodzinny przeradza się w małe wesele.

    Wiem, że to trochę OT, ale zawsze mnie to nurtowało. A i jeszcze jedno, czy w ogóle jest możliwe, żeby zebrać wszystkich razem do jednego stołu, no i jak z opieką nad wnukami?
  • A jak córki się urodzą, to przecież trzeba dać im posag. W zasadzie poza Kulczykiem i paroma jeszcze z listy najbogatszych nikt inny nie powinien mieć dzieci.
  • No, dobra. Rozumiem, że dla Was obiady niedzielne na 40 - 50 osób, to bułka z masłem i całkowicie zwyczajna sytuacja? Chyba, że to już nie jest ważne, że po odchowaniu własnych dzieci udajemy się na emeryturę rodzinną i nic nas dalej nie obchodzi?

    Moje marzenie to duża, wielopokoleniowa rodzina. To wspólne niedzielne obiady (niekoniecznie co tydzień, choć u mnie w domu tak bywa), to wyjazdy z wnukami, a z drugiej strony cieszenie się z męzem naszą wspólną starością i robienie rzeczy, których nie zdązylismy zrobić wcześniej. Wydaje mi się to mało możliwe przy posiadaniu np 30 wnucząt. I nie ma to nic wspólnego z byciem Kulczykiem, czy też nie, tudzież kupowaniu dzieciom rzeczy materialnych.
  • Ale wyobraź sobie, że każde z Twoich dzieci wzorując się na Duggarach ma osiemnastkę własnego przychówku. Jak sobie poradzisz jako babcia 54 wnucząt? Warto zacząć przygotowywać się już dziś.

    :cool:
  • Bolka, ale Was jest "tylko" czworo. A ja mówię o 11 potomstwa i założenia wydaje mi sięl, że stałe kontakty z całą rodziną mogą być bardzo utrudnione.

    Prawdopodobieństwo, że każde z moich dzieci będzie miało po 18 swoich jest nikłe, ale jak się tak stanie to jakoś damy radę, na to juz nie mam wpływu.

    Zadając pytamnie o wnuki, chciałam się dowiedzieć, czy w ogóle o tym myślicie, czy decyzja o wielodzietności - nie pisze o 3 - 4 dzieci, ale 10 plus, również wykracza tak daleko.

    Małgorzata, wiele razy się wypowiadała, że ułatwienie materialne startu życiiowego dzieciom nie jest istotne, ciekawi mnie również, czy ważna jest w/g niej późniejsza pomoc, przy ich dzieciach, wspólne - całą rodziną - spędzanie czasu, zabieranie wnuków na wakcje itp. Ja po prostu tego nie widzę, a żyję w rodzinie gdzie relacje z dziadkami i rodzeństwem rodziców są bardzo ważne.
  • Jadwigo, ale ja bym właśnie chciała, żeby do mnie zjeżdżali, kontakty 2 - 3 razy do roku to dla mnie o wiele za mało. Oczywiście różnie się układa i moje dzieci może w ogóle będą miały mnie gdzieś, może wyemigrują do Australii - tego nie wiem. Po prostu uważam, posiadania tak wielu dzieci, w zasadzie wyklucza częste spotkania w całości. Niekoniecznie to rodzice muszą przygotowywać ten obiad, to nie jest najważniejsze. Najważniejsze dla mnie by dzieci mogły mieć w miarę częsty i bliski kontakt z dziadkami.
  • Anko, nie chciałabym wypowiadać się w imieniu ogółu, ale mam wrażenie, że wielodzietność wielodzietnych niewiele ma wspólnego z jakimś planem i zakładaniem z góry jak ma być. Po prostu - jest otwartość na kolejne dziecko. Pan Bóg daje - a my z radością przyjmujemy. Wiąże się to z jakimś zaufaniem do Stwórcy, że skoro nas obdarza, to wie co robi - nie daje nam przecież zadań ponad nasze siły. Tak ja na to patrzę, i wielu moich wielodzietnych znajomych.
    Nikt z nas przecież nie jest w stanie przewidzieć, jak wyglądać będzie przyszłość. Mając 10 dzieci możemy np. doczekać się setki wnucząt - ale równie dobrze możemy doczekać się ich tylko trójki, bo np. część dzieci wybierze stan kapłański, zakonny czy inny celibat, któreś może nie dożyć dorosłości, albo po prostu być bezpłodne. Może się też zdarzyć, że mając dwójkę dzieci, wnuków będzie gromadka, bo ta dwójka dzieci mocno się "rozmnoży".
    Myślę też, że wielodzietni rodzice dość mają bierzących spraw na głowie, by jeszcze zaprzątać ją sobie problemami typu: "co zrobimy, jeśli na rodzinny obiad za 15 lat zjedzie do nas 30 wnuków":smile:
  • [cite] malgorzata:[/cite]Anko, ja na Twoim miejscu zastanawiałabym się, jak do mojej rodziny trafią jacyś jedynacy, tp dopiero będzie jazda bez trzymanki dla takiego , już muszę sie udać na jakąś psychoterapię, żeby takiego "wytrzymać", o ile go wpuszczę do mojej rodziny,

    :swingin::swingin::swingin::swingin:
    że nie wposmnę jego rodziców :crazy::crazy::crazy::crazy:
    całe życie dmuchali na synusia, a tu masz babo placek:crazy::crazy::crazy:
    :


    O to się nie martwię, w końcu z taką osobą dzielisz życie i masz z nią 11 dzieci.

    Napisałaś, że takie spotkania są 2 - 3 razy do roku. No widzisz w mojej patologicznej rodzinie są znacznie częściej, bywało, że co tydzień...

    Nie martwię się o Ciebie Małgorzato, wiem, że dasz radę. Tak się po prostu głośno zastanawiam, bo jestem jedynaczką, mój mąż ma tylko brata i po prostu pewnych rzeczy nie potrafię sobie wyobrazić. Pytam więc innych, jak oni to widzą.
    W pewien sposób, to co napisałaś, potwierdza moje wyobrażenia, jak już pisałam - sama powiedziałaś, ze takie spotkania są 2 - 3 razy do roku.
  • Bolko, oczywiście ze się nie obrażę, przecież ja właśnie o tym piszę, że jako jedynaczka (ta wstrętna egoistka, co najchętniej oddałaby rodziców do DS) nie mam wyobrażenia o pewnych sprawach. My wszyscy mieszkamy w jednym mieście, moi rodzice 100 m ode mnie, wpdają do mnie bez jakiś szczególnych wcześniejszych ustaleń, ja do nich też. Wiem, ze nie jest to możliwe przy wielu dzieciach. Ja mam ich tylko troje (może będę miałą więcej, ale pewnie nie) i po cichu liczę, że takie bliskie kontakty da się utrzymać równiez z moimi dziećmi jak będa dorosłe. Chociaż oczywiście tego nie wiem, bo nie mam zupełnie na to wpływu.

    Po prostu z powyższych postów wynika, że mając naprawdę duzó dzieci nie bardzo jest możliwe częste spotykanie się całą rodziną.
  • Małgorzato, powtórzę, że takie zachowanie jest złośliwością i brakiem uprzejmości. To, że tak reagujesz nie musi znaczyć, że inni mają to akceptować, bo "Małgorzata to tak zawsze". Czepianie się słów nie jest przeproszeniem za swoje zachowanie wobek kogos, kto jest inny niż Ty.
  • Anko, myślę, że przede wszystkim czym innym są rodzinne spotkania, gdy rodzina liczy 5 osób, a czym innym gdy liczy 50. Domyślam się, że Tobie chodzi o podtrzymywanie rodzinnych więzi z wujkami, ciociami i dziadkami. Tylko, że w licznych rodzinach takie podtrzymywanie więzi nie odbywa się przy okazji całorodzinnych zjazdów, a raczej bardziej kameralnych spotkań z jedną czy dwiema rodzinami. Takie całorodzinne spotkania będą rzadkie, pewnie głównie przy okazji świąt, i pewnie w całym zamieszaniu trudno będzie z każdym członkiem rodziny uciąć miłą pogawędkę. Natomiast nic nie stoi na przeszkodzie do częstszych spotkań w mniejszym gronie, kiedy to można pogawędzić przy herbatce i powspominać np. wspólne dzieciństwo... Spotkania całej wielkiej rodziny to nie jest jedyna forma kontaktów. Pewnie, że w rodzinach wielodzietnych wiele rzeczy wygląda zupełnie inaczej - bo inne są warunki, problemy, i generalnie wszystko jest inne...:cool: Ale inne to n ie znaczy niewykonalne, czy gorsze, po prostu trzeba wypracować trochę inne formy, niż te, do których się przywykło żyjąc w mniejszym gronie.

    Ad Ania D. - chyba niepotrzebnie robisz z igły widły. Małgorzata zażartowała i mam wrażenie, że wcale nie miała zamiaru obrazić czy wytknąć palcem Agulca czy kogoś innego - jeśli popatrzeć na kontekst całego tego wątku, to po prostu wyraziła ogólnie znaną prawdę... Niepotrzebnie bierzesz to tak do serca :wink:
  • [cite] malgorzata:[/cite]aha, i nie uważam Barbaro, że "przegięłam"
    dzieci biorą się z seksu w czasie płodnym , a nie z gadania
    Chodziło mi raczej o pewną delikatność w wyrażaniu się o czyimś pożyciu małżeńskim, zwłaszcza jeśli niewiele się o nim wie. :confused:
  • [cite]
    Werka, jest tylko jeden, maly klopotek, Malgorzata nie czytuje protokolow medrcow z gazowni.

    T

    ?????:shocked:

    Cóż, Werka, choćbyś nawet napisała, że Ziemia krązy w okół Słońca to i tak się dowiesz, że takich bredni wyczytanych w gazowni, nikt nie będzie brał poważnie...:tongue:
  • Monika44, jak się żartuje, to warto dobrze znać rozmówców, a w necie nie jest to takie łatwe. Jednego smieszy rubaszność, dla innego jest to niegrzeczne.
  • Moniko, właśnie dlatego zadałam to pytanie. Bo jako jedynaczka małe mam pojęcie o tym jak się funkcjonuje w dużej rodzinie. Pomimo, że mam tylko trójke dzieci, to cały czas mam obsesję, żeby jak najwięcej rzeczy robić razem, że w weekend nawet na moment się nie rozstawać, a sama widzę, że już teraz nie jest to do końca możliwe.
    Może ze względu na swoje jedynactwo i na to, że sposób wychowania moich rodziców jest mi najbliższy (choć wiem jakie błędy popełnili) próbuję sama podobnie wychowywać dzieci.
  • [cite] Ania D.:[/cite]Monika44, jak się żartuje, to warto dobrze znać rozmówców, a w necie nie jest to takie łatwe. Jednego smieszy rubaszność, dla innego jest to niegrzeczne.
    No właśnie Aniu, dlatego właśnie nie powinnaś przejmować się żartem, który nie był skierowany do Ciebie...:smile:
  • [cite] Anka:[/cite]Ja mam ich tylko troje (może będę miałą więcej, ale pewnie nie)
    Cóż to za defetyzm! Jestem przekonany, że udział w forum dla wielodzietnych, co ja mówię - nawet dwóch forach! - musi spowodować rozrost rodziny :bigsmile:
  • [cite] Werka:[/cite]A niech nie czyta, ale odrobina życzliwości w kontaktach międzyludzkich jeszcze nikom nie zaszkodziła. Kobieta, która ma dużo dzieci (pod warunkiem, że chcianych) na pozór wydawać by się mogła spełniona i szczęśliwa, a z tych wypowiedzi bije niechęć i zgorzknienie. Szkoda....
    Eeee będąc uczciwym to raczej duma i zarozumialstwo (uzasadnione). Więcej wiary w genetyke Werka.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.