Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Wybór kierunku studiów - czy rodzice mogą wpływać na decyzję dziecka?

13»

Komentarz

  • Na pewno warto doradzić, ale nie zmuszać do swoje wizji. Nawet na poziomie szkoły średniej widzę, jaką krzywdę rodzice robią dzieciom zmuszając je do pójścia do liceum (gdy chcą do technikum) albo do biol-chem (gdy chcą do ,,humana'').
  • jukaa powiedział(a):
    Na poziomie szkoły średniej doradzanie bardziej rozumiem, na poziomie wyboru studiów już nie.
    Doradzanie zawsze, na każdym etapie życia rozumiem, ale nie zmuszanie.
  • Wdg mnie proces wychowania nigdy się nie kończy. Rozni ludzie mają na nas wplyw, nie tylko rodzice.
  • jukaa powiedział(a):
    @Katarzyna , może masz rację, tylko że w momencie wyboru studiów proces wychowania jest już zakończony. Przynajmniej powinien być.
    Jeśli zakładamy, że człowiek dokonuje wyboru studiów jednorazowo, w momencie, gdy zdał maturę, to może się zgodzę, że to już trochę późno na działania wychowawcze. Jednak patrząc na moje dzieci, widzę, że one nad swoimi planami edukacyjno-zawodowymi zaczynają rozmyślać w wieku, gdy zdecydowanie podlegają moim wpływom wychowawczym. I nie widzę problemu w tym, że dyskutuję z nimi  o tym i próbuję wpłynąć na tok ich przemyśleń i wniosków, które wyciągają. A to, z kolei, będzie miało jakiś wpływ na finalny wybór kierunku studiów. O ile któryś z nich się zdecyduje studiować. Bo mają moje pełne przyzwolenie na to, żeby z edukacji formalnej zrezygnowali w momencie, gdy uznają to za nie wnoszące nic sensownego w ich życie. Wyraziłam opinię (z którą na dzień dzisiejszy moje dzieci się zgadzają), że fajnie by było, gdyby pozdawali matury, bo to na przyszłość otwiera drogę na studia, gdyby im się kiedykolwiek w życiu zamarzyło. Gdyby jednak któreś uparło się poprzestać na szkole zawodowej, to postaram się znieść i taką decyzję z godnością.
    Podziękowali 2kiwi Katia
  • U mnie to właśnie ten najbardziej niefrasobliwy potrafi sobie narzucić ogromną dyscyplinę, gdy mu na czymś zależy. Od pewnego czasu planuje karierę sportową i bardzo wiele spraw temu podporządkowuje. W ubiegłym roku z żelazną konsekwencją robił ćwiczenia zalecone przez ortoptystę i wyćwiczył sobie umiejętność widzenia obuocznego, której praktycznie nie miał, a bez tej umiejętności uprawianie jego dyscypliny sportowej (badminton) jest w zasadzie niemożliwe. Potem z równą konsekwencją wykonywał ćwiczenia zadane przez fizjoterapeutę na płaskostopie (poprzeczne, podłużne i skośne - miał komplet), bo ortopeda nakazał rezygnację z treningów z powodu zagrożenia zwyrodnieniem kolan. Efekt jest nadspodziewany - nasz lekarz sportowy, gdy zobaczył w wakacje naszego G. w związku z badaniami okresowymi, patrzył z niedowierzaniem i pytał, co się wydarzyło, że nie ma płaskostopia.
    I ten niefrasobliwy bardzo chętnie dyskutuje ze mną o swoich przyszłych planach zawodowych. I ma ja najbardziej skonkretyzowane. Przy tym jest bardzo otwarty na różne moje sugestie. I choć nie jest szczególnie lotny (przynajmniej w porównaniu ze starszymi braćmi), ja mu wróżę duże sukcesy, bo gość świetnie funkcjonuje społecznie i ma ogromną determinację.
    Podziękowali 1AgaMaria
  • @Elunia - ale czy to nie jest tak, że rolą rodzica jest wybadać, czy ten pomysł, który dziecku przychodzi do głowy jest jakoś sensownie umocowany, czy to tylko jakiś chwilowy kaprys, inspiracja kolegą, czy idolem? Moje dzieci tymczasem dokonują wyborów dla mnie zupełnie zaskakujących. Dyskutuję z nimi o tym, wspólnie zastanawiamy się, jak pogodzić ich pasje z potrzebą zarabiania na życie, dzielę się swoimi przemyśleniami i doświadczeniem. Oni to przyjmują z dużą otwartości i bardzo mnie to cieszy. Z otwartością, to nie znaczy, że łykają bezkrytycznie to, co mama mówi - oni ze mną dyskutują, przedstawiają swoje argumenty. Ja też z otwartością przyjmuję ich argumenty. Nie chcę popełniać błędu mojego ojca i wyznaczać im kierunku kariery, bo wiem, że będzie to miało skutek odwrotny od zamierzonego. Jak się łatwo domyślić, wybrałam kierunek całkiem inny niż ten, który mi wymarzył mój tata.
  • edytowano sierpień 2018
    Dla większości ludzi sensowne umocowanie bierze się ze zdolności wrodzonych, łatwości w zdobywaniu pewnych umiejętności itp.

    Osoby o Twoim potencjale intelektualnym @Katarzyno, mają problem. Ale nie dotyczy on większości populacji. 

    Dlatego oczywiście doradzam, ale zwykle, gdy pytają.

    A oni i tak robią swoje, i dobrze.
  • Ja tez.. i Bogu dzięki 
  • Córka przyjaciólki jest niezwykle zdolna i inteligentna, bardzo bystra.
    Nie ma szczególnych uzdolnień kierunkowych ani wybitnych pasji - z jednakowymi wynikami i radością uczy się przedmiotów humanistycznych jak i przyrodniczych, ścisłych oraz języków.  Jest laureatką wielu konkursów z wielu różnych dziedzin. Mogłaby uczyć się w każdej klasie profilowanej na poziomie LO - od medycznej, poprzez prawniczą aż do politechnicznej. Wybrała klasę humanistyczną...
  • @Elunia - pewnie, że nie siedzę. Ale trochę dłużej na tym świecie żyję niż oni i mam pewne obserwacje, którymi (w sposób nieinwazyjny i nieautorytarny) z moimi dziećmi się dzielę. Mam też inny punkt widzenia niż oni i to zawsze coś wnosi. Może mam to szczęście, że moje dzieci życzliwie mnie słuchają i rozważają to, co do nich mówię? Inna sprawa, że ja nie mam ambicji ich przekonywać, a jedynie podyskutować z nimi o konsekwencjach wyboru takiej, czy innej drogi zawodowej.

    Berenika powiedział(a):
    Dla większości ludzi sensowne umocowanie bierze się ze zdolności wrodzonych, łatwości w zdobywaniu pewnych umiejętności itp.

    Osoby o Twoim potencjale intelektualnym @Katarzyno, mają problem. Ale nie dotyczy on większości populacji.

    Chyba nie rozumiem.
  • Katarzyna powiedział(a):

    Chyba nie rozumiem.
    Miałam na myśli to, że wielu osobom wybór ułatwia świadomość, że w czymś są lepsze, w czymś gorsze. 
    Podziękowali 1Katarzyna
  • Z jednej strony zgodzę się, że świeższe, z drugiej - bardziej ograniczone w pewien sposób. Znajomy dzieciak po pierwszym roku na kulturoznawstwie zaczął drugie studia równolegle - filozofia. Oba zainteresowania rozumiem, ale formalne studiowanie takich przedmiotów współcześnie, gdy ma się dostęp do netu, w którym jest wszak wszystko... :no_mouth:
    Oczywiście, to jego sprawa :smiley: 

    Natomiast jego wybór wpłynął na jego mamę - też chce wrócić na studia, które porzuciła wiele lat temu i przypadkiem jest to filozofia ;)
  • edytowano październik 2018
    Nasi absolwenci z niszowymi językami obcymi znajdują pracę z taką pensją, jaką ja mam na uniwerku po prawie 30 latach pracy...
    Więc społ-humy nie zawsze są do bani.

    Zresztą większość naszych absolwentów i tak ląduje w korpo. Księgowości ich douczą, programów komputerowych podstawowych też, a mają te języki jako atut na starcie.
    Podziękowali 4Monika73 Katia Berenika kluska
  • Ludzie po kulturoznawstwach itp. różne rzeczy robią. Ogólnie znam bardzo wielu humanistów sobie radzą.
    W ogóle mam wrażenie, że ludzie sobie teraz radzą.
    W pewien sposób lepiej niż moje pokolenie.
    Podziękowali 2Monika73 Katia
  • @AgaMaria dobrze mówisz! Najważniejszy w uzyskaniu dobrej pracy i płacy jest jakiś niszowy język. Angielski to dzisiaj podstawa jeśli do tego dodamy niemiecki to można wybierać oferty pracy. Pozostałe umiejętności są do wyuczenia. Ogólnie zaczeła się era pracownika o którego coraz częściej musza zabiegać pracodawcy. Nasi uczniowie coraz częściej wybierają technika zamiast liceów zauważa się taką tendencje. 
    Podziękowali 1AgaMaria
  • Ale na jakim poziomie...
  • Katia powiedział(a):
    Ale na jakim poziomie...
    Też prawda, niestety. 
    Choć są chlubne wyjątki.
  • katarzynamarta2 powiedział(a):
    Tak świetnie znają ten angielski, że jak przyjdzie oglądać nowe odcinki ulubionego serialu w oryginale, to pod linkiem większość komentow krzyczy "kiedy będą napisy?!", "Kiedy będzie lektor?!".
    Zależy kto i gdzie. Moi uczniowie są w większości bardzo, bardzo komunikatywni i świetnie dają sobie radę, np. podczas wymian. Moim zdaniem angielski znają o wiele lepiej niż ja w ich wieku. Zależy od szkoły, środowiska, otwartości na innych.
    Podziękowali 2Monika73 Joannna
  • beatak powiedział(a):
    katarzynamarta2 powiedział(a):
    Tak świetnie znają ten angielski, że jak przyjdzie oglądać nowe odcinki ulubionego serialu w oryginale, to pod linkiem większość komentow krzyczy "kiedy będą napisy?!", "Kiedy będzie lektor?!".
    Zależy kto i gdzie. Moi uczniowie są w większości bardzo, bardzo komunikatywni i świetnie dają sobie radę, np. podczas wymian. Moim zdaniem angielski znają o wiele lepiej niż ja w ich wieku. Zależy od szkoły, środowiska, otwartości na innych.
    Ja natomiast uwazam,ze metodyka nauczania jezyka jest u nas do bani. Nie ma nastawienia na komunikację.  Zupełnie. 
    Nie rozumiem tez idei uczenia 3/4 czasów angielskich, podczas gdy na poziomie podst/gim zupełnie wystarczyloby nauczyc porządnie 4 czasów. 
    Cóż. W 6 kl sp tez sie całek i różniczek nie wprowadza. 
    Efekt?
    Np w Skandynawii dogadasz sie swobodnie po angielsku z każdym. 
    U nas uczniowie jedynie dobrze gramatykę znają. 
    Dobrze jezyk znaja ambitni lub ci,co korki mają. 

  • edytowano październik 2018
    kociara powiedział(a):
    beatak powiedział(a):
    katarzynamarta2 powiedział(a):
    Tak świetnie znają ten angielski, że jak przyjdzie oglądać nowe odcinki ulubionego serialu w oryginale, to pod linkiem większość komentow krzyczy "kiedy będą napisy?!", "Kiedy będzie lektor?!".
    Zależy kto i gdzie. Moi uczniowie są w większości bardzo, bardzo komunikatywni i świetnie dają sobie radę, np. podczas wymian. Moim zdaniem angielski znają o wiele lepiej niż ja w ich wieku. Zależy od szkoły, środowiska, otwartości na innych.
    Ja natomiast uwazam,ze metodyka nauczania jezyka jest u nas do bani. Nie ma nastawienia na komunikację.  Zupełnie. 
    Nie rozumiem tez idei uczenia 3/4 czasów angielskich, podczas gdy na poziomie podst/gim zupełnie wystarczyloby nauczyc porządnie 4 czasów. 
    Cóż. W 6 kl sp tez sie całek i różniczek nie wprowadza. 
    Efekt?
    Np w Skandynawii dogadasz sie swobodnie po angielsku z każdym. 
    U nas uczniowie jedynie dobrze gramatykę znają. 
    Dobrze jezyk znaja ambitni lub ci,co korki mają. 

    Wyjątkowo się z Tobą nie zgodzę w kwestii Skandynawii.Byłam kilkukrotnie w w Szwecji na wymianach i turniejach i nasi uczniowie byli o wiele lepsi komunikacyjnie i to w gimnazjum. 

    A w liceum pod tym względem jeszcze lepiej, bo jest obowiązkowa matura ustna. I nie jest ona taka prosta. Uczniowie muszą opanować materiał leksykalny z wielu dziedzin. Większość zdaje przyzwoicie. Jako egzaminator widzę wielki progres od 2012, gdy ta matura w nowej formule weszła po raz pierwszy. Zmobilizowało to uczniów bardzo, zwłaszcza tych, którzy przedtem nie chcieli się odzywać. Ja na lekcjach nie mam w tej chwili uczniów, którzy nic nie mówią (kiedyś takich miałam).

    Ćwiczymy wszystkie umiejętności - od mówienia, po gramę  i słówka. 

    I nasi uczniowie, wbrew temu co piszesz, gramatyki wcale tak dobrze nie znają. Świadczą o tym wszystkie zadania na środki językowe, które wypadają najsłabiej. Najlepiej wypadają zadania typowe dla komunikacji i przekazania informacji - czyli wypracowania, słuchanie i mówienie. Nasi uczniowie na tle innych europejskich uczniów pod względem komunikacyjnym wypadają dobrze i nie powinni mieć żadnych kompleksów. 
  • Oj, widzę, że dałam początek dyskusji o metodyce nauczania języków  :D.
    Nie wiem, jak w przyszłości ale na razie nasi absolwenci naprawdę prawie od ręki znajdują pracę w korpo.
    Podziękowali 1Monika73
  • Ja po germanistyce znalazłam pracę tylko na telefonie. Miałam sprzedawać dziadkom w Niemczech Ridera Digest.... Koszmar!
  • edytowano październik 2018
     Nie mówię, że sam niemiecki jest niszowy! To przykład, że jeżeli ktoś zna biegle w mowie i piśmie np. Ang plus niem. to może śmiało znaleźć dobra prace jeśli idzie to w parze z pewnością siebie i ogólnym zakresem wiedzy. Wiem co mówię, bo mój mąż jest takim pracownikiem i często takich poszukują i okazuje się to bardzo trudne. 
    O to mi chodziło @Elunia ;
  • Aga---p, w jakim mieście szukałaś? Naprawdę aż się nie chce wierzyć
  • To było 10 lat temu. Ciężko było serio. Szukałam szukałam i tylko to ale...... Potem dzieci tak zachorowały że ledwo żyłam i stwierdziłam że albo dom albo praca:) teraz nie szukam! Rzeszów
    Podziękowali 1MAFJa
  • Ja też pracę zaczynałam 10 lat temu, co do dnia :-D W Krakowie przynajmniej dla filologów pracy było do wyboru do koloru.
  • ! Wczoraj sprawdzałam i u nas już nie kolorowo! Dobrze się szuka pracy innym. Ale..... Ja nie szukam...
  • Wiesz, w Rzeszowie to chyba nawet nigdy nie byłam, nie mówiąc o szukaniu pracy ;) Ale w miastach jak Kraków, Wrocław etc. nie sądzę, żebyś miała problem. 
  • September powiedział(a):
     Nie mówię, że sam niemiecki jest niszowy! To przykład, że jeżeli ktoś zna biegle w mowie i piśmie np. Ang plus niem. to może śmiało znaleźć dobra prace jeśli idzie to w parze z pewnością siebie i ogólnym zakresem wiedzy. Wiem co mówię, bo mój mąż jest takim pracownikiem i często takich poszukują i okazuje się to bardzo trudne.
    Myślę, że to głównie o to chodzi :)
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.