Jakie macie doświadczenia w tym temacie?
Rozmawiacie z dzieckiem w swoim ojczystym języku,czy mieszacie?
Kiedy wasze dzieci zaczęły mówić,i w jakim języku na początku,a od kiedy w dwóch ?
Na co zwracaliście szczególną uwagę?
@Aga,
@Agnieszka,
@Quoda,
@Odrobinka,
@Draconessa @Szczurzysko,
@Diana,
@Felicyta i kto tam jeszcze? :-)Ciekawa jestem Waszych spostrzeżeń .
Moja 1,5roczniaczka-rozmawiamy z nią tylko po polsku,rozumie wszystko, mówi -mama,tatuś(sic!),daj,dzidzia,Zuzia,cici(kotek),waf-piesek,jeść,tutaj,myju,włoś (włos),budne (brudne) I kilka innych słów,czyli niewiele chyba.W ksiazeczkach wskazuje bezbłędnie wszystko,o co zapytamy,mam wrażenie,że rodzeństwo ją rozpieszcza,jej wystarcza paluszek do porozumiewania się
Myślę,że rozumie podstawowe wyrażenia po islandzku (reaguje prawidłowo na polecenia po islandzku.),ale nie powtarza nic (niespełna drugi tydzień w przedszkolu,jest na 5godz.dziennie,w tym śpi prawie 2godz ;-)).
Komentarz
U nas obserwuję tendencję u dzieci emigrantów do mieszania języków-na zasadzie,nie pamiętam,jak dany przedmiot/czynność nazywa się po polsku,użyję słowa isl.,jeszcze je sobie spolszczę ;-)Wielu dorosłych też tak mówi,drażni mnie to niesamowicie,my pilnujemy,by dzieciaki nie mieszały w jednym zdaniu dwóch języków.
Kamil np.był w tym samym wieku,co Hela teraz,gdy przeprowadziliśmy się do Islandii,i jego rozwój mowy uległ zahamowniu na ponad rok-rozumiał wszystko po polsku,nie mówił praktycznie nic(teraz niestety nadrabia ).
W Polsce doslownie kilka razy zostali "zdekonspirowani" jako Niemcy, ale to przez specjalistow (germanistka, logopeda). Corka raz miala tylko nieporozumienie jezykowe, jak tlumaczyla bodajze manikiurzystce, ze nie chodzi do naszej lokalnej podstawowki, bo chodzi do szkoly w Niemczech. I widocznie mowila to na tyle dobrze, ze kobieta po powtorce sie promiennie usmiechnela "aaa, w Mielcu". Z kolei mloda nie ma pojecia o istnieniu Mielca, to nie zrozumiala i zaczelo sie od nowa.
Opoznienia rozwoju mowy mnie nie stresuja zupelnie, sa wpisane w koszty (potem za to same bonusy). Pierworodna, w drugiej klasie, jest klasowa prymuska z niemieckiego, takze zaden nauczyciel mi nie podskoczy
Syn ma chyba nawet lepsze slownictwo (duzo zapamietuje i czynnie uzywa z bajek, wiec ma rozne bardzo fajne wyrazenia), za to ma tendencje do mieszania i potrafi powiedziec gib mir bitte eine widelec, ale tez wrzuca niemieckie slowa w polski tekst (rzadko, bo wie, ze tepie) czy raczej robi kalki. Np. rano powiedzial "cala noc bylem otwarty, za goraco, zeby spac". "Bylem otwarty" to nic innego jak doslowne tlumaczenie "ich war auf", czyli po prostu "nie spalem". W szkole ostatnio z kolei pisal "instrukcjon" (pisze fonetycznie, bo nie ma takiego slowa po niemiecku, on sobie dolozyl niemiecka koncowke do polskiej "instrukcji" zamiast uzyc poprawnie slowa "Anleitung"). Za to jego nauczycielka tez zwraca uwage na bardzo bogate slownictwo, z wieloma wyrazeniami idiomatycznymi. Widocznie tak ma i juz
Jeszcze jedno a propos "dekonspiracji". Ja slysze u nich, zwlaszcza u corki, niemieckie R. Przedniojezykowego nie uzywa zupelnie. Ale ze mamy szczescie nie mieszkac w czesci Niemiec z pruskim R wychodzacym niemalze z dwunastnicy, to Polakow nie razi. I z czego sie ciesze, maja oboje dobra dykcje (te wszystkie polskie sz, cz itd.). Roznica wobec wielu polskich dzieci jest taka, ze nie seplenili i nie przechodzili przez etap np. zamieniania R na L (luda wiewiolka). Ale to chyba dlatego, ze niemieckie R jest lawiejsze do opanowania dla dziecka (nie musi wywijac jezyczka).
Jesli chodzi o rowiesnice Helenki (no prawie, troche mlodsza), to gada bardzo duzo po swojemu. Cale zdania, z kapitalna intonacja, no normalnie przemowy Mysle, ze gdyby byla jednojezyczna, mowilaby jednak bardziej "po ludzku". Na chwile obecna rozumiemy w jej slowniku: jej imie (normalnie i wersja zdrobnieniowa, ktora sobie sama wymyslila), mama, tata i papa (mowi obie wersje, zobaczymy, co bedzie dalej), esse (niem. essen - jesc), danke (niem. dziekuje), ecia kokek (Helcia kotek), ce (chce), da, aua (boli) i pare innych tego rodzaju. Wiem, ze rozumie bardzo duzo. Umie np. zaniesc pieluche do kubla na komende "do smieci", przynosi buty (na polecenie "przynies buty/buciki", ale tak samo na "bring die Schuhe"). Na pytania, na ktore da sie odpowiedziec tak lub nie, z reguly odpowiada wykonujac odpowiedni ruch glowa i ew. zapuszczajac przemowe w jezyku wlasnym W kuchni da sie z nia dogadac w ten sposob np. czy chce pic, jesc, chlebek, kasze, zupe. Natomiast paluszek i wladczy gest wobec rodzenstwa, zeby podali, przyniesli, pozamiatali , jak najbardziej.
Z naszym synem skonfrontowaliśmy się z opóźnieniem językowym: gdy miał lat 3, mało mówił. Pojedycze słowa. Martwiłam się tym, tym bardziej że pediatra uświadomił mnie że w tym wieku, dzieci już "dobrze" mówią.
Ale gdy pojechaliśmy na trzy tygodnie do Polski, nagle zaczął budować całe zdania pojedyncze i zdania złożone! Wtedy zrozumiałam że dziecko po prostu miało blokadę bo w domu po polsku a poza domem wszystko po francusku.
Za parę tygodni skończy syn pięć latek i zaczyna mówić po francusku, jeszcze nie poprawnie gdyż dopiero trzy miesiące temu zapisałam go do przedszkola. Jestem z niego dumna. Czasem go poprawiam ale staram się nie za często interweniować by go znowu nie blokować.
Przyznam się że są u syna braki w słownictwie. Czasami się jąka (mówię o polskim) i szuka odpowiedniego słowa. Gdy nie znajduje, pokazuje migami i/ lub dźwiękami. Niestety moje braki w języku polskim również przekazałam dzieciom.
Nasza córka (3L) narazie posługuje się tylko polskim. parę zdań po francusku.
A najmłodszajest na etapie gaworzenia.
Nacisk stawiamy na Polski. Kontakt z polakami, PMK, itp... bo uważam że dziecko jest w stanie szybko oswoić się z językiem obcym.
Probuję czasami mówić do dzieci po francusku, ale dzieci są wtedy oburzone "Nie mów po francusku tylko po polsku!"
Zastanawiam się czy dobrze robię. Ale chodzi mi o to że nie chciałabym by skarb przekazany mi przez mamę był stracony.
Rozpisałam się pięć przez dziesięć bo jestem zmęczona.
PS: Będę wdzięczna za wszelkie fachowe rady.
ed: zmazałam osobiste szczegóły. :P
A. ma prawie 7 lat, jest dopiero od roku w szkole i dopiero kontakt z jezykiem. Po ang. jako tako, po polsku doskonale. Realizujemy program szkolny polski.
Obaj chłopcy chodzą do szkoły tylko na 3h 4 razy w tyg. w tzw. systemie flexi schooling.
H. ma 4.5 roku, od półtora roku w przedszkolu (też 3h, 4xtydzień). Coś tam rozumie może, parę słów powie.
K. ma dwa i z ang. zero kontaktu.
Nasze dzieci z ang. spotkały się dopiero w szkole, wcześniej jakoś nie było okazji, raczej obracaliśmy się w polskojęzycznym gronie. Nie chodziły do przedszkoli, itp, jedno z nas pracowało, drugie było w domu.
W środowisku się nie odnaleźliśmy, stąd słabe kontakty z tutejszymi.
Jak Bóg da, za rok dzieci pójdą już na full time do szkoły. Tu limitujemy ich czas w szkole do minimum, żeby złapały angielski, a po szkole się uczymy - polski, matematyka... Bo w szkole z poziomem jest słabiutko, a chcemy mieć czas je uczyć. Wybraliśmy szkołę prywatną, ale to musi poczekać, więc jeszcze z rok tak pożyjemy jak teraz.
Potem jak będą zanurzone już w szkole na cały dzień, myślę, by pracować nad polskim bardzie, bo ang. zacznie dominować. A ufam, że poziom innych przedmiotów będzie na tyle dobry, że w domu już nie trzeba się tym będzie zajmować, tylko kłaść nacisk na właśnie polski.
a w ogóle u nas jest taka śmieszna sytuacja w domu bo ja jako jedyna uczyłam się języka chińskiego w mowie i w piśmie( a to taki język jak u nas łacina czy greka- dał podstawy innym językom azjatyckim ) i często mam okazję zagiąć mężą- native speakera przecież :P
Bardzo ciekawe jest też poznawanie kolejnych poziomów języka-codzienny,oficjalny,gazetowo-telewizyjny,szkolny,literacki,fachowy itd. :-)Większości emigrantów wystarcza jednak ten potoczny,codzienny,dlatego ludzie,którzy mieszkają tu nawet 10 lat i dłużej potrzebują tlumacza u ekarza,w banku,itd.
Staramy się,by dzieci opanowały jak najszersze słownictwo polskie,to procentuje, nawet ,gdy tlumaczą coś z islandzkiego,nie jest to płytkie,ubogie.
Zauważyłam,że wszystkie nasze dzieciaki łatwo przyswajają kolejny obcy język, obydwoje najstarsi bardzo dobrze radzą sobie z angielskim,przestawiają się bez wysiłku z polskiego na Islandii,czy angielski,duński.
Śmieszne trochę,znamy tak egzotyczny język,którym mówi tylko nieco ponad 300.000ludzi na świecie >:D< ,ale @InSpe,chiński 8->
Przeczytałam synkowi wiele książek dla dzieci, potem dla młodzieży.
W przypadku tych drugich wybieram na ogół dobrą literaturę polską i światową - to pozwala na kształtowanie pięknego języka, poza tym dobra literatura jest napisana bogatym językiem, zawsze mam więc pretekst do tłumaczenia różnych pojęć a synek bardziej je zapamiętuje słuchając fabuły książki niż gdybym go uczyła pojęć oderwanych od jakiegoś kontekstu.
Teraz czytam mu "Kocham Polskę" (historia) i przymierzam się do "Szatan z siódmej klasy", potem "Kamienie na szaniec".
Dzieci emigrantów zawsze będą znały język ojczysty najwyżej w 99%, albo słabiej.
Żeby mówić całkiem dobrze po polsku musiałyby po prostu zamieszkać w Polsce na jakiś czas.
Ale i tak można ograniczać straty , efekty są, naprawdę.
Mój syn nauczył się norweskiego w piątym roku życia - wtedy posłaliśmy go do przedszkola już na 100% czasu, za rok miał iść do szkoły. Wcześniej miał częsty kontakt z norweskimi przyjaciółmi, ale co z tego jak oni późno zaczęli mówić ...
Poza tym chodził do przedszkola w 4 r.ż ale najpierw tylko na 1 dzień, po jakimś czasie na dwa dni i tak zwiększaliśmy ilość dni co parę miesięcy.
Jak poszedł do szkoły to zapisaliśmy go na świetlicę (tutaj to przytulne miejsce z miłym personelem i mnóstwem zabawek), bo wiedzieliśmy, że tylko przebywając bardzo dużo wśród Norwegów nauczy się dobrze języka i nie będzie miał kłopotów w nauce.
W szkole radzi sobie z językiem dość dobrze, podobno mówi jak Norweg, ale jeśli chodzi o zrozumienie jakichś nowych pojęć to musi się postarać i skoncentrować, żeby zrozumieć kontekst. Wiadomo, że dzieci norweskie rozmawiają z rodzicami w tym języku o wszystkim, przysłuchują się TV i pytają jeśli czegoś nie wiedzą, więc umieją więcej niż on.
Lekcje z norweskiego robimy czasem razem a czasem tylko on sam. Chcę go przyzwyczaić do umiejętności dokładnego tłumaczenia, takiego profesjonalnego, więc jak czyta czytanki to siedzę przy nim, obok słownik i tłumaczymy zdanie po zdaniu na poprawną polszczyznę. Ale to zajmuje dużo czasu, nie zawsze się da, on też jest zmęczony.
W lekcjach z angielskiego pomagam mu zawsze. Uczy się szybko. Tłumaczymy nowe słówka na norweski a potem na polski. Na polski każę mu tłumaczyć całe zdania i koryguję te tłumaczenia. Taka metoda znów ubogaca jego zasób pojęć poza tym uczy go budowania zdań (każdy język ma swój szyk zdania).
Kiedyś przeszliśmy trudny moment - synek był już w szkole w młodszych klasach a ja poszłam do pracy na cały etat (bo pracodawca nie chciał inaczej).
Mnie to bardzo pomogło, bo nic tak nie pomaga w nauce języka jak częste przebywanie wśród tubylców. Ale wracałam do domu bardzo zmęczona (praca w norweskich przedszkolach to harówka, miałam pracę w grupie, gdzie było 12 dzieci w wieku od 10 m-cy do 3 lat, trzeba mieć oczy dookoła głowy, młodszym pomagać chodzić, starsze pilnować przed jakimś wypadkiem ... a najtrudniejsze było ubieranie tych maluchów w zimowe ciuchy - te warstwy, kombinezony, walka z dziećmi, które ściągały dopiero co ubrane buciki czy rękawiczki ;;) ).
Mimo zmęczenia bardzo lubiłam tę pracę ale do domu wracałam skonana ... no i nie miałam czasu ani sił dla mojego własnego dziecka.
O wspólnym czytaniu zapomnieliśmy na długie miesiące...
No i u naszego małego nastąpił bardzo wyraźny regres w znajomości języka polskiego, do tego stopnia, że oboje z mężem nie rozumieliśmy co do nas mówi nasze własne dziecko, o co jemu chodzi. No nie mogliśmy się dogadać. To był też czas, kiedy nasz mały intensywnie poznawał norweski bo w szkole i na świetlicy przebywał praktycznie przez cały dzień.
Kiedy przestałam pracować natychmiast wróciłam do czytania mu książek na głos, bardzo dużo też rozmawialiśmy, opowiadałam mu o świecie no i robiłam mu regularne katechezy (miał iść do I Komunii a tutaj na katechezach w parafii praktycznie niczego się nie nauczył). No i to wszystko bardzo pomogło. Coś się odblokowało, język polski się przypomniał i synek bardzo ładnie rozwinął się.
Teraz mówi bogatą polszczyzną, zna mnóstwo pojęć, ale ... i tak czasem robi błędy.
Przekręca słowa, tworzy neologizmy...
Czasem nie ma wyczucia jakiego słowa powinno się użyć w danej sytuacji, np. kiedyś na boisku zawołał do mnie z przejęciem: mama, patrz! Tam jedzie zde.. zde.. zdechły!
No i szybko przeżegnał się i modli się za duszę, ja patrzę a tam czarny karawan jedzie z domu starców.
Mamy taki zwyczaj, że jak widzimy karawan, to modlimy się o zbawienie tego człowieka, którego tam wiozą, zwłaszcza tutaj to praktykujemy, bo przypuszczam, że za niektórych to już nikt się nie modli...
Synek wiedział, że mówi się "zmarły", ale sobie zapomniał...
Takich sytuacji mamy sporo.
No i też oczywiście czasami używamy mowy, w której jeden język przeplata się z drugim. Wszyscy. Tak jest nieraz szybciej.
Np. synek mówi: mama sprawdziłem na ukeplanie, jutro mamy nie svømming , tylko gym. (ukeplan- plan lekcji, svømming - pływanie, gym - WF)
Ja: Dobra, to weź gymsko (buty gimnastyczne).
A! I jeszcze ćwiczę z synkiem jego czytanie po polsku, idzie mu to wolniej niż polskim dzieciom, ale myślę, że z czasem nadrobi i będzie sobie sam czytał literaturę po polsku. Wtedy i ortografia mu się poprawi. Póki co ćwiczymy czytanie.
Za to prawie 7-latek, z którym robię już 2klasę SP polskiej, doskonale wie, co to "dż" czy "dź".
Czyli nam jakoś sama literatura nie pomogła w nauce ortografii.
@szczurzysko
No właśnie, dlatego mam w planie od czasu do czasu robić dyktaty i korygować błędy.
On ma takie mini-dyktaty z norweskiego i angielskiego zadawane jako prace domowe. Parę słówek, czasem dwa zdania, co tydzień. To jest fajne, są efekty.
Ja mam pamięć wzrokową, mnie czytanie bardzo pomagało w opanowaniu ortografii.
@Bea , młody jest trochę starszy i w obu językach czyta słabiej niż np. dzieci w Polsce czy dzieci norweskie (mimo, że to inteligentny chłopak). Mam wrażenie, że to nauka dwóch języków spowolniła na razie uczenie się czytania, bo po norwesku czytając nie wszystko rozumiał (i to go zniechęcało trochę) a po polsku .... no nie będę go męczyła zbyt intensywną nauką, przecież jeszcze ma szkołę. Więc jest jak jest. Ale staramy się.
Język koreański (i japoński) za to, według aktualnych teorii, spokrewniony jest z językiem tureckim
Japoński ma mniej, więcej w piśmie.
teraz koreański ma wiele naleciałości z angielskiego
mąż używa tych nowinek z lubością
ja żartuję "powiedz to w czystym koreańskim", on mówi
a ja na to wypalam klasyczny, "starożytny" odpowiednik, coś jak łacina u nas
na co mąż się śmieje, że używam archaizmów i czasy cesarzy przeminęły
Moje spostrzeżenia: tempo nauki języka zależne nie od wieku, a od charakteru. Najlepiej poradziła sobie nasza najstarsza, najgorzej siedmiolatka, a wydawałoby się, że będzie odwrotnie. Co ciekawe, brat bliźniak siedmiolatki (dziecko po padaczce, w Polsce kwalifikowane do odroczenia szkolnego, z zaburzoną SI) problemów nie ma żadnych, czyta pięknie w obu językach i mówi po angielsku całkiem sprawnie.
Zobaczymy, jak dalej to się rozwinie. Język polski ciągnę z nimi konsekwentnie w domu, z dyktandami włącznie. Na pewno dzieciom w rodzinie wielodzietnej łatwiej jest zachować ojczysty język, bo rozmawiają dużo z rodzeństwem, a nie tylko z rodzicami.
W domu mówi się po polsku, mamy też dużo kontaktów z Polakami mieszkającymi niedaleko i rodziną mieszkającą praktycznie w jednym mieście.
Sześciolatka do niedawna miała problem w mówieniu po francusku. W tej chwili płynnie mówi w obydwu językach, bez obcego akcentu i w jednym i w drugim. Po polsku zaczyna pisać i czytać. Ma bardzo bogate słownictwo w ojczystym języku.
Pięciolatka jest z natury małomówna ale polskim włada biegle, język ma bogaty, też bez akcentu. Z francuskim jest słabiej u niej, ale coraz lepiej mówi. Nie ma aż takiej blokady jak sześciolatka która przez rok w szkole nie odezwała się słowem do nikogo.
Trzy i pół latka jest gadatliwa, mówi po polsku bez obcego akcentu, ma bogate słownictwo, jako że jest bardzo kontaktywna francuski jeż jej bardzo dobrze idzie.
Najmłodsza francuski rozumie ale po polsku mówi coraz płynniej.
Bardzo akcentujemy swoją przynależnośc narodową, uczymy dzieci bycia dumnymi z tego że są Polakami, staram się mówić do nich dobrą, poprawną polszczyzną.
Między sobą mówią po polsku. Z rówieśnikami mówią po francusku. Tu jest w okolicy dużo dzieci, ale mało rodowitych Szwajcarów. Mieszkamy na osiedlu gdzie jakieś 95% to obcokrajowcy. Z różnych krajów i z różną znajomością francuskiego.
W szkole wszystkie trzy najstarsze są bardzo dobrymi uczennicami.
Sz. zaczął mówić jak miał 2.5 roku, mówił szybko , nie wyraźnie, jąkał się. Do tej pory mu się zdarza zacinać ale tylko jak mówi po polsku. Szkołę zaczął w wieku 6 lat , nie mówił po ang. nic , rzucony na głęboką wodę , poradził sobie. W mowie między nim a angielskimi kolegami nie ma różnicy. Choć według mnie ma trudniej , np. nad zagadnieniami z chemii czy fizyki musi spędzić więcej czasu , często tłumaczymy polecenia , treści zadań , czy definicji na polski. Czyta po angielsku bardzo dobrze. Uczy się dobrze. Po polsku mówi poprawnie , czyta gorzej , jeśli ma wybór woli czytać po angielsku ( zazwyczaj wyboru nie ma ) , zdaję sobie sprawę z tego, że to jest nasze zaniedbanie. Pracowaliśmy z M. oboje , nadgodziny , trudno było znaleźć czas .... .Teraz nadrabiamy , piszemy , dyktandujemy
J. przyjechał jak miał rok , bełkotał po swojemu Z racji tego, że w domu po polsku to i on tylko po polsku. Szybko zaczął mówić bo przed 2 rokiem mówił pełnymi zdaniami. Zdarzało mu się ( do tej pory zdarza) zamieniać k na t ( tufnia zamiast kuchnia czy tot zamiast kot). W wieku 3 lat poszedł do przedszkola i zaczął pomału , pojedyncze słowa przynosić do domu. W przedszkolu dużo mówił po polsku bo była duża grupa polskich dzieci. Później (miał 4 lata) poszedł do szkoły , żadnego polskiego dziecka , szybko zaczął mówić. Tutaj zaczynają czytać z dziećmi w szkole od razu , mimo tego, że dzieci nie znają literek . J.szybko załapał , czytać i pisać po polsku nauczył się sam. W tej chwili czyta po polsku i angielsku bardzo dobrze ( po polsku lepiej niż Sz. , który jest starszy o 5 lat ).
G. zaczął mówić przed 2 rokiem , ładnie , całymi zdaniami,po polsku , po angielsku, zna kilka zwrotów , (hands up , thank you , by by ), dlatego, że bracia przynoszą język angielski do domu . Od września idzie do przedszkola , na 3 h , będą też polskie dzieci , zobaczymy jak sobie poradzi
A. jak na razie mówi mama , tata i bełkocze po swojemu
W domu mówimy po polsku , dzieci też choć wracając angielski. Z polskim kolegami zdarza się mówić po angielsku ale wtedy zwracamy uwagę ,żeby mówili po polsku.
W domu polska tv , książki .
a masz może podwójną klawiaturę tak jak ja?
która się ciągle przestawia ?