My tez musimy uzywac podwojnej klawiatury,kwestia przyzwyczajenia :-)
Mam wrazenie,ze dla mlodszych dzieci/ urodzonych za granica pierwszym jezykiem jednak staje sie jezyk tubylczy, jezyk polski jest jezykiem drugim. Moja Helenka teraz, gdy zaczela przedszkole nie chce powtarzac nowych slow, w przedszkolu przewaznie milczy, wsluchuje sie, ciekawe, jak to bedzie u niej. Kamil w podobnym wieku zaczal przedszkole, u niego mowa rozwijala sie skokowo- wolne od przedszkola- postepy w jezyku polskim, wiecej w przedszkolu- islandzki. Zobaczymy, moze dziewczynki maja inaczej :-)
Kilka dni temu maz wrocil z pracy, cos zlapal potrzebnego i zaraz polecial cos zalatwic. Takze byl w domu minute, ledwo zdazyl sie w ogole przywitac. Najmlodsza, nienawykla do takiego traktowania, w ryk, rzucila sie na drzwi i walac w nie piastkami, krzyczala "Tati! Tati! Tati dwi! Tati dwi!". Czyli umie slowo "drzwi". I kilka nowych po niemiecku tez wylapalismy, m.in. Katze (kot, bardzo wyraznie powiedziala).
Zadnych. Tzn. ogolnie wychodze z zalozenia, ze bogate slownictwo jest potrzebne, aby precyzyjnie umiec sie wyslowic i przekazac swoje mysli takimi, jakie sa. Z tego powodu - jednoczesnie pamietajac, ze moje dzieci maja wokol siebie bardzo zawezony krag osob dbajacych o ich polszczyzne, przez wiekszosc dni roku jedyna taka osoba jestem ja sama i w dodatku niecodziennie slysza mnie rozmawiajaca z innymi doroslymi - mowie do nich od razu normalnie. Bez kici, dzidzi, am am, niunia be, nunu, bez irytujacego zdrabniania i zmiekczania (ciesz ciuciu?). Bo jesli ich czegos takiego naucze, to sorry, ale normalnego polskiego beda sie uczyli jako kolejnego jezyka [-X Na to nas nie stac. No i poniewaz mam troche innych zajec, to polskie bajki, jak nie mam czasu czytac sama, to glownie w formie sluchowisk. A te sa w Polsce naprawde na genialnym poziomie!!! Warto korzystac! Sluchowiska slowno-muzyczne sa swietne pedagogicznie, dzieci bardzo latwo i duzo zapamietuja i jak im sie tylko kontekst pokojarzy, to uzywaja. No i zmuszam do uzywania mozgu. Zapamietuj slowka, a jak nie pamietasz, to pytaj, a nie uzywaj niemieckiego. "Byl sztau na autobanie" po polsku nie mowimy. Zawsze powtarzam, ze Niemcy nie znaja polskiego, a Polacy nie znaja niemieckiego. Czyli maja mowic po niemiecku do Niemcow i po polsku do Polakow. Mieszanki swiat nie potrzebuje, bo te zrozumie tylko Polak z Niemiec, natomiast oni maja sie dogadac z Polakami z Polski. Skutek uboczny - jak Polak zna niemiecki i chce z nimi gadac po niemiecku, to oni kaza mu sie wypchac, bo w Polsce mowi sie po polsku
Bardzo dobre sa wydanictwa Polskiego Radia. Z takich ostatnio ulubionych: Zagubiony Pantofelek Przygody Dory i Flory kilka z kolekcji muzyki ludowej Polskiego Radia Pimpus Zloty Ptak Opowiesci Biblijne
@Attena - mam Franka w wieku Twojej Helenki, ale w porownaniu do twojej Coreczki wypada dosc blado- prawie wcale nie mowi; owszem dzwiekonasladowcze, mama, tata, tak, nie, kolko, oko i to chyba wszystko.
Co do tematu-wypracowalismy sobie system, ktory po raz trzeci okazuje sie skuteczny. Mianowicie w domu mowimy WYLACZNIE po polsku, a takze w sytuacjach, gdy zwracamy sie bezposrednio do dzieci, nawet jesli znajdujemy sie w gronie osob po polsku nie rozumiejacych. Nie wyobrazam sobie, by rozmawiac z dziecmi w jezyku, ktory jest dla mnie jezykiem nabytym, nienaturalnym. Ale my jestesmy w komfortowej sytuacji, poniewaz oboje jestesmy Polakami.
Nasza starsza dwojka jest dwujezyczna, mimo, ze idac do szkoly ,nie mowili prawie nic po angielsku. Za to polski na reprezentacyjnym poziomie. Srodkowy synek we wrzesniu rozpoczyna szkole, nie chodzi do przedszkola, wiec po angielsku mowi slabiutko, ale za to inwestujemy w jezyk polski.
Jesli rodzicom zalezy, aby dzieci mowily w ich rodzinnym jezyku, to mysle, ze istota jest konsekwentne uzywanie tego jezyka oraz ROZMOWA. Moze nam wydaje sie to tak podstawowe i oczywiste, ze az nie warte wspomnienia. Znam jednak bardzo wiele polskich rodzin, w ktorych rodzice nie mowia po angielsku lub mowia baaardzo slabo, a ich dzieci po kilku latach mieszkania tutaj zapomnialy jezyka ojczystego.
Felicyta - też nie umiem zwrócić się do dziecka po angielsku. jakieś to sztuczne. Już wolę powiedzieć w dwóch językach, do każdego z dzieci osobno, jak jest jakieś tutejsze dziecko. Stawiam teraz na polski w nauczaniu 7-latka (my nie jesteśmy full time w szkole), a starszy polski i matematykę, bo zobaczyłam, jakie ma braki. I jak zmieni szkołę, to będzie dramat. Od sierpnia idzie do secondary, ale tu jest tak niski poziom, że nikt nie zauważy braków, bo w tych szkołach to wszyscy jakieś braki mają... Ale jak pójdą do szkoły w Anglii, to braki mogą być bardzo przykre... Zwłaszcza, że syn do orłów matematycznych nie należy (po mnie).
Jak się syn nie chce uczyć matematyki, to straszę, że się do Singapuru wyprowadzimy i tam go poślę do szkoły;)
@szczurzysko-jestem pełna uznanias dla Twojego zaangażowania w nauczanie dzieci. U nas sporą część wieczoru zajmują instrumenty przekraczające co prawda granice językowe, ale teoria muzyki już w dwóch językach.
No nie wiem czy ten obcy dla nas jest drugi dla dziecka. To wszystko zależy od kontekstu. Mam znajomą, pisałam juz o niej która pracuje w szkole z dziećmi które w ogóle nie mają języka wiodącego tylko porozumiewają się zlepkiem różnych języków. Ona mówiła że dziecko jako język podstawowy zazwyczaj ma ten sam co w rodzinie, zwłaszcza język w którym matka zwraca się do dziecka od niemowlęcia, tudzież ta osoba z którą dziecko ma najbliższy kontakt od urodzenia do wykształcenia się mowy; oczywiście na różnych etapach może on ulec zatarciu albo zniekształceniom ale zostaje jakby podstawą do nauki innych języków. Zdarza się jednakoż, zwłaszcza w rodzinach kilkujęzycznych gdzie nie ma jedna ososba wystarczającego kontaktu z niemowlęciem że wykształca się własny rodzaj języka i dziecko mówi w kilku językach na raz, tylko najczęściej poszczególne słowa w rozmaitych językach. Tak się dzieje np kiedy mama jest dajmy na to Polką, ojciec francuzkojęzyczny, z sobą porozumiewają się powiedzmy po niemiecku i jeszcze mają np portugalską nianię, która od niemowlaka mówi do tego dziecka we własnym języku. Tu chodzi o brak silnej więzi z matką bo np bardzo szybko wraca do pracy. U nas zdecydowanie pierwszym językiem jest polski, nawet dla Kingi urodzonej w Szwajcarii. Być może tez dlatego że nasi sąsiedzi w większości to obcokrajowcy rozmawiający ze soba we własnych językach, a może dlatego że więzi z autochtonami mamy żadne i nawet jeśli dzieci słysza francuski i bawią się z francuskojęzycznymi dziećmi to i tak najczęstszym językiem z jakim mają do czynienia jest polski.
Tak, tylko po dobrych paru latach, nawet jak dziecko urodzone w PL i tam było kilka lat w szkole, w domu mówi się po polsku, to jednak ten język otoczenia zaczyna dominować. Dzieci polskie mówią po angielsku między sobą, po polsku mają ubogie słownictwo... Dlatego, póki czas, walczę o polski. Bo wiem, że angielski zdominuje, zwłaszcza, jak na cały dzień pójdą do szkoły, jak zajęcie pozalekcyjne, sportowe będą po angielsku, kościół, itp.
My Kościół mamy po polsku. U nas język otoczenia nie jest jednolity. A już na osiedlu gdzie mieszkamy to w ogóle. Znamy i kontaktujemy się z wieloma Polakami. Klara zaczyna czytać po polsku mimo że do szkoły chodzi francuskojęzycznej. Tyle że dwa pierwsze lata szkoły są tutaj jak zajęcia świetlicowe. Jest też taki plus że moje dzieci dość szybko zaczynają mówić. Kinga ma dwa lata i mówi całymi zdaniami. Poza tym jak najbardziej trzeba o polski język walczyć. Z tym że gdybyśmy wróćili do Polski to ten język nie będzie dla dzieci obcy i myślę że bardzo szybko nadrobiłyby zaległości.
No, ja myślę, że jak wyjedziemy do Anglii, to się dużo zmieni. Teraz mamy w otoczeniu 3 polskie rodziny, reszta - anglojęzyczni tubylcy, dość zdystansowani do nas. Kościół - no, coż - w liturgii po łacinie, a w rozmowie po angielsku. Szkoła na pół etatu. Ale to się zmieni, będzie szkoła full time, otoczenie pewnie mocno różnorodne, ale anglojęzyczne. Choć to jednak w szkole dziecko spędza większość czasu, na różnych zajęciach - i tędy język wchodzi najszybciej. Nie, że się boję, że zapomną polski, ale może zejść na drugi plan.
No w codziennym użyciu to na pewno zejdzie. Natomiast zawsze zostanie macierzystym językiem. To jak z jazdą na rowerze, nie zapomina się. Chyba ze się zupełnie przestaje używać ale wtedy wystarczy krótkie przypomnienie i wraca niejako samo. U nas niejako nie ma mowy o mówieniu między soba po francusku. My mamy znajoma Szwajcarkę która często przychodzi do naszych dzieci i ona zaczyna do naszych po polsku mówić. I ładnie zaczyna mówić. Bo Klara tłumaczy reszczie o co chodzi
Duża rodzina to sytuacja komfortowa nawet w kwestii zachowania języka. Przecież jest tyle osób, z którymi można porozmawiać! Ten język wciąż żyje. Może rzeczywiście jest w pewien sposób archaiczny, bo np. nasze dzieci nie znają slangu współczesnej polskiej młodzieży, ale ma to też i dobre strony.
Moja 12-letnia córka ma same angielskie koleżanki, najlepsza przyjaciółka angielsko- niemiecka, do szkoły chodzi w pełnym wymiarze, wszystkie zajęcia dodatkowe po ang. A po polsku mówi pięknie, słownictwo ma bogate, żadnych obcych naleciałości akcentowych. Przyznaję, że jest molem książkowym, czyta bez przerwy i namiętnie;-) Także nie ma o co się martwić, tylko robić wszystko wedle naszych możliwości. Chociaż właściwie nie wiem jeszcze, jak to będzie z chłopcami...
Komentarz
a angielski u nas strasznie zaniedbany ">
Mam wrazenie,ze dla mlodszych dzieci/ urodzonych za granica pierwszym jezykiem jednak staje sie jezyk tubylczy, jezyk polski jest jezykiem drugim.
Moja Helenka teraz, gdy zaczela przedszkole nie chce powtarzac nowych slow, w przedszkolu przewaznie milczy, wsluchuje sie, ciekawe, jak to bedzie u niej.
Kamil w podobnym wieku zaczal przedszkole, u niego mowa rozwijala sie skokowo- wolne od przedszkola- postepy w jezyku polskim, wiecej w przedszkolu- islandzki.
Zobaczymy, moze dziewczynki maja inaczej :-)
Z tego powodu - jednoczesnie pamietajac, ze moje dzieci maja wokol siebie bardzo zawezony krag osob dbajacych o ich polszczyzne, przez wiekszosc dni roku jedyna taka osoba jestem ja sama i w dodatku niecodziennie slysza mnie rozmawiajaca z innymi doroslymi - mowie do nich od razu normalnie. Bez kici, dzidzi, am am, niunia be, nunu, bez irytujacego zdrabniania i zmiekczania (ciesz ciuciu?). Bo jesli ich czegos takiego naucze, to sorry, ale normalnego polskiego beda sie uczyli jako kolejnego jezyka [-X Na to nas nie stac.
No i poniewaz mam troche innych zajec, to polskie bajki, jak nie mam czasu czytac sama, to glownie w formie sluchowisk. A te sa w Polsce naprawde na genialnym poziomie!!! Warto korzystac! Sluchowiska slowno-muzyczne sa swietne pedagogicznie, dzieci bardzo latwo i duzo zapamietuja i jak im sie tylko kontekst pokojarzy, to uzywaja.
No i zmuszam do uzywania mozgu. Zapamietuj slowka, a jak nie pamietasz, to pytaj, a nie uzywaj niemieckiego. "Byl sztau na autobanie" po polsku nie mowimy. Zawsze powtarzam, ze Niemcy nie znaja polskiego, a Polacy nie znaja niemieckiego. Czyli maja mowic po niemiecku do Niemcow i po polsku do Polakow. Mieszanki swiat nie potrzebuje, bo te zrozumie tylko Polak z Niemiec, natomiast oni maja sie dogadac z Polakami z Polski. Skutek uboczny - jak Polak zna niemiecki i chce z nimi gadac po niemiecku, to oni kaza mu sie wypchac, bo w Polsce mowi sie po polsku
Z takich ostatnio ulubionych:
Zagubiony Pantofelek
Przygody Dory i Flory
kilka z kolekcji muzyki ludowej Polskiego Radia
Pimpus
Zloty Ptak
Opowiesci Biblijne
To tak na szybko.
@Attena - mam Franka w wieku Twojej Helenki, ale w porownaniu do twojej Coreczki wypada dosc blado- prawie wcale nie mowi; owszem dzwiekonasladowcze, mama, tata, tak, nie, kolko, oko i to chyba wszystko.
Co do tematu-wypracowalismy sobie system, ktory po raz trzeci okazuje sie skuteczny. Mianowicie w domu mowimy WYLACZNIE po polsku, a takze w sytuacjach, gdy zwracamy sie bezposrednio do dzieci, nawet jesli znajdujemy sie w gronie osob po polsku nie rozumiejacych. Nie wyobrazam sobie, by rozmawiac z dziecmi w jezyku, ktory jest dla mnie jezykiem nabytym, nienaturalnym.
Ale my jestesmy w komfortowej sytuacji, poniewaz oboje jestesmy Polakami.
Srodkowy synek we wrzesniu rozpoczyna szkole, nie chodzi do przedszkola, wiec po angielsku mowi slabiutko, ale za to inwestujemy w jezyk polski.
mnie fascynuje. A najbardziej ta dziecieca latwosc, z jaka wrecz chlona nowy jezyk.
My jestesmy dosc muzykalna rodzina i uwazam, ze bardzo to ulatwia nauke jezykow obcych.
Czy macie podobne spostrzezenia?
Moze nam wydaje sie to tak podstawowe i oczywiste, ze az nie warte wspomnienia. Znam jednak bardzo wiele polskich rodzin, w ktorych rodzice nie mowia po angielsku lub mowia baaardzo slabo, a ich dzieci po kilku latach mieszkania tutaj zapomnialy jezyka ojczystego.
Stawiam teraz na polski w nauczaniu 7-latka (my nie jesteśmy full time w szkole), a starszy polski i matematykę, bo zobaczyłam, jakie ma braki. I jak zmieni szkołę, to będzie dramat.
Od sierpnia idzie do secondary, ale tu jest tak niski poziom, że nikt nie zauważy braków, bo w tych szkołach to wszyscy jakieś braki mają...
Ale jak pójdą do szkoły w Anglii, to braki mogą być bardzo przykre... Zwłaszcza, że syn do orłów matematycznych nie należy (po mnie).
Jak się syn nie chce uczyć matematyki, to straszę, że się do Singapuru wyprowadzimy i tam go poślę do szkoły;)
U nas sporą część wieczoru zajmują instrumenty przekraczające co prawda granice językowe, ale teoria muzyki już w dwóch językach.
Mam znajomą, pisałam juz o niej która pracuje w szkole z dziećmi które w ogóle nie mają języka wiodącego tylko porozumiewają się zlepkiem różnych języków.
Ona mówiła że dziecko jako język podstawowy zazwyczaj ma ten sam co w rodzinie, zwłaszcza język w którym matka zwraca się do dziecka od niemowlęcia, tudzież ta osoba z którą dziecko ma najbliższy kontakt od urodzenia do wykształcenia się mowy; oczywiście na różnych etapach może on ulec zatarciu albo zniekształceniom ale zostaje jakby podstawą do nauki innych języków.
Zdarza się jednakoż, zwłaszcza w rodzinach kilkujęzycznych gdzie nie ma jedna ososba wystarczającego kontaktu z niemowlęciem że wykształca się własny rodzaj języka i dziecko mówi w kilku językach na raz, tylko najczęściej poszczególne słowa w rozmaitych językach.
Tak się dzieje np kiedy mama jest dajmy na to Polką, ojciec francuzkojęzyczny, z sobą porozumiewają się powiedzmy po niemiecku i jeszcze mają np portugalską nianię, która od niemowlaka mówi do tego dziecka we własnym języku.
Tu chodzi o brak silnej więzi z matką bo np bardzo szybko wraca do pracy.
U nas zdecydowanie pierwszym językiem jest polski, nawet dla Kingi urodzonej w Szwajcarii. Być może tez dlatego że nasi sąsiedzi w większości to obcokrajowcy rozmawiający ze soba we własnych językach, a może dlatego że więzi z autochtonami mamy żadne i nawet jeśli dzieci słysza francuski i bawią się z francuskojęzycznymi dziećmi to i tak najczęstszym językiem z jakim mają do czynienia jest polski.
Poza tym jak najbardziej trzeba o polski język walczyć.
Z tym że gdybyśmy wróćili do Polski to ten język nie będzie dla dzieci obcy i myślę że bardzo szybko nadrobiłyby zaległości.
Ale to się zmieni, będzie szkoła full time, otoczenie pewnie mocno różnorodne, ale anglojęzyczne. Choć to jednak w szkole dziecko spędza większość czasu, na różnych zajęciach - i tędy język wchodzi najszybciej. Nie, że się boję, że zapomną polski, ale może zejść na drugi plan.
U nas niejako nie ma mowy o mówieniu między soba po francusku.
My mamy znajoma Szwajcarkę która często przychodzi do naszych dzieci i ona zaczyna do naszych po polsku mówić. I ładnie zaczyna mówić. Bo Klara tłumaczy reszczie o co chodzi
Może rzeczywiście jest w pewien sposób archaiczny, bo np. nasze dzieci nie znają slangu współczesnej polskiej młodzieży, ale ma to też i dobre strony.
Także nie ma o co się martwić, tylko robić wszystko wedle naszych możliwości. Chociaż właściwie nie wiem jeszcze, jak to będzie z chłopcami...