no ale my jednak mieliśmy ten komputer dość mocno ograniczany przynajmniej starsi i czytaliśmy mnóstwo książek
a tak poza tym to uważam, że internet/komputer to narzędzie na nasze czasy i można je bardzo rozsądnie wykorzystywać. Mój najmłodszy brat dzięki temu ma dostęp do bardzo wielu ciekawych wykładów itp. - i to na pewno go rozwija.
Natomiast jeśli chodzi o główny temat, to jak teraz patrzę z jakiejś perspektywy na swoją szkolną edukację, to uważam, że szkoła była dla mnie przede wszystkim ogromną stratą czasu. Większości rzeczy nauczyłam się w domu - czytanie, pisanie, liczenie, również ogólna wiedza o świecie z zakresu różnych nauk. Wiedza nabyta w szkole w porównaniu do tego jest w moim przypadku praktycznie żadna, pomimo tego, że byłam zawsze bardzo dobrą uczennicą. Nie pamiętam zdecydowanej większości tego, za co dostawałam piątki i szóstki na klasówkach.
Owszem, w moim przypadku szkoła też miała jakieś zalety - w sumie chodziłam do bardzo dobrych szkół, z bardzo dobrą atmosferą - a jednak i tak wady zdecydowanie przeważają.
podobne rozważania snuję ostatnio i mam podobne plany. trochę ed, trochę szkoły. następny rok najstarszy maszeruje do szkoły.
dodatkowo: nadmierna ekspozycja matki (czyli mła) na ed (edit) skutkuje owej matki nerwicą (szczególnie, ze jestem aspołeczna, mimo zaliczenia wszystkich etapów edukacji publicznej, i nadwrażliwa na dźwięki). przyda mi się trochę spokoju w domu. z niemowlakiem, he he.
@Rogalikowa to witaj w klubie aspolecznych mimo edukacji (u mnie) zlobkowej, przedszkolnej i szkolnej. Nie powiem raczej z dobrymi/b.dobrymi wynikami (na ogol). A jednak uwazam ze ostatni etap nauki w dziwacznej szkole do ktorej nie trzeba bylo chodzic tylko trzeba bylo sie uczyc i przychodzic zaliczac przedmioty, ewentualnie korzystac z konsultacji inporad nauczyciela byl najbardziej rozwijajacy. Ze nie wspomne w koncu wfu ktory mial sens- basen, narty, marsze w terenie, a nie rzuty pileczka na odleglosc ktore ani niczego nie uczyly ani nic. Ot tak udowadnialy ze ktos umie albo nie umie. Bez mozliwosci treningu i bez sensu. Oh to byla fajna "szkola" ... Wtedy beda w szkole zakladalam ze moje dzieci pojda tam od podstawowki...
U nas WF w szkole to był gwóźdź do trumny. Syn, który trzy razy w tygodniu trenuje judo i jest super sprawny ledwie zaliczył w szkole test sprawnościowy, a i tak miał najlepszy wynik w klasie.
Komentarz
i jakoś demencji nie widzę...
ale to może skutek mojej
a tak poza tym to uważam, że internet/komputer to narzędzie na nasze czasy i można je bardzo rozsądnie wykorzystywać. Mój najmłodszy brat dzięki temu ma dostęp do bardzo wielu ciekawych wykładów itp. - i to na pewno go rozwija.
Natomiast jeśli chodzi o główny temat, to jak teraz patrzę z jakiejś perspektywy na swoją szkolną edukację, to uważam, że szkoła była dla mnie przede wszystkim ogromną stratą czasu. Większości rzeczy nauczyłam się w domu - czytanie, pisanie, liczenie, również ogólna wiedza o świecie z zakresu różnych nauk. Wiedza nabyta w szkole w porównaniu do tego jest w moim przypadku praktycznie żadna, pomimo tego, że byłam zawsze bardzo dobrą uczennicą. Nie pamiętam zdecydowanej większości tego, za co dostawałam piątki i szóstki na klasówkach.
Owszem, w moim przypadku szkoła też miała jakieś zalety - w sumie chodziłam do bardzo dobrych szkół, z bardzo dobrą atmosferą - a jednak i tak wady zdecydowanie przeważają.
podobne rozważania snuję ostatnio i mam podobne plany. trochę ed, trochę szkoły. następny rok najstarszy maszeruje do szkoły.
dodatkowo: nadmierna ekspozycja matki (czyli mła) na ed (edit) skutkuje owej matki nerwicą (szczególnie, ze jestem aspołeczna, mimo zaliczenia wszystkich etapów edukacji publicznej, i nadwrażliwa na dźwięki). przyda mi się trochę spokoju w domu. z niemowlakiem, he he.
A jednak uwazam ze ostatni etap nauki w dziwacznej szkole do ktorej nie trzeba bylo chodzic tylko trzeba bylo sie uczyc i przychodzic zaliczac przedmioty, ewentualnie korzystac z konsultacji inporad nauczyciela byl najbardziej rozwijajacy. Ze nie wspomne w koncu wfu ktory mial sens- basen, narty, marsze w terenie, a nie rzuty pileczka na odleglosc ktore ani niczego nie uczyly ani nic. Ot tak udowadnialy ze ktos umie albo nie umie. Bez mozliwosci treningu i bez sensu. Oh to byla fajna "szkola" ...
Wtedy beda w szkole zakladalam ze moje dzieci pojda tam od podstawowki...
Mieć na pensji guwernantke i nauczyciela i można zyc ..jak cywilizowany człowiek