Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Jak muzycznie rozwijać dziecko?

135

Komentarz

  • W I stopniu nie było szans grania w orkiestrze dla słabszych flecistów, bo było ich u nas na pęczki. W II stopniu trochę lepiej, ale nie za dużo.
    Za to mieliśmy bardzo fajnego profesora historii muzyki, który miał "macki" w duszpasterstwie u Dominikanów i wszystkich chętnych wysyłał tam do orkiestry, która grała na Wigilii BN i Wigilii Paschalnej. I to też było fajne granie.
  • U nas w soboty ma próbę orkiestra II stopnia, w tygodniu zespół smyczkowy I stopnia.

    Co do egzaminów - to nie wiem. U nas 99% dzieci gra już przed pójściem do SM - to jakieś szaleństwo. Zawsze myślałam, że SM jest właśnie po to, by nauczyły się grać:(
    Egzamin składa się z trzech części. Obowiązkowa jest piosenka, potem wyklaskiwanie rytmu i rozpoznawanie dźwięków wysokich i niskich (pianista podaje po dwa dźwięki - dziecko ma rozpoznać), na końcu u nas gra się utwory na instrumencie. Moje dzieci zdając na smyczki (mąż twierdzi, że mają słuch i szkoda ich na inny instrument, a sam gra na wiolonczeli) grali po dwa, trzy utwory na fortepianie.

    Kiedyś pytałam jednego egzaminatora o egzamin - twierdzi, że naprawdę wybitnych dzieci jest mało, może z jedno na rok. Od razu na egzaminie to dziecko się wyławia - bez problemu. A reszta - no nie wiem na jakiej zasadzie się dostaje. U nas jest bardzo dużo chętnych, a mało miejsc. Trzeba tez pamiętać, że słuch się też wyrabia - nasza córka - która uparła się na skrzypce, a zdolności jak nam się zdawało muzycznych nie miała żadnych , świetnie sobie radzi i bardzo się rozwinęła w SM.
  • To pewno nie mają szans, ale przynajmniej się nie przeoczy czegoś. Mój tata miał dobry słuch, mąż jakotako a ja totalnie amuzyczna. Więc nie mam jakiś przerośniętych ambicji tylko nie chcę przeoczyć jakby synowie jednak mieli trochę uzdolnień.
  • Spokojnie - u nie kiepsko ze słuchem. Może u Was nie trzeba grać. Zapytaj.
    Tutaj niestety wszyscy grają już. Nie wiedziałam o tym wysyłając pierwszego syna na egzamin - nie dostał się. Podszkoliliśmy go rok i bez problemu zdał na młodzieżowy cykl (4 lata zamiast 6). A teraz jest naszym największym zaskoczeniem, bo kiedyś łaziłam z nim do lekarza, ponieważ wydawało mi się że nie słyszy kompletnie nic. A okazało się, że dziecko jest ogromnie uzdolnione muzycznie. W dwa lata zrobił to, co dzieci przez 6. Teraz gra trudniejszy repertuar od dzieci kończących SM I.
    Może to dlatego, że to trzecie pokolenie wiolonczelistów w rodzinie. Nie mam pojęcia, skąd u niego ta łatwość grania.
  • U nas na instrumentach się nie gra na wstępnych. Dopiero do II stopnia.
  • Na formularzu jest pytanie o wielodzietność jakieś punkty są za to chyba...
  • W Warszawie na pewno nie trzeba grac na instrumencie przed egzaminami do SM I stopnia, ale posiom na egzaminach jest bardzo wysoki. Raczej zadne dziecko przez przypadek sie nie dostanie.
    Sama mam bardzo dobre wspomnienia ze szkoly muzycznej, ale znam tez osoby, dla ktorych to byl koszmar, a laczenie muzycznej z innymi obowiazkami przerastalo je juz na poziomie szkoly podstawowej. Nie wyslalalabym do muzycznej dziecka bez ewidentnych predyspozycji. Inna sprawa, ze takie dziecko sie do SM, przynajmniej tu, i tak nie dostanie.
  • W sekretariacie informują, że grać nie trzeba - ale mój syn był jedyną osobą, która na wstępnym nie grała. Już czworo dzieci wysyłałam do SM. Za każdym razem ta sama sytuacja - wszyscy grają. Chyba tylko na dętych nie ma takiej presji - tam chyba najłatwiej się dostać u nas. Do szkoły doczepione jest Towarzystwo - taka szkółka przygotowująca przed egzaminem. Może o to chodzi. Dwa razy w tygodniu jest nauka instrumentu + raz kształcenie słuchu.
  • @Bagata W wieku 6 lat nie można przesądzać u dziecka jeszcze braku uzdolnień. Jest wiele dzieci (zwłaszcza chłopców) u których krtań jest jeszcze na tyle nie przystosowana anatomicznie do spiewania, że dzieci te zwyczajnie "fałszują", podczas gdy np bezbłędnie wystukują rytm i często już w roku następnym okazuje się, że intonują bezbłędnie.
    Co do egz. wstępnych, to one też często nie są do końca miarodajne - niektóre, b. uzdolnione dzieci "blokują" się na egz.wst. i punktacyjnie wcale nie wygl. rewelacyjnie a później pozytywne zaskoczenie. Nie wiem czy wiecie, że Rafał Blechacz też nie dostał się za pierwszym razem do sm?! Dlatego tak bym się nie nakręcała. Poza tym tak naprawdę najtrudniej dostać się do osm (rannej sm), bo tam wielu rodziców posyła z racji wys.poziomu kszt. i bezpieczeństwa w szkole. W niekórych z takich szkół egz wstępny składa się z rozmowy z psychologiem, testem na inteligencję, testem wiedzy z zerówki a dopiero na końcu jest egz. muzyczny, ale są też szkoły poza dużymi miastami, gdzie przyjmuje się prawie wszystkie dzieci, które zgłosiły się na egzamin, i co paradoksalne, te szkoły często wcale nie są gorsze poziomem i na konkursach ogóln. mają też swoich laureatów
  • Na formularzu wpisuje się nazwisko dotychczasowego nauczyciela - to zazwyczaj jest nauczyciel SM (naszej lub okolicznej), co jest gwarancją, że krzywdy nie zrobił. Z tego, co teściowa opowiada bardzo się te egzaminy od jej czasów zmieniły. Gdyby nie było warto, to bym już dawno zrezygnowała. Ale widzę, jak bardzo dzieci się rozwijają. Ćwiczyć nie chcą, ale jak im proponuję wypisanie z SM to patrzą na mnie jak na wariatkę. Nie zastanawiają się - czy pójdą do SM, tylko jaki instrument wybiorą.
  • edytowano kwiecień 2016
    Słuchajcie w Gdyni właśnie ruszyły zapisy do SM. Nie wiem czy zgłaszać moją najmłodszą trójeczkę. Chyba straciłam serce do tej szkoły, ale może ktoś chce. Ja chyba poszukam alternatywy, choć gdy będą chcieli zdawać to nie zabronię.
  • Nie oglądałam ale Jakub puzonista jest od nas.
  • „Nikt już nie chce pamiętać, że w Bydgoszczy za pierwszym razem nie przyjęto chłopca z Nakła do szkoły muzycznej. Ponoć z powodu wzrostu. Był za mały. Dostał się wreszcie, bo jedna z dziewczynek wyjechała za granicę i zwolniło się miejsce. Do klasy fortepianu, choć koniecznie chciał grać na organach”. 

    Czytaj więcej: http://www.poranny.pl/magazyn/art/5037226,brylant-z-nakla,id,t.html
  • To nie chodzi o robienie matołów z nauczycieli i taka insynuacja jest dla mnie co najmniej niezrozumiała. Być może jest to plotka, choc w środowisku bydgoskim b. często się przewija taka informacja. Chodzi o zwrócenie uwagi na to, by się nie zrażać od razu i nie traktować e.wst. jako wyroczni o talencie dziecka - egzamin trwa tylko chwilę i nawet kilkukrotna oberwacja dziecka w czasie okresu przygotowawczego (którego nota bene nie ma we wszystkich szkołach) niczego nie przesądza. Często bywa też tak, że dzieci, które wypadają na egz. rewelacyjnie wcale tak dobrze się później nie rozwijają i bynajmniej nie zawsze jest to tylko kwestia nauczyciela - mozna to zaobserwować np. u dzieci, które trafiły do tej samej osoby.Rozwój uzdolnienia muzycznego jest kwestią bardzo złożoną, związaną z występowaniem wielu uzdolnień, których nie da się zweryfikować w czasie tej chwili. Wszystko weryfikuje się tak naprawdę w czasie.
  • Otóż to. Zgadzam się całkowicie.

    U nas w domu najlepszym muzykiem jest ten, który nie dostał się za pierwszym razem. Znam kilkoro dzieci, które po kilka razy zdawały do SM a teraz rewelacyjnie grają, dużo lepiej od tych, które nie miały problemu z egzaminem wstępnym. Nie ma pojęcia od czego to zależy.
  • Oprócz tego, co podałam wyżej na egzaminie jest też zaśpiewanie zagranej przez egzaminatora melodii, dokończenie innej melodii, wyższy - niższy (było), wyklaskanie melodii (też było) - pewnie jeszcze coś mi się przypomni.

  • Fajna anegdota... tylko myślę sobie że jak już bym miała ciagac dzieci po szkolach to zalezaloby mi na ich systematycznosci, pracowitosci itd. A taki zle prowadzony geniusz to ma szanse być sfrustrowanym przecietniakiem po latach.
    Wy tu piszecie jakby o 2 kierunkach: na muzyka i na ogólny rozwój. W każdym przypadku wolalabym by poważnie podchodzily dzieci do zajęć.
    PS. Może facet miał taką maniere rozładowania stresu.
  • @Malgorzata thx. Temat nowy dla mnie. Chodzenie z dziećmi pasuje do metody Suzuki z prywatnych szkół. Ale jak pisalam, zgłębiam dopiero temat.
  • "za moich czasów" aktywność rodziców ograniczała się do podpisywania dzienniczka i ewentualnej wizyty w SM na popisach - nawet na egzamin wstępny sama poszłam ;)
  • Oczywiście, że to ciężka praca dla rodzica przede wszystkim. Codziennie jestem w SM, gdy miał się zmienić plan prawie się poryczałam - 4 dzieci w SM to bardzo skomplikowana logistyka. Do tego inne zajęcia - tutaj na szczęście radzą sobie sami. Na lekcjach instrumentu trzeba być z dzieckiem w pierwszych latach. No, ale jeśli bym nie widziała sensu tego kształcenia to by już nas tam nie było. Korzyści widzę gołym okiem, naprawdę warto. Plusów jest więcej.
  • Zgadzam się z Małgorzatą


    ale to ta sama szkoła;)

    Ciężki kawałek chleba i trzeba wliczyć w pójście do szkoły muzycznej non stop kursowanie do niej (dopóki dziecko się nie usamodzielni)

    U nas jeden został w II stopniu na wiolonczeli
    Gitarzysta skończył na I st
    (teraz gra na elektryku)

    Klarnecista zrezygnował (przyjęliśmy to gładko) po czwartej klasie podstawówki
    Jednak nawet te cztery lata niezwykle wpłynęły na jego pamięć

    teraz w zwykłej SP ma sanatorium:)
    będzie chciał- to kiedyś skończy muzyczną
    choć go bardziej gotowanie interesuje

    Dodatkowa sprawa to predyspozycje osobiste

    Najstarszy od przedszkola lubił występować i grał wszędzie pierwsze skrzypce
    (z ogólnych przedmiotów jest bardzo, bardzo przeciętny)

    Córeczka najpierw śpiewała, potem mówiła
    Ma niesamowity słuch i pięknie śpiewa

    No i co z tego?
    Jest jedynym dzieckiem, które w przedszkolu nie występuje, bo zżera ja trema

    W szkole muzycznej by się wykończyła nerwowo
    a my z nią z taką wrażliwoscią

    na szczęście ślicznie też rysuje;)
    a to może robić w kąciku;)

    Na szczęście publiczne występy nie są niezbędne do życia
    Wtedy lepiej jakieś ognisko muzyczne, albo indywidualne lekcje





  • Mam wrażenie, ze kilka lat to prawie mieszkałam w szkole muz. z nimi;)


    teraz bardzo, bardzo odpoczywam.




  • Co miesiąc mamy popisy klasowe - to również wykańczające. Wczoraj byłam na dwóch. Do tego semestralne popisy, egzaminy techniczne i konkursy. Za dwa tygodnie mam jechać do Kłodzka. Bardzo obciążające dla rodzica. Ale znów - plusów jest więcej.
  • Hmmm, ze skrzypaczką chodziłam tylko pierwszy rok na lekcje. Z akordeonistą wcale bo on w młodzieżowej.
    Może mi kobieta nie kazała więcej przychodzić bo salka mała a ja zawsze z trzema ogonami? ;)
    A nauczycielkę skrzypiec uwielbiam, młoda kobieta z fantastycznym podejściem.
  • @Namorowa - wiadomo, jak nie mogę to nie idę na lekcję. Ale co jakiś czas muszę się pokazać, bo u nas są takie wymogi. Wyraźnie informują rodziców o tym na początku.
  • No czasem się pokazuję...
    ;)
    Lubię tę naszą szkołę bardzo.
    Pianistka się teraz wybiera :)
  • Dokładnie

    popisy, egzaminy, konkursy

    często trzeba gdzieś z dzieckiem dojechać


    jest radość, ale jest orka

    byłam wykończona jak miałam to razy 3

    (w sumie dopiero teraz czuję jak byłam zmęczona)

    i szczerze to mam dosyć muzycznej


    choć słuchac jak grają...

    cudna sprawa:)

  • Na pewno dotyczy to skrzypiec na początku.
  • Nam mówili ze głównie pierwsze trzy lata, u młodszych. Jak widac bez ciśnienia albo ja taka wyluzowana jestem.
    Chyba zrobię rachunek sumienia...
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.