Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

DDK, czyli „dorosłe dzieci katolików”

135

Komentarz

  • Wychodzi na to, że kto się angażuje, angażuje się często za dużo. Z pewnością są takie osoby, które uciekają z domu, by zająć się sprawami "wyższego rzędu". Z pewnością przyjemnego księdza czasem łatwiej kochać niż wymagającego małżonka, który jeść chce, czystości w kuchni wymaga, humory ma itd.


    Ale ilu osób to dotyczy?
    Podziękowali 2Basja babka4
  • @Malgorzata ;

    Słabe zaangażowanie katolików wynika z pewnością z wielu przyczyn.

    Chętnie posłucham, co inni o tym myślą.
  • Tak widziałam te rodziny z 5-6 gdzie najstarsze dziewczyny opiekowały się maluchami, mając serdecznie dosyć sytuacji. No ale się dało. Najlepsze rekolekcje na których byliśmy były z Danusią i Darkiem Stępniami, którzy mieli właśnie takie podejście, że z małymi dziećmi dobrze jechać, ale być ile się da na punktach programu i tyle. Jak się nie da to odpuszczać i się nie przejmować, bo lepiej skorzystać w połowie niż wcale. A zrobili oni wszystko żeby się dało. Łącznie z tym, że wszystkich konferencji dało się słuchać przez radio na słuchawkach, spacerując np z hałasującym maluchem. 
    Tak myślę, że albo u Was w diecezji jest jakoś idealnie, albo u nas ( i w tych diecezjach z którymi byłam do dupy z tym DK) bardzo mało par jeździ na rekolekcje, a i w życiu nie słyszałam, żeby diakonii było tylko jeden na jeden nawet na małe dzieci. Ostatnio jak byliśmy były dwie dziewczyny na 30 dzieci.
  • I jeszcze.

    Znowu niektórzy mają traumę.

    Albo mają traumę, że ojciec pił i bił,

    albo że porzucił,

    albo że wymagał.

    Nowa trauma, że był katolikiem zaangażowanym. Wcześniej było o tym, że był niedzielnym.


    Nie powinnam lekceważyć żadnego bólu i nie lekceważę. Ale nie popadajmy w histerię.

  • Byliśmy na rekolekcjach z małymi dziećmi (1,5 roku i 2 miesiące) i dla mnie rewelacja. Nikt nie robił problemów, że nie przyszliśmy na jakiś dyżur albo punkt programu jak się nie wyrabialiśmy, ludzie byli bardzo pomocni. Dla dwulatki już drugi raz z rzędu na dwutygodniowych rekolekcjach znalazła się specjalna opiekunka, ale jak chciała być z nami to też mogła. Młodszego nieraz pod kaplicą para moderatorów nosiła, żebyśmy mogli siedzieć w środku i się modlić. Było mi strasznie miło, jak wychodziłam z płaczącym dzieckiem z kościoła/kaplicy i przychodził moderator i pytał czemu wychodzę, w domyśle "to nic że marudzi".
    Nikt nie przewracał oczami, że mąż ze mną jest na Mszy a nie przy ołtarzu, a jak raz poszedł, żeby zobaczyć jak to wygląda to dostałam obstawę do pomocy przy dzieciach.

    Przez te kilka punktów kiedy mogliśmy być sami ja bardzo odetchnęłam, a było też sporo czasu tylko dla rodziny. 

  • @Aneczka08 ; rekolekcje oazowe to nie jest obóz pracy, ja na swoich byłam w ciazy i nie mialam sily i ochoty zeby sie zrywać na jutrznie, moj mąż chodzil  bo chciał. Naszym moderatorom nie przeszkadzało to. Jak i to że rodzice malych dzieci czesto wymiennie badz wcale nie uczestniczyli w tych mniej istotnych punktach programu. Kazdy jest dorosły i sam decyduje. Bogu dziekuje że nie miałąm jakiś nawiedzeńców na rekolekcjach bo jeszcze by nas i innych do Kosciola zniechęcili,a nie tylko rekolekcji.
    Oczywiscie na oazie rodzinnej byłam tylko raz bo uważam ją za kompletną pomyłkę(w przeciwieństwie do oazy młodzieżowej)
    Podziękowali 1Katia
  • edytowano listopad 2016
    Ale namiot spotkania można sobie zorganizować samemu a nie podrzucać dziecko do opieki innym żeby w tym czasie obydwoje rodziców modliło się w kaplicy...

    Jeszcze mi się przypomniało- kiedy byliśmy na rekolekcjach nasz syn miał zaledwie 1.5 roku, ja byłam na poczatku ciąży. Wtedy syn spał 2,5-3,5 godz dziennie z powodu rannego wstawania i nadmiaru emocji. Ten czas przypadał na te 3 godz dla rodziny, zasypiał zazwyczaj pod koniec Mszy św. Musiałabym być nienormalna, żeby podrzucać go na cały dzien obcym ludziom, dziecko przywyczajone do tego że jest cały dzien z mamą, a nagle ma ją na jakąś godzinę dziennie(i to w częsciach).
  • A co powiecie na DDW- dorosłe dzieci wielodzietnych? 
    Nas była piątka, same dobre wspomnienia.
    Domyślam się, że sa tacy, którzy mogą mieć żal o wielodzietność rodziców.
    Podziękowali 2tymka Monika73
  • apolonia powiedział(a):

    Oczywiscie na oazie rodzinnej byłam tylko raz bo uważam ją za kompletną pomyłkę(w przeciwieństwie do oazy młodzieżowej)
    ale jesteś w Domowym Kościele czy nie?? bo jeśłi jesteś to coś jest nie halo moim zdaniem...
  • Wy się chyba znacie na żywo, bo ja myślałam, że myślę jak apolonia, a wypowiedzi Aneczki nie zrozumiałam, a tu się okazuje, że chyba jest na odwrót :dizzy: 

    J jestem DDW - masakra! :D
  • znaczy myśłisz jak ja? :)
    nie znamy się, raz chyba na jakiejś AMR ze 4 lata temu się widziałyśmy
  • Katia powiedział(a):
    Anawim powiedział(a):
    A dlaczego nie dla dobrego samopoczucia? Dlaczego nie dla hobby? Czy wszystko w tym życiu musi być środkiem do innego celu?

    Ten tzw. egoizm, czyli po prostu miłość własna jest konieczna dla normalnego funkcjonowania relacji, dla wzajemności. Nie da się kochać kogoś, kto niczego nie potrzebuje, niczego nie pragnie i w ogóle do niczego mu nie jesteśmy potrzebni. Jak kochać kogoś, kto nie chce być, potocznie mówiąc, szczęśliwy?

    Właściwe miejsce na miłość własną jest pod stopami, polecam poczytać Świętych ;)
    Jeśli ktoś nie kocha siebie, to nie jest w stanie służyć drugiemu. Dosłownie. Jeśli nie pragniesz własnego szczęścia, to jak możesz rozpoznać czyjeś szczęście, uszczęśliwiać kogoś lub współdzielić jego szczęście?
    W związku małżeńskim ma to jeszcze inny wymiar. Jeśli nie chcesz być szczęśliwym, to w jaki sposób ten drugi ma Cię kochać? Co może Ci dać, skoro niczego nie potrzebujesz?

    Serio święci nie kochali siebie? To po co chcieli do Nieba, jak nie dla własnej rozkoszy?
    Podziękowali 1Agnieszka5
  • @Anawim z rozsądku może do tego nieba a nie dla "rozkoszy" (które jakoś tak pożądaniowo brzmią)?

  • Święte mistyczki zakochane w swym Oblubieńcu zachowywały się zupełnie nierozsądnie, budząc nieraz zgorszenie. 
    Podziękowali 1Anawim
  • Hehe.
    Ostatnio czytam "Anatomia miłości i zdrady" Dunbara. Facet jest ateistą.
    W jednym rozdziale analizuje opisy mistyków i argumentuje, że "są one takie same, jak ludzi mocno zakochanych, z tym, że przedmiot zakochania nie istnieje". ;)

    A że z rozsądku? W tej samej książce przytacza badania o tym, że tzw. małżeństwa aranżowane są bardziej udane. Uczucia i tak przychodzą z czasem.

    Żeby nie być gołosłownym:
    O jak łagodnie i miłośnie
    Budzisz się, Miły, w głębi łona mego,
    Gdzie sam ukryty przebywasz rozkosznie!
    A Słodkim tchnieniem oddechu Twojego
    Pełnego skarbów wieczystych i chwały,
    Jak słodkie wzniecasz miłości zapały!

    To napisał facet. Zapewne wychwala swoją miłość własną pod stopami. Oczywiście za swojego Miłego uważa Chrystusa Pana. 
    Podziękowali 1babka4
  • DDP - dorosłe dzieci pracoholików
    DDL - dorosłe dzieci leni
    DDE - dorosłe dzieci egoistów
    DDN - dorosłe dzieci niezaradnych



    można tak w nieskończoność ;-)

  • Rozumiem, że w Domowym Kościele mogą być wyłacznie osoby, które nie krytykują formuły rekolakcji wakacyjnych?
    Nie, nie jestem juz  @Aneczka08. Mój krąg rozpadł się, 2 rodziny zmieniły miejsce zamieszkania, 2 zrezygnowały, a w kregu moich animatorów, jedna para się rozwiodła, druga jest w separacji. Moje zdanie jest takie że takie wspolnoty czesto przyciągają osoby z problemami, które zamiasta na rodzinna  czy indywidualną terapię przytulają sie do Koscioła. A już w Domowym Kościele jak zauwazyłam zostają na dłużej osoby bardzo zasadniczne i zamordystyczne, mi to nie pasuje.
    Podziękowali 2babka4 kasha
  • Moje zdanie jest takie że takie wspolnoty czesto przyciągają osoby z problemami, które zamiasta na rodzinna  czy indywidualną terapię przytulają sie do Koscioła.

    No to teraz się zacznie ;-)
  • mama_asia powiedział(a):
    Moje zdanie jest takie że takie wspolnoty czesto przyciągają osoby z problemami, które zamiasta na rodzinna  czy indywidualną terapię przytulają sie do Koscioła.

    No to teraz się zacznie ;-)
    Nie ma obawy. Teraz to wszyscy się przyczają :smile: 
    Podziękowali 1mama_asia
  • no i gdzie turlająca się emotka????
  • Akurat ci, co się rozwiedli, to pewnie poszli na terapię, zamiast słuchać Kościoła.

    Ale ale, kto nie ma problemów - ręka w górę :)
  • mama_asia powiedział(a):
    no i gdzie turlająca się emotka????
    Tutaj jest kilka: http://www.sherv.net/laughing-emoticon-151.html
  • Dla mnie to jest bardzo dziwne że małżenstwo po kilkuletniej formacji w Domowym Kościele się rozwodzi, a drugie jest na krawędzi rozwodu.
  • edytowano listopad 2016
    Problem w tym, że wspólnota terapii nie przeszkadza i odwrotnie. Gorzej gdy ktoś uważa, że modlitwą załatwi wszystko albo że wspólna terapia czy leki zastąpią pracę nad sobą samym.

    Byłem we "wspólnocie dla rodzin", która nie pomagała rodzinom gdyż:

    1) np. jako student wracający na weekend do rodzinnego domu cieszyłem się nieobecnością rodziców, będących całą niedzielę na "formacji"

    2) cieszyła się (z moderatorem na czele) zaangażowaniem poszczególnych członków, które albo było ucieczką z domu od rodziny, albo pobożną maską gdy życie rodzinne gniło, ale nikt się życiem prywatnym nie interesował (z moderatorem na czele) bo liczyło się zaangażowanie

    3) największy odsetek rozwodów jaki znam jest właśnie z tej wspólnoty - nie wspierało się małżonków, nie było (nie ma?) stricte duszpasterstwa małżonków czy rodzin, jak ktoś się rozwodzi to jest po ptokach, a o rozwodnikach się nie mówi i się o nich zapomina.


    Dziękuję bardzo za wspólnoty dla rodzin.
  • Kerima powiedział(a):
    Święte mistyczki zakochane w swym Oblubieńcu zachowywały się zupełnie nierozsądnie, budząc nieraz zgorszenie. 
    @Kermina Ok. Chodzi mi bardziej o to że nie wszyscy tak funkcjonują. I chyba nie muszą. Ale zazdroszczę, bo o ileż łatwiej funkcjonować (wykonywać obowiązki stanu) w rzeczywistości zakochania!

  • A słyszeliście o czymś takim jak parafia?
  • Mysle, ze problem zaczyna sie , kiedy wspolnota zaczyna dominowac zycie rodziny - kiedy wszystko staje sie mniej wazne , a zycie ustawiane pod wspolnote - w niektorych przypadkach trudno juz  rozroznic, czy to jest wiara w Boga, czy wiara we wspolnote?
  • apolonia powiedział(a):
    Dla mnie to jest bardzo dziwne że małżenstwo po kilkuletniej formacji w Domowym Kościele się rozwodzi, a drugie jest na krawędzi rozwodu.
    Bardzo mnie to smuci, ale w niczym nie dziwi. Każdy z nas jest obarczony skutkami grzechu pierworodnego i zdrada przychodzi nam dużo łatwiej, niż wierność.
    Podziękowali 1jan_u
  • A słyszeliście o czymś takim jak parafia?
    ---
    A słyszałeś o czymś takim jak relacje wspólnotowe/przyjacielskie w parafii? Bo ja niestety nie...
    Podziękowali 1Lome
  • @PawelOdOli w rzeczywistości wiejskiej to jeszcze możliwe.
    Podziękowali 1Katarzyna
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.