Jak każdy, często widzę w świecie zło, ale dzięki Bogu się nie zniechęcam. Modlę się, próbuję coś zrobić. Ale ręce mi opadają przy takim wstrętnym fałszu, gdy zło nazywa się dobrem, np. aborcję "pomocą kobiecie" , "odpowiedzialnością" , "obroną godności". Widzę to jako pomieszanie nienawiści, głupoty i tupetu, nawet nie wiem, jak walczyć z czymś takim. Jak to wytrzymać psychicznie?
Jeszcze gorsze jest dla mnie to jak kobietę, która urodziła niepelnosprawne dziecko, nazywają nieodpowiedzialną i okrutną, bo dla swoich idei skazuje to dziecko na życie pełne cierpień. Powinna przecież usunąć i oszczędzić wszystkim cierpienia. Coraz więcej osób takie i podobne brednie powtarza.
Ja mam problem z dyskusja o aborcji bo dla mnie to jak tłumaczenie że koło nie jest kwadratowe. Za każdym razem jak wchodzę w dyskusję podaję szerg argumentów które wykazdują bezsensowność argumentów zwolennika aborcji wtedy dzieją sie 2 scenariusze albo druga strona zaczyna krzyczeć na mnie (to te bliższe znajome zwłaszcza jedna) albo okazuje sie że nic nie rozumiem i nie warto ze mną rozmawiac.
@Katarzyna zlo to zlo ale czasem czlowiek probuje zrozumiec motywy innych
Niby wiem, o co chodzi, ale mam takie doświadczenie, że jak się zacznie wnikać w motywy, to bardzo łatwo rozmydlić temat i przestać postrzegać zło, jako zło. I zaczynamy od tego, że w sumie, to przecież okrutnym by było odmówić prawa do aborcji dwunastolatce, która w wyniku kazirodczego gwałtu nosi ciężko i nieodwracalnie chore dziecko i w dodatku cierpi na nowotwór wymagający natychmiastowej terapii, śmiertelnej w skutkach dla jej dziecka, a kończymy na przypadkach jak p. Przybysz, której niewygodą wydaje się zmiana mieszkania na większe, więc wygodniej poddać się aborcji.
Przykład kobiety, która w ciężkiej sytuacji życiowej (biedna, bita przez męża) decyduje się zabić swoje dzieci i siebie samą. Czy to jest argument za legalizacją samobójstwa rozszerzonego?
Generalnie dyskusje nad moralnością na argumenty nie mają sensu. Ludzie (w tym my!) dorabiamy rozumowanie do tego, co uważamy za słuszne bądź nie - wtórnie. Zastanówcie się nad mniej radykalnymi kwestiami, gdzie zmieniliście zdanie w swoim życiu: może w sprawie jak powinien wyglądać poród, albo jak wychowywać dzieci. Przypomnijcie sobie, ile rozumnych argumnetów mieliście wtedy, które teraz uważacie za niesłuszne - bo w międzyczasie zmieniliście zdanie.
A w kwestii litości. Mi się wydaje, że niestety nie da się mieć ciastka i zjeść ciastko. Nie można się litować nad biedną kobietą, która poddaje się aborcji i równocześnie budować postawę antyaborcyjną w ludziach. Widać to we wszystkich innych dziedzinach, które się zliberalizowały: rozwody, mieszkanie przed ślubem, nieślubne dzieci. Ludzie nie kierują się rozumowaniem w decyzjach, ale tym, co uważają za słuszne bądź nie. A to jest kształtowane przez otoczenie. Bez interakcji społecznych nikt nie wie, co jest dobre, a co jest złe.
Ciekawe czy ta Pani relacjonuje co się dzieje z dzieckiem podczas tygodniowego trucia . Dla mnie zawsze jest najgorsze poczucie bycia dobrym gdy w rzeczywistości jesteś samym złem.
Komentarz
Za każdym razem jak wchodzę w dyskusję podaję szerg argumentów które wykazdują bezsensowność argumentów zwolennika aborcji wtedy dzieją sie 2 scenariusze albo druga strona zaczyna krzyczeć na mnie (to te bliższe znajome zwłaszcza jedna) albo okazuje sie że nic nie rozumiem i nie warto ze mną rozmawiac.
I zaczynamy od tego, że w sumie, to przecież okrutnym by było odmówić prawa do aborcji dwunastolatce, która w wyniku kazirodczego gwałtu nosi ciężko i nieodwracalnie chore dziecko i w dodatku cierpi na nowotwór wymagający natychmiastowej terapii, śmiertelnej w skutkach dla jej dziecka, a kończymy na przypadkach jak p. Przybysz, której niewygodą wydaje się zmiana mieszkania na większe, więc wygodniej poddać się aborcji.
Generalnie dyskusje nad moralnością na argumenty nie mają sensu. Ludzie (w tym my!) dorabiamy rozumowanie do tego, co uważamy za słuszne bądź nie - wtórnie. Zastanówcie się nad mniej radykalnymi kwestiami, gdzie zmieniliście zdanie w swoim życiu: może w sprawie jak powinien wyglądać poród, albo jak wychowywać dzieci. Przypomnijcie sobie, ile rozumnych argumnetów mieliście wtedy, które teraz uważacie za niesłuszne - bo w międzyczasie zmieniliście zdanie.
A w kwestii litości. Mi się wydaje, że niestety nie da się mieć ciastka i zjeść ciastko. Nie można się litować nad biedną kobietą, która poddaje się aborcji i równocześnie budować postawę antyaborcyjną w ludziach. Widać to we wszystkich innych dziedzinach, które się zliberalizowały: rozwody, mieszkanie przed ślubem, nieślubne dzieci. Ludzie nie kierują się rozumowaniem w decyzjach, ale tym, co uważają za słuszne bądź nie. A to jest kształtowane przez otoczenie. Bez interakcji społecznych nikt nie wie, co jest dobre, a co jest złe.
Teraz myślę, że to wąż. Chociaż wąż zawsze był obleśny...