Ja znam całkiem porządnych ludzi, którzy deklarują niewiarę. Może deklarują coś innego niż myślą, ale przy tym założeniu żadna wymiana myśli nie ma większego sensu. Może ja nie wiem, co mówię itp.
Ktoś deklaruje niewiarę przez pół wieku dorosłego życia, umiera świadomie, z księdzem nie zamierza nawet rozmawiać - czy Pan Bóg będzie go zbawiał "na siłę", przymusowo, gwałtem?
Na swój użytek rozstrzygnęłam zagadnienie tak: ja modlę się za tych, za których uważam, że powinnam, Pan po trzykroć zawsze święty, który mieszka w niedostępnej światłości zdecyduje w swoim nieskończonej mądrości.
Żyjemy w takich czasach, że jak widać choćby po statystykach małżeńskich, jednoznacznie głoszone przez Kościół zasady nie stanowią spektakularnego zabezpieczenia i przeciwwagi dla zła. Ludzie potrzebują indywidualnego dojrzewania do norm i coraz bardziej oczywiste się staje, że w niektórych przypadkach trzeba walczyć choćby o mniejsze zło, co niekoniecznie ma stanowić odrzucenie ideału; raczej coś jakby towarzyszenie w drodze.
Myślę, że często nic poza towarzyszeniem nam nie zostało. Wiele środowisk na wszelkiego rodzaju apostolstwo się zamyka.
Wiadomo że tu na ziemi każdy ma wolną wolę ale po śmierci pozostanie sprawiedliwość Boża i miłosierdzie . Może ta modlitwa w tym ostatecznym momencie sprawi że Bóg nie potępi delikwenta.
Spotkałam się z teorią że miłosierdzie to ściema Trzeba żałować szczerze jeszcze za życia
Po śmierci to już tylko sprawiedliwość ...
Miłosierdzie nie jest ściemą. Gdyby Pan odpłacił nam według naszych grzechów, wszyscy byśmy byli potępieni.
Żyjemy w takich czasach, że jak widać choćby po statystykach małżeńskich, jednoznacznie głoszone przez Kościół zasady nie stanowią spektakularnego zabezpieczenia i przeciwwagi dla zła. Ludzie potrzebują indywidualnego dojrzewania do norm i coraz bardziej oczywiste się staje, że w niektórych przypadkach trzeba walczyć choćby o mniejsze zło, co niekoniecznie ma stanowić odrzucenie ideału; raczej coś jakby towarzyszenie w drodze.
Myślę, że często nic poza towarzyszeniem nam nie zostało. Wiele środowisk na wszelkiego rodzaju apostolstwo się zamyka.
A ja myślę, że towarzyszenie jest wręcz najważniejsze. Bardzo często może być punktem wyjścia do czegoś więcej. A to "więcej" bez towarzyszenia, pochylenia się, akceptacji historii (nawet historii grzechu tego człowieka), obdarzenia człowieka szczerym uśmiechem, często staje się okazywaniem wyższości zamiast głoszenia. Lepiej podać człowiekowi lgbt herbatę i serdecznie z nim pomilczeć, choćby i 50 razy. Jeśli za pięćdziesiątym pierwszym coś w końcu powiem, to jest spora szansa, że mnie spokojnie wysłucha. Jeśli nie - pozostaje milczeć dalej, z modlitwą. Bóg wszystko wie.
Mam podobne doswiadczenia. Wazne, zeby być. Mozna nic nie mowic, w końcu ta druga osoba zaczyna pytać. czasem po roku, czasem po trzech latach. A czasem po prostu idzie z tobą na pielgrzymkę.
Nazwa fatalna. Nie chcę adoptować nawet duchowo zadnego geja. Pomodlić się mogę. Duchowo to mogę adoptować dziecko poczęte a nie doroslego homoseksualistę.
Czemu nazwa adopcja duchowa jest Ok jesli chodzi o dziecko a dorosłego już nie? Jest tez inicjatywa z "adopcja" księży. Dla mnie w ogole to określenie w kontekście modlitwy jest nieporozumieniem, adopcja to stałe wzięcie pod realna opiekę, nie tymczasowe modlitwy.
Bo nie spotkałam się z sytuacją żeby ktoś adoptował dorosłego a dzieci się adoptuje. Teraz to się nawet koty adoptuje. Nadużywane to słowo i mnie denerwuje. Adopcja księży również.
Bo nie spotkałam się z sytuacją żeby ktoś
adoptował dorosłego
Od setek lat istniała przecież adopcja herbowa. Adoptowani byli głównie dorośli mężczyźni, często w zamian za sporą sumę. Zubożałe rody w ten sposób podreperowywały swój budżet.
W starożytnym Rzymie aby przedłużyć ciągłość rodu można było adoptować zarówno dziecko jak i dorosłego. Przykładem jest adopcja (dokonana zresztą dopiero w testamencie) Oktawiana Augusta przez Juliusza Cezara.
Adoptowanie czyli przyjęcie do rodziny. Nie ma znaczenia w jakim wieku. Wraz z likwidacją stanu szlacheckiego, zniknął, a raczej zmarginalizował się powód adoptowania dorosłych. Stąd też w świadomości społecznej pozostało jedynie połączenie adopcji z dzieckiem. Do tego, ponieważ coraz częściej zwierzęta traktuje się jak ludzi, pojawiła się moda na adopcję pupili. Jednak jest to trochę niewłaściwe określenie, bo adopcja powoduje pewien stan prawny, a zwierzęta póki co tych praw nie mają.
Określenie adopcja zwierząt funkcjonuje już od dłuższego czasu. Nie razi mnie specjalnie w przeciwieństwie do adopcji dzieci poczętych (dziecko poczęte to kolejny lingwistyczny potworek, już więcej sensu ma termin dziecko nienarodzone), bo to jednak realne sprawowanie opieki nad żywa istota. Co do stanu prawnego, nie wiem czy dotyczy to wszystkich schronisk i fundacji ale podpisywanie umowy gdy bierzesz od nich psa czy kota nie jest niczym niezwykłym.
Zwierzęta się przygarnia a nie adoptuje. Chyba że stają się formalnie czlonkami rodziny z wszelkimi prawami wynikającymi z tego faktu. Dokumenty podpisuje się też przy kupnie samochodu. Może niedługo będzie się adoptować pojazdy?
>adoptio, a więc ‘przybranie dziecka za swoje’< Ale skąd to się wzięło? "Opto" czy może "optare" (sorki, ja nieuczona) to "wybierać", "ad" nie znaczy "dziecko" Razem.. no nie wiem, "przygarniać"?
Nie zapominajcie o tym, że język ewoluuje, m.in. w taki sposób, że słowa zyskują nowe znaczenia.
Dla jego współczesnych użytkowników etymologia słowa czy historyczne funkcjonowanie jakiegoś prawnego pojęcia są jedynie ciekawostką, liczy się to co jest teraz.
W 2019 roku dla sporej grupy użytkowników języka polskiego "adopcja" odnosi się do stania się rodzicem dla obcego dziecka (na gruncie prawnym), do przejęcia opieki nad zwierzęciem domowym na stałe oraz do - o ile dobrze to rozumiem - objęcia jakiejś konkretnej, wybranej osoby (przed jej narodzeniem lub po) szczególną troską modlitewną.
Czy się to komuś podoba czy nie, to słowo to znaczy, bo w takich kontekstach stosują je powszechnie użytkownicy. Wszyscy mądrzy ludzie zajmujący się naukowo językiem - także ci tworzący słowniki - tylko rejestrują zachodzące procesy i w oparciu o to je aktualizują.
Komentarz
Ja znam całkiem porządnych ludzi, którzy deklarują niewiarę. Może deklarują coś innego niż myślą, ale przy tym założeniu żadna wymiana myśli nie ma większego sensu. Może ja nie wiem, co mówię itp.
Ktoś deklaruje niewiarę przez pół wieku dorosłego życia, umiera świadomie, z księdzem nie zamierza nawet rozmawiać - czy Pan Bóg będzie go zbawiał "na siłę", przymusowo, gwałtem?
Na swój użytek rozstrzygnęłam zagadnienie tak: ja modlę się za tych, za których uważam, że powinnam, Pan po trzykroć zawsze święty, który mieszka w niedostępnej światłości zdecyduje w swoim nieskończonej mądrości.
w testamencie) Oktawiana Augusta przez Juliusza Cezara.
http://www.poradniajezykowa.us.edu.pl/baza_archiwum.php?POZYCJA=40&AKCJA=&TEMAT=Znaczenie&NZP=&WYRAZ=
Tu jest całkiem zgrabne wyjaśnienie