Czytam wpis ze strony
https://breviarium.blogspot.com/2016/04/z-redakcyjnej-poczty-komentarz-do.html i staram się dojść, co Autor miał na myśli pisząc:
1.
Okazało się, że biskup Rzymu wyjął z tekstu Jana Pawła II jedno zdanie, uciął je i umieścił w odwrotnym kontekście.2.
zmanipulowane tak, by zamiast zachęty do dużych rodzin służyło za ostrzeżenie przed zbyt dużymi rodzinamiPorównuję wypowiedzi i wciąż wychodzi mi, że Franciszek sparafrazował słowa Poprzednika nie zmieniając w niczym ich sensu.
Komentarz
A z ciekawości to Torquemada uznaje Jana Pawła II za Papieża? Od kiedy mu się tak pozmieniało?
MSPANC
Dla Dajczaka wszyscy poprzednicy są mniej heretycy od obecnego w danej chwili papieża.
Pamiętam, jak jechał po B16 jak po łysej kobyle, by po jego ustąpieniu całować go miłośnie w czółko i zacząć wylewać żale na kolejnego papieża.
Tak, że kwestią czasu jest, kiedy powie coś dobrego o Franciszku.
Od razu lepiej się czyta, dla mnie jest to nie tylko kwestia doktrynalna ale i estetyczna. Nie lubię nowej teologii bo jest pokrętnie mętna, mglista, jakby ktoś rzucił świecę dymną.
W mojej ocenie zarzut manipulacji nie jest uzasadniony.
"idąc wtem śladem ś. p. Leona XIII, poprzednika Naszego, którego encyklikę o małżeństwie chrześcijańskim Arcanum(2), przed pięćdziesięciu laty ogłoszoną, niniejszym za swoją uznajemy i potwierdzamy, oświadczając, że encyklika ta, chociaż niektóre sprawy zgodnie z warunkami i potrzebami czasów obecnych przedstawiamy nieco szerzej, nie tylko nie jest przestarzałą, lecz całą swą moc zachowuje nadal."
Nawiasem mówiąc, ten problem widać także współcześnie w środowiskach, które ignorują nauczanie posoborowe i dla których wartość kobiety ogranicza się do tego, że może urodzić przyszłych księży,
Co to za środowiska?
We wspolczesnym seminarium - jsk opowiadal nam mlody ksiądz- klerycy przez całą formację ANI RAZU nie mieli komunikatu, ze wielodzietnos to jakas wartosc, poswiecenie, ideał.
Ale mam też doświadczenia "in minus". Nigdzie indziej nie spotkałem tylu nieszczęśliwych matek wielodzietnych, co w Tradycji. I nigdzie indziej nie spotkałem ojców wielodzietnych, którzy porzucali swoje rodziny i odchodzili w siną dal. Dlatego właśnie nabrałem przekonania, że karmienie się wyłącznie nauczaniem z innej epoki jest błędem. Owszem, mogę wypełnić swój obowiązek i spłodzić liczne dusze nieśmiertelne na większą chwałę Bożą. Ale to dopiero początek tego zadania. Jeżeli nie wytrwam na posterunku, jeżeli nie oprę się pokusom, jeżeli zaniedbam miłość małżeńską - mój wysiłek reprodukcyjny wzmocni co najwyżej szeregi Strajku Kobiet. I nie jest to jakiś wymysł, tylko całkiem świeże doświadczenie spotkania na FB z córką pewnego znajomego z Tradycji, która napadła na mnie za obronę życia.
Dlatego właśnie niesamowicie cieszy mnie, że Franciszek w AL przywołuje słowa Psalmu 127 o kołczanie pełnym strzał. To ten sam kołczan, który jest na dole strony w logo forum. Wielodzietność nie ma być smutnym obowiązkiem wynikającym ze współżycia bez antykoncepcji, ale radością i dumą, dowodem Bożego błogosławieństwa.
> co poniektórych księży a nie o ogóle nauczania.
W Tradycji nie ma uniwersalnego Magisterium i każdy ksiądz, albo świecki lider z YouTube wyraża takie opinie, jakie uzna za stosowne.
Wynika to zresztą z tego, że mając do dyspozycji encykliki sprzed 90 lat trzeba jakoś uzupełnić to, czego w nich nie ma. Dlatego jeden ksiądz każe Ci się spowiadać ze stosowania NPR, a drugi nie. Jeden uznaje kult Miłosierdzia Bożego, a drugi zabroni śpiewać Koronkę na pielgrzymce. Jeden powie, że o. Maksymilian Kolbe jest świętym, a drugi to przemilczy, bo nie uznaje posoborowych kanonizacji. To by mogło w sumie być zabawne, gdyby nie to, że wierni posłusznie realizują te wizje, choć obok jest Kościół, który to wszystko już dawno temu rozstrzygnął.
Co do tej konkretnej opinii na temat kobiet, to zapewniam, że jej nie wymyśliłem.
I to się właśnie stało. Tu ujawnił się geniusz Wojtyły, który przetłumaczył Piusa XI na język zrozumiały dla człowieka współczesnego. Bez moralizowania, a za to pokazując cud ludzkiej płciowości, sens Bożego projektu i korzyść, jaką odnosimy, jeżeli przestrzegamy jego zasad.
W każdym przypadku realizacji osoby zwykle są wokół niej jakieś inne , małżonek, dzieci .
Nie bardzo rozumiem samorealizację gdy otacza mnie krąg dzieci, mąż i praca zawodowa.
Gdzie tu wcisnąć SAMOrealizację .???
Gdybym chciała się samorealizować Nie zakładałabym rodziny i nie miała dzieci tylko skupiła się na samej realizacji siebie.
Czyli byłabym sama, bez zobowiązań.
Każda realizacja bez bycia samą, nie wydaje się już samorealizacją ,tylko poszukiwaniem widełek czasowych, organizowania sobie czasu pomiędzy zobowiązaniami rodzinnymi , obowiązkami i realizacją osób powierzonych ( dzieci) .
Do samorealizacji musiałabym być singielką aby rzeczywiście móc powiedzieć, że się samorealizuję.
To jest pułapka ta " samorealizacja " .
Brzmi fajnie i zachęcająco, no rozwój i realizacja dobra rzecz.
Tylko wpada w nią tak wiele kobiet zwłaszcza.
Ps
Nie mam nic do samorealizacji jako takiej.
Ale ona jest jednak pułapką dla kobiet , zwłaszcza mających małe dzieci .
Ona odbywa się często sporym kosztem, moim zdaniem rosnącym poczucie frustracji, że nie osiąga takiego poziomu jaki by chciała lub osiągnęła bez zobowiązań.
Owszem , da się, ale zbyt często kosztem czegoś, lub za samorealizacją stoi ktoś jeszcze ( mąż, rodzice, niania itp)
Więc nie jest to stricte samorealizacja.
Raczej podział i współpraca i pomoc innych.
Oczywiście, nie ma w tym nic złego i fajnie, że tak jest .
Tylko sloworwór brzmi jakby jedną osoba realizowała wszystko sama.
Tak przecież nie jest w małżeństwie i rodzinie.
I to jest moim zdaniem kluczowy problem. Nie jesteśmy zakonnikami i nie jesteśmy winni posłuszeństwa żadnemu księdzu, zakonnikowi itd.
W kwestiach wiary obowiązuje nas nauczanie Kościoła Rzymskokatolickiego. Podobnie w kwestii moralności.
Nie żadnego odłamu, wspólnoty, parafii, księdza.
Ksieża mnie osobiście nie są potrzebni do nauczania. Zresztą wielu się do tego po prostu nie nadaje. Są potrzebni do udzielania sakramentów. Nie uważam że mają monopol na nauczanie religii, moralności, interpretacji, czy kategoryzowania grzechów i że są w tym temacie nieomylni i lepsi niż świeccy. Na wielu sprawach po prostu się nie znają i warto ich słuchać, ale wyciągać swoje wnioski a po pomoc jeśli jej potrzeba udawać się do ludzi, którzy mają wspólne problemy, czyli prowadzą zwykłe świeckie życie.
Moim zdaniem powinniśmy być samodzielni w poszukiwaniu prawdy a nie opierać się na względnych autorytetach, mając od tego Tradycję, Biblię, świętych, encykliki i dokumenty, Katechizmy Kościoła Katolickiego itd.
Nie żyjemy w czasach kiedy czytanie było przywilejem kleru i bogaczy. Nie żyjemy w czasach gdzie dostęp do książek, dokumentów itd jest utrudniony.
Ogólnie moim zdaniem powinniśmy się bardziej zająć życiem a nie teologią. Jeśli ktoś chcę zgłębiać tajemnice Boga teoretycznie to nie powinien zakładać rodziny i żyć w świecie, bo na to potrzeba dużo czasu i spokoju.