Mam wielu przyjaciół wśród mężczyzn i kobiet. Gdybym wyróżniał którąś z tych grup ze względu na płeć, to by było dla mnie dziwne. Akurat w tym typie relacji, jakie nas łączą, płeć nie ma znaczenia. Albo ktoś chce uczestniczyć we wspólnych przedsięwzięciach, albo nie.
Tak więc ja akurat jestem wśród tych, którzy nie preferują męskiego świata
Wiem, że mój mąż nieraz chciałby spotkać się z kolegami z ławy szkolnej i wypić piwo, pogadać. Niestety rzadko kiedy jest to możliwe. Dlatego cieszy się na emeryturę
Mam wielu przyjaciół wśród mężczyzn i kobiet. Gdybym wyróżniał którąś z tych grup ze względu na płeć, to by było dla mnie dziwne. Akurat w tym typie relacji, jakie nas łączą, płeć nie ma znaczenia. Albo ktoś chce uczestniczyć we wspólnych przedsięwzięciach, albo nie.
Tak więc ja akurat jestem wśród tych, którzy nie preferują męskiego świata
A ja spotkania z podziałem na płeć rozumiem. Mężczyźni inaczej świat postrzegają aniżeli kobiety, w swoim towarzystwie czują się swobodniejsi w rozmowach. Dawniej, gdy byłam młoda miałam możliwość w takowych uczestniczyć, bo nie byłam typową kobietką, miałam w sobie sporo męskich cech i dzięki temu dużo kumpli. Na takim spotkaniu nie widziano we mnie dziewczyny, a kumpla i zachowywano się swobodnie.
Odnośnie kobiecych spotkań - poruszane są takie tematy, które ewentualnie tylko z mężem się omawia, a babeczki chcą z innymi taki problem omówić.
Poza tym - w Opus Dei jest wyraźny podział na płeć. Wszystkie rekolekcje osobno mają mężczyźni, a osobno niewiasty.
Mój mąż nie ma kolegów. Spotyka się ze swoimi braćmi od czasu do czasu. Tak raz do roku i gadamy z sąsiadami. Ich też zapraszamy na imprezy z wzajemnością bez względu na płeć aczkolwiek mężczyzn przewaga. Tu gdzie mieszkam bardzo mocne są więzi sąsiedzkie. Mąż nie ma potrzeby spotykania się w jakimś szczególnie męskim gronie. Typem działacza nie jest. Raczej nieśmiały i analityczny. Prawie trzy lata mu zajęło żeby do sąsiadów do barku albo na ognisko iść beze mnie.
Mój mąż ma grupkę znajomych z pieszej pielgrzymki. Spotykają się zwykle raz do roku. Czasem wyjdzie gdzieś że szwagrem. Myślę, że tego potrzebuje. Ja natomiast mam 2 niezastapione siostry i 2 przyjaciółki, i lubię się z nimi spotykać bez mężów.
Hym, a te potrzeby męskiego towarzystwa to non stop są? U mnie po ślubie mąż zafiksowal się na punkcie "wykopków" , jeździli z mapami, z wykrywaczami, nocowali w lesie, ale minęło mu. Jak dziewczyny były małe to go wiecznie nie było bo koledzy wydzwaniali żeby im pomógł, potem jak przeprowadziliśmy się tu (raptem 3 km dalej), koledzy się wypieli i jemu nie pomogli co go dobiło trochę, ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, teraz nie ma męskich wyjść (choć ja mu nie bronie), pomagania kolegom , jest za to święty czas dla rodziny. Nawet telefony od klientów zbywa, zresztą widać jak inaczej przeżywa teraz przy H i M swoje rodzicielstwo. Myślę też że ten męski świat to on w pracy ma, jego klienci to w 90% mężczyźni, z którymi tak wychodzi że dużo gada, także narazie mam wrażenie że ta potrzebę odłożył na rzecz innej ważniejszej dla niego potrzeby
Mam potrzebę bardziej zażyłych relacji, które nigdy nie przerodziły się w więzi grupowe; z jednym spotkamy się na piwie, z drugim wyskoczymy na rowery etc. Ale to raczej pretekst do rozmów, dzielenia się życiem, radościami i problemami.
Takie wypady zwykle kojarzyły mi się raczej z pewną wyczynowością i rywalizacją i mi trochę szkoda czasu. Podejrzewam, że z wiekiem to bardziej pretekst do spotkania się, ale dalej - duża grupa ludzi to dla mnie szansa na fajną rozrywkę i relaks, niż zbliżenie.
Dla mojego męża męski świat to obszar wysiłku fizycznego. Góry, rower, wędrówki piesze, kajaki. Często mu towarzyszę, wyłączając góry wysokie( łańcuchy itp ). Ale lubi takie imprezy w towarzystwie brata, syna, chrześniaka. Spływa kajakowe to towarzystwo sprawdzonych przyjaciół. Też grupa mieszana, ale do panów należy cała logistyka trasy i biwaków.
TiE tak myślałem, że z wiekiem to się zmienia. Wśród moich znajomych dopiero powoli kryzys wieku średniego przewartościowuje te wszystkie wyścigi, jeszcze jestem przed 40+
Ale ogólnie, to z żoną widzimy wartość w relacjach pozamałżeńskich, bez względu na płeć; działają trochę jak wentyl, gdy ciśnienie nazbyt urośnie. Daję też szansę zatęsknić, być zazdrosnym, spojrzeć z innej perspektywy itd.
Napisałam "nie mamy", w sensie że ja nie mam potrzeby spotykania się w tylko babskim gronie ( szczerze mówiąc nudzilabym się..), a mąż mój nie ma potrzeby na tylko chłopskie wypady za miasto czy gdziekolwiek. Wiem to od niego. Spędzamy ze sobą mnóstwo czasu, właściwie cały czas , a jednocześnie spotkamy i rozmawiajmy z bardzo wieloma ludźmi. To wynika z pracy jaką mamy.
Aha i faktycznie ja też nie mam potrzeby na spotkania w tylko męskim gronie. Chociaż uważam że z pewnością bawiłby się na takim "wypadzie" lepiej niż z samymi kobietami.
Rozmawialiśmy sobie o tym zarzuconym temacie i mój M. stwierdził,że (podobnie jak ja ) jeśli już miałby gdzieś wyjeżdżać to wolałby w gronie osób płci przeciwnej
U nas coraz rzadziej niestety, ilość obowiązków, male dzieci i nie ma jak i kiedy. Jak dzieci podrosną mam nadzieje wrócić do zwyczajów. Maz lubi wypady na ryby z kolegami ( mnie nudzi okropnie), a ja wyjazdy w góry i ostry wycisk Lubiłam też babskie wieczory, wypady na domek. Ale tez juz rzadko się udaje... Troche kierat i chyba lenistwo, właśnie zastanawiam się czy jechać z małym jeczacym bobasem do koleżanki (ponad 30 km), czy jednak mi się nie chce...
Hehe. My tam sobie cenimy otwarte mówienie o przystojnych mężczyznach i pięknych kobietach w otoczeniu. Udawanie, że się starzejmy, tyjemy i robią się nam zmarszczki a tym samym nagle przestały się nam podobać piękne ciała ludzi dookoła rodzi chyba niepotrzebne napięcia.
Komentarz
Tak więc ja akurat jestem wśród tych, którzy nie preferują męskiego świata
A ja spotkania z podziałem na płeć rozumiem.
Mężczyźni inaczej świat postrzegają aniżeli kobiety, w swoim towarzystwie czują się swobodniejsi w rozmowach. Dawniej, gdy byłam młoda miałam możliwość w takowych uczestniczyć, bo nie byłam typową kobietką, miałam w sobie sporo męskich cech i dzięki temu dużo kumpli. Na takim spotkaniu nie widziano we mnie dziewczyny, a kumpla i zachowywano się swobodnie.
Odnośnie kobiecych spotkań - poruszane są takie tematy, które ewentualnie tylko z mężem się omawia, a babeczki chcą z innymi taki problem omówić.
Poza tym - w Opus Dei jest wyraźny podział na płeć. Wszystkie rekolekcje osobno mają mężczyźni, a osobno niewiasty.
Też tak mam.
Nadal lepiej dogaduję się z facetami. Na kobiety często działam denerwująco, co bywa widoczne na naszej grupie.
Dla mnie najlepszym rozmówcą jest moja żona. Z pozostałymi ludźmi na świecie rozmawiam jednakowo swobodnie, niezależnie od płci.
Ja natomiast mam 2 niezastapione siostry i 2 przyjaciółki, i lubię się z nimi spotykać bez mężów.
Takie wypady zwykle kojarzyły mi się raczej z pewną wyczynowością i rywalizacją i mi trochę szkoda czasu. Podejrzewam, że z wiekiem to bardziej pretekst do spotkania się, ale dalej - duża grupa ludzi to dla mnie szansa na fajną rozrywkę i relaks, niż zbliżenie.
Ale ogólnie, to z żoną widzimy wartość w relacjach pozamałżeńskich, bez względu na płeć; działają trochę jak wentyl, gdy ciśnienie nazbyt urośnie. Daję też szansę zatęsknić, być zazdrosnym, spojrzeć z innej perspektywy itd.
Spędzamy ze sobą mnóstwo czasu, właściwie cały czas , a jednocześnie spotkamy i rozmawiajmy z bardzo wieloma ludźmi. To wynika z pracy jaką mamy.
Turlam się...
Maz lubi wypady na ryby z kolegami ( mnie nudzi okropnie), a ja wyjazdy w góry i ostry wycisk
Lubiłam też babskie wieczory, wypady na domek. Ale tez juz rzadko się udaje...
Troche kierat i chyba lenistwo, właśnie zastanawiam się czy jechać z małym jeczacym bobasem do koleżanki (ponad 30 km), czy jednak mi się nie chce...