Do założenia wątku sprowokowały mnie dyskusje o wsparciu rodzin wielodzietnych itd.
Ostatnio coraz bardziej wydaje mi się, że żyjemy w skansenie. Chodzi mi konkretnie o Europę, czyli też Polskę. Problemy, którymi się zajmujemy, nie są w moim odczuciu realne. Absolutyzujemy takie wartości, jak indywidualizm, prawo wyboru, samorealizacja, empatia (które osobiście odbieram bardzo pozytywnie). Ale nasza kultura to faktycznie cywilizacja śmierci, bo wymieramy.
Czy są jacyś ludzie, którzy politykę międzynarodową rozumieją jako coś więcej, niż wynegocjowanie dobrych dopłat w UE? Albo politykę prorodzinną jako coś więcej niż papierowe zapewnienia, że będą żłobki oraz mniejsze czy większe zwolnienia z podatku? Czy ma ktoś w ogóle jakiś pomysł, realny pomysł na miejsce naszego kraju w świecie w obliczu przemian, które nieustannie zachodzą?
Myślę, że mimo ogromnej polaryzacji społeczeństwa nadal mamy wszyscy że sobą wiele wspólnego, dużo więcej, niż widać na pierwszy rzut oka. Czy jest ktokolwiek w polityce, kto chciałby to wykorzystać dla Polski?