Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Skąd tyle rozwodów w spoleczenstwie?

2

Komentarz

  • Bo teraz wszytko jest na próbę. Psuje się  się wyrzuca.
    Podziękowali 1Ata
  • Rozwodzą sie, bo moga. I te znudzone, i te zdradzone
  • Nie wiem czemu inni się rozwodzą, wiem czemu ja się nie rozwodzę. Wchodząc w małżeństwo jasno określiliśmy, że rozwodu nie będzie. I skoro mamy być do końca razem, to musimy stale dbać o tę naszą miłość, bo bez sensu zaniedbać i potem być nieszczęśliwym, musieć ratować małżeństwo. 
  • Pioszo54 powiedział(a):
    hipolit powiedział(a):
    Pioszo54 powiedział(a):
    asiao powiedział(a):
    Zuzapola powiedział(a):
    Niestety nie ma świadomości, że to przewrócenie dzieciom życia, raczej jest myślenie, że jeśli mama nieszczęśliwa to i dziecko i trzeba dać przykład jak walczyć o swoje szczęście.
    Można nie walczyć o swoje szczęście i wogole o nic nie walczyć tylko przetrwać ale też nie nazywajmy tego, ze dla dobra dzieci bo niby co dobrego nauczą się dzieci ?!
    w porównaniu z rozwodem?
    nauczą się trwania w rodzinie
    I wzorcami wyniesionymi z domu będą przekonać psychiczna albo fizyczna albo obie naraz. 
    Albo słuszność przekonania, ze poddaństwo i posłuszeństwo to jedyne i słuszne zachowanie.
    No w sumie, rzeczywiście lepiej żeby rodzina była rodzina 
    żyję całe życie z osobą ze związku, w którym nie doszło do rozwodu, mimo wszelkich przesłanek,
    wiec wiem, o czym mówię, z własnego, bezpośredniego, doświadczenia
    Ja jestem z osoba ze związku, który -jak dziś mówią, sami zainteresowani, trwał za długo. Z krzywda dla dzieci . Dużo czasu musiało upłynąć niż te dzieci (dziś już mocno dorośli ludzie) byki gotowi stworzyć zdrowa relacje 
  • siostraKasik powiedział(a):
    Swego czasu oglądałam serię Ewy Chodakowskiej o fajterkach. Czyli kobiety opowiadają jak zaczęły trenować, schudły i zaczęły nowe lepsze życie. Bardzo często elementem tego nowego szczęścia był rozwód/ rozstanie z dotychczasowym mężem, czy partnerem.
    I jak to nazwać, to nie tylko promowanie zdrowego trybu życia ale i rozstań. 
    Jak wszędzie słyszymy o rozwodach to staje się to normalne. Dlatego coraz łatwiej przychodzi ludziom podejmowanie tak trudnych decyzji.

    A może było na odwrót. Może w związku byly uciśnione.? Może rozwód sprawił, ze mogły w końcu choć w części zadać o siebie, robić co chciały wcześniej 
    Odchudzanie, treningi na siłowni to nie jest zbrodnia przeciwko małżeństwu, małżonkowi. A z jakichś powodów dopiero po rozwodzie zaczęły to robić. 

    Małżeństwo mojej koleżanki z dzieciństwa przez wiele lat uchodziło za wzorcowe. A potem wyszło, ze jej małżeństwo to areszt domowy. I trwała dla dziecka. Bo chciała żeby jej dziecko miało pełna rodzine. Sama wcześnie straciła najpierw ojca potem matke. 
    Ale nie wytrzymała. I dopiero po rozwodzie odżyła. 
    Dosłownie jakby z więzienia wyszła.
    Dziś mówi, ze jest szczęśliwa. 

    Dziś kobietom łatwiej podjąć decyzje, bo nie są napiętnowane jako rozwódki. Nie są społecznie odrzucone. I z góry nikt nie zakłada, ze jest winna w każdym calu za rozpad małżeństwa. 
    Nie musza kobiety trwać u boku przemocowcow , tyranów. Nie musza skazywać własnych dzieci na poharataną psychikę. 
    Nie jesteśmy -kobiety, niewolnicami. 

  • edytowano maj 2022
    hipolit powiedział(a):
    siostraKasik powiedział(a):
    Swego czasu oglądałam serię Ewy Chodakowskiej o fajterkach. Czyli kobiety opowiadają jak zaczęły trenować, schudły i zaczęły nowe lepsze życie. Bardzo często elementem tego nowego szczęścia był rozwód/ rozstanie z dotychczasowym mężem, czy partnerem.
    I jak to nazwać, to nie tylko promowanie zdrowego trybu życia ale i rozstań. 
    Jak wszędzie słyszymy o rozwodach to staje się to normalne. Dlatego coraz łatwiej przychodzi ludziom podejmowanie tak trudnych decyzji.

    A może było na odwrót. Może w związku byly uciśnione.? Może rozwód sprawił, ze mogły w końcu choć w części zadać o siebie, robić co chciały wcześniej 
    Odchudzanie, treningi na siłowni to nie jest zbrodnia przeciwko małżeństwu, małżonkowi. A z jakichś powodów dopiero po rozwodzie zaczęły to robić. 

    Małżeństwo mojej koleżanki z dzieciństwa przez wiele lat uchodziło za wzorcowe. A potem wyszło, ze jej małżeństwo to areszt domowy. I trwała dla dziecka. Bo chciała żeby jej dziecko miało pełna rodzine. Sama wcześnie straciła najpierw ojca potem matke. 
    Ale nie wytrzymała. I dopiero po rozwodzie odżyła. 
    Dosłownie jakby z więzienia wyszła.
    Dziś mówi, ze jest szczęśliwa. 

    Dziś kobietom łatwiej podjąć decyzje, bo nie są napiętnowane jako rozwódki. Nie są społecznie odrzucone. I z góry nikt nie zakłada, ze jest winna w każdym calu za rozpad małżeństwa. 
    Nie musza kobiety trwać u boku przemocowcow , tyranów. Nie musza skazywać własnych dzieci na poharataną psychikę. 
    Nie jesteśmy -kobiety, niewolnicami. 

    wszyscy, i kobiety i mężczyźni, 
    z natury,
    jesteśmy niewolnikami trwania gatunku
    i rodzina jest sprawdzonym wehikułem trwania człowieka,

    wszyscy, którzy się temu sprzeciwiają lub działają na szkodę,
    są szkodnikami, których należy tępić


    a sytuacje wyjątkowe zdarzają się zawsze,
    nie można jednak dopuszczać, by stały się regułą
    i tu jest istota sporu
    i konieczność społecznego ostracyzmu dla rozwodów
    Podziękowali 1Ata
  • Ciekawie napisane, @Pioszo54

    A jednak, wydaje się, że ludzkość może popełnić samobójstwo.
  • Pioszo54 powiedział(a):
    asiao powiedział(a):
    Zuzapola powiedział(a):
    Niestety nie ma świadomości, że to przewrócenie dzieciom życia, raczej jest myślenie, że jeśli mama nieszczęśliwa to i dziecko i trzeba dać przykład jak walczyć o swoje szczęście.
    Można nie walczyć o swoje szczęście i wogole o nic nie walczyć tylko przetrwać ale też nie nazywajmy tego, ze dla dobra dzieci bo niby co dobrego nauczą się dzieci ?!
    w porównaniu z rozwodem?
    nauczą się trwania w rodzinie
    No tak kobiety będą potrafiły trwać mimo wszystko ale np zdradzony lub oszukany mężczyzna już nie i wyższe dobro dzieci to ostatnie o czym będzie myślał 
    Podziękowali 3beatak Aga85 joanna_1991
  • Ja tak trwam dla dobra dzieci ale czuję się coraz bardziej  przegrana.
  • Pioszo54 powiedział(a):
    hipolit powiedział(a):
    siostraKasik powiedział(a):
    Swego czasu oglądałam serię Ewy Chodakowskiej o fajterkach. Czyli kobiety opowiadają jak zaczęły trenować, schudły i zaczęły nowe lepsze życie. Bardzo często elementem tego nowego szczęścia był rozwód/ rozstanie z dotychczasowym mężem, czy partnerem.
    I jak to nazwać, to nie tylko promowanie zdrowego trybu życia ale i rozstań. 
    Jak wszędzie słyszymy o rozwodach to staje się to normalne. Dlatego coraz łatwiej przychodzi ludziom podejmowanie tak trudnych decyzji.

    A może było na odwrót. Może w związku byly uciśnione.? Może rozwód sprawił, ze mogły w końcu choć w części zadać o siebie, robić co chciały wcześniej 
    Odchudzanie, treningi na siłowni to nie jest zbrodnia przeciwko małżeństwu, małżonkowi. A z jakichś powodów dopiero po rozwodzie zaczęły to robić. 

    Małżeństwo mojej koleżanki z dzieciństwa przez wiele lat uchodziło za wzorcowe. A potem wyszło, ze jej małżeństwo to areszt domowy. I trwała dla dziecka. Bo chciała żeby jej dziecko miało pełna rodzine. Sama wcześnie straciła najpierw ojca potem matke. 
    Ale nie wytrzymała. I dopiero po rozwodzie odżyła. 
    Dosłownie jakby z więzienia wyszła.
    Dziś mówi, ze jest szczęśliwa. 

    Dziś kobietom łatwiej podjąć decyzje, bo nie są napiętnowane jako rozwódki. Nie są społecznie odrzucone. I z góry nikt nie zakłada, ze jest winna w każdym calu za rozpad małżeństwa. 
    Nie musza kobiety trwać u boku przemocowcow , tyranów. Nie musza skazywać własnych dzieci na poharataną psychikę. 
    Nie jesteśmy -kobiety, niewolnicami. 

    wszyscy, i kobiety i mężczyźni, 
    z natury,
    jesteśmy niewolnikami trwania gatunku
    i rodzina jest sprawdzonym wehikułem trwania człowieka,

    wszyscy, którzy się temu sprzeciwiają lub działają na szkodę,
    są szkodnikami, których należy tępić


    a sytuacje wyjątkowe zdarzają się zawsze,
    nie można jednak dopuszczać, by stały się regułą
    i tu jest istota sporu
    i konieczność społecznego ostracyzmu dla rozwodów
    A kto chce doprowadzić do tego, żeby stały się reguła?

    Ludzie zazwyczaj ratują jak coś się popsuje. Jak zaczyna się psuć są podejmowane wszelkie próby żeby nie doprowadzić do awarii. 
    Ale nie zawsze się da. 
    I dobrze, ze dziś rozwód nie jest napiętnowany. 
    Nie trzeba trwać w związku przemocowym w jakikolwiek sposób. 
    To, ze ktoś trwa nie powinno być wyznacznikiem, bo nie każdy ma taka psychikę, która pozwoli wytrwać. 
  • edytowano maj 2022
    hipolit powiedział(a):
    Pioszo54 powiedział(a):
    hipolit powiedział(a):
    siostraKasik powiedział(a):
    Swego czasu oglądałam serię Ewy Chodakowskiej o fajterkach. Czyli kobiety opowiadają jak zaczęły trenować, schudły i zaczęły nowe lepsze życie. Bardzo często elementem tego nowego szczęścia był rozwód/ rozstanie z dotychczasowym mężem, czy partnerem.
    I jak to nazwać, to nie tylko promowanie zdrowego trybu życia ale i rozstań. 
    Jak wszędzie słyszymy o rozwodach to staje się to normalne. Dlatego coraz łatwiej przychodzi ludziom podejmowanie tak trudnych decyzji.

    A może było na odwrót. Może w związku byly uciśnione.? Może rozwód sprawił, ze mogły w końcu choć w części zadać o siebie, robić co chciały wcześniej 
    Odchudzanie, treningi na siłowni to nie jest zbrodnia przeciwko małżeństwu, małżonkowi. A z jakichś powodów dopiero po rozwodzie zaczęły to robić. 

    Małżeństwo mojej koleżanki z dzieciństwa przez wiele lat uchodziło za wzorcowe. A potem wyszło, ze jej małżeństwo to areszt domowy. I trwała dla dziecka. Bo chciała żeby jej dziecko miało pełna rodzine. Sama wcześnie straciła najpierw ojca potem matke. 
    Ale nie wytrzymała. I dopiero po rozwodzie odżyła. 
    Dosłownie jakby z więzienia wyszła.
    Dziś mówi, ze jest szczęśliwa. 

    Dziś kobietom łatwiej podjąć decyzje, bo nie są napiętnowane jako rozwódki. Nie są społecznie odrzucone. I z góry nikt nie zakłada, ze jest winna w każdym calu za rozpad małżeństwa. 
    Nie musza kobiety trwać u boku przemocowcow , tyranów. Nie musza skazywać własnych dzieci na poharataną psychikę. 
    Nie jesteśmy -kobiety, niewolnicami. 

    wszyscy, i kobiety i mężczyźni, 
    z natury,
    jesteśmy niewolnikami trwania gatunku
    i rodzina jest sprawdzonym wehikułem trwania człowieka,

    wszyscy, którzy się temu sprzeciwiają lub działają na szkodę,
    są szkodnikami, których należy tępić


    a sytuacje wyjątkowe zdarzają się zawsze,
    nie można jednak dopuszczać, by stały się regułą
    i tu jest istota sporu
    i konieczność społecznego ostracyzmu dla rozwodów
    A kto chce doprowadzić do tego, żeby stały się reguła?

    Ludzie zazwyczaj ratują jak coś się popsuje. Jak zaczyna się psuć są podejmowane wszelkie próby żeby nie doprowadzić do awarii. 
    Ale nie zawsze się da. 
    I dobrze, ze dziś rozwód nie jest napiętnowany
    Nie trzeba trwać w związku przemocowym w jakikolwiek sposób. 
    To, ze ktoś trwa nie powinno być wyznacznikiem, bo nie każdy ma taka psychikę, która pozwoli wytrwać. 
    t jest to miejsce, w którym się różnimy
    sytuacja jest podobna, jak w przypadku homoseksualizmu,

    zgadzam się, że takie zjawiska występują i nie ma innego wyjścia, niż pozwolić na ich zaistnienie, ale,
    po to, by nie zaczęły wyznaczać normy i w rezultacie zmieniły pozycję rodziny, potrzebny jest ostracyzm
    Podziękowali 1Ata
  • M_Monia powiedział(a):
    @Hipolit twoim postem potwierdzasz to, że rozwód jest akceptowalny z każdego powodu nawet z braki możliwości pójścia na siłownię. Twoim postem też do tej akceptacji rozwodow z każdego powodu się przyczyniasz. 


    Niestety dokładnie tak jest. 
    Za równo grube problemy jak i blache mogą być dla kogoś na tyle duże, że postanowi zakończyć związek.

    Teraz kobiety są bardziej niezależne głównie dlatego że pracują i mają 1 czy 2 dzieci. Jest o wiele łatwiej o niezależność czy poznanie kogoś nowego.
    Taka matka np 7 dzieci ma mniejsze szanse i na niezależność i na to że kogoś pozna innego, kto zaakceptuje ten fakt że ma tyle dzieci na utrzymaniu. To ma plusy i minusy. 
    A Monia jak zawsze wciągnie z tekstu jakieś czary mary. 

    Nie Moniu. Nie chodzenie na siłownie nie jest powodem do rozwodu. 
    Natomiast kategoryczny zakaz  przez małżonka może doprowadzić! do rozwodu.  I obojętnie czy to będzie dotyczyło siłowni czy kursu garncarstwa.
    kazda próba zniewolenia drugiego człowieka będzie wzbudzała chęć ucieczki z takiego więzienia. 

    I daruj sobie gadki „ze ja, moim postem przyczyniam się do rozwodów” :D 
    nie chodzę po domach i nie rozdzielam  ludzi 
    ludzie postępują tak jak im ich sumienia podpowiadają, nie dlatego ze ktoś coś napisał gdzieś w necie. 
    Nie wiem skąd się wzięło, ze rozwody stały się modne. Modny to kozę być krój spodni a nie rozbicie rodziny. 

    Rozwodzą się nie tylko bezdzietne pary czy malodzietne. 
    M.in 500+ dało możliwość odseparowania się kobiecie, bo nie była już tak zależna od finansów meza. 
    Wie, ze ma jakiś pieniądz, który przy pomocy innych zapomóg może dać jej szanse na wyrwanie się często z piekła. Nie wiem czemu zawsze idealizujesz rodziny Wielo. 
    I wiesz Moniu, pomijając kwestie zdrad i odejść do innych partnerów (mama Wielo tez tak może postąpić) to jednak jeśli ludzie rozstają się bo była jakaś przemoc, to nikt nie myśli o tym czy znajdzie się zaraz ktoś kto nas zechce. 



    Podziękowali 1Coralgol
  • Rozwód nie powoduje że rodzina się rozpada, on jest tylko potwierdzeniem tego.
     Z punktu widzenia małżonków to na gorsze pewnie nic nie zmienia (moi np. po rozwodzie dogadali sie na nowo, więc u nich zmieniło sie na plus). Natomiast jako dziecko żyjące w rodzinie, gdzie małżeństwo trwało tylko dla dzieci, jestem wdzięczna rodzicom że się rozwiedli dopiero jak najmłodsze dziecko założyło swoją rodzinę. Mimo świadomości, że nie ma między nimi miłości, rozwód rodziców byłby dla mnie tragedią, mi wystarczało, że miałam ich obu blisko siebie.
  • Ktoś staje się nagle przemocowcem, alkoholikiem, zdradza? Ktoś przez ileś lat jest szczęśliwy i nagle bach- rano się budzi i miłość się skończyła, obok obcy człowiek?
  • Mąż powinen starać się żeby żona chciała z nim wciąż być, a nie wiązać ją dziećmi, finansami.
  • @M_Monia ale piszesz, że kobiecie trudniej odejść jak są dzieci, jak jest zależna finansowo i dlatego jest mniej rozwodów gdy te elementy występują.
    Tymczasem wg to z każdej strony złe myślenie. 
    1. Dzieci są efektem miłości małżonków, wielodzietność to jasno potwierdza, a jak ludzie się kochają to się nie rozwodzą. Dzieci i trwanie w małżeństwie jest więc skutkiem miłości. A nie, że małżeństwo trwa, bo ma wiele dzieci.
    2. Kobieta powinna chcieć być w małżeństwie a nie być zmuszona finansowo do trwania w nim. Związek fianse- rozwód raczej pokazuje jakie podejście ma mąż. 
  • Ponadto chęć zapewnienia pełnej rodziny dzieciom.
  • Jak nie ma przemocy to chyba lepiej dla dzieci, że rodzice się nie rozwodzą.  Rozwód to rewolucja mieszkaniowa, gorsze finanse co przekładać może się na gorsze wykształcenie. Brak stałej obecności jednego z rodziców. Dużo minusów a mało plusów 
  • Beta powiedział(a):
    @M_Monia ale piszesz, że kobiecie trudniej odejść jak są dzieci, jak jest zależna finansowo i dlatego jest mniej rozwodów gdy te elementy występują.
    Tymczasem wg to z każdej strony złe myślenie. 
    1. Dzieci są efektem miłości małżonków, wielodzietność to jasno potwierdza, a jak ludzie się kochają to się nie rozwodzą. Dzieci i trwanie w małżeństwie jest więc skutkiem miłości. A nie, że małżeństwo trwa, bo ma wiele dzieci.
    2. Kobieta powinna chcieć być w małżeństwie a nie być zmuszona finansowo do trwania w nim. Związek fianse- rozwód raczej pokazuje jakie podejście ma mąż. 
    Byłoby pięknie, ale to chyba tylko część prawdy. 
  • Beta powiedział(a):
    Ktoś staje się nagle przemocowcem, alkoholikiem, zdradza? Ktoś przez ileś lat jest szczęśliwy i nagle bach- rano się budzi i miłość się skończyła, obok obcy człowiek?
    Oczywiście ze nie, ale czasem rodzą się pewne sytuacje których przemoc jest skutkiem. Chociażby jakieś urojenia. 
    Moj szwagier przed ślubem nie wyróżniał się niczym szczególnym od innych facetów. Ba, ja go znałam od dziecka (moja siostra znacznie krócej) wiec gdyby coś było z nim nie tak to siostra byłaby poinformowana. 
    Po ślubie stał się zaborczy, zazdrosny . Do tego stopnia, ze jeśli ja byłam w tym czasie z siostra - np w sklepie spożywczym na zakupach to i mnie próbował zwyzywać za spóźnienie, bo byk śwecie przekonany ze suotra go zdradza a ja jej w tym pomagam. Coś mu się gdzieś odpaliło w głowie. Coś czego nigdy, przez lata nikt u niego nie widział. 
    Były podejrzenia, rozliczanie z czasu zakupów a potem przemoc finansowa/ nie dawała kasy wiec siostra nie musiała chodzić do sklepu .Potem agresja, np rzucał naczyniami, wybijał szyby czy blokował drzwi w samochodzie i się rozpędzał do dość mocnych prędkości. Moja siostra  uciekła od niego. A siostrzenica długo odzyskiwała spokój i nie wpadła w płacz kulkac się e sobie kiedy szklanka się potrzaskala przy myciu. 

    Mój mąż i jego siostry cały czas powtarzają, ze teściowa za późno odeszła od przymocowca. I maja do niej żal, i poniekąd obwiniają szwagierki za to, ze ich życie jest pasmem biesiadnych związków.


    Wiec czasem jakiś mechanizm uruchamia jakiś tryb w człowieku i wtedy pokaźna jest jego twarz.
    czasem - ale tu już wiadomo, kobita myśli ze zmieni faceta po ślubie. 
    Czasem jeden z małżonków poznaje kogoś i jego zachowanie diametralnie się zmienia. 

    Bywa różnie. 
    Nie ma jednego szablonu, który każdym służy jako powód rozwodu 

    Nasze spostrzeżenia, doświadczenie nie mogą rzutować na innych ludzi. 
    Możemy się tylko nimi dzielić 

    Podziękowali 1joanna_1991
  • M_Monia powiedział(a):
    Hipolit dlaczego uważasz że zawsze idealizuje rodziny wielo? Gdzie Ty to widzisz?? Jakieś kompleksy czy co???
    twierdząc że wśród takich jest mniej rozwodow to już idealizowanie? 
    To jest po prostu fakt. Im więcej zobowiązań to trudniej się rozstac. Najwięcej rozwodow jest wśród rodzin bezdzietnych a na drugim miejscu z 1 dzieckiem. 
    Najmniej wśród wielodzietnych i różnica jest kolosalna. Bezdzietni stanowią prawie 50% a wielodzietni około 1%.
    Ponad 80% wszysykich rozwodnikow są albo bezdzietni albo 1 dzietni. 
    http://www.rozwodpoczekaj.org.pl/statystyki/

    Najłatwiej rozstać się gdy nie ma żadnych dzieci i jest się młodym.Każde zobowiązanie niejako utrudnia rozstanie. Małe dzueci czy ciąża utrudniają risatanie. 
    Zależność od męża np ekonomiczna też.
    Nie oznacza to że uniemożliwia całkowicie, ale utrudnia.

    I wcale nie widzę samych plusów tej sytuacji. Czasami minusy. To są tylko fakty a nie idealizowanie. Dlaczego tak jest można się domyślać lub szukać. 
    Nie mam żadnych kompleksów. Żadnych ;) 
    a już napewno nie pod wzg liczby dzieci. 
    Ja takie wrażenie odnoszę, bo Cię tutaj czytam już dluuuugi czas. I zawsze wybronisz mamę Wielo, nawet jęk będzie to patologia nad patologie. Bo to mama Wielo. 

    Rozstają się ludzie, którzy z jakichś powodów nie chcą albo nie mogą już ze sobą być. 
    Zdrowy związek, zdrowe relacje, w których są miłość, szacunek, nie rozpadają się.
    rozpada się coś, co zaczyna się psuć. 
    I jeśli jest wola obojga żeby naprawiać to naprawiają. Ale noe zawsze się da.
    Bo nie są się zmusić drugiej osoby do bycia z nami, do kochania nas. 
    Jeśli ktoś próbuje zmusić do tego druga osobę, to się upadla i wymaga pomocy specjalisty. 
    Trwanie dla dzieci nie jest dobre. Bo dzieci nie widza żadnych uczuć pomiędzy rodzicami tylko obojętność. A jeśli rodzice udają, to tym gorzej, bo okładka dzieci i te wzrastają na kłamstwie. I nic poza takimi relacjami nie wyniosą z domu. A czesto wniosą je we własne związki. 
    Życie w kłamstwie nie jest niczym dobrym. I nie ma czegoś takiego jak kłamstwo w dobrej wierze. Nieuczciwość jest nieuczciowością. Dzieci czuja, dzieci widza. Nie da się całego życia przejść na kłamstwie. Bo kłamiacego tez to rujnuje . A dzieci kiedy mogą zapytać. 
    Zreszta dla osób wierzących chyba powinny mieć znaczenie prawda i uczciwość. 
    To powyżej to moje zdanie, nie prawda objawiona. 
    Nikt z nim zgadzać się nie musi ;) 
  • Nie widzicie drugiego końca ogona, to, że jest w głowie, a najwyżej się rozwiodę , powoduje , że coraz mniej szczęśliwych małżeństw, bo nie trzeba się starać, najwyżej się wymieni, może kto inny uszczęśliwi, a tak to nie ma. Dobrego nie naprawiamy, bo chcemy nowe, lepsze...
  • Trudno mi uwierzyć, że ludzie rozwodzą się bez powodu lub z powodu byle jakiego. To chyba jednak mniejszość.
    Podziękowali 1Aga85
  • Powód jest bardzo ważny, brak poczucia szczęścia, to w tych czasach jedna z podstawowych rzeczy.
    Podziękowali 1Klarcia
  • Dla mnie jako dziecka była najważniejsza bliskość obu rodziców. To że nie było między uczucia widziałam i było bardzo przykre, ale tego akurat rozwód by przecież nie zmienił. Zmieniłby tylko to, że mieszkałabym z jednym, a drugi byłby daleko. 
    Podziękowali 2Klarcia jan_u
  • M_Monia powiedział(a):
    Mama wielodzietna nie jest jakaś kobieta z innej planety. 

    Wyobraź sobie że jesteś wielodzietna, tak wielodzietna jak kobieta która oceniasz i dopiero ja ocen. Pewnie ciężko sobie to wyobrazić ale wyobraź sobie że jesteś dokładnie w takiej sytuacji i każde dziecko ma swoje wymagania a ty jesteś jedna, już nie mloda, nie rok a od wielu lat nie wyspana, przez ciągle porody wyeksploatowana, w kolejnej ciazy a tu roczniak, dwulatek, trzylatek, 5 latek itd wymagają opieki, a starsze dzieciaki tez. 

    I tak jestem nieco bardziej wyrozumiała dla nieporadnej matki 16 dzieci, że oddaje czesc swoich dzieci, niż do mamy jednego ze oddaje. 
    Po prostu i po ludzku wiem co jest cięższe. 

    Tak samo jestem bardziej wyrozumiała do nastolatki, która nie da rady wychować dziecka i nawet dokonuje aborcji niż do dorosłej kobiety w pełni sprawnej intelektualnie, która robi to samo. 

    To jest jednakowa miara do wszystkich a nie obrona wielodzietnej mamy. Nie wnikam już w to ze sama sobie winna czy nie, że tyle dzieci ma lub za wcześnie. 


    Dopusek: kiedyś były takie siostry zakonne które broniły matek które oddają leżące, ciężko chore dzieci. Z regoly już kilku- kilkunastoletnie i ciężkie w obsłudze. 
    Ze ludzie oceniają, że " ja bym nigdy nie oddala swojego dziecka, że te matki są napiętnowane". No nie oddałabyś bo nie jesteś w tej sytuacji. Dzieci zdrowe to co innego. Wyobraź sobie że kręgosłup Ci wysiada bo już nie dajesz rady dźwigać i być może też zaczęłabyś myśleć inaczej. Matki takich dzieci też są tylko zwykłymi kobietami. Zostało na ich barki włożone więcej, to mają większe prawa sobie nie radzić. 

    Nawet sąd bierze pod uwagę czynniki dodatkowe przy przewinieniach. 

    ale dlaczego mam gdybać? I wyobrażać sobie sobie na miejscu matko Wielo?
    A wiesz ze jednomatka, tyle ze chorego dziecka może być bardziej urobiona niż wielomama?
    Macierzyństwo każdej kobiety jest inne. Nie wiem po porównać jedna mamę do drugiej. 
    I dlaczego mam nie oceniać mamy wielodzietnej? 
    Czy wielodzietność gwarantuje nietykalność? 
    A czemu można oceniać inne mamy? Bo maja mniej dzieci? 
    Macierzyństwo to trudna praca. Immwiecej dzieci tym więcej pracy. Jeśli ktoś się nie czuje na siłach albo co gorsze - odbiera się im dzieci to -moim zdaniem-  antykoncepcja jest tutaj usprawiedliwieniem. 
    To takiej wielodzietności się nie powinno pochwalać. 
    Jesteś wyrozumiała dla aborcji 16latki a każesz innym szanować matkę, która zachodzi w ciąże mimo, ze jest nieporadna, nie daje rady, krzywdzi dzieci tym, ze się je jej odbiera? Noooo nie wiem co powiedzieć. 
    Masz prawo do własnego zdania. Ale pochwała aborcji jest okropieństwem. 

  • M_Monia powiedział(a):
    @Hipolit twoim postem potwierdzasz to, że rozwód jest akceptowalny z każdego powodu nawet z braki możliwości pójścia na siłownię. Twoim postem też do tej akceptacji rozwodow z każdego powodu się przyczyniasz. 


    Niestety dokładnie tak jest. 
    Za równo grube problemy jak i blache mogą być dla kogoś na tyle duże, że postanowi zakończyć związek.

    Teraz kobiety są bardziej niezależne głównie dlatego że pracują i mają 1 czy 2 dzieci. Jest o wiele łatwiej o niezależność czy poznanie kogoś nowego.
    Taka matka np 7 dzieci ma mniejsze szanse i na niezależność i na to że kogoś pozna innego, kto zaakceptuje ten fakt że ma tyle dzieci na utrzymaniu. To ma plusy i minusy. 

    Przerażają mnie niektóre posty w tym temacie.
    @M_Monia Ty chyba nie rozumiesz, że brak możliwości pójścia na siłownię to tylko pozornie jest błahy problem. W zdrowych związkach przecież powinno być tak, że obydwoje się wspierają, ciągną ku górze. Siłownia to zdrowie, dobra forma, uroda, zabawa - same korzyści. Więc należy zapytać, z czego ten brak możliwości pójścia na siłownię wynika?  Oczywiście są sytuacje, gdy faktycznie bardzo ciężko jest wygospodarować choćby godzinkę czy drobne kwoty na ten cel, ale jeżeli przyczyną jest małżonek, który od razu dusi w zarodku Twoje ambicje i pasje, wykorzystuje zależność finansową by Cię ograniczać, wręcz więzić w domu - to mówimy tu o absolutnie toksycznej relacji.

    Sens małżeństwa dla mnie tkwi w miłości, we wspieraniu się wzajemnie, a nie trwaniu obok siebie i wypełnianiu podstawowych obowiązków wobec dzieci.

    Podziękowali 1hipolit
  • M_Monia powiedział(a):
    Nigdy przenigdy nie pochwalalam aborcji Hipolit. Nie przekręcaj moich słów.

    Byly słowa że pomoc nie należy się, bo to nie 16 raczki ani dzieci chore. Nikt tego nie pochwała ale lepiej pomoc niż tylko dowalać. Po prostu uznałam że dowalanie było za ostre, zupełnie nie wyrozumiałe dla ciężkiego położenia kobiety i pomoc kobiecie się należała w jej sytuacji i w cywilizowanym kraju i jeszcze były wtedy czasy bez 500+. No i mi się dostało za to, ale mam prawo tak uważać, w szczególności że jestem na takim forum. 


    To są Twoje słowa: 
    „Tak samo jestem bardziej wyrozumiała do nastolatki, która nie da rady wychować dziecka i nawet dokonuje aborcji niż do dorosłej kobiety w pełni sprawnej intelektualnie, która robi to samo.” 

    przepraszam, słowo „pochwała” rzeczywiście jest tam na wyrost, powinno być „akceptacja” 
  • edytowano maj 2022
    Nie rozumiem postawy Kościoła, który z taką łatwością uznaje związek za nieważny.
    Wiele jest przykładów. Znam osobiście, rodzina wielodzietna "z drogi" on zdradził.
    Gdzie tu nieważność małżeństwa ?
    Zauważyłem że w pewnym wieku dzieci przechodzą baaardzo ciężko. Czasami kończy się samobójstwem.
  • hipolit powiedział(a):

    I jeśli jest wola obojga żeby naprawiać to naprawiają. Ale noe zawsze się da.
    Bo nie są się zmusić drugiej osoby do bycia z nami, do kochania nas. 
    Jeśli ktoś próbuje zmusić do tego druga osobę, to się upadla i wymaga pomocy specjalisty. 
    Trwanie dla dzieci nie jest dobre. Bo dzieci nie widza żadnych uczuć pomiędzy rodzicami tylko obojętność. A jeśli rodzice udają, to tym gorzej, bo okładka dzieci i te wzrastają na kłamstwie. I nic poza takimi relacjami nie wyniosą z domu. A czesto wniosą je we własne związki. 
    Życie w kłamstwie nie jest niczym dobrym. I nie ma czegoś takiego jak kłamstwo w dobrej wierze. Nieuczciwość jest nieuczciowością. Dzieci czuja, dzieci widza. Nie da się całego życia przejść na kłamstwie. Bo kłamiacego tez to rujnuje . A dzieci kiedy mogą zapytać. 
    Zreszta dla osób wierzących chyba powinny mieć znaczenie prawda i uczciwość. 
    To powyżej to moje zdanie, nie prawda objawiona. 
    Nikt z nim zgadzać się nie musi ;) 
    Zgadzam się w tym wątku z Pioszo - mamy różnice zasadnicze.
    Więc najpierw założenia:
    1. mówimy o małżeństwie sakramentalnym
    2. nie mówimy o patologii klinicznej, nieuleczalnej lub ew. uleczalnej farmakologicznie i/lub terapeutycznie przy braku zgody chorego na leczenie, itp. (właśnie w takim małżeństwie była kuzynka, rozwiodła się i uważam że słusznie, choć niestety nie niweluje to nieszczęścia wszystkich)
    Życie w kłamstwie nie jest dobre, nigdy. Ale nie zgadzam się że prawda "nie kocham cię" powinna skutkować  rozstaniem i daniem sobie szansy na nowa miłość. Powinna skutkować decyzją "zaczynam cię kochać od nowa". Bo jak Kościół  zawsze mówi "miłość to nie uczucie, to decyzja - inaczej nie można by jej ślubować". Kłamstwem jest mówienie "nie kocham cię i nie chcę kochać" - bo przecież było "ślubuję ci miłość". I to ślubowanie było bezwarunkowe, czyli to, że "przestałeś kochać" nie jest zwolnieniem z MOJEGO  zobowiązania. Jest tylko złamaniem TWOJEGO. 
    Do tego dochodzi błędna ocena zachowania drugiego, znam takich co się rozwodzą, mimo że małżonek mówi że kocha i chce spróbować naprawiać. Czyli "nie kocham cię i nie chce kochać, mimo że ty mówisz że kochasz".
    Generalnie  rozwód jest złamaniem ślubowania dobrowolnego i bezwarunkowego - a to jest zawsze złem (przy ważności małżeństwa!) i kłamstwem (albo wtedy albo teraz).
    I kłamstwem (powszechnym) jest twierdzenie, że na uczucia nie mamy wpływu: jestem świadkiem, że mamy i to duży!!! Zatem nieprawdą będzie również, jeśli mówimy "nie kocham cię na poziomie uczuć, więc podejmuję decyzję, że nie chcę cię kochać na poziomie woli (decyzja), bo taka miłość nie ma sensu bez uczuć, a te przecież nie wrócą".
    Uważam na podstawie własnych i cudzych doświadczeń, że jeśli pójdziemy drogą "nie kocham cię na poziomie uczuć, ale moja uczciwość każe mi kochać cię na poziomie woli (decyzja), więc postanawiam cię nadal kochać i być z tobą, odrzucam to, co mi cię kochać przeszkadza (kochankowie, natrętna mama/koleżanka, czasochłonne pasje, egoizm, pochłaniająca praca (nie zostawiająca siły i czasu), itp...), szukam tego, co w tobie dobre, co nas łączy, za co cię pokochałam/em kiedyś " - to jest DUŻA szansa że uczucia wrócą!
    Jeśli jeszcze dojdzie modlitwa (własna i cudza) i wsparcie kogoś sensowego, to naprawdę małe szanse, że się nie uda!

Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.