Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Skąd tyle rozwodów w spoleczenstwie?

13»

Komentarz

  • Książka nie jest o rozwodach - ale o tym, jak dojść do prawdy do o sobie. A ta wyzwala na każdym polu życia.

    Co do małżeństwa nieskaramentalnych: na własnym cywilnym ślubie byłam zszokowana słowami przysięgi: "i uczynię wszystko, by nasze małżeństwo było szczęśliwe i trwałe" (cytat z pamięci). Nigdy tego wcześniej nie słyszałam (nie chodziło się na cywilne przecież) i wiele razy potem myślałam o rozwodach: kto może powiedzieć, że uczynił wszystko? ilu nie czyni rzeczy prostych, łatwych, które mu się podpowiada? (sama podpowiadam, ludzie nawet nie chcą spróbować)
  • Ata powiedział(a):
    hipolit powiedział(a):

    I jeśli jest wola obojga żeby naprawiać to naprawiają. Ale noe zawsze się da.
    Bo nie są się zmusić drugiej osoby do bycia z nami, do kochania nas. 
    Jeśli ktoś próbuje zmusić do tego druga osobę, to się upadla i wymaga pomocy specjalisty. 
    Trwanie dla dzieci nie jest dobre. Bo dzieci nie widza żadnych uczuć pomiędzy rodzicami tylko obojętność. A jeśli rodzice udają, to tym gorzej, bo okładka dzieci i te wzrastają na kłamstwie. I nic poza takimi relacjami nie wyniosą z domu. A czesto wniosą je we własne związki. 
    Życie w kłamstwie nie jest niczym dobrym. I nie ma czegoś takiego jak kłamstwo w dobrej wierze. Nieuczciwość jest nieuczciowością. Dzieci czuja, dzieci widza. Nie da się całego życia przejść na kłamstwie. Bo kłamiacego tez to rujnuje . A dzieci kiedy mogą zapytać. 
    Zreszta dla osób wierzących chyba powinny mieć znaczenie prawda i uczciwość. 
    To powyżej to moje zdanie, nie prawda objawiona. 
    Nikt z nim zgadzać się nie musi ;) 
    Zgadzam się w tym wątku z Pioszo - mamy różnice zasadnicze.
    Więc najpierw założenia:
    1. mówimy o małżeństwie sakramentalnym
    2. nie mówimy o patologii klinicznej, nieuleczalnej lub ew. uleczalnej farmakologicznie i/lub terapeutycznie przy braku zgody chorego na leczenie, itp. (właśnie w takim małżeństwie była kuzynka, rozwiodła się i uważam że słusznie, choć niestety nie niweluje to nieszczęścia wszystkich)
    Życie w kłamstwie nie jest dobre, nigdy. Ale nie zgadzam się że prawda "nie kocham cię" powinna skutkować  rozstaniem i daniem sobie szansy na nowa miłość. Powinna skutkować decyzją "zaczynam cię kochać od nowa". Bo jak Kościół  zawsze mówi "miłość to nie uczucie, to decyzja - inaczej nie można by jej ślubować". Kłamstwem jest mówienie "nie kocham cię i nie chcę kochać" - bo przecież było "ślubuję ci miłość". I to ślubowanie było bezwarunkowe, czyli to, że "przestałeś kochać" nie jest zwolnieniem z MOJEGO  zobowiązania. Jest tylko złamaniem TWOJEGO. 
    Do tego dochodzi błędna ocena zachowania drugiego, znam takich co się rozwodzą, mimo że małżonek mówi że kocha i chce spróbować naprawiać. Czyli "nie kocham cię i nie chce kochać, mimo że ty mówisz że kochasz".
    Generalnie  rozwód jest złamaniem ślubowania dobrowolnego i bezwarunkowego - a to jest zawsze złem (przy ważności małżeństwa!) i kłamstwem (albo wtedy albo teraz).
    I kłamstwem (powszechnym) jest twierdzenie, że na uczucia nie mamy wpływu: jestem świadkiem, że mamy i to duży!!! Zatem nieprawdą będzie również, jeśli mówimy "nie kocham cię na poziomie uczuć, więc podejmuję decyzję, że nie chcę cię kochać na poziomie woli (decyzja), bo taka miłość nie ma sensu bez uczuć, a te przecież nie wrócą".
    Uważam na podstawie własnych i cudzych doświadczeń, że jeśli pójdziemy drogą "nie kocham cię na poziomie uczuć, ale moja uczciwość każe mi kochać cię na poziomie woli (decyzja), więc postanawiam cię nadal kochać i być z tobą, odrzucam to, co mi cię kochać przeszkadza (kochankowie, natrętna mama/koleżanka, czasochłonne pasje, egoizm, pochłaniająca praca (nie zostawiająca siły i czasu), itp...), szukam tego, co w tobie dobre, co nas łączy, za co cię pokochałam/em kiedyś " - to jest DUŻA szansa że uczucia wrócą!
    Jeśli jeszcze dojdzie modlitwa (własna i cudza) i wsparcie kogoś sensowego, to naprawdę małe szanse, że się nie uda!

    Rozmawiamy o rozwodach. Nie o stwierdzeniu nieważności. Bo ta wg prawa nic nie znaczy. A nas jednak obowiązują najpierw przepisy prawa. Żeby była ważność z puntu widznaia prawa, wspólnota małżeńska, wspólność majtkowa, musi być ślub cywilny (konkordatowy go zawiera). 

    Jeżeli w związku pada „zaczynam cię kochać od nowa”tzn ze jest chęć i wola naprawy. 
    I w takiej sytuacji ważnym jest, żeby druga strona dała szanse. 
    Bo jeśli druga strona nie będzie chciała, to się nie uda naprawić. 

    Nim się ludzie rozstaną to takich „nie kocham cie” pojawia się wiele. I nie tylko o uczuciu tu mówię. 
    Ludzie nie rozstaja się z dnia z dnia na dzień, dlatego ze koleżanka z siłowni się rozwiodła albo w „Pytaniu na Śniadanie” mówiono o rozwodach. 
    Trochę żyje na tym świecie, trochę widziałam ;) i nigdy z takim rozstaniem się nie spotkałam. 
    Żeby doszło do dostania to musza się nałożyć na to pewne czynniki. 
    Ludzie, którzy się kochają, którzy chcą być ze sobą nie myślą nawet o rozstaniu. 

    Ślubuje Ci miłość.
    Pokochać po ślubie. 
    Nie wiem czy takie związki się jeszcze tworzą. 
    Małżeństwa z rozsądku? Bo może a nuz pokocham? 
    A jak nie to co? To mam trwać przy kimś, przy kim tak naprawdę nie chce trwać? 
    Dziękuje postoje. 
     Naprawdę uważasz na uczucia mamy wpływ? 
    Jesteś w stanie pokochać sąsiada z dnia na dzień? 
    Chyba nie. 
    Nie mamy wpływu na nasze, tym bardziej na czyjeś. 
    Nie da się zmusić ani prośba, ani groźbą ani pod presja strachu o życie wieczne, kogoś żeby nas kochał, byk z nami. 
    Skądś ta liczba rozwodów się bierze. W kraju, który jest głośno nazywany (dobrze ze tylko głośno nazywany) katolickim i ślub kościelny jest głęboko zakorzeniony w naszej obyczajowosci  i tradycji. 
    Stwierdzenie nieważności małżeństwa to dość długotrwały i nie tani proces. Niewielu (choć liczba możni wzrasta) ludziom się chce. 
    Wiec często rozwodzą się cywilnie i żyją w wolnych związkach czy biorą cywilny. 
    I jak patrzeć na te liczby, to chyba coraz mniej ludzi to ślubowanie ze śmiertelna powaga traktuje.
    Ja już nie będę się powtarzać w temacie stwierdzania nieważności, bo dla mnie osobiście - jest to kpina ze współmałżonka, kogoś z kim się dzieliło zycie, loze, troski, radości i często owocem tychże są dzieci. Ze wszystkich tych, którzy przez ten czas byki z nami. 
    Uczciwszy jest rozwód cywilny. Bo nikt nie udaje ze związku nie było. 

    Dziękuje za polecenie książki. 
    W tym roku będziemy obchodzić 25 rocznice. 
    I życzymy sobie tylko jednego- żeby w zdrowiu obchodzić kolejne. 


  • Nie, nie pisałam o nieważności, pisałam o rozwodach.
    Szok był dla mnie -bo w swojej naiwności myślałam (21 lat miałam), że skoro jest taka różnica w podejściu prawa kościelnego (nie ma) i świeckiego (można, jak się chce) do rozwodów, to jakoś to jest widoczne bardziej w treści przysięgi. A tu też się ślubuje takie poważne "uczynię wszystko".
    Wszystko co w mojej mocy - naprawdę uważacie, że ci, którzy rozwodzą się "uczynili wszystko"? Albo chociaż dużo? No ja tego powszechnie nie obserwuję.
    Proszę (ja i inni) co poniektórych:
    -"porozmawiaj" - no nie ma sensu, rozmawiałem wiele razy,
    -"wyprowadźcie się od teściów" - i będziemy płacić za wynajem? 
    -"wyjedźcie sami na 2 dni - nie mamy z kim dzieci zostawić, nie stać nas na nianię, 
    -"zostanę wam z dziećmi" - no nie wiem, będą płakać w nocy
    - "trudno, wytrzymam" - ale dzieci mi szkoda
    - "przeproś" -niby za co, nic nie zrobiłem; mogę przeprosić, ale i tak nie wiem za co
    - "kup kwiatki" -wyrzuci
    - "no to wyrzuci, i tak kup" - szkoda kasy
    - "zmień pracę" (bo tam atrakcyjna koleżanka) - ale mniej zarobię w innej
    - ......

    Podziękowali 1Joannna
  • hipolit powiedział(a):

    Rozmawiamy o rozwodach. Nie o stwierdzeniu nieważności. Bo ta wg prawa nic nie znaczy. A nas jednak obowiązują najpierw przepisy prawa. Żeby była ważność z puntu widznaia prawa, wspólnota małżeńska, wspólność majtkowa, musi być ślub cywilny (konkordatowy go zawiera). 

    Jeżeli w związku pada „zaczynam cię kochać od nowa”tzn ze jest chęć i wola naprawy. 
    I w takiej sytuacji ważnym jest, żeby druga strona dała szanse. 
    Bo jeśli druga strona nie będzie chciała, to się nie uda naprawić. 

    Nim się ludzie rozstaną to takich „nie kocham cie” pojawia się wiele. I nie tylko o uczuciu tu mówię. 
    Ludzie nie rozstaja się z dnia z dnia na dzień, dlatego ze koleżanka z siłowni się rozwiodła albo w „Pytaniu na Śniadanie” mówiono o rozwodach. 
    Trochę żyje na tym świecie, trochę widziałam ;) i nigdy z takim rozstaniem się nie spotkałam. 
    Żeby doszło do dostania to musza się nałożyć na to pewne czynniki. 
    Ludzie, którzy się kochają, którzy chcą być ze sobą nie myślą nawet o rozstaniu. 

    Ślubuje Ci miłość.
    Pokochać po ślubie. 
    Nie wiem czy takie związki się jeszcze tworzą. 
    Małżeństwa z rozsądku? Bo może a nuz pokocham? 
    A jak nie to co? To mam trwać przy kimś, przy kim tak naprawdę nie chce trwać? 
    Dziękuje postoje. 
     Naprawdę uważasz na uczucia mamy wpływ? 
    Jesteś w stanie pokochać sąsiada z dnia na dzień? 
    Chyba nie. 
    Nie mamy wpływu na nasze, tym bardziej na czyjeś. 
    Nie da się zmusić ani prośba, ani groźbą ani pod presja strachu o życie wieczne, kogoś żeby nas kochał, byk z nami. 
    Skądś ta liczba rozwodów się bierze. W kraju, który jest głośno nazywany (dobrze ze tylko głośno nazywany) katolickim i ślub kościelny jest głęboko zakorzeniony w naszej obyczajowosci  i tradycji. 
    Stwierdzenie nieważności małżeństwa to dość długotrwały i nie tani proces. Niewielu (choć liczba możni wzrasta) ludziom się chce. 
    Wiec często rozwodzą się cywilnie i żyją w wolnych związkach czy biorą cywilny. 
    I jak patrzeć na te liczby, to chyba coraz mniej ludzi to ślubowanie ze śmiertelna powaga traktuje.
    Ja już nie będę się powtarzać w temacie stwierdzania nieważności, bo dla mnie osobiście - jest to kpina ze współmałżonka, kogoś z kim się dzieliło zycie, loze, troski, radości i często owocem tychże są dzieci. Ze wszystkich tych, którzy przez ten czas byki z nami. 
    Uczciwszy jest rozwód cywilny. Bo nikt nie udaje ze związku nie było. 

    Dziękuje za polecenie książki. 
    W tym roku będziemy obchodzić 25 rocznice. 
    I życzymy sobie tylko jednego- żeby w zdrowiu obchodzić kolejne. 


    Czytam Twoja odpowiedź i odechciewa mi się pisać. Bo mam wrażenie, że kompletnie piszemy o czymś innym , kompletnie się nie rozumiemy -i albo piszę niezrozumiale, albo mamy zupełnie różne rozumienie słów użytych.
    Spróbuje raz jeszcze:
    1. Tak, na własne uczucia mamy wpływ, choć nie natychmiastowy- tzn. mam wpływ to, co myślę, a to, co myślę, zależy ode mnie. Jeśli od rana do wieczora myślę: "on mnie wkurza, jak on może, znowu to zrobił, chyba specjalnie, bo ile razy mu mówiłam, poczekam aż przeprosi, wcześniej się nie odezwę, nieee-to już chamstwo, znowu nie zadzwonił ....." to przestaję kochać. Jeśli wychodzę naprzeciw, nie oceniam zanim nie ustalę faktów, przyjmuję wyjaśnienia jeśli nie są kłamstwem, współczuję, nie zrzędzę, nie rozpowiadam o głupich zachowaniach (zwłaszcza w obecności)- jest duża szansa że i moje i cudze uczucia zmienią się na +.
    2. Wola i chęć naprawy powinna wynikać z prostej uczciwości - chęci dotrzymania obietnic, które się złożyło. Jak zobowiązanie płacenia długu na raty, kiedy mnie nie stać w terminie.
    3. Nie chcę zmuszać do niczego drugiej strony - mówię o własnych decyzjach. W odpowiedzi na zmianę mojego zachowania (w wyniku decyzji "naprawczej" ) jest szansa na zmiany po drugiej stronie. A jeśli nawet nie - to od kiedy cudza kradzież usprawiedliwia moją?
    4. Owszem, coraz mniej ludzi traktuje ślubowanie poważnie. Ale czy to wina ślubowania? Zacznijmy powszechnie traktować je poważnie (zwłaszcza swoje -ale i cudze) - to jest większa szansa, że tak zrobią nasze dzieci. A potem wnuki. Albo nie ślubować wcale - ale nie wymagajmy, żeby nazywać to małżeństwem. Dla mnie grunt - to uczciwość. A potem uczciwe ponoszenie konsekwencji uczciwych decyzji. Niektórzy niestety ponoszą konsekwencje cudzych nieuczciwych decyzji - ale na to już nie mamy wpływu, możemy tylko starać się ludzi poznać i nie zbliżać się do nieuczciwych. A wypadki i tak się zdarzą - ale niech pozostaną wypadkami, a nie normą (pisał już o tym Pioszo).
    I ja naprawdę nie oceniam tych, co się rozwiedli - a mam wrażenie że @hipolit sie bronisz. Nie znam Cię, Twojej historii...

  • @Ata
    ale po co to tupanie noga? Nie chce Ci się  pisać to nie pisz. Przecież nie przysiegalas mi odpisywać na każdy mój wpis :D ani zgadzać się ze mną. 

    ja się już tak tylko ogólnie odniosę, poniekąd powtórzę..

    Ludzie (zazwyczaj, pomijam tu skrajne przypadki) rozstają się, kiedy wyczerpały się wszelkie próby ratowania czy nawet reanimacji. 
    Próby obojga. Bo tu musza obie strony chcieć naprawiać. Obie strony musza chcieć dać sobie szanse. 
    Zmuszenie jednej ze stron do bycia z nami- w jakikolwiek sposób, presja, strach, szantaż itd może sprawić, ze ta osoba zostanie. Ale to nie będzie zdrowe .Taka relacja jest upodleniem siebie przed wszystkim i drugiej osoby. Bo co oprócz satysfakcji pozostało? Zobojętnienie uczuciowe, strach. To jak związek porywacza i ofiary. 
    Nie wiem jak tacy ludzie mogą patrzeć sobie w oczy, swoim dzieciom i bliskim. Współżyć ze sobą. 
    Piszesz ze albo ślubowanie albo wcale. 
    To może niech kościół zabroni stwierdzania nieważności małżeństwa. Bo to nie jest uczciwie ze można przysięgać dwa razy to samo i to jest ok a i uczciwe. A slub cywilny to ta zgroza, zło największe bo się tam coś przysięga a przysięga jest nic nie warta. 
    Cywilni rozwodnicy (matko jak to brzmi :D ) uczciwie mówią - nie wyszło nam. Ale nie udają, ze czegoś nie było. Nie przekreślają wspólnego życia mówiąc ze tego nie było. I tak. To jest uczciwe. 
     Nie rozumiem ostatniego zdania .
    przed czym się bronię? Czego bronię? 
    Nie jestem rozwódka, nie bronię rozwodów. 
    Każde rozstanie to dramat. Przegrana, no tu nie ma zwycięzców. 


  • Tak, cywilni rozwodnicy szczerzy i patrzą prawdzie w oczy, a katoliccy zakłamani. Oczywiście. 
    Podziękowali 1Aga85
  • malagala powiedział(a):
    Tak, cywilni rozwodnicy szczerzy i patrzą prawdzie w oczy, a katoliccy zakłamani. Oczywiście. 
    Uczciwym jest stwierdzić ze nam nie wyszło. 
    Nieuczciwym jest twierdzenie, ze nie było malarstwa, nie miało ono ważności. 
  • nie
    "nie liczy się małżeństwo"
    tylko było nieważnie zawarte

    Co mnie szokuje to ani jednego słowa w tej dyskusji o sakramencie małżeństwa! 
  • malagala powiedział(a):
    Tak, cywilni rozwodnicy szczerzy i patrzą prawdzie w oczy, a katoliccy zakłamani. Oczywiście. 
    No, katolicy typu Kurski to raczej zakłamani. 
  • beatak powiedział(a):
    malagala powiedział(a):
    Tak, cywilni rozwodnicy szczerzy i patrzą prawdzie w oczy, a katoliccy zakłamani. Oczywiście. 
    No, katolicy typu Kurski to raczej zakłamani. 

    a zakłamanych ateistów nie znasz? Którzy robią logiczne wygibasy, jeśli chodzi o rozwód? Nie znasz kobiet ani mężczyzn, którzy przy każdym kolejnym małżonku powtarzają "no, pierwszy raz łączy mnie coś TAKIEGO", "to pierwszy raz, kiedy kocham" , "pierwszy raz naprawdę jestem w związku" itd...? Chociaż w poprzednich małżeństwach też była miłość, dzieci, itd.

    znam osobiście tylko kilka przypadków stwierdzenia nieważności i to były wszystko zupełnie zrozumiałe sprawy
    - choroba psychiczna jeszcze przed ślubem, która uniemożliwiała podjęcie obowiązków małżeńskich
    - romans trwający już kilka miesięcy przed ślubem
    - ślub b. młodych ludzi, którzy uciekli z domów, a po kilku tygodniach od ślubu już nie mieszkali razem.

    Znam też wiele osób po rozwodzie, które nadal mają ślub kościelny - mają dzieci, żyli razem parę, parenaście lat, żyli "normalnie". I żadna nie składa wniosku o stwierdzenie nieważności, bo uważają, że było, ale nie wyszło.

  • Kajla powiedział(a):
    malagala powiedział(a):
    Tak, cywilni rozwodnicy szczerzy i patrzą prawdzie w oczy, a katoliccy zakłamani. Oczywiście. 

    Chodzi chyba o stwierdzanie niewaznosci. Rozwód to rozwód. rozwiązanie małżeństwa, że małżeństwo z kilkudziesięcioletnim stażem i  odchowanymi dziećmi to tak naprawdę nigdy nie zaistniało, nie liczy sie. Bo się chce czysta kartę mieć i nowej osobie przysiąc, że cię nie opuszczę aż do śmierci. Mnie tam bardziej szokuje rosnaca liczba stwierdzen nieważności niż rozwodów czy też treść przysięgi w cywilnym 


    Zgadzam się, że jest ryzyko takich pokrętnych działań. Nikogo nie chcę oceniać, bo nie znam takiej sytuacji osobiście. Ale wiele stwierdzeń nieważności to nie jest ten przypadek. Kiedyś ludzie może byli mniej świadomi, że sakrament to nie jest czary-mary i muszą być spełnione pewne warunki, by w ogóle zaistniał. JAk dla mnie dobrze, że ta świadomość się zwiększa, ale szkoda, że póki co bardziej działa to post factum
    Podziękowali 1joanna_1991
  • @malagala

    Zakłamanie, nieszczerość, nieuczciwość nie da zależne od wyznania bądź jego jego braku. 
    To jest zależne od człowieka. A tacy ludzie są z każdej ze stron. 
    Podziękowali 1paulaarose
  • malagala powiedział(a):
    beatak powiedział(a):
    malagala powiedział(a):
    Tak, cywilni rozwodnicy szczerzy i patrzą prawdzie w oczy, a katoliccy zakłamani. Oczywiście. 
    No, katolicy typu Kurski to raczej zakłamani. 

    a zakłamanych ateistów nie znasz? Którzy robią logiczne wygibasy, jeśli chodzi o rozwód? Nie znasz kobiet ani mężczyzn, którzy przy każdym kolejnym małżonku powtarzają "no, pierwszy raz łączy mnie coś TAKIEGO", "to pierwszy raz, kiedy kocham" , "pierwszy raz naprawdę jestem w związku" itd...? Chociaż w poprzednich małżeństwach też była miłość, dzieci, itd.

    znam osobiście tylko kilka przypadków stwierdzenia nieważności i to były wszystko zupełnie zrozumiałe sprawy
    - choroba psychiczna jeszcze przed ślubem, która uniemożliwiała podjęcie obowiązków małżeńskich
    - romans trwający już kilka miesięcy przed ślubem
    - ślub b. młodych ludzi, którzy uciekli z domów, a po kilku tygodniach od ślubu już nie mieszkali razem.

    Znam też wiele osób po rozwodzie, które nadal mają ślub kościelny - mają dzieci, żyli razem parę, parenaście lat, żyli "normalnie". I żadna nie składa wniosku o stwierdzenie nieważności, bo uważają, że było, ale nie wyszło.

    Ależ znam. Tylko nie biorą ślubu z drugą ,, żoną'' w Łagiewnikach w towarzystwie najważniejszych hierarchów. 
  • Interesujący wydaje mi się wątek dotyczący dzieci z tych związków, które formalnie istnieją, a wiele w nich zła. 

    Czy należy trwać w każdej sytuacji?

    Oczywiście trudno generalizować, bo każda sytuacja inna.


  • Niestety obecnie wszelakie stwierdzenia nieważnosci maja swojego medialnego przedstawiciela w osobie p. Kurskiego, co powoduje, że każdy przytacza dokładnie ten przypadek, a nie różne inne, które pewnie nie są tak niezrozumiałe dla innych.
    A co do łatwości rozwodów - znam osobiście przypadek, kiedy naprawde nie było jakiś przesłanek, tylko "tak wyszło". Ale przynajmniej i po rozwodzie zyli ze sobą w przyjaźni.
    Inna sprawa, ze nie ma związków idealnych, w których nie ma się do czego przyczepic. I teraz, jesli jesteś młody, bez dzieci i wspólnego kredytu na 30 lat, to latwiej podjac decyzję o rozstaniu, kiedy "żar już nie ten" a różne zachowania bywaja drażniące, niż majac choćby troje dzieci do zaopiekowania. A decyzja o rozstaniu może być przedwczesna i pochopna, bo ten kolejny książe wcale nie będzie lepszy ;) po kilku latach. Nie kopniesz ojca swoich dzieci, bo raz na jakiś czas pójdzie na piwo ze znajomymi, czy nie trafia skarpetkami do kosza na pranie (o niecheci do wstawiania samego prania nie wspominając), a u "współlokatora" dojdzie jeszcze kilka "wad" i rozstanie gotowe.No bo po co to ciągnąć, jak mozna spróbowac czegoś innego.

    Co do Chodakowskiej jakos zrozumiałam pierwszy wpis inaczej, ale może się mylę - że kobiety zaczynały ćwiczyć (czyli nie, ze ktoś im tego zabraniał), budowały nową siebie, a mąż czy partner zostawał w tyle, więc tej "nowej" kobiecie już nie pasował, bo chciała czegoś nowego, czegos więcej. Niestety wśród znajomych znam podobne przypadki, nagły rozwój (niekoniecznie gimnastyczny) i wyrzucenie starego męża (panowie też tak miewają oczywiście). 

  • hipolit powiedział(a):
    @Ata
    ale po co to tupanie noga? Nie chce Ci się  pisać to nie pisz. Przecież nie przysiegalas mi odpisywać na każdy mój wpis :D ani zgadzać się ze mną. 
    No widzisz -właśnie o tym piszę - ja kompletnie nie tupię, konstatuję fakt, że się nie rozumiemy na jakimś bardzo podstawowym poziomie, co dyskusję czyni bezprzedmiotową, bo nie może doprowadzić do niczego. Od MOJEGO udziału w dyskusji wymagam jakiegoś sensownego finału mojego lub cudzego poszerzenia wiedzy, poznania cudzego punktu widzenia, uzyskania materiału do dalszych przemyśleń, ostatecznie uznania cudzych argumentów. Przy takim braku zrozumienia żadna z tych przesłanek nie zajdzie. Ty używasz raczej emocji, ja raczej analizy...



    @Karolinka p
    owiedział(a):

    Co mnie szokuje to ani jednego słowa w tej dyskusji o sakramencie małżeństwa! 

    Bo po co pisać o sakramencie do wg mnie niewierzących? Piszę ogólnie-ludzko - żeby dotyczyło wszystkich...
    Zresztą uważam, że:
    - Boże przykazania działają dla dobra wszystkich
    -każdy, nawet niewierzący gdyby przeprowadził uczciwa i głęboką analizę Bożego prawa (bez emocjonalnych rozpraszających uniesień) , to musiałby dojść do wniosku, że jest ono słuszne i dobre, chociaż nie zawsze dajemy radę go przestrzegać; niestety mamy chyba w naturę wpisane pragnienie bycia "dobrym" i jeśli nie znajdujemy się takimi w świetle prawa (nie tylko Bożego), to walczymy o zmianę prawa...
  • Te unieważnienia faktycznie czasem dość kuriozalne są. 
    Moja kuzynka wyszła za mąż za niezwykle rozmodlonego faceta, wspólnoty, modlitwy itd, mojemu mężowi się nie podobał, bo był taki przesadny w tej "pobożności"
    Po blisko 10 latach, zakochał się i zostawił żonę, podobno "Bóg mu ja postawił na drodze"  B)
    Obecnie jest na dobrej drodze do unieważnienia małżeństwa. 
    3 dzieci...
    Brak słów po prostu. 
  • :( przykre
    O ile to nie tajemnica - z jakiego powodu (oficjalnie)?
  • malagala powiedział(a):
    :( przykre
    O ile to nie tajemnica - z jakiego powodu (oficjalnie)?
    Nie bardzo mogę 
  • Judasz był bardzo blisko z Jezusem, a potem Go zdradził. Bycie blisko Boga nie daje gwarancji, że się nie przewrócisz. 
    Podziękowali 1Berenika
  • Beta powiedział(a):
    Judasz był bardzo blisko z Jezusem, a potem Go zdradził. Bycie blisko Boga nie daje gwarancji, że się nie przewrócisz. 
    Pewien ksiądz na rekolekcjach mówił: "Nie wolno lekceważyć żadnej swojej słabości. Judasz też miał tylko słabość do pieniędzy."
  • Boga się wykorzystuje do wielu swoich własnych celów, tak było i pewnie będzie. Ale On jest sprawiedliwy i za dobre wynagradza i za złe karze.
  • Zuzapola powiedział(a):
    Nie widzicie drugiego końca ogona, to, że jest w głowie, a najwyżej się rozwiodę , powoduje , że coraz mniej szczęśliwych małżeństw, bo nie trzeba się starać, najwyżej się wymieni, może kto inny uszczęśliwi, a tak to nie ma. Dobrego nie naprawiamy, bo chcemy nowe, lepsze...
    Dokładnie tak
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.