A ona ma prawo mówić. Mogliby jakoś bardziej merytorycznie zareagować a nie świętym oburzeniem, że nikt nie ma prawa wchodzić w ich życie. Na przykład że jedynak... i tu też zalety. Ma więcej pieniędzy Nie musi dzielić się spatkiem Nie walczy o czas rodziców z innymi dziećmi tylko np z pracą itd. Cokolwiek
Oburza Cię, że matki jedynaka chcą tylko, by nikt nie wtrącał się w ich wybory? Dla mnie ktoś kto nie ma potrzeby udowadniać innym, że jego wybór jest obiektywnie lepszy pokazuje, że jest pewny swojego wyboru i nie musi szukać akceptacji u innych.
Tylko poziom merytoryczny tego taki jakby inny psycholog stwierdził, że więcej dzieci oznacza zaniedbywanie dzieci.
Słowa
– Wbrew pozorom, im więcej dzieci, tym więcej satysfakcji i radości daje macierzyństwo. Z jednej strony, starsze opiekują się młodszymi, z drugiej – młodsze są absolutnie zafascynowane starszymi i uczą się od nich. Daje to matce wiele okazji do radości – czytamy we wpisie.
są bajeczką mającą niewiele wspólnego z rzeczywistością.
Tylko poziom merytoryczny tego taki jakby inny psycholog stwierdził, że więcej dzieci oznacza zaniedbywanie dzieci.
Słowa
– Wbrew pozorom, im więcej dzieci, tym więcej satysfakcji i radości daje macierzyństwo. Z jednej strony, starsze opiekują się młodszymi, z drugiej – młodsze są absolutnie zafascynowane starszymi i uczą się od nich. Daje to matce wiele okazji do radości – czytamy we wpisie.
są bajeczką mającą niewiele wspólnego z rzeczywistością.
O, a ja to obserwuję na co dzień. Ogromna satysfakcja patrzeć na nich, gdy coś robią naturalnie razem. Pewnie, że równie naturalnie wchodzą w jakieś konflikty, ale to szybko mija, nie ma jakichś trwałych.
@Skatarzyna nie miałaś nigdy sytuacji, że mlodsze łapie od starszego akurat te złe zachowania? Że wychowanie jednego było łatwe, bo w domu było jednorodnie? A potem każde dziecko zachowuje się inaczej i młodsze naśladują to co im pasuje?
Oczywiście, że w każdej rodzinie inaczej. Na razie dorosłych mam troje. Ich relacje nie są jakieś symbiotyczne, ale są ok. Ja mam troje rodzeństwa i też mamy zupełnie poprawne. Mąż ma dwoje. Szczególnie w ostatnim czasie, gdy opiekowali się do śmierci swoją matką, staruszką, leżącą przez ponad półtora roku, było widać, że są wzajemnie wsparciem, jakiego życzę każdemu.
@Skatarzyna nie miałaś nigdy sytuacji, że mlodsze łapie od starszego akurat te złe zachowania? Że wychowanie jednego było łatwe, bo w domu było jednorodnie? A potem każde dziecko zachowuje się inaczej i młodsze naśladują to co im pasuje?
A pewnie, że naśladują i w dobrym, i w złym. Natomiast wychowywania jednego nie bardzo pamiętam, gdyż chciałam, by drugie było jak najszybciej. I to się udało.
U mnie najstarsze to nastolatki, okres buntu, dość silnego. Są super starszym rodzeństwem, młodsze zachwycone, często słyszę: super że mam X, Y. Ale jako matka widzę też negatywny wpływ na młodsze. I dlatego obrazek: starsze opiekuja się mlodszymi, młodsze zachwycone ucza się od starszych, gdy jest wiecej dzieci to jest sielsko i matka tylko patrzy i się raduje jest dla mnie przesłodzony. Matka jedynaka ma inne problemy, ja mam inne. Nie uważam że mam lepiej czy gorzej, mam inaczej. Mi takie życie pasuje i daje satysfakcję, ale inną może by wykończyło, ja bym pewnie nie dała rady mieć 2x więcej dzieci niż mam, a inna kobieta jest z taką ilością szczęśliwa i spełniona.
moje, już dorosłe, są dla siebie podporą, lubią się i szanują
a wnuki - trójka - opiekują się sobą, kłócą, wrzeszczą na siebie, złe zachowania zdarzają się incydentalnie i nie widzę by było jakieś kopiowanie po starszych
Ja miałam pierwszą dwojkę po 2 latach. Wychowywane razem, było wtedy łatwo, idealnie. Z jednej strony dzieci bawiły się razem, z drugiej uczyły się razem. Przy kolejnych pojawił się rozjazd- bo starsze były na innym poziomie i młodsze chciały robić to samo. Z kolei starsze chciały więcej, a maluchy hamowały. Z prawami było patrzenie na starsze, z obowiązkami na młodsze. I wieczne napięcie jak pogodzić potrzeby wszystkich.
Ostatnio syn wracający z siłowni dzwoni do swojej młodszej siostry żeby mu zrobiła płatki owsiane z orzechami do pracy, bo się bardzo śpieszy. Ciekawe kto by te płatki robił gdyby nie maił siostry...
Bardzo często słyszę narzekania ludzi, że nie mają z kim dzieci zostawić czy zwierzaka. Że wszystko muszą sami robić, a nie stać ich na zatrudnienie kogoś do pomocy. I tak mi się wydaje, że chyba za małą rodzinę mają, albo byli źle wychowani.
Jedynactwo promują najczęściej ideolodzy którym zależy na rozbiciu rodziny na jednostki i stworzeniu nowej struktury społecznej, bardziej posłusznej wobec władzy. Silna i duża rodzina, to prawdziwy bastion wolności i tradycji, dlatego tak przeszkadza wielu ludziom.
Wielu znajomych dorosłych jedynaków żałuje, że nie ma rodzeństwa. Także w kontekście opieki nad starszymi rodzicami, którą jedynacy muszą dźwigać sami. To duże obciążenie, także psychiczne - że jak nie oni, to już nikt. A przecież mają dzieci, które też potrzebują opieki.
Ale nic nie da się z tym zrobić. Bycie jedynakiem jest jakie jest i nie jest to nic szczególnego, ani ciekawego z perspektywy (mojej) dorosłej osoby. Czasem faktycznie bywa ciężko.
Obserwuję też niektóre rodzeństwa i widzę, że szczęście mają ci, którzy mają dobre relacje.
Naprawię znam osoby, które latami się nie odzywają i na to jest smutno patrzeć. Niby jest rodzina, a jej nie ma.
To jest chyba znak czasów albo ludzka natura. Kłótnie, spory, awantury, obojętność… I tak niszczą się różne relacje i finalnie człowiek zostaje sam ze sobą.
Oczywiście, jak ktoś jest jedynakiem, to sam swojej sytuacji nie zmieni. Może jednak nie fundować swoim dzieciom podobnej sytuacji. Z kolei dobre relacje między rodzeństwem nie są gwarantowane, różnie to bywa. Każdy zna wiele przykładów. Często bracia/siostry są tak różni i wybierają tak różne drogi życiowe, że niewiele ich łączy. Jednak w sytuacjach podbramkowych często nawet rodzeństwo będące w luźnych kontaktach jest dla siebie oparciem.
@rosita_blanca Bywają osoby zadowolone z bycia jedynakiem, różnie wychodzi. Ja tego modelu nie zachwalam, bo mam poczucie, że ma on istotne wady.
A co do wsparcia to uważam, że fajnie jest gdy rodzina się wspiera, ale dobrze by było gdyby to była nie tylko rodzina.
Ludzie mają mnóstwo znajomych, partnerów jednych, drugich a finalnie wychodzi na to, że nierzadko nie mają dosłownie nikogo oprócz siebie. Ewentualnie tylko brata czy siostrę, jak nie założą rodziny. To jest smutne.
Wielu znajomych dorosłych jedynaków żałuje, że nie ma rodzeństwa. Także w kontekście opieki nad starszymi rodzicami, którą jedynacy muszą dźwigać sami. To duże obciążenie, także psychiczne - że jak nie oni, to już nikt. A przecież mają dzieci, które też potrzebują opieki.
A jak jest ich kilkoro, wszyscy mieszkają daleko od rodziców, mają swoje małe dzieci, które potrzebuja opieki, to z czym jest łatwiej? Łatwo jest wtedy, gdy ma sie rodzeństwo, które mieszka blisko, najlepiej z rodzicami i można na nie zrzucić ciężar opieki, a samemu prowadzić normalne życie, jedynie okazjonalnie pomagając. Nie znam rodziny, gdzie rodzice byliby przerzucani między dziećmi, tak by każde zajmowało się nimi równy czas, zawsze spada to na jedno. Brak rodzeństwa to tylko brak kogoś na kogo można to zrzucić.
Oczywiście, że rodzicow się nie przerzuca. U nas jest tak, że najstarszy brat mieszka kilkaset metrów od mamy. Oczywiste, że na niego spada najwięcej obowiązków, ale też szczerze, najwięcej pomocy od mamy w życiu dostał, poszła np. na wcześniejszą emeryturę, żeby zajmować się na pełny etat wnukami. Itp. Drugi brat i siostra mają do mamy równie daleko jak ja. Ale oni nie mają ani małych, ani niepełnosprawnych dzieci, a i sytuację zawodowa taką, że u mamy są często i regularnie. Można? Można. A ja się modlę. Na tę chwilę to wszystko, co mogę. Gdybym była sama, w sensie nie miała rodzeństwa, wtedy chyba nie byłoby innej opcji, niż przywiezienie mamy do nas. Stare przysłowie mówi, że nie przesadza się starych drzew. Mamie byłoby ciężko bez przyjaciółek, parafii, działki, ulubionych miejsc w lesie.
Różnie bywa, znam rodziny, gdzie starsza mama/ starszy tata przebywał po trochu u każdego z dzieci. Niektórym pasuje taki układ. Zresztą nie chodzi tylko o fizyczną opiekę na miejscu. Bycie jedyną osobą, do której mama dzwoni w razie problemów, czy nawet po to, żeby się wygadać, to też spore obciążenie. Kwestie finansowe też nie są bez znaczenia. Rodzeństwo może zrzucać się na fachową opiekę, leki itd.
Właśnie fizyczna opieka to jest największy ciężar. Dziecko, które ma pod opieką ciężko chorego rodzica 24h na dobę ma całe życie podporządkowane rodzicowi i jego chorobie. Jak ma rodzeństwo, to ono sobie wybiera czas i długość odwiedzin i jako odwiedziny traktuje te przyjazdy. Posiedzi, pogada i wraca do siebie. A cała fizyczna praca przy chorym spoczywa na tym "głównym" dziecku. Takie znam przypadki. Ale może są rodziny, gdzie rodzeństwo faktycznie po równo zajmuje się rodzicami.
Tydzień temu pochowaliśmy teściową. Rzeczywiście nie da się przecenić pracy, która miała przy mamie najstarsza z rodzeństwa. Krystyna nigdy się nie wyprowadziła od rodziców, nie założyła własnej rodziny. To jednak naturalne, że w takim przypadku najwięcej spadło na nią. Ale żaden z braci nigdy nie odmówił pomocy. Byli razem do końca, a teraz też solidarnie pomagają siostrze, która już najmłodsza nie jest. Ma problemy z poruszaniem się. Oczywiste, że trzeba będzie pomagać więcej, bo młodsza nie będzie.
A jak jest ich kilkoro, wszyscy mieszkają daleko od rodziców, mają swoje małe dzieci, które potrzebuja opieki, to z czym jest łatwiej?
Z tym, że nie wszystkie problemy pozostają na jednej głowie. I naprawdę, to nie jest częstą sytuacja, że leżący rodzic i małe dzieci. Zwyklejsza jest, gdy masz małe dzieci, to raczej babcia coś pomoże. No nie każdy, tak jak ja i mąż, mieliśmy taką sytuację, że babcia jest od najmłodszej wnuczki starsza jedna o 92 a druga o 83 lata. W przeciętnych rodzinach w takim wieku jednak są prababcie niż babcie
Jedynactwo promują najczęściej ideolodzy którym zależy na rozbiciu rodziny na jednostki i stworzeniu nowej struktury społecznej, bardziej posłusznej wobec władzy. Silna i duża rodzina, to prawdziwy bastion wolności i tradycji, dlatego tak przeszkadza wielu ludziom.
Nie dopatrywałabym się tutaj złych intencji ze strony ludzi, którzy akceptują i „lubią” model z jednym dzieckiem. Fakt faktem jednak, czasem dogryzają pewne rzeczy gdy jest się w pojedynkę. Z drugiej strony, ludzie zaznają tylu przykrości ze strony najbliższych, że czasem zostaje tylko odbicie w lustrze.
Mam wrażenie, że ludzie, którzy mają oddanych przyjaciół, sami są oddanymi bliskimi, mają dobre relacje z rodziną mają dużo szczęścia. Na innych do końca polegać nie można, ale jak są, to już jest dużo radości. I z tego warto się cieszyć.
Co do zadbanych jedynaków. Opiekuję się na co dzień cudzymi dziećmi, także widywałam pod szkołą takie dzieci i większość niestety bardziej zaniedbana niż w rodzinach wielo. Mamy zapracowane, które szybko wróciły do pracy po porodzie, nie weszły pełną parą w macierzyństwo i tryb opieki sprowadzają do minimum. Często te dzieci są po prostu zaniedbane fizycznie, po parę dni w tym samym ubraniu ( brudnym), paznokcie niepoobciane od dawna, kurtek to ogóle nie piorą przez zimę, butów nie czyszczą etc. Jedzenie często byle jakie. Mam teraz dziewczynkę z tak straszną ciemieniuchą, że hej. Już raz jej usuwałam przed wakacjami bo szkoda mi dziecka było że prawie rok z nią już chodzi, ale wróciła. Mama oczywiście nie ma czasu zrobić kuracji. Jak napomknęłam, że przy czesaniu zauważyłam że znowu się pojawiła - to duże zdziwienie i tak tak- zrobi kurację i.... gucio jak była tak jest. Mamy takie jednak chodzą odpicowane i mają czas dla siebie na różne rzeczy po pracy. Nie pisze o odosobnionym przypadku tylko z obserwacji otoczenia też. Mieszkam na wsi. Może w mieście jest lepiej.
Komentarz
Dla mnie ktoś kto nie ma potrzeby udowadniać innym, że jego wybór jest obiektywnie lepszy pokazuje, że jest pewny swojego wyboru i nie musi szukać akceptacji u innych.
Słowa
są bajeczką mającą niewiele wspólnego z rzeczywistością.
Ogromna satysfakcja patrzeć na nich, gdy coś robią naturalnie razem.
Pewnie, że równie naturalnie wchodzą w jakieś konflikty, ale to szybko mija, nie ma jakichś trwałych.
Na razie dorosłych mam troje. Ich relacje nie są jakieś symbiotyczne, ale są ok.
Ja mam troje rodzeństwa i też mamy zupełnie poprawne.
Mąż ma dwoje. Szczególnie w ostatnim czasie, gdy opiekowali się do śmierci swoją matką, staruszką, leżącą przez ponad półtora roku, było widać, że są wzajemnie wsparciem, jakiego życzę każdemu.
Natomiast wychowywania jednego nie bardzo pamiętam, gdyż chciałam, by drugie było jak najszybciej. I to się udało.
I dlatego obrazek: starsze opiekuja się mlodszymi, młodsze zachwycone ucza się od starszych, gdy jest wiecej dzieci to jest sielsko i matka tylko patrzy i się raduje jest dla mnie przesłodzony. Matka jedynaka ma inne problemy, ja mam inne. Nie uważam że mam lepiej czy gorzej, mam inaczej. Mi takie życie pasuje i daje satysfakcję, ale inną może by wykończyło, ja bym pewnie nie dała rady mieć 2x więcej dzieci niż mam, a inna kobieta jest z taką ilością szczęśliwa i spełniona.
a wnuki - trójka - opiekują się sobą, kłócą, wrzeszczą na siebie,
złe zachowania zdarzają się incydentalnie i nie widzę by było jakieś kopiowanie po starszych
szczęście mają ci, którzy mają dobre relacje.
Z kolei dobre relacje między rodzeństwem nie są gwarantowane, różnie to bywa. Każdy zna wiele przykładów. Często bracia/siostry są tak różni i wybierają tak różne drogi życiowe, że niewiele ich łączy. Jednak w sytuacjach podbramkowych często nawet rodzeństwo będące w luźnych kontaktach jest dla siebie oparciem.
A co do wsparcia to uważam, że fajnie jest gdy rodzina się wspiera, ale dobrze by było gdyby to była nie tylko rodzina.
A jak jest ich kilkoro, wszyscy mieszkają daleko od rodziców, mają swoje małe dzieci, które potrzebuja opieki, to z czym jest łatwiej?
Łatwo jest wtedy, gdy ma sie rodzeństwo, które mieszka blisko, najlepiej z rodzicami i można na nie zrzucić ciężar opieki, a samemu prowadzić normalne życie, jedynie okazjonalnie pomagając. Nie znam rodziny, gdzie rodzice byliby przerzucani między dziećmi, tak by każde zajmowało się nimi równy czas, zawsze spada to na jedno. Brak rodzeństwa to tylko brak kogoś na kogo można to zrzucić.
U nas jest tak, że najstarszy brat mieszka kilkaset metrów od mamy. Oczywiste, że na niego spada najwięcej obowiązków, ale też szczerze, najwięcej pomocy od mamy w życiu dostał, poszła np. na wcześniejszą emeryturę, żeby zajmować się na pełny etat wnukami. Itp.
Drugi brat i siostra mają do mamy równie daleko jak ja. Ale oni nie mają ani małych, ani niepełnosprawnych dzieci, a i sytuację zawodowa taką, że u mamy są często i regularnie. Można? Można.
A ja się modlę. Na tę chwilę to wszystko, co mogę. Gdybym była sama, w sensie nie miała rodzeństwa, wtedy chyba nie byłoby innej opcji, niż przywiezienie mamy do nas.
Stare przysłowie mówi, że nie przesadza się starych drzew. Mamie byłoby ciężko bez przyjaciółek, parafii, działki, ulubionych miejsc w lesie.
Zresztą nie chodzi tylko o fizyczną opiekę na miejscu. Bycie jedyną osobą, do której mama dzwoni w razie problemów, czy nawet po to, żeby się wygadać, to też spore obciążenie.
Kwestie finansowe też nie są bez znaczenia. Rodzeństwo może zrzucać się na fachową opiekę, leki itd.
Takie znam przypadki. Ale może są rodziny, gdzie rodzeństwo faktycznie po równo zajmuje się rodzicami.
Ale żaden z braci nigdy nie odmówił pomocy. Byli razem do końca, a teraz też solidarnie pomagają siostrze, która już najmłodsza nie jest. Ma problemy z poruszaniem się.
Oczywiste, że trzeba będzie pomagać więcej, bo młodsza nie będzie.
I naprawdę, to nie jest częstą sytuacja, że leżący rodzic i małe dzieci. Zwyklejsza jest, gdy masz małe dzieci, to raczej babcia coś pomoże.
No nie każdy, tak jak ja i mąż, mieliśmy taką sytuację, że babcia jest od najmłodszej wnuczki starsza jedna o 92 a druga o 83 lata.
W przeciętnych rodzinach w takim wieku jednak są prababcie niż babcie
13letni brat całkowicie samodzielnie zrobił dla niej tort.