myśli , słowa i czyny to jednakże trzy różne sprawy....Danusia podzieliła się myślami w aktualnie trudnej dla niej sytuacji....
Ty Małgorzata mając dziesięcioro dzieci w wywiadzie powiedziałaś, że nie chcecie mieć więcej dzieci , ale masz kolejną dwójkę i chwała, że je przyjęłaś mimo wszystko z troską i miłością.....mimo, że mówiłaś co innego ( oczywiście nie, że zabijesz, ale że nie chcesz....)
[cite] Malgorzata:[/cite]
jeśli nie matka ma chronić nowe życie w sobie to kto??
życie/Bóg niesie/daje nam wysokie wymagania, i nikt nie mówił, że będzie łatwo
to chronienie to czasem walka z lekarzami, mądrymi ciociami i całym mądrym intelektualnym i wytłumaczalnym światem , który chce wiedzieć po co to kolejne dziecko - po co ta ciąża i .....
do dzielnych nie należę i czasem przegrywałam!
ostatnio moja mama spotkała w szpitalu bardzo nieśmiałą( wg mamy ) kobietę w trzynastej ciąży - może to nie nieśmiałość tylko zderzenie z tym " rozumnym"światem
może nie tyle atak chciałam uczynić Małgorzato co pokazać, że czasem się coś mówi, ale jednak robi inaczej i wierzę, że Danusia powiewdziała coś czego nie uczyni, bo się zreflektuje i doceni w tym dar ....
i domyślam się, że tylko szczątki wywiadu się pojawiły w Wysokich obcasach, bo już się trochę tu Ciebie naczytałam i jakoś mi nie pasuje to do obrazu ukazanego w tym wywiadzie - to była zupełnie inna Małgorzata....
Jestem zdania, że na niektórych dobrze działa terapia wstrząsowa ( jak ta powyżej opisana rozmowa telefoniczna), a niektórym potrzeba sposobów bardziej delikatnych......a jeśli nie wiadomo jakim sposobem zadziałać, to może wystarczy zapewnienie modlitwy w tej intencji....Jedna siostra Uczennica Krzyża polecała taką modlitwę " Panie pomóż im przez to przejść"
Braku wsparcia ze strony męża nie potrafię sobie wyobrazić.....bo ja poczęcie jednego z moich dzieci też bardzi źle przeżyłam, brakowało mi wewnętrznej akceptacji, wylałam dużo łez, że to po ludzku patrząc był bardzo nieodpowiedni moment i gdyby nie wsparcie, całkowita akceptacja i miłość męża do mnie i nienarodzonego dziecka nie wiem jak bym podołała....mój mąż zawsze bardzo cieszył się na wieść o dziecku
+++
A macie takie doświadczenia , że kolejne dziecko poprawiło relacje w waszym małżeństwie ? Bo patrząc na niektóre wielodzietne rodziny mam wrażenie , że są jakieś wyjątkowe , a moje relacje z mężem nie są rewelacyjne ( chociaż wiem , że nie jest najgorzej). I jak tu świadomie decydować się na kolejne dziecko ?
Dawniej to ludzie nie mieli pojęcia o cyklu płodności i nie musieli zachodzić w głowę czy się decydować, czy się nie decydować.
A teraz się dodatkowo męcą:bigsmile: tym podejmowaniem decyzji.
Ja mam póki co tylko dwoje dzieci, ale mamy nadzieję, że Pan Bóg da nam więcej. Dzieci nie tyle poprawiają relacje w naszym małżeństwie, co są dla nas dowodem dobrych relacji :bigsmile:
Ja, samotny prawie-jedynak, najbardziej się rajcuję "budowaniem klanu" - tym, że "naszych" jest coraz więcej. Dlatego też strasznie się cieszę na wieść o kolejnych dzieciach moich nielicznych kuzynów i licznych kuzynów Metera. Jest NAS coraz więcej.
Kiedy idziemy sobie z Meterkiem i dziećmi przez miasto - Franek za rękę, Łusia w chuście - cieszę się, że już nas tyle, ale też widzę miejsce na następnych - wyobrażam sobie, jak to będzie fajnie zajmować cały chodnik :smile:
Moniko 73...nie wydaje mi się, że np w związku, które tonie w konflikcie dziecko poprawi relacje...bo jeśli nawet to może na krótko w przypływie euforii...
Natomiast z doświadczenia czuję podobnie jak Małgorzata ( mimo, że mam o połowę dzieci mniej:cool:), że każde następne dziecko uczy pokory....
Ja u siebie zauważyłam to przy czwartym - naszym Franusiu. Do trzeciego dziecka włącznie czułam, że mam kontrolę, że radzę sobie i puszyłam się przy tym jak paw widząc dookoła tylko tych co radzą sobie gorzej i mają porażki wychowawcze. Mój poukładany i uporządkowany świat pedantycznej matki i żony ( i w ogóle osoby)runął wraz z urodzeniam Franka i o ile buntowałam się wówczas na ten fakt, teraz nabrałam już nieco spokoju i pokory wobec tego faktu. Bardzo zdrowe okazało się dostrzeżenie, że i ja czasem sobie nie radzę, że i ja miewam porażki.....jak to mi jeden przyjaciel powiedział, niektórym wystarczy jedno dziecko by osiągnąć ten stan...innym potrzeba dziesięciorga:wink:
Co do relacji z mężem.....to teraz już wiem, że gdybym miała 1-3 dzieci ogarniałabym je na tyle, by nie angażować męża w niektóre sprawy ( mimo, że on jest akurat ojcem, który się sam z siebie bardzo angażuje)...a tak z pokorą przyznaję, że bez jego pomocy i wsparcia i pełnego zaangażowania najnormalniej w świecie bym nie podołała z podstawowymi obowiązkami...więc jest to w gruncie rzeczy korzystne i dla nas i dla dzieci :bigsmile:
nasz piąty skarb - Piotruś - nauczył mnie np , że mi także może urodzić się dziecko, które ma w nosie to co mówię, że po czwórce, która chodziła przy nodze z tych samych rodziców urodził się taki mały uciekinier, którego najchętniej prowadzałabym na smyczy....kiedyś innym rodzicom , co to im dzieci uciekały i nie chodziły grzecznie za rączkę wypominałam błędy wychowawcze...teraz położyłam uszy po sobie....( Piotruś ma nieco ponad 2 lata.......o tym czasie starsze nasze dzieci były już ucywilizowane :cool:)
Sylwio , czy ja już Ci kiedyś pisałam , że Piotrusie tak mają:rolling:
nasz sześcioletni trochę jakby ucywilizowany...... może to jakaś chwilowa stabilizacja?
początki tego roku w przedszkolu - to codzienna rozmowa z panią, dyrekcją... brrrr
potem zmieniła się pani- obecna jest pasjonatką , prowadzi ciekawe zajęcia i Piotr jest zachwycony , a ja odetchnęłam; nowy etap zaczynamy we wrześniu- zerówka w szkole
Doświadczyliśmy namacalnie, że dzieci daje Pan Bóg i to też jest dla nas coś niesamowitego. Ostatnio dyskutowaliśmy trochę właśnie na temat stosowania NPR a zaufaniu Panu Bogu i nie zastanawianiu się nad tym czasem płodnym i niepłodnym we współżyciu. Trudno tak całkiem zaufać, ale teraz właśnie seks był zdecydowanie w czasie płodnym, dziecko może nie do końca w tym czasie na rękę i był czas rozterki, czy będę w ciąży, czy nie. I już wszystko się tak przedłużało, że zdążyłam się umówić na wizytę u ginekologa, a tu Pan Bóg dzisiaj powiedział "nie, to jeszcze nie ten czas". On wie jednak najlepiej kiedy i komu dawać dzieci na wychowanie ku Jego chwale.
oczywiście z tymi imionami to tak z przymrużeniem oka jak Michał był mały i rozrabiał mówili mi - wszystkie Michały takie są
mnie ta historia z przedszkolem Piotra dużo kosztowała - schudłam bez diety , ale też dużo nauczyła- po pierwsze zobaczyłam ,że reaguję paniką i chciałabym , aby moje dzieci były takie , aby nikomu nie przeszkadzały - a przecież to jest bzdura- ja mam obowiązek je wychowywać, ale nie " zrobię " z dziecka pełnego energii-" cichaczka"
po drugie każde dziecko jest inne i nawet , jak dla mnie trudne .to trudno
:bigsmile:
i po trzecie zaczęłam się za nie modlić codziennie
Nam największy wycisk dała pierwsza córka i ci którzy nas znali byli w szoku , że tak szybko zdecydowaliśmy się na drugie. Bo był to świadomy wybór , podobnie było z trzecią córeczką. Nie jestem życiowym "księgowym" ale zawsze jestem świadoma , czy znajduję się w okresie płodnym , czy nie , nawet bez mierzenia temperatury. A zachowanie się dzieci też nie jest najlepsze. Ja jestem osobą dość układną , chociaż przy tym wesołą i energiczną , a moje dzieci często mnie załamują , bo są rozbrykane i głośne. Np. średnia córka gdy gdzieś się wybieramy i ona jest rozbrykana a ja ją upomniam , to prawie płacze mówiąc co chwile , że przecież ona chce być grzeczna ... Osobiście mam w sobie dużo luzu ale bardzo żle znoszę uwagi innych ludzi odnośnie moich dzieci , łatwo takim fukać , jak ja mam przy sobie dwójkę czy trójkę naraz. No i często mam wrażenie , że nie panuję nad sytuacją a otoczenie tego ode mnie wymaga. Z drugiej strony strasznie te moje dzieci kocham i jestem szczęśliwa , że mam ich trzy , tak naprawdę emocjonalnie byłabym gotowa na wiele dzieci.
Te "niegrzeczne dzieci" to nie taki zły pomysł
kiedyś czekałam z dziećmi w potwornie długiej kolejce kilka osób a ciągnęło sie w nieskończoność do jakiegoś lekarza specjalisty, termin rezerwowany oczywiście kilka miesięcy wcześniej.
Sama byłam chora i było mi wszystko jedno co rpobia moi malcy, a urządzili sobie koncert piosenek, nawet pani z recepcji wyszła je upomnieć
w duchu byłami im bardzoi wdzięczna za to utrudnianie życia opieszałej słuzbie zdrowia
a lekarzowi zasugerowałam zeby takich pacjentów może szybciej przyjmował albo godziny precyzyjniej ustalał
chyba wkrótce znów musze sie do niego wybrac
zobaczymy czy coś zapamiętał
Komentarz
Ty Małgorzata mając dziesięcioro dzieci w wywiadzie powiedziałaś, że nie chcecie mieć więcej dzieci , ale masz kolejną dwójkę i chwała, że je przyjęłaś mimo wszystko z troską i miłością.....mimo, że mówiłaś co innego ( oczywiście nie, że zabijesz, ale że nie chcesz....)
Depresja, depresją ale zbrodni wymazać z pamięci się nie da, pytałaś siebie co potem.
Ku przestrodze polecam poczytanie co w necie dziewczyny "po" piszą, bez względu na światopogląd nie zrobiłyby tego a czasu cofnąc nie mogą.
Szkoda, że brak Ci wsparcia męża,
za niego jeszcze bardziej +++
i domyślam się, że tylko szczątki wywiadu się pojawiły w Wysokich obcasach, bo już się trochę tu Ciebie naczytałam i jakoś mi nie pasuje to do obrazu ukazanego w tym wywiadzie - to była zupełnie inna Małgorzata....
Jestem zdania, że na niektórych dobrze działa terapia wstrząsowa ( jak ta powyżej opisana rozmowa telefoniczna), a niektórym potrzeba sposobów bardziej delikatnych......a jeśli nie wiadomo jakim sposobem zadziałać, to może wystarczy zapewnienie modlitwy w tej intencji....Jedna siostra Uczennica Krzyża polecała taką modlitwę " Panie pomóż im przez to przejść"
+++
A teraz się dodatkowo męcą:bigsmile: tym podejmowaniem decyzji.
Ja, samotny prawie-jedynak, najbardziej się rajcuję "budowaniem klanu" - tym, że "naszych" jest coraz więcej. Dlatego też strasznie się cieszę na wieść o kolejnych dzieciach moich nielicznych kuzynów i licznych kuzynów Metera. Jest NAS coraz więcej.
Kiedy idziemy sobie z Meterkiem i dziećmi przez miasto - Franek za rękę, Łusia w chuście - cieszę się, że już nas tyle, ale też widzę miejsce na następnych - wyobrażam sobie, jak to będzie fajnie zajmować cały chodnik :smile:
Natomiast z doświadczenia czuję podobnie jak Małgorzata ( mimo, że mam o połowę dzieci mniej:cool:), że każde następne dziecko uczy pokory....
Ja u siebie zauważyłam to przy czwartym - naszym Franusiu. Do trzeciego dziecka włącznie czułam, że mam kontrolę, że radzę sobie i puszyłam się przy tym jak paw widząc dookoła tylko tych co radzą sobie gorzej i mają porażki wychowawcze. Mój poukładany i uporządkowany świat pedantycznej matki i żony ( i w ogóle osoby)runął wraz z urodzeniam Franka i o ile buntowałam się wówczas na ten fakt, teraz nabrałam już nieco spokoju i pokory wobec tego faktu. Bardzo zdrowe okazało się dostrzeżenie, że i ja czasem sobie nie radzę, że i ja miewam porażki.....jak to mi jeden przyjaciel powiedział, niektórym wystarczy jedno dziecko by osiągnąć ten stan...innym potrzeba dziesięciorga:wink:
Co do relacji z mężem.....to teraz już wiem, że gdybym miała 1-3 dzieci ogarniałabym je na tyle, by nie angażować męża w niektóre sprawy ( mimo, że on jest akurat ojcem, który się sam z siebie bardzo angażuje)...a tak z pokorą przyznaję, że bez jego pomocy i wsparcia i pełnego zaangażowania najnormalniej w świecie bym nie podołała z podstawowymi obowiązkami...więc jest to w gruncie rzeczy korzystne i dla nas i dla dzieci :bigsmile:
nasz sześcioletni trochę jakby ucywilizowany...... może to jakaś chwilowa stabilizacja?
początki tego roku w przedszkolu - to codzienna rozmowa z panią, dyrekcją... brrrr
potem zmieniła się pani- obecna jest pasjonatką , prowadzi ciekawe zajęcia i Piotr jest zachwycony , a ja odetchnęłam; nowy etap zaczynamy we wrześniu- zerówka w szkole
mnie ta historia z przedszkolem Piotra dużo kosztowała - schudłam bez diety , ale też dużo nauczyła- po pierwsze zobaczyłam ,że reaguję paniką i chciałabym , aby moje dzieci były takie , aby nikomu nie przeszkadzały - a przecież to jest bzdura- ja mam obowiązek je wychowywać, ale nie " zrobię " z dziecka pełnego energii-" cichaczka"
po drugie każde dziecko jest inne i nawet , jak dla mnie trudne .to trudno
:bigsmile:
i po trzecie zaczęłam się za nie modlić codziennie
kiedyś czekałam z dziećmi w potwornie długiej kolejce kilka osób a ciągnęło sie w nieskończoność do jakiegoś lekarza specjalisty, termin rezerwowany oczywiście kilka miesięcy wcześniej.
Sama byłam chora i było mi wszystko jedno co rpobia moi malcy, a urządzili sobie koncert piosenek, nawet pani z recepcji wyszła je upomnieć
w duchu byłami im bardzoi wdzięczna za to utrudnianie życia opieszałej słuzbie zdrowia
a lekarzowi zasugerowałam zeby takich pacjentów może szybciej przyjmował albo godziny precyzyjniej ustalał
chyba wkrótce znów musze sie do niego wybrac
zobaczymy czy coś zapamiętał
czy tylko ja jestem taką niewychowaną matką?
-Jezu i ta!
w autobusie klaskali:cool:<<
cóż można jeszcze poradzić Małgorzato polecam zajrzeć tu http://www.militaria.pl/ może coś wybierzesz