Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Związek małżeński bez dzieci?

edytowano sierpnia 2009 w Czytelnia
Bronisław Jakubowski, Gdy wyjątek zamienia się w regułę...

http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20090825&typ=ro&id=ro21.txt

Znam człowieka, który często bywa na basenie, ale nigdy nie wchodzi do wody. Inny twierdzi, że uwielbia kino, ale seanse przesypia. Mądrzy inaczej? Być może. Jak jednak nazwać osoby, które zawierają związek małżeński, a nie chcą mieć dzieci?

W zasadzie niemal wszyscy twierdzą zgodnie, że dzieci to skarb. Mimo to sporo osób wcale nie pragnie obfitości tych skarbów. Niestety, wśród osób niechętnych większej liczbie dzieci są również katolicy.
Tymczasem, jak uczy Kościół, pierwszorzędnym celem małżeństwa jest zrodzenie i wychowanie potomstwa (por. kan. 1055 par. KPK). "Małżeństwo i miłość małżeńska z natury swej skierowane są ku płodzeniu i wychowywaniu potomstwa. Dzieci też są najcenniejszym darem małżeństwa i rodzicom przynoszą najwięcej dobra" ("Gaudium et spes", 50). Jako zgodną z Bożym prawem normę Kościół ustanawia zatem sytuację, kiedy małżonkowie przyjmują z radością i pokorą kolejne dzieci, którymi Bóg zechce ich obdarzyć. Możliwość posiadania potomstwa jest integralną częścią małżeństwa. Jeżeli więc mężczyzna i kobieta rozpoznają u siebie powołanie do małżeństwa i wybierają tę drogę, powinni liczyć się z tym, że zostaną ojcem i matką. Perspektywa ta powinna napełniać ich nadzieją i radością. Małżeństwo nie jest przecież przymusowe. Decydując się na przyjęcie tego sakramentu, każdy powinien być na tyle dojrzały, żeby wiedzieć, iż wiąże się on z możliwością posiadania potomstwa. Wykluczanie a priori posiadania potomstwa skutkuje nieważnością samego sakramentu (por. kan. 1101 par. 2 KPK).
Bóg z pewnością zawsze przewiduje dla danego człowieka najlepszą drogę. Obdarzając małżonków potomstwem, Bóg powierza im coś niezwykle cennego i okazuje wielkie zaufanie.
Niestety, we współczesnym świecie postawa otwarcia na życie jest coraz rzadsza. Człowiek, rozsadzany grzechem pychy, buduje swoją wieżę Babel i usiłuje sięgać po atrybuty Boskiej władzy, decydować o początku i końcu ludzkiego życia. Wielu katolików plami, niestety, swoje małżeństwo brudem antykoncepcji.

Czy naprawdę chodzi o pieniądze?
Lęk przed dziećmi (pedofobia) ma różne przyczyny. Najczęściej przytacza się przyczynę ekonomiczną, czyli strach przed brakiem środków na utrzymanie dzieci. Można by z tego wywnioskować, że bogactwo sprzyja większej liczbie dzieci, zaś bieda - wprost przeciwnie. Gdyby taki wniosek był prawdziwy, najwięcej wielodzietnych rodzin tworzyliby milionerzy ze Stanów Zjednoczonych, Niemiec i Francji, zaś w Zimbabwe, Mozambiku i Boliwii rodziliby się głównie jedynacy. Tymczasem na ogół jest odwrotnie, co świadczy o tym, że posiadanie wielkich pieniędzy nie oznacza automatycznie wielkiej hojności.
Zasadniczo podejście do potomstwa nie jest bowiem kwestią ekonomiczną, tylko moralną. Istnieją bardzo bogate wielodzietne małżeństwa, ale również takie, które wolą posiadane środki przeznaczać na zakup kolejnego domu, samochodu albo wyjazd na luksusowe wakacje niż na potomstwo. Śmieszą osoby, które planują swoim nienarodzonym, a nawet niepoczętym jeszcze dzieciom życie, twierdząc, że na starcie w dorosłość dziecko musi mieć przynajmniej mieszkanie i samochód (w ten sposób absurdalnie zakłada się, że dziecko musi w zasadzie zaczynać dorosłe życie wyposażone w to, do czego jego rodzice dochodzili latami). Gdyby przyjąć takie kryterium powszechnie, to okazałoby się, że bardzo wielu ludzi nie stać nawet na jedno dziecko, a troje byłoby dostępne wyłącznie dla potentatów finansowych (ile kosztują trzy mieszkania i trzy samochody?).
Małżonkowie ograniczają więc możliwość powołania nowego życia, sięgając po antykoncepcję, która z punktu widzenia moralnego jest oczywistym złem. Jak uczy Papież Pius XI w encyklice "Casti connubii", "uczynek małżeński z natury swej zmierza ku płodzeniu potomstwa. Działa zatem przeciw naturze i dopuszcza się niecnego, w istocie swej nieuczciwego, czynu ten, kto spełniając uczynek, świadomie pozbawia go skuteczności". Nauczanie to potwierdził zdecydowanie Papież Paweł VI w encyklice "Humanae vitae", pisząc: "Podobnie - jak to już Nauczycielski Urząd Kościoła wielokrotnie oświadczył - odrzucić należy bezpośrednie ubezpłodnienie czy to stałe, czy czasowe, zarówno mężczyzny, jak i kobiety. Odrzucić również należy wszelkie działanie, które - bądź to w przewidywaniu zbliżenia małżeńskiego, bądź podczas jego spełniania czy w rozwoju jego naturalnych skutków - miałoby za cel uniemożliwienie poczęcia lub prowadziłoby do tego" (14). Każda antykoncepcja jest zatem grzechem śmiertelnym. Należy też pamiętać, że nazwa "środek antykoncepcyjny" bywa często myląca, ponieważ część środków ma w rzeczywistości działanie antykoncepcyjne i aborcyjne, czyli wczesnoporonne równocześnie, albo - wbrew potocznemu określeniu - wyłącznie wczesnoporonne, ponieważ ich działanie polega na uniemożliwieniu ludzkiemu zarodkowi (czyli malutkiemu dziecku) dotarcie do bezpiecznej dla niego macicy, w wyniku czego następuje śmierć dziecka.
Oczywiście, antykoncepcja niszczy ponadto i zubaża życie małżeńskie, często pośrednio powodując rozpad małżeństw - jej stosowanie wskazuje, że między małżonkami tak naprawdę nie ma pełnego oddania i zaufania, skoro nie chcą przyjąć nowego życia.

Katolicka antykoncepcja?
Wielu przeciwników Kościoła zarzuca mu, że zabraniając antykoncepcji, postępuje obłudnie, ponieważ równocześnie zezwala na tzw. naturalne planowanie rodziny (NPR), czyli współżycie małżonków tylko w okresie, kiedy kobieta jest niepłodna. Można się nawet spotkać ze stwierdzeniem, że NPR to po prostu katolicka antykoncepcja.
Metody NPR niewątpliwie antykoncepcją nie są, ponieważ są moralnie godziwe, dlatego że ani nie powodują śmierci poczętego już dziecka, ani nie zamykają możliwości poczęcia. Chociaż wiele małżeństw nazywa je "metodami uniku", unikając współżycia płciowego w okresie płodnym kobiety.
Trzeba jednak koniecznie zauważyć, że Magisterium Kościoła wyraźnie traktuje naturalne metody planowania rodziny jako coś wyjątkowego. Jak pisze Papież Paweł VI w cytowanej już encyklice, "należy uznać, że ci małżonkowie realizują odpowiedzialne rodzicielstwo, którzy kierując się roztropnym namysłem i wielkodusznością, decydują się na przyjęcie liczniejszego potomstwa, albo też, dla ważnych przyczyn i przy poszanowaniu nakazów moralnych, postanawiają okresowo lub nawet na czas nieograniczony, unikać zrodzenia dalszego dziecka" (HV, 10). I dalej: "Jeśli więc istnieją słuszne powody dla wprowadzenia przerw między kolejnymi urodzeniami dzieci, wynikające bądź z warunków fizycznych czy psychicznych małżonków, bądź z okoliczności zewnętrznych, Kościół naucza, że wolno wówczas małżonkom uwzględniać naturalną cykliczność właściwą funkcjom rozrodczym i podejmować stosunki małżeńskie tylko w okresach niepłodności, regulując w ten sposób ilość poczęć, bez łamania zasad moralnych, które dopiero co wyłożyliśmy". W tym wypadku "małżonkowie umieją zrezygnować ze współżycia w okresach płodności (ilekroć ze słusznych powodów przekazywanie życia nie jest pożądane), podejmują zaś współżycie małżeńskie w okresach niepłodności po to, aby świadczyć sobie wzajemną miłość i dochować przyrzeczonej wzajemnej wierności" (HV, 16).
Oznacza to, że normą w pożyciu małżeńskim jest otwarcie na życie i hojne, ufne przyjmowanie potomstwa, którym Bóg zechce małżonków obdarzyć, natomiast tylko z poważnych przyczyn małżonkowie mogą ograniczać liczbę dzieci. Jakie mogą być ważne przyczyny? Przykładowo - nieuleczalna choroba, skrajna nędza, wojna. Ograniczanie poczęcia z błahych przyczyn albo bez powodu ("bo chcemy mieć tylko jedno dziecko") powoduje zrównanie NPR z antykoncepcją, jest grzechem.
Niestety, obecnie można zauważyć, iż wielu katolików zamienia wyjątek w regułę. Jest to spowodowane antykoncepcyjną mentalnością, która wkrada się nawet do sumień bardziej świadomych katolików. Skutek jest taki, że jako normę przedstawia się sytuację, w której małżonkowie z góry zakładają, ile dzieci pragną mieć, przy czym liczba ta w przeważającej większości wypadków nie przekracza dwojga dzieci. Małżonkowie "starają się" wówczas o jedno lub dwoje "zaplanowanych" dzieci, natomiast w pozostałym okresie współżyją tylko w okresach niepłodnych. Jako że naturalne metody, prawidłowo stosowane, są niezwykle skuteczne, przeważnie takie chrześcijańskie rodziny cieszą się rzeczywiście jednym, a co najwyżej dwojgiem dzieci, a równocześnie uważają, że są najzupełniej w porządku, bo przecież "antykoncepcji nie stosują". Wielu małżonków uważa, że tak właśnie powinno być, natomiast musiałyby zaistnieć poważne powody, aby zdecydowali się oni na troje lub więcej dzieci. W wyniku takiej postawy za "normalne" uważane są w społeczeństwie rodziny z jednym lub dwojgiem dzieci, natomiast wielodzietność w najlepszym wypadku uchodzi za ekstrawagancję i rozrzutność, w najgorszym - za brak odpowiedzialności i patologię.
Poza tym, że taka żałosna zabawa w chowanego z Panem Bogiem jest grzechem i świadczy o braku zaufania do Stwórcy, jest też dowodem braku zaufania do współmałżonka i egoizmu, który nie chce się dzielić, ale pragnie zachować jak najwięcej dla siebie. Trudno o prawdziwą miłość i spontaniczność we współżyciu, skoro podstawowym kryterium zbliżenia jest niepłodność żony. Aby zmienić istniejącą obecnie tendencję, podstawową sprawą staje się "odczarowanie" NPR i odrzucenie mentalności antykoncepcyjnej, która sprawia, że naturalne metody planowania rodziny są stosowane w taki sam sposób jak antykoncepcja.


Bronisław Jakubowski od 5 lat jest szczęśliwym mężem i ojcem 4-letniego Karola, 2-letniego Mikołaja i półrocznego Dominika.
«1

Komentarz

  • Dziękuję. Właśnie miałem rozpocząć wątek na podobny temat. Byłem niedawno na spotkaniu ze znajomymi - taki kinder bal w plenerze. Sami starzy kumple i koleżanki. Wszyscy pod czterdziechę. Tylko małzeństwa - z jednym maksymalnie dwójką dzieci.
    Oczywiście nas podziwiali. Niestety na stwierdzenia typu "przydalby się Wam jeszcze chłopczyk lub dziewczynka" wszyscy odpowiadali w ten sam sposób "nie mam siły, nie dam rady, już wystarczy".
  • U mnie to samo...
    Ale pamiętam, że jak urodziłam Jasia, to też tak mówiłam chyba przez rok...:shamed:
    Bynajmniej nie z niechęci do posiadania dzieci, ale miałam strrraszną traumę "poszpitalną" :angry::cry:
  • Nasi malo lub bezdzietni znajomi czesto sie pytaja, kiedy dziewczynka ;), Widocznie wydaje im sie, ze juz czy czwórka, czy piatka to bez róznicy. Ja jednak po ostatniej ciazy, która szybko sie zakończyla, mam spore opory :( Nie chcialabym po raz kolejny tego przechodzic, a jestem jednak coraz starsza... Moja znajoma ma teraz nerwówke, bo mozliwe, ze jej dziecko jest chore - a jest ode mnie o rok mlodsza... Boje sie zwyczajnie, ze wyczerpalam limit i nastepne dziecko moglo by byc chore, albo wcale sie nie urodzic :(

    Pozdrawiam - Ula
  • Pojawia sie pytanie: Czy, ewentualnie kiedy można zamknąc się na nowe życie (dzieci) ???
  • Ale jak się zamknąć? :bigsmile:
  • [cite] mona:[/cite]Ale jak się zamknąć? :bigsmile:
    No ... np. zacisnąć nogi ;) PS. Mam nadzieję, że Maciek mnie nie wytnie za takie obsceniczne wpisy ;)

    A tak poważnie: Całkowite wykluczanie potomstwa jest złamaniem przysięgi małżeńskiej. Natomiast ograniczanie liczby dzieci z wygody to zwykłe skąpstwo.
  • Dla mnie z otwarciem na życie to jet tak....ja kocham mojego męża takim jakim on jest i z jego płodnością a on (mam nadzieję!!) kocha mnie z całym moim dobytkiem inwentarza, również z moja płodnością...
  • [cite] Robert76:[/cite]
    [cite] mona:[/cite]Ale jak się zamknąć? :bigsmile:
    (...)
    A tak poważnie: Całkowite wykluczanie potomstwa jest złamaniem przysięgi małżeńskiej. (...)

    Czyli z punktu widzenia moralności katolickiej jest grzechem ciężkim ?
  • Właśnie dlatego wydaje mi się, że artykuł bardzo dobry. Jasno nazywa rzeczy po imieniu, autor używa pojęcia grzech; przypomina po za tym stanowisko Kościoła Katolickiego na temat ograniczania małżeńskiej płodności. Wydaje mi się, że dziś rzadko spotyka się nawet w katolickiej prasie takie wyraźne postawienie sprawy. Niestety nawet wśród katolików częste jest powiedzenie o planowaniu dzieci.
    A tu okazuje się, że npr też może być używane (i chyba niestety jest) w sposób grzeszny.

    Wkraczając na drogę małżeństwa godzimy się automatycznie na Boże plany, co do potomstwa, jakim nas Stwórca w Swej dobroci zechce obdarzyć (nie my cokolwiek planujemy!). Może to niekiedy przerażać, ale cóż małżeństwo nie jest przecież obowiązkowe.

    A tak swoją drogą pocieszające jest przecież to, że katoliccy małżonkowie nie muszą sami tak za dużo myśleć i kalkulować w tej dziedzinie.:bigsmile:
  • Kapłan pyta przecież małżonków: "Czy chcecie przyjąć i po katolicku wychować...."
    Jeśli ktoś wyklucza dzieci, nie zawiera w ważny sposób małżeństwa. Jeśli jedna strona wyklucza posiadanie dzieci można dostać unieważnienie małżeństwa.

    Odnośnie stosowania NPR w celu ograniczania liczby dzieci (przyjmijmy, że mówimy tylko o pobudkach egoistycznych, wykluczając np. stan zdrowia itd.) - jest to moim zdaniem faryzeizm w czystej formie - niby, że nie stosujemy innej antykoncepcji więc jesteśmy bez grzechu.

    Jest niestety jeszcze jedna przyczyna ograniczania, liczby dzieci - myślę, że zajmuje drugie miejsce zaraz po wygodnictwie - jest nią poczucie wstydu jakiego wiele osób się obawia z powodu tego, że posiadałoby liczną rodzinę. To niestety wynika, z atmosfery jaka panuje w tym względzie w naszym kraju :(
    Od zarania dziejów świata w najróżniejszych kulturach liczna rodzina stanowiła powód do dumy i była była znakiem Bożego Błogosławieństwa. Niestety współczesnym ideologom udało się przerobić umysły większości.
  • Mam czterech synów i jestem z tego dumna. Widzę jednak,że wiele osób w moim otoczeniu(poza wspólnotą) jest tym zgorszona. Najbardziej boli mnie fakt,że są wśród nich moi rodzice (i teściowie-ale to mam w nosie). Ci,którzy tak bardzo się mi dziwia zawsze pytaja,czy w ogóle myslę o tym,żeby iść do pracy? nie rozumieja tego,że dla mnie wazniejsze jest wychowanie dzieci,dopilnowanie ich przy lekcjach,rozmowy z nimi. Nie wyobrazam sobie jak mozna prowadzić dom,pracować i wychowywać dzieci. Nasi rodzice mieszkaja daleko,wiec nie mamy żadnej pomocy z ich strony i musze powiedzieć,że bardzo się z tego ciesze. Nie muszę nikomu wchodzic w tyłek,żeby sie zaopiekował chłopakami i przez pół roku dziękować za pomoc(miałam tak kiedys z teściową,która pozwoliła nam wyjś na spacer,gdy urodził sie nam pierwszy syn. Do dzisiaj mi to wypomina.). Ciagle też słyszę,ale piątegoto juz chyba nie będzieci chcieli? Gdy odpowiadam,że to nie od nas zależy i,że przyjmiemy następne dziecko-patrza na mnie jak na debila. Dla ludzi teraz najważniejsza jest kasa i posiadanie 'czegoś'
  • Małgorzata Ty żyjesz

    a swoją drogą gdzie kupić dobry rower w Łodzi masz taką wiedzę?
  • My tu o dzieciach a Ty o pedałach. No wiesz!:wink:
  • [cite] Rafał:[/cite]Małgorzata Ty żyjesz

    a swoją drogą gdzie kupić dobry rower w Łodzi masz taką wiedzę?

    ja nie Łodzianka, ale moja koleżanka kupiła super rower w cenie promocyjnej w GO SPORT

    i witaj Małgorzata
  • [cite] mona:[/cite]My tu o dzieciach a Ty o pedałach. No wiesz!:wink:
    Właśnie... spływaj...
  • My się wyprowadziliśmy z Wrocławia na wieś. Tu nam z powodu 4 dzieci nikt nie dokucza.
  • "ograniczanie liczby dzieci z wygody" traktuje się jako grzech? Tak sobie myślę, że wielu nie przyszłoby nawet do głowy żeby się z "prokreacyjnego wygodnictwa" wyspowiadać. [/quote]

    Święte słowa, widzę to na co dzień.
  • najstarszy nasz syn był u lekarki , która nas nie zna - podaje książeczkę; pani pyta - który?
    odpowiada: pierwszy


    po badaniu i przeliczeniu pani doktor poprosiła, żeby nam pogratulował i jest pełna podziwu dla odwagi ,że różnica między nim a siostrą - 15 lat
  • Nie wypbrażam sobie mojego małżeństwa bez dzieci- pomimo trudu(cesarek).Zawsze chcieliśmy mieć dużo dzieci, może Bóg ma innego plana,ale jeśli nie to może daje nam je takimi porodami, bym wiedziała, że mogę je mieć tylko dzięki Najwyższemu.Nie jest łatwo- po cesarkach - mieć odwagę na dzieci, ani też nie współżyć.Dlatego ciesze się, że Bóg jest naprawdę i to On będzie prostował naszą drogę.
  • Ja też sobie nie wyobrażam...
    Myślę, że to musi być ogromny krzyż dla małżeństwa.
    Dziękuję Bogu za każde z naszych dzieci. I choć nie jestem doskonałą matką to dzięki moim dzieciom mam szansę stawać się lepsza. Dzieci ną naprawdę wielkim darem małżeństwa. I nigdy nie mogę zrozumieć ludzi, którzy świadomie ten dar odrzucają...
    Każde kolejne dziecko uczy mnie zaufania i pokory wobec Najwyższego. A największą lekcję pokory dostałam od Boga przez te nasze dzieci, którym nie dane było się narodzić...
  • No dobra. Ale wsadzę kij w mrowisko.

    Zaufanie Bogu, zaufaniem Bogu, ale jednak jeszcze rozum.

    Konkretny przykład: pani (z Neokatechumenatu) - jedenasta ciąża - zagrożona. Znajomy ginekolog (katolik, pro-life i w ogóle wspaniały człowiek i fachowiec) ratując i ją i dziecko mówi (gdy już urodziła): Albo zacznie pani stosować NPR, albo w następnej ciąży umrze, osieracając jedenaścioro dzieci, które potrzebują matki a nie heroicznego nagrobka na cmentarzu. Mówił to nie dlatego, że go irytowała, ale dlatego, że jego wieloletnie doświadczenie lekarskie i diagnoza jej stanu dawały podstawy do tego.

    Stąd pytanie do hard-corów anty npr-owych - co o tym sądzicie?
  • Stąd pytanie do hard-corów anty npr-owych - co o tym sądzicie?
    To nawiedzone świry.
  • Jest taki człowiek z OD, założyciel Akademii Familijnej. Rafael ... nazwiska nie pamiętam.
    Ma 16 dzieci. Jego żona już nie żyje.
  • [cite] Bogna:[/cite]No dobra. Ale wsadzę kij w mrowisko.

    Zaufanie Bogu, zaufaniem Bogu, ale jednak jeszcze rozum.

    Konkretny przykład: pani (z Neokatechumenatu) - jedenasta ciąża - zagrożona. Znajomy ginekolog (katolik, pro-life i w ogóle wspaniały człowiek i fachowiec) ratując i ją i dziecko mówi (gdy już urodziła): Albo zacznie pani stosować NPR, albo w następnej ciąży umrze, osieracając jedenaścioro dzieci, które potrzebują matki a nie heroicznego nagrobka na cmentarzu. Mówił to nie dlatego, że go irytowała, ale dlatego, że jego wieloletnie doświadczenie lekarskie i diagnoza jej stanu dawały podstawy do tego.

    Stąd pytanie do hard-corów anty npr-owych - co o tym sądzicie?

    Proste. Jeżeli ciąża stanowi powazne zagrożenie dla zycia to niestety małżeństwo powinno powstrzymać się od seksu. Stosunek w takiej sytuacji jest ciężkim grzechem.
  • Nie wiem, czy jestem właściwym targetem Twojego pytania:tongue: ale wiem, że Kaśka Kubisowa przed urodzeniem 11 dziecka powtarzała, gdy jej ktoś zarzucał nieodpowiedzialność, że przecież nie wiadomo, czy po urodzeniu dziecka nie wpadnie pod samochód. Kto jej zagwarantuje życie aż do wychowania dzieci do dorosłości? Nikt!
    Pan Bóg zaplanował dla nich 11 dzieci i tyle im dał. Potem nieodwracalnie odebrał im możliwość rodzenia kolejnych dzieci.

    Jak hardcore to do końca.:wink:

    Dla mnie zaufanie Bogu nie dzieli się na zaufanie w kwestii wielodzietności i zwykłe zaufanie. Posiadanie dzieci jest częścią naszego życia, więc zaufanie Bogu rozciąga się na wszystkie aspekty tego życia.
  • [cite] Spioch:[/cite]Stosunek w takiej sytuacji jest ciężkim grzechem.
    Znam tylko 7 grzechów głównych. Czyżbyś odkrył właśnie ósmy?
  • [cite] Cart&Pud:[/cite]
    [cite] Spioch:[/cite]Stosunek w takiej sytuacji jest ciężkim grzechem.
    Znam tylko 7 grzechów głównych. Czyżbyś odkrył właśnie ósmy?

    Nie zabijaj!
  • Moim zdaniem nie można absolutyzować seksu. Jeżeli ktoś nie może mieć dzieci to jest tylko jedna skuteczna metoda: abstynencja.
  • tak, hmm u Ciebie też widzę wiatr...
  • Już chciałem coś pisać, ale chyba dość mi dyskusji z Mateuszem-co-obama. Ograniczę się do :clap: (dajmy jej brawo) dla postu Malgorzaty
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.