"Modlitwy Adamka zostały wysłuchane. Wygrał przez nokaut w czwartej rundzie". Tymi słowami, jeden ze znanych katolickich portali internetowych, skwitował wieść o bokserskim zwycięstwie Tomasza Adamka nad Bobby'm Gunn'em. Adamkowi w posłaniu swego przeciwnika na deski miała pomóc modlitwa różańcowa, którą często odmawia.
Połączenie wiary w Boga oraz modlitwy z czynieniem z rozlewu krwi rozrywki dla publiczności, chyba jednak nie daje do myślenia co poniektórym katolickim mediom. Ważne wszak, że nasz Góral przed swym każdym publicznym pojedynkiem na pięści odmawia różaniec, by uczynić go z tego powodu jedną z reklamowych twarzy polskiego katolicyzmu. Czy jednak wejrzenie w zasady moralności katolickiej, a także po prostu zdrowy rozsądek, nie powinny ostudzić zapał do kreowania Adamka na kolejnego z katolickich idoli? Czy naprawdę przykładem chrześcijańskiej postawy ma być człowiek, który zarabia na życie rozbijaniem czyichś nosów, warg i łuków skroniowych, po to by w ten sposób doprowadzać publiczność do ekstazy (dlatego, że przed tym krwawym spektaklem ów się modli)? A może raczej powinniśmy zastanawiać się nad tym, czy uczestnicy, wspierający oraz organizatorzy zawodowych walk bokserskich, nie są zagrożeni jedną z najcięższych kar kościelnych, jaką jest ekskomunika?
Klątwa na pojedynki
Rozrywkowe eksploatowanie przemocy, a także lekkomyślne narażenie własnego i cudzego zdrowia i życia nie jest problemem tylko naszych czasów. W ciągu wieków chrześcijaństwo nieraz musiało się mierzyć z tego rodzaju postawami i zawsze odpowiadało nań zdecydowanie negatywnie.
Jedną z ulubionych rozrywek starożytnego pogańskiego Rzymu były zawody gladiatorów. Polegały one na publicznej walce ze sobą uzbrojonych w miecze, tarcze, topory i tym podobne narzędzia, niewolników. Najczęstszym efektem owego sportu były rany i uszkodzenia ciała odnoszone przez gladiatorów, rzadziej zaś śmierć jednego z pokonanych. Powyższe stwierdzenie może wydawać się zaskakujące dla czytelników, gdyż w powszechnej świadomości przyjęło się uważać, iż zdecydowana większość z walk gladiatorów kończyła się śmiercią jednego z zawodników. Badania szczątków ciał gladiatorów wykazały jednak, że tylko 10 procent z nich umierało w skutek odniesionych w walce ran, cała reszta kończyła swe życie w efekcie różnorodnych chorób. Elementem łączącym większość z walk gladiatorów nie była więc rywalizacja na śmierć i życie, ale dostarczanie Rzymianom chorej rozrywki polegającej na karmieniu ich widokiem przelewanej krwi, zadawanych ran i obrażeń. Starożytni chrześcijanie brzydzili się jednak tego rodzaju rozrywką, gorliwie od niej stroniąc i jej unikając. Gdy chrześcijaństwo zdołało dostatecznie mocno ugruntować się w Cesarstwie Rzymskim, walki gladiatorów zostały prawnie zakazane, zaś zwyczaj ich odbywania nigdy już nie powrócił (w swej dawnej formie).
Skłonność człowieka do czynienia z przemocy rozrywki nie umarła jednak wraz ze śmiercią pogańskiego Rzymu. Kilka wieków po upadku tegoż imperium, w chrześcijańskiej już Europie, popularne stały się turnieje rycerskie. Polegały one na walce ze sobą rycerzy. Rozrywka ta, choć nie epatowała brutalnością w takim samym stopniu, co dawne walki gladiatorów, jednak i tak została uroczyście potępiona przez magisterium Kościoła. Sobór Laterański II w ten sposób wypowiedział się o rycerskich turniejach: "Całkowicie zabraniamy, aby odbywały się owe przeklęte jarmarki czy targi, na których mają zwyczaj spotykać się rycerze i walczyć ze sobą dla popisywania się swoją siłą oraz chwalenia lekkomyślną brawurą, co często prowadzi do ludzkiej śmierci i naraża na niebezpieczeństwo dusze" (kanon 14).
Inną formą lekceważącego narażania własnego i cudzego życia na niebezpieczeństwo był zwyczaj odbywania pojedynków przez skłóconych ze sobą mężczyzn. Przez wieki więc, najczęściej (choć nie zawsze) w imię obrażonego honoru, przy dość szerokiej aprobacie społecznej i prawnej, po uprzednim uzgodnieniu miejsca i sposobu walki, odbywały się pojedynki. Kościół katolicki niezmiennie potępiał ten zwyczaj. Chyba najbardziej stanowcze i surowe wystąpienie ze strony Kościoła przeciw pojedynkom, miało miejsce na Soborze Trydenckim. Ojcowie tego soboru nazwali pojedynki mianem "wprowadzonych przez diabła"; "przynoszących zgubę duszom", które powinny być "wyplenione ze świata chrześcijańskiego". Prócz tych dobitnych określeń, Sobór Trydencki zagroził karą ekskomuniki uczestnikom pojedynków, tym którzy je organizują, a także ich widzom. Zagrożeni tą sankcją zostali również wszyscy władcy tolerujący pojedynki w swych granicach (tamże: sesja 25, rozdz. 19). Co warte podkreślenia, nauka katolicka potępiła pojedynki, również w wypadku, gdy ich zamiarem lub skutkiem nie była śmierć jednego z walczących, a tylko zadanie sobie ran (tzw. starcie "do pierwszej krwi"). Katechizm św. Piusa X deklarował: "Pojedynkowanie się jest również zakazane w takim przypadku, gdy nie ma ryzyka utraty życia, ponieważ zakazane jest nie tylko zabijanie, ale również dobrowolne zadawanie ran samemu sobie, albo innym" (tamże: cz. III, V Przykazanie, pyt. 9).
Jak widać więc, decydującym elementem dla którego magisterium Kościoła uznało zwyczaj pojedynkowania się za niemoralny, nie był zamiar uśmiercenia przeciwnika. Co więcej, za formę niemoralnego pojedynku uznano nie tylko umówioną walkę człowieka z człowiekiem ze względów honorowych, ale również również fizyczne starcie (dla błahych powodów) człowieka ze zwierzęciem. Dowodzi tego akt potępienia hiszpańskiej "Corridy" przez papieża św. Piusa V. Papież ten zabraniając bowiem tego rodzaju walki z bykami i innego rodzaju dzikimi zwierzętami, zaliczył je do kategorii, uznanych przez ojców Soboru Trydenckiego, za "zgubne" i "diabelskie" pojedynków. Biorąc zatem pod uwagę kościelne potępienie rozrywkowych walk człowieka ze zwierzętami jako jednej z form pojedynku, nie sposób twierdzić, iż z pojedynkiem (wedle intencji magisterium Kościoła) mamy do czynienia tylko wówczas, gdy jedna z jego stron została w jakiś sposób urażona i w ten sposób pragnie się zemścić na swym przeciwniku. Niedorzecznością byłoby wszak utrzymywać, iż hiszpańscy torreadorzy walczyli na arenie z bykami, gdyż te uraziły ich honor. Motywami "Corridy" były chęć wykazania przez torreadorów własnej zręczności, odwagi, zdobycie przez nich sławy, jako pogromcy groźnych zwierząt oraz zabawianie publiczności widokiem walki oraz powolnego zabijania byka. I tego rodzaju widowisko zostało uznane przez św. Piusa V za jeden z rodzajów potępionego przez Sobór Trydencki pojedynku.
Czy boks jest pojedynkiem?
Czy coś łączy współczesny zawodowy boks z wymienionymi wyżej, a rozeznanymi, jako zdecydowanie zła przez tradycyjne chrześcijaństwo, rozrywkami i zwyczajami?
Czy zatem walki pięściarzy mają coś wspólnego z pojedynkami? One są jedną z form pojedynku. Jeżeli dwoje (lub więcej) ludzi umawia się na wzajemną bójkę (vel bijatykę) to mamy właśnie do czynienia z pojedynkiem. Kwestią drugorzędną w tym momencie jest to, czy ludzie ci będą bić się ze sobą za pomocą mieczy, szabli, kijów, toporów albo pięści. Decydujący nie jest tu również motyw umówionej walki, taki jak: chęć powetowania obrażonej dumy, zabawa, zarabianie pieniędzy czy też dostarczenie rozrywki publiczności. Istotą pojedynku nie jest też to, czy ludzie decydują się bić ze sobą na śmierć i życie, czy też tylko w zamiarze zadania sobie ran. Jeżeli bijesz się z kimś w ramach zaplanowanej i umówionej wcześniej walki, to coś takiego zwykło nazywać się pojedynkiem (dziś określa się to także mianem "ustawki"). Jest to z góry zaaranżowana bijatyka - a więc pojedynek. To, że zawodowi bokserzy biją się dziś z odmiennych powodów, aniżeli większość pojedynkując się osób w dawnych czasach, nie czyni ich procederu lepszym. Jeśli już, to dostarczenie publiczności chorej formy relaksu, jest znacznie gorszym powodem do wzajemnego bicia się, aniżeli chęć obrony urażonej dumy. Fakt, iż zdecydowana większość zawodowych walk pięściarskich nie kończy się śmiercią, także nie stanowi moralnego usprawiedliwienia dla tego sportu. Boże przykazanie zakazuje bowiem nie tylko zabijania siebie lub innych, ale też zadawania sobie lub innym ran lub okaleczeń (o czym naucza choćby cytowany wyżej ustęp z Katechizmu św. Piusa X).
Czy zawodowy boks przypomina starożytne walki gladiatorów? Owszem na ringach ginie mniej ludzi, aniżeli na arenach, lecz czy uderzającym podobieństwem je łączącym, nie jest czynienie rozrywki z przelewu krwi dla publiczności? Gdzie ma przebiegać granica do której w porządku jest czynić zabawę z brutalności? Czyż zamiast twierdzić, iż moralnie usprawiedliwione jest relaksowanie się widokiem okładających się pięściami mężczyzn, tłumacząc, że przecież "oni się tylko biją, a nie zabijają" nie powinniśmy jasno stwierdzić, że czerpanie przyjemności z oglądania tego, jak dwóch facetów za pomocą pięści łamie sobie nosy, wybija zęby, rozcinana wargi i łuki brwiowe, jest po prostu chore, wstrętne oraz obrzydliwe?
Pomijając zaś, powyższe oczywiste i uderzające podobieństwa boksu zawodowego z pojedynkami oraz walkami gladiatorów, jasnym jest, że sport ten w żadnej mierze nie spełnia kryteriów dla których bicie się z drugim człowiekiem może być moralnie uprawomocnione. Umówiona z góry walka, której celem jest zarabianie pieniędzy i zabawienie widowni, nie stanowi bowiem przypadku uzasadnionej obrony siebie lub innych przed czyjąś agresją. Nikt tu nikogo nie napada na ulicy, wymuszając w ten sposób konieczność użycia fizycznej siły. Owszem, walczący na ringu pięściarz, w pewnym sensie, broni się przed uderzeniami przeciwnika, ale jest to efekt z góry zaaranżowanej i umówionej sytuacji, nie zaś wymuszona nagłą napaścią reakcja na czyjąś agresję. Boks zawodowy nie jest więc moralnie uzasadnionym przypadkiem obrony własnej, tak samo jak nie są nimi tzw. ustawki, czyli z góry aranżowane walki piłkarskich kibiców.
Niektórzy w obronie zawodowego boksu powołują się na przykład innych dyscyplin sportowych, w których zawodnicy także doznają różnego rodzaju zranień i okaleczeń, a pomimo tego, nikt nie twierdzi, że są one moralnie złe. Porównanie to jest o tyle chybione, iż np. jednej z zasad piłki nożnej nie stanowi wzajemne kopanie się graczy po nogach czy brzuchach. Prawdą jest, że w skutek "faulów" piłkarze nieraz doznają ciężkich zranień, jednakże czyny te są złamaniem zasad regulaminu tego sportu. Nie da się tego porównać z walką pięściarzy na ringu, której celem jest zaaplikowanie przeciwnikowi na tyle mocnych ciosów i uderzeń, by ów został znokautowany, albo przynajmniej sędziowie orzekli jego przegraną. Poza przypadkami szybkiego wycofania się jednego z pięściarzy z walki, nie jest możliwym, by dwoje silnie okładających siebie pięściami mężczyzn, nie wyrządziło sobie w ten sposób poważnych, krwawiących ran.
Kto wysłuchuje modlitw Adamka?
Jak zatem odnieść się do faktu żarliwej religijności niektórych pięściarzy? Być może ludzie ci są szczerzy i naprawdę nie widzą niczego zdrożnego w łączeniu modlitwy do Pana Jezusa z biciem się dla pieniędzy i rozrywki innych. W porządku obiektywnym tego rodzaju sport jest jednak zły i niemoralny i niczego nie zmieni tu odmawianie modlitw przed jego pokazami. Czy fakt, iż w wielu gabinetach wróżek oraz okultystów znajdują się obrazy Jezusa i Maryi, uświęca dokonywane przez nich obrzydliwości? Czy modlitwy "Madonny" przed jej wyuzdanymi i bezwstydnymi koncertami czyniły z nich pokazy skromności i niewinności? Czy modlitwa odmówiona przed cudzołóstwem sprawi, iż czyn ten ze złego przemieni się w dobry? Jako chrześcijanie nie powinniśmy być na tyle naiwni, by nie wiedzieć, że tego rodzaju modlitwy mogą być bardziej miłe diabłu, aniżeli Bogu, gdyż za ich pomocą próbuje się uwiarygodnić to, co jest złe, bezbożne i niemoralne.
Pytania o ekskomunikę
Jeżeli więc zawodowy boks jest pojedynkiem oraz nowoczesną formą walk gladiatorów, to czyż zamiast stawiać za Tomasza Adamka za wzór pobożnego katolika nie powinniśmy spytać się raczej, czy nie zaciągnął on na siebie kary ekskomuniki, którą Sobór Trydencki zagroził wszystkim uczestnikom pojedynków? Czy w miejsce tego rodzaju uwiarygodniania owego krwawego sportu nie należałoby się poważnie zastanowić nad statutem w Kościele katolickim tych, którzy oglądają walki bokserskie, organizują i reklamują je? Czy ekskomunikowanymi nie są również władze świeckie, które legalizuję owe krwawe widowiska?
Pragnę uspokoić czytelników, którzy mogli się w tym momencie poczuć przerażeni stopniem radykalizmu powyższych pytań. Zarówno tytuł tego artykułu, jak i pytania, które przed chwilą zadałem, zostały napisane niejako "na wyrost". W rzeczywistości, choć uważam publiczne i zawodowe walki pięściarskie za zło, któremu niegdyś klątwą zagroził Sobór Trydencki, nie sądzę, by współcześni ich uczestnicy, obrońcy i zwolennicy ściągali na siebie karę ekskomuniki. By faktycznie zaistniała ta sankcja prócz popełnienia danej nieprawości potrzebne jest bowiem wystąpienie jeszcze innych okoliczności, takich jak: świadomość dokonywanego zła, pełna nań zgoda, etc. W dzisiejszych czasach, można być wręcz pewnym, iż ogromna większość uczestniczących w zawodowym boksie osób, nie zdaje sobie sprawy, z niemoralności tego sportu. Winne są temu braki w wychowaniu, katechizacji, nacisk kultury masowej czyniącej z agresji i brutalności, źródło zysku i zabawy. Łagodniejsza odpowiedzialność moralna ludzi czyniących bądź popierających dane zło, nie oznacza jednak, iż nieprawość staje się w ten sposób czymś dobrym. Zadaniem zaś bardziej świadomych chrześcijan jest jasno nazywać zło złem, a nie dawać zwodzić się szatanowi różnymi pozorami, by następnie wprowadzać w błąd innych.
Inne teksty na ten temat:
Czy kibicowskie ustawki są moralne?
Boks zawodowy - pytania, zastrzeżenia, odpowiedzi
Bokserzy - sportowcy czy pogańscy neogladiatorzy?
Komentarz
Daj spokoj i zajmij sie soba. Adamek da sobie rade a jak prezentuja go media to nie do konca ma na to wplyw.Raczej to jego sprawa i jego spowiednika a nie nasza.
chyba dlatego,ze w te dwie dyscypliny gralam i wiem jakie sa zasady:wink:
boks jak każda robota może być dobry lub zły w zależności od kwoty idącej "pod stołem"
trenujesz walczysz wygrywasz
trenujesz płacisz wygrywasz
ot taka mała różnica
a swoją drogą czy pozostałe dyscypliny nie są swoistym opium dla mas i bezustannymi igrzyskami zgodnie z zapotrzebowaniem (igrzysk i chleba) jaka jest wartość pracy piłkarza a wartość pracy profesora dajmy na to biochemii- cyrkowiec zarabia więcej choć z całego dobra jakie dostarcza społeczeństwu jest ulotne widowisko
Brawario lubię boks
A tak poza tym, jeśli to jest piękny sport:
??????
To, czy to mamy prawo nazywać "zdziczeniem":
????????????????????
Moimi ulubieńcami są mistrzowie świata w wadze ciężkiej - Władimir i Witalij Kliczko, Ukraińcy obecnie mieszkający w USA.
Obaj o niespotykanej dotąd wśród bokserów inteligencji, mają wyższe wykształcenie.
---
:tooth:
Przystojniaczek...
Nie jest to jednak sport dla ludzi z wyższym wykształceniem. Urazowość i konsekwencje są zbyt poważne zwłaszcza dla zawodników wagi ciężkiej.
W kwestii siły ciosów i urazów - Brawario - przyjąłeś kiedyś piłkę z wykopu bramkarza na głowę?Mocno bolało? Był mikro wstrząs? A może ktos Cię sfaulował? Kopnął, zerwał więzadła? Ekskomunikować piłkarzy bo są dzisiejszymi gladiatorami?
myślałem że kobiety tego nie lubią
Mój mąż lubi boks i nauczyłam się przy nim inaczej patrzeć na walkę.
boks jest ciekawy gdy w ringu stają zawodnicy podobnej klasy a nie "fryzjer" i pretendent do pasa. Z krwią przesadzasz wolę dobrze rozegraną walkę od strony technicznej i taktycznej.
Można napisać do Adamka list
- Szanowny Panie Adamek proszę nie modlić się na różańcu bo bije Pan ludzi
___________________________________________________
Wiesz jak jest na ulicy ?
Tak jak w UFC czy K1
do pierwszego trafienia, a potem już tylko rzeź
Czy żołnierz ma stanąć na wojnę bez wcześniejszego przeszkolenia. To byłoby raczej mało roztropne.
Bzdura, wojny są tylko o pieniądze władzę i sławę.
Bo i po co by miały być ?
Czasami nawet po to by może nie zabawić ale zająć tłum inną sprawą.