Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Lęk przed macierzyństwem

2»

Komentarz

  • Ja łączę pracę zawodową z wychowywaniem dzieci (mam tylko troje), i jest mi z tym dobrze. Mam pracę, którą bardzo lubię i za którą mi dobrze płacą, jestem świetnie zorganizowana i czas po pracy spędzam tylko z dziećmi, nie sprzątam i nie gotuję. Robimy lekcje, rozmawiamy, razem gdzieś wychodzimy, planujemy weekendy, wakacje itp. spotykamy się z przyjaciółmi.
    Każdy jest inny i dla każdego dobry jest inny model życia ...
  • KaMaDo uczyć się od Ciebie :smile: bez złośliwości...
  • Monia, ja naprawdę nie rozumiem Twoich masochistycznych skłonności. Kopią Cię tu w pupę z każdej strony, krytykują, żyć nie dają, paskudne agresywne katole, a Ty trwasz na posterunku. Po co się tak zadręczasz? Lepiej jeszcze na godzinkę idź na wolontariat.
  • AnkaMaria, a mnie się podoba taki power typu lekcje z dziećmi i to, i tamto i ogród zalesić. Podziwiam takie osoby z doładowaniem...Pytanie, czy same się nie męczą? A jak im z tym dobrze? Może taka osobę nakręca to, że tyle robi i czerpie z tego energię? :bigsmile:
    Też bym tak chciała. Cóż jesteśmy różni. :wink:
  • Ależ nic nie pomyliłam, tylko co wejdę na jakiś wątek, to czytam Twoje skargi, jak cię tu krytykują. Toteż podsuwam rozwiązanie tej bolesnej sytuacji.
  • [cite] KaMaDo:[/cite]jestem świetnie zorganizowana i czas po pracy spędzam tylko z dziećmi, nie sprzątam i nie gotuję. Robimy lekcje, rozmawiamy, razem gdzieś wychodzimy, planujemy weekendy, wakacje itp. spotykamy się z przyjaciółmi.

    @KaMaDo, ale ktoś musi sprzątać i gotować...
    Jakoś tego nie ogarniam- najpierw a pracy, a potem z dziećmi...
    A kto zajmuje sie domem?
    Macie jakąś pomoc? Jeśli tak, to zmienia postać rzeczy...
  • Mamy też sytuację, gdy żona pracuje zawodowo, mąż nie, a i tak nie znosi prac domowych :sad:. Czasem ta osoba pracująca ma więcej energii, żeby coś zrobić w domu niż maksymalnie zdemotywowana do życia osoba siedząca w domu :sad:.
  • Monia123 - tak staram się dawać ciepło i wsparcie w tej sytuacji. Co w końcu, kurcze, my ludzie możemy sobie innego dać w tym życiu?
    Dzięki.
  • [cite] Monia123:[/cite]Ponieważ ciężko pracują a niestety nie wszyscy tę prace doceniają ;(
    Wizyta u lekarza-zalecenie-dużo odpoczywać i nie przemęczać się. Ja na to, że nic takiego nie robię,przecież nie pracuję,tylko tyle co w domu. Lekarz doskonale znając moją sytuację pyta-A kto sprząta?, -no ja, -kto gotuje,pierze,prasuje?
    -też ja A kto opiekuje się dziećmi? - też ja -I ty kobieto mówisz, że nie pracujesz?
  • Aniu, brakowało mi Ciebie!!

    wejdziesz na wątek z zachciankami ciążowymi? proszę :bigsmile:


    edit :literówki
  • Z gotowaniem to u mnie jest tak, że ja gotuję tylko w weekendy, albo z dziećmi tak dla przyjemności, a na codzień dzieci jedzą obiady w szkole, przedszkolu, my z mężem w pracy (z pracy zabieram też do domu, moje łakomczuchy mają 2 obiad :bigsmile:), a sprzątanie bieżące to poprostu dzieci gonię :ey:, bo mam już dosyć duże :wink:, ale bez bicia przyznaję, że raz w tygodniu mam pomoc z zewnątrz, a prasowanie to mój mąż, taka tradycja przekazywana z ojca na syna więc nie śmiem protestować:wink:
    Z doświadczenia wiem, że najtrudniej jest kiedy dzieci są małe, no i podkreślam, że ja to przy większości z Was małodzietna jestem :cry: Ale jeszcze w wieku produktywnym, więc kto wie ... :wink:
  • Każda z nas ma inną sytuację i inną osobowość. Ja zawsze marzyłam o tym, by zajmować się domem. Być na 100 % dla mojego męża i dzieci i póki co moje marzenie się realizuje, choć nie wiem jak długo to potrwa. Ja np. w chwili obecnej nie wyobrażam sobie dla mnie innego scenariusza: żadnej babci ani dziadka "pod ręką" i mąż pracujący na zmiany. Musiałabym albo nająć opiekunkę, a wydaje mi się bezsensem płacić, podejrzewam dużą część pensji, obcej osobie za pilnowanie moich dzieci albo posłać je do przedszkola i żłobka. Tam musiałyby być w najlepszym razie od 7 do 15 a w najgorszym do 17. Tak więc dopóki starcza nam na opłacanie rachunków i podstawowe rzeczy niezbędne do przeżycia na pewno nie zrezygnuję z bycia "panią domu" :bigsmile:
    A tytułowy lęk przed macierzyństwem? myślę, że w dużej mierze spowodowany jest medialną nagonką na samorealizację kobiet, którym wmawia się, że mama nie pracująca zawodowo to mama nie do końca szczęśliwa, no bo jak tu być szczęśliwą rezygnując ze swoich ambicji??? i poświęcając się rodzinie! Taki model rodziny (pracujący tata i nie pracująca zawodowo mama czerpiąca z tego radość) w ogóle albo bardzo rzadko jest promowany:sad:
    Ja ostatnio przeczytałam książkę "Mama najlepszy zawód na świecie" - często do niej wracam, czytam to forum i upewniam się z każdym dniem, że dobrze wybrałam!
    :bigsmile:
  • [cite] Monia123:[/cite]Marcelina ja szybko zapominam urazy :).
    A a propos wolontariatu (o którym tu wspomniałaś) no to dalej przychodzę do domu dziecka.
    Rozmawiałam z dyrektorka o tym czy nie robie tym, ze jestem krótko i to raz góra dwa razy w tygodniu krzywdy dzieciom. Troche zmusiłyście mnie do myslenia nad tym co robie. Ona jednak miała inne zdanie i stwierdziła, że kazda pomoc jest wazna no i dzieci maja na kogo czekać. Mam watpliwosci nadal ,troche dlatego, ze Wy byłyście innego zdania.
    Jednak to co mnie zasmuciło najbardziej to forma z jaka przez niektóre zostałam potraktowana. Może ja też coś nie tak napisałam. Jesli tak to przepraszam. Możliwe, że nigdy nie będe rodzina zastepczą. Zobaczymy jak sie to wszystko potoczy.

    Podziękowałam przypadkowo nie tej osobie co chciałam.
  • Powiem może tak. Mam starszą ode mnie wiele lat przyjaciółkę. Zawsze podziwiałam ją za doskonałe łączenie kariery zawodowej z macierzyństwem. Trójka bardzo inteligentnych dzieci, a do tego z mężem dorobili się ładnego domu, samochodów. To wszystko wyglądało cacy, póki dzieci nie dorosły.
    A jak dorosły okazało się, że (mimo iż rodzice normalni katolicy, tacy no niespecjalnie zaangażowani, ale do spowiedzi przynajmniej raz w roku, co niedziele na Mszę, bez antykoncepcji itp.) wyrośli na typowych lemingów. Jedno ma nieślubne dziecko, drugie po rozwodzie, trzecie w konkubinacie żyje. I to mimo że rodzice jasno mówią, że nie akceptują tego stylu życia. Wyszło na to, że jednak nie udało im się wychować dzieci na dojrzałych, odpowiedzialnych ludzi. A przyznam, że przez lata patrzyłam z zazdrością - świetny kontakt z dziećmi wydawało się, a i rozwój zawodowy przyjaciółki imponujący. Przy czym jednak jak chce się rozwijać zawodowo, to trzeba w to życie włożyć.

    Wiem, wiem, pojedynczy przypadek, natomiast dał mi do myślenia. I wybrałam dzieci zamiast kariery i rozwoju zawodowego, sorry. Co po mnie zostanie? Jakieś książki, publikacje, fajnie. Wolałabym umierać ze świadomością, że dobrze wychowałam dzieci - na porządnych ludzi, że umiałam im pokazać, że warto żyć po Bożemu, że wybrały Boga i uważają, że warto żyć moralnie.
  • We Francji niepracujace zony sa postrzegane troche jako pasozytujace na mezu. I ja sie w tej wizji mieszcze, niestety :cry: Maz pracuje, jedyny zywiciel rodziny, a ja go nie odciazam, tylko spokojnie siedze sobie w domu z trojka dzieci i jak pytaja o czwarte, to o zgrozo! zamiast stanowczo przeczyc glowa, ze "juz dosyc, juz basta!!!" tylko sie usmiecham z nostalgia i mowie "czemu nie?"

    Rozmawialam z kilkoma kolezankami, ktore wrocily wczesniej czy pozniej do pracy po urodzeniu dziecka. Okazalo sie, ze poddaly sie tej presji, i ze zle sie czuly proszac meza/partnera :devil: o pieniadze na swoje wydatki, tudziez mezowie niechetnie je dawali :shocked: Kiedy probowalam tlumaczyc, ze pieniadze sa wpolne, dla rodziny, mowily, ze to tylko teoria:sad:

    Mysle, ze wlasnie dlatego wiele kobiet wraca do pracy. Nie chca sie czuc zalezne finansowo od mezczyzny, wiec poswiecaja wychowanie swoich dzieci. Jak dla mnie smutne.
  • Rozmawialam z kilkoma kolezankami, ktore wrocily wczesniej czy pozniej do pracy po urodzeniu dziecka. Okazalo sie, ze poddaly sie tej presji, i ze zle sie czuly proszac meza/partnera o pieniadze na swoje wydatki, tudziez mezowie niechetnie je dawali.

    dokładnie!
    WSZYSTKIE moje znajome, które już mogły oddać dziecko do żłobka lub przedszkola wróciły do pracy ..bo męzowie decydowali co jest im potrzebne a co nie lub sytuacje kiedy zwyczajnie nie starcza na życie i mąz niespecjalnie robi z tego tragedie. Przecież on nakarmiony i wyspany!
    Myślę, że większość kobiet bardzo chętnie została by w domu ..zresztą same tak deklarują..to z Panami jest coś nie tak!.. .a już napewno ze znanymi mi z pokolenia
    30 latków !
  • [quote][cite] asiao:[/cite][i]Myślę, że większość kobiet bardzo chętnie została by w domu ..zresztą same tak deklarują..to z Panami jest coś nie tak!.. .a już napewno ze znanymi mi z [b]pokolenia
    30 latków [/b]![/quote]


    Z pokolenia 40 latków pewnie też jest coś nie tak.
    Z pololenia 50 latków pewnie również.
    Itd.
  • To ja nawet nie wiedziałam, że mam szczęście mieć męża, który docenia to , że jestem w domu i nie goni mnie do pracy zawodowej :smile: Oj, za mało go widać doceniam :wink:
    A tak swoją drogą, to jakby nie było "weszłam" w typowo śląską rodzinę gdzie właśnie RODZINA jest na pierwszym miejscu i chwała Panu!
  • [cite] Młociara Bogna:[/cite]Powiem może tak. Mam starszą ode mnie wiele lat przyjaciółkę. Zawsze podziwiałam ją za doskonałe łączenie kariery zawodowej z macierzyństwem. Trójka bardzo inteligentnych dzieci, a do tego z mężem dorobili się ładnego domu, samochodów. To wszystko wyglądało cacy, póki dzieci nie dorosły.
    A jak dorosły okazało się, że (mimo iż rodzice normalni katolicy, tacy no niespecjalnie zaangażowani, ale do spowiedzi przynajmniej raz w roku, co niedziele na Mszę, bez antykoncepcji itp.) wyrośli na typowych lemingów. Jedno ma nieślubne dziecko, drugie po rozwodzie, trzecie w konkubinacie żyje. I to mimo że rodzice jasno mówią, że nie akceptują tego stylu życia. Wyszło na to, że jednak nie udało im się wychować dzieci na dojrzałych, odpowiedzialnych ludzi. A przyznam, że przez lata patrzyłam z zazdrością - świetny kontakt z dziećmi wydawało się, a i rozwój zawodowy przyjaciółki imponujący. Przy czym jednak jak chce się rozwijać zawodowo, to trzeba w to życie włożyć.

    Wiem, wiem, pojedynczy przypadek, natomiast dał mi do myślenia. I wybrałam dzieci zamiast kariery i rozwoju zawodowego, sorry. Co po mnie zostanie? Jakieś książki, publikacje, fajnie. Wolałabym umierać ze świadomością, że dobrze wychowałam dzieci - na porządnych ludzi, że umiałam im pokazać, że warto żyć po Bożemu, że wybrały Boga i uważają, że warto żyć moralnie.


    Mam znajomych, którzy zasadniczą część życia poświęcili swoim dzieciom, osmioro wszystkich. Oboje w domu, ubogo, ale szczęśliwie. Wszystko w duchu dojrzałego chrześcijaństwa. Ich najstarsza córka przed uzyskaniem pełnoletniości uciekła z żonatym facetem z domu. Cios dla wszystkich, nie tylko dla rodziców. Myślę, że miarą dobrego wychowania nie zawsze można czynić sposób Zycia dorosłych dzieci. Chociaż nie wyklucza to popełnianych przez rodziców błędów. Dla wielu ludzi ich życiowe porażki stały się przyczyną nawrócenia; taka pedagogika Pana Boga wobec opornych i bardziej wierzących w siebie samych niż w Niego Jedynego.
  • Ślązacy OK.
  • ja również nie pracuje robie drugi kierunek studiów nie wiadomo po co bo wcale nie marze o pracy zawodowej. Zreszta to byłoby troche dziwne pracowac w przedszkolu zajmowac sie tam dziecmi cudzymi a wlasne zeby siedziały z opiekunka. :)Mąż tez mnie nie goni do pracy ale chyba troche sie obawia ze sam nie da rady...
  • W moim przypadku jest tak. Teraz jestem maksymalnie nakręcona na bycie mamą domową, choć żadna ze mnie domarorka. Lubię moja pracę, ale jest ona w sumie dość statyczna, a ja lubię ruch i częste zmiany. I paradoksalnie mam to "siedząc" w domu:))). Zaangazowałam się w kilka fajnych rzeczy, do tego budowa domu, sportowe zycie moich starszaków, ciągłe wyjazdy i to wszystko z małym na ręku:))). No ale ja mam idealną sytuacje, nie sprzątam (choć mi się wydaje że tak;))), nie prasuje, nie podaje mężowi obiadu z trzech dań... Moim największym wyrzutem sumienia jest to, że poszłam do pracy jak Trzeciaczek miał 5,5 mies, uważam to za swój największy błąd. Wtedy wydawało mi się, że nie mam innego wyjścia, co oczywiście z perspektywy czasu było bzdurą.
    Pamietam jednak też jak mały skończył rok, byłam w euforii, wspaniała rodzina, wymarzona praca, żyć nie umierać:)
  • jak juz wczesniej pisałam moje trzecie dzieciątko zmarło i teraz odczuwam lęk boje sie ze moze sie to powtórzyć. Boje sie nawet o starsze dzieci czesto sprawdzam czy oddychaja kiedy spią. Ufam jednak, że będzie ok i marze o kolejnym Bobasie. Choć wiem, że to trudne pragnę mieć dzieci. Moją inspiracją jes Zelia Martin matka Św Terey straciła czworo ze swoich dzieci a mimo to miała kolejne prawdziwa odwaga godna naśladowania
  • KasiuM., też jestem pod wrażeniem rodziców św. Tereski.:bigsmile:

    Zresztą był tu już kiedyś wątek o Nich, który sama założyłam:
    http://wielodzietni.org/comments.php?DiscussionID=8165&page=1
  • tak czytałam ale wkradło sie do niego jakieś nieporozumienie:)
  • takie nieporozumienia, to tu norma:bigsmile:
  • jeszcze jestem nieobyta
    ale tak ogólnie to to forum napawa mnie naprawde otuchą i nadzieją dziękuje, że jesteście!!!!!!!
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.