Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Pochwała pracy w domu

edytowano maja 2010 w Czytelnia
Niektórzy obłudnie wzdychają, wyrażając tęsknotę za ciepłem domowego ogniska, a równocześnie nie chcą zrozumieć, że podtrzymywanie tego ognia jest bardzo trudne, jeśli oboje małżonkowie pracują poza domem. Istniejąca od kilkudziesięciu lat moda na pracę kobiet poza domem godzi bezpośrednio w rodzinę i z pewnością nie sprzyja umacnianiu więzi ani między samymi małżonkami, ani między rodzicami a dziećmi.

Rodzina przypomina trochę małą firmę. Jak każde przedsiębiorstwo, funkcjonuje ona na różnych płaszczyznach i zaniedbywanie jednej z nich kosztem drugiej może być groźne w skutkach. Małżonków można też porównać do dwóch filarów, na których opiera się cała rodzina. Złe rozmieszczenie filarów może spowodować upadek całej konstrukcji. Zarabianie pieniędzy jest rzeczą niewątpliwie ważną, bo zależy od niej byt materialny całej rodziny. Tradycyjnie osobą zarabiającą pieniądze w rodzinie był mężczyzna. Niestety, często okazuje się, że zarobki jednej osoby są niewystarczające, by utrzymać całą rodzinę. Jak to się dzieje, że mimo "zdobyczy socjalizmu" wiele osób pracuje coraz więcej, a pieniędzy starcza im na coraz mniej, podczas gdy jeszcze sto lat temu utrzymanie wielodzietnej rodziny włącznie ze służącą do cięższych prac było dla średnio zarabiającego urzędnika czymś naturalnym, to temat do odrębnej dyskusji. Jest jednak faktem, że w wielu wypadkach kobieta szuka zatrudnienia poza domem z czystej konieczności i wówczas trudno z taką koniecznością dyskutować.
Zdarza się jednak, że nie jest niezbędne, by kobieta pracowała, a mimo to podejmuje ona pracę poza domem. My postanowiliśmy, że jeżeli tylko będzie to możliwe, żona - mimo wyższego wykształcenia - zajmie się prowadzeniem domu. Codzienne życie pokazuje, że nasza decyzja była słuszna.
Praca zawodowa kobiety ma bowiem ogromny wpływ na funkcjonowanie całej rodziny. Jest oczywiste, że jeżeli mąż pracuje poza domem, a jego żona nie pracuje zawodowo, to właśnie ona zajmuje się domem.
Niektórzy niewdzięczni mężowie nie doceniają tej pracy. Z gospodyń domowych pokpiwa się zupełnie jawnie w większości mediów, twierdząc, że "siedzą w domu i nic nie robią", że to "ciemne, leniwe garkotłuki bez ambicji". Czy w tym wypadku nie obowiązuje zasada tolerancji czy poprawność polityczna i na kobietach prowadzących dom można sobie używać do woli, wylewając na nie pomyje własnych frustracji...?

Etaty dla żony
Tymczasem dla każdego, kto się chociaż chwilę zastanowi, jest oczywiste, że takie podejście jest z gruntu fałszywe.
Kobieta, która zostaje w domu, ma przed sobą bardzo wiele pracy. Na dodatek fakt, że chodzi o pracę dla własnej rodziny, nie pozwala na niedbałe potraktowanie tego zajęcia i sprawia, że kobieta wkłada w tę pracę całe swoje serce. Mówi się, że w domu zawsze jest co robić. I jest to prawda. Opieka nad dziećmi, pranie, prasowanie, sprzątanie, gotowanie, zmywanie, robienie zakupów, a dodatkowo często szycie i praca w ogrodzie (w domach jednorodzinnych) to zajęcia bardzo pracochłonne i wymagające wielu cennych umiejętności, które przecież nigdy się nie kończą. Kobieta musi być nieraz pedagogiem, psychologiem, pielęgniarką, lekarzem, ogrodnikiem i ratownikiem medycznym.
Jest coś schizofrenicznego w tym, że w głębi duszy wszyscy doskonale wiedzą, iż praca w domu jest ciężka i wymaga wysokich kwalifikacji (zdobywanych często w praktyce), ale głośno mówią coś zupełnie innego. Ugotowanie dobrego obiadu nie jest proste. Gotowanie codziennie smacznego obiadu to prawdziwe mistrzostwo. Niektórzy są skłonni wydać sporą kwotę na wyjście do restauracji, równocześnie lekceważąc mistrzynie kuchni, jakimi są ich własne żony. Są gotowi płacić obcej opiekunce do dzieci, która przecież mimo najlepszych chęci nigdy nie dorówna matce. Płacą słono za pranie i prasowanie odzieży, deprecjonując tę samą pracę wykonywaną przez ich żony. Myślą o skorzystaniu z usług projektanta ogrodów, nie widząc, że ich żony potrafią wykonać tę samą pracę często z większym smakiem.

Mama nie do zastąpienia
Tymczasem dom bez kobiety jest pusty. Jeżeli oboje małżonkowie pracują, to przez wiele godzin dziennie nic się w nim nie dzieje. To kobieta tworzy atmosferę domu i nad nią czuwa [...]
(Bronisław Jakubowski, Nasz dziennik, Wtorek, 25 maja 2010, Nr 120 (3746))

więcej http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100525&typ=ro&id=ro11.txt

Po tej lekturze poczułam się bardzo podbudowana, myślę, że ten artykuł kogoś jeszcze ucieszy tak jak mnie.:smile::smile::smile:
«1

Komentarz

  • zgadzam się w 100 procentach z gonią
  • Ja też.
  • U mnie praca zawodowa jest koniecznością, z jednej pensji nauczyciela byśmy daleko nie ujechali. Miałam tego świadomość. Studia i rodzenie dzieci odbywały się jednocześnie, aby być jak najwięcej z nimi. Teraz pracuje w szkole i wydawałoby się, ze czasu mam dużo, ale psychicznie wymiękam.
  • Większość mi znanych pań wraca [po macierzyńskim bo boją się utraty pracy.
  • Ja nie wróciłam do pracy i cieszę się że mogę być z dzieckiem. Ale kiedy już wszystkie będą w szkole przez cały dzień, to nie wiedziałabym co robić w domu. W końcu wszystko robią dziś maszyny i niewiele wysiłku fizycznego wkłada się w pracę domową. Myślę, że tu chodzi o ludzi, dzieci, a nie cztery ściany, bo te nas nie potrzebują. A może się mylę..? Ale sama widzę po sobie, że posprzątane, ugotowane, chleb się piecze. :bigsmile:
  • Pamiętam moją znajomą, która po tym, jak wszystkie dzieci poszły do szkoły zapatrzyła się w sufit, po czym stwierdziła, że jest brudny, po czym wzięła gumkę-myszkę i go systematycznie wyczyściła.:crazy:

    Mam tylko cichą nadzieję, że mnie tak nie odwali....
  • Jak wszystkie dzieci pójdą do szkoły, to można zacząć robótki szydełkowe, haftowanie, czytanie i pisanie na forum wielodzietni.
  • Jak dzieci pójdą do szkoły to jest jeszcze jedno lekarstwo na zastój - nowe dziecię :crazy:
  • [cite] Aneta:[/cite]Jak dzieci pójdą do szkoły to jest jeszcze jedno lekarstwo na zastój - nowe dziecię :crazy:
    Jak na razie ten patent się sprawdza. Ale wydolność organizmu do zachodzenia w ciążę kiedyś w końcu się skończy i trzeba będzie nowy patent wymyślić.:wink:

    Ale mam plan- wtedy codziennie rano na Mszę Świętą na 8.00 potem prosto na basen, potem zakupy i gotowanie obiadu, potem ploteczka, potem fryzjer albo kosmetyczka albo solarium.:wink:

    ...uwierzycie mi jak powiem, że nigdy nie byłam w solarium?
    :cool:
  • Też nie byłam, ale się nie wybieram.
  • Ja "na emeryturze" chciałabym być listonoszem i nauczyć się grać na fortepianie.
  • [cite] Jadwiga:[/cite]Raczej kupiłabym farbę i przemalowałabym ten sufit :wink
    Pewnie też by tak zrobiła, ale podejrzewam, że był to imperatyw kategoryczny- farby w domu nie było a gumka myszka owszem.:wink:
  • Uwierzymy - też nigdy nie byłam. U kosmetyczki także nie. :updown:
  • [cite] Jadwiga:[/cite]
    [cite] Cart&Pud:[/cite]Pamiętam moją znajomą, która po tym, jak wszystkie dzieci poszły do szkoły zapatrzyła się w sufit, po czym stwierdziła, że jest brudny, po czym wzięła gumkę-myszkę i go systematycznie wyczyściła.:crazy:

    Mam tylko cichą nadzieję, że mnie tak nie odwali....[/quot]
    Raczej kupiłabym farbę i przemalowałabym ten sufit :wink:
    [cite] Aneta:[/cite]Jak dzieci pójdą do szkoły to jest jeszcze jedno lekarstwo na zastój - nowe dziecię :crazy:

    Ja już będę za stara:bigsmile:
    [cite] Jadwiga:[/cite]
    [cite] Cart&Pud:[/cite]Pamiętam moją znajomą, która po tym, jak wszystkie dzieci poszły do szkoły zapatrzyła się w sufit, po czym stwierdziła, że jest brudny, po czym wzięła gumkę-myszkę i go systematycznie wyczyściła.:crazy:

    Mam tylko cichą nadzieję, że mnie tak nie odwali....
    Raczej kupiłabym farbę i przemalowałabym ten sufit :wink:
    [cite] Aneta:[/cite]Jak dzieci pójdą do szkoły to jest jeszcze jedno lekarstwo na zastój - nowe dziecię :crazy:

    Ja już będę za stara:bigsmile:




    Wtedy te starsze przyprowadzą wnuki.:smile::smile:
  • Ja do solarium zwyczajnie nie mogę z powodu genetycznego ryzyka czerniaka. Do kosmetyczki chodzę bardzo rzadko, choć lubię, ale to jednak zabiera mnóstwo czasu.
  • Byłam na solarium chyba dwa raz przed ślubem - mam bardzo jasną karnację. U kosmetyczki byłam ze 3 razy, ciągle się wybieram, ale coś mi nie po drodze.

    A z pracą zawodową to róznie bywa. Najważniejsze, aby była wyborem. Zdaję sobie sprawę, że wiele kobiet pracuje, bo musi, potem wraca do domu i zasuwa na drgi etat. Nie wszyscy jednak tak mają, praca potrafi być pasją, sprawiać kupe radości. Nie wszyscy też wybierają model rodziny wielodzietnej, mają 2, maks trójkę dzieci, w podobnym wieku, które w pewnym momencie idą do przedszkola, szkoły - wtedy naprawdę nie ma wiele przeszkód, aby wrócić do pracy, szczególnie jak ma się np pomoc w domu i zrobienie zakupów, obiadu i sprzątniecie nie jest już problemem. Trochę trudniej oczywiście pracować kobiecie będąc matką wielodzietną, mówię tu o 5 i więcej dzieciach - wtedy rzeczywiście taka praca przynosi więcej szkody niż pożytku.

    Poza tym denerwuje mnie przeciwstawienie sobie "siedzenia w domu" z pracą zawodową. Moja znajoma matka piątki dzieci - wszystkich szkolnych, kobieta niezwykle zamożna, jest bardzo zaangażowana społecznie, robi naprawdę dużo dobrego, a doba 24 godzinna to dla niej za mało (w końcu dzieci cały dzień w tej szkole nie siedzą;).

    Ja osobiście lubię moją pracę, udawało mi się zresztą do tej pory to tak zorganizować, żeby nie ciepriały przez nią dzieci (możliwość kończenia 14 - 15 i ew praca późnym wieczorem), na razie jestem na macierzyńskim, potem urlop, a potem wychowawczy - ile go wezmę dokładnie jeszcze nie wiem, pod koniec tygodnia mam rozmowę z szefem i się okaże.
  • No, ja ani do solarium ani na basen ani do kosmetyczki nie chodzę. Jakoś nie widze potrzeby. A i szydełkować nie lubię, w zasadzie nie umiem. Przy komputerze też nie lubię zbyt długo siedzieć:)
    Już prędzej jakieś społeczne właśnie zaangażowanie.
  • Basen na kręgosłup rewelacyjny jest.
  • Ja akurat boję się wody...
  • Ja też nigdy w solarium nie byłam a pływać nie umiem i już się raczej nie nauczę.

    Z tym kolejnym dzieckiem to wspaniały pomysł czasem wydaje się to jednak bardzo trudne, w moim przypadku cała nadzieja w Bogu. Problem polega również na tym, że bardzo lubię zajmować się domem i dziećmi i nie bardzo mogę sobie wyobrazić, aby jakaś inna praca dawała mi tyle radości i satysfakcji. Największe załamania przychodzą do mnie właśnie w związku z małą ilością dzieci. Staram się nie wybiegać za bardzo w przyszłość i modlić gorąco o łaskę liczniejszego potomstwa.
  • No właśnie - wnuki:bigsmile: Cóż, z tym licznym potomstwem to może być, jak pisze Liliana, czasem trudno...

    Mały teraz śpi, a ja nie mam co robić... Posprzątane, pranie suszy się na deszczu:bigsmile:
  • Nie widzę w moim wypadku ani jednego plusa pracy zawodowej, nawet finansowo bylibyśmy na tym stratni.:bigsmile:
  • [cite] Agnieszka63:[/cite]Nie widzę w moim wypadku ani jednego plusa pracy zawodowej, nawet finansowo bylibyśmy na tym stratni.:bigsmile:

    Patrz, to tak jak ja. Też bylibyśmy stratni.
  • Chociaz my nie dostajemy zasiłków takich jak Wy, to w dalszym ciągu bylibyśmy stratni.:bigsmile:
  • To myślisz, że my aż takie zasiłki dostajemy, że lepiej nie pracować? :ag: No, przy dużej liczbie dzieci to może faktycznie są spore pieniądze.
    Ale nie zawsze są to ogromne pieniądze. Z tym że u nas dochodzi kwestia sporych pieniędzy z racji choroby męża i darmowe leki, co jest ważne, bo w Pl cała jego renta szła na leki... I mąż oczywiście pracuje (choć nie może każdej pracy wykonywać, co powoduje trudność w znalezieniu pracy, nie może też brać nadgodzin i wiele innych jest utrudnień z racji choroby).
  • Przepraszam, właśnie tak myślałam. Ale teraz juz wiem o co chodzi. Życzę wszystkiego dobrego! :bigsmile:
  • Mnie oblewa zimny pot, jak zaczynam sobie wyobrażać, że musiałbym pójść do pracy:crazy:
  • Zawsze można sobie wymyślić edukację domową i w domu siedzieć aż do bólu :wink:
  • [cite] Liliana:[/cite]<i>Niektórzy obłudnie wzdychają, wyrażając tęsknotę za ciepłem domowego ogniska, a równocześnie nie chcą zrozumieć, że podtrzymywanie tego ognia jest bardzo trudne, jeśli oboje małżonkowie pracują poza domem. Istniejąca od kilkudziesięciu lat moda na pracę kobiet poza domem godzi bezpośrednio w rodzinę i z pewnością nie sprzyja umacnianiu więzi ani między samymi małżonkami, ani między rodzicami a dziećmi.

    Rodzina przypomina trochę małą firmę. Jak każde przedsiębiorstwo, funkcjonuje ona na różnych płaszczyznach i zaniedbywanie jednej z nich kosztem drugiej może być groźne w skutkach. Małżonków można też porównać do dwóch filarów, na których opiera się cała rodzina. Złe rozmieszczenie filarów może spowodować upadek całej konstrukcji. Zarabianie pieniędzy jest rzeczą niewątpliwie ważną, bo zależy od niej byt materialny całej rodziny. Tradycyjnie osobą zarabiającą pieniądze w rodzinie był mężczyzna. Niestety, często okazuje się, że zarobki jednej osoby są niewystarczające, by utrzymać całą rodzinę. Jak to się dzieje, że mimo "zdobyczy socjalizmu" wiele osób pracuje coraz więcej, a pieniędzy starcza im na coraz mniej, podczas gdy jeszcze sto lat temu utrzymanie wielodzietnej rodziny włącznie ze służącą do cięższych prac było dla średnio zarabiającego urzędnika czymś naturalnym, to temat do odrębnej dyskusji. Jest jednak faktem, że w wielu wypadkach kobieta szuka zatrudnienia poza domem z czystej konieczności i wówczas trudno z taką koniecznością dyskutować.
    Zdarza się jednak, że nie jest niezbędne, by kobieta pracowała, a mimo to podejmuje ona pracę poza domem. My postanowiliśmy, że jeżeli tylko będzie to możliwe, żona - mimo wyższego wykształcenia - zajmie się prowadzeniem domu. Codzienne życie pokazuje, że nasza decyzja była słuszna.
    Praca zawodowa kobiety ma bowiem ogromny wpływ na funkcjonowanie całej rodziny. Jest oczywiste, że jeżeli mąż pracuje poza domem, a jego żona nie pracuje zawodowo, to właśnie ona zajmuje się domem.
    Niektórzy niewdzięczni mężowie nie doceniają tej pracy. Z gospodyń domowych pokpiwa się zupełnie jawnie w większości mediów, twierdząc, że "siedzą w domu i nic nie robią", że to "ciemne, leniwe garkotłuki bez ambicji". Czy w tym wypadku nie obowiązuje zasada tolerancji czy poprawność polityczna i na kobietach prowadzących dom można sobie używać do woli, wylewając na nie pomyje własnych frustracji...?

    Etaty dla żony
    Tymczasem dla każdego, kto się chociaż chwilę zastanowi, jest oczywiste, że takie podejście jest z gruntu fałszywe.
    Kobieta, która zostaje w domu, ma przed sobą bardzo wiele pracy. Na dodatek fakt, że chodzi o pracę dla własnej rodziny, nie pozwala na niedbałe potraktowanie tego zajęcia i sprawia, że kobieta wkłada w tę pracę całe swoje serce. Mówi się, że w domu zawsze jest co robić. I jest to prawda. Opieka nad dziećmi, pranie, prasowanie, sprzątanie, gotowanie, zmywanie, robienie zakupów, a dodatkowo często szycie i praca w ogrodzie (w domach jednorodzinnych) to zajęcia bardzo pracochłonne i wymagające wielu cennych umiejętności, które przecież nigdy się nie kończą. Kobieta musi być nieraz pedagogiem, psychologiem, pielęgniarką, lekarzem, ogrodnikiem i ratownikiem medycznym.
    Jest coś schizofrenicznego w tym, że w głębi duszy wszyscy doskonale wiedzą, iż praca w domu jest ciężka i wymaga wysokich kwalifikacji (zdobywanych często w praktyce), ale głośno mówią coś zupełnie innego. Ugotowanie dobrego obiadu nie jest proste. Gotowanie codziennie smacznego obiadu to prawdziwe mistrzostwo. Niektórzy są skłonni wydać sporą kwotę na wyjście do restauracji, równocześnie lekceważąc mistrzynie kuchni, jakimi są ich własne żony. Są gotowi płacić obcej opiekunce do dzieci, która przecież mimo najlepszych chęci nigdy nie dorówna matce. Płacą słono za pranie i prasowanie odzieży, deprecjonując tę samą pracę wykonywaną przez ich żony. Myślą o skorzystaniu z usług projektanta ogrodów, nie widząc, że ich żony potrafią wykonać tę samą pracę często z większym smakiem.

    Mama nie do zastąpienia
    Tymczasem dom bez kobiety jest pusty. Jeżeli oboje małżonkowie pracują, to przez wiele godzin dziennie nic się w nim nie dzieje. To kobieta tworzy atmosferę domu i nad nią czuwa [...]
    (Bronisław Jakubowski, Nasz dziennik, Wtorek, 25 maja 2010, Nr 120 (3746))
    </i>
    więcej http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100525&typ=ro&id=ro11.txt

    Po tej lekturze poczułam się bardzo podbudowana, myślę, że ten artykuł kogoś jeszcze ucieszy tak jak mnie.:smile::smile::smile:
    A ja załamana,musiałam muuuusiałaaaaaaaam wrócić do pracy i to na większą część etatu niż myślałam. :cry:
  • [cite] Cart:[/cite]
    [cite] Aneta:[/cite]Jak dzieci pójdą do szkoły to jest jeszcze jedno lekarstwo na zastój - nowe dziecię :crazy:
    Jak na razie ten patent się sprawdza. Ale wydolność organizmu do zachodzenia w ciążę kiedyś w końcu się skończy i trzeba będzie nowy patent wymyślić.:wink:

    Ale mam plan- wtedy codziennie rano na Mszę Świętą na 8.00 potem prosto na basen, potem zakupy i gotowanie obiadu, potem ploteczka, potem fryzjer albo kosmetyczka albo solarium.:wink:

    ...uwierzycie mi jak powiem, że nigdy nie byłam w solarium?
    :cool:
    Uwierzymy,nic nie straciłaś ja byłam w tej trumnie dwa razy i więcej nie dam się zamknąć. Za to nie byłam u kosmetyczki,chyba że w dzieciństwie uszy się liczą.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.