W 36 numerze "Przewodnika katolickiego" pani Justyna Koper, prawnik pisała krótka poradę o obowiązkach szkoły w zakresie bezpieczeństwa, niestety tylko w wersji papierowej jest.
No, przepisze kilka akapitów:
"Do podstawowych obowiązków administracji szkoły należy zapewnienie bezpieczeństwa młodzieży szkolnej w czasie pobytu w szkole i zajęc pozaszkolnych oraz czuwanie nad małoletnimi uczniami by nie wyrządzili szkody innym."
(Odpowiedzialność nauczycieli)... dotyczy zarówno pokrycia szkody doznanej przez małoletniego ucznia w czasie zajęc szkolnych (...) a także szkody wyrządzonej przez małoletniego ucznia osobom trzecim na skutek braku należytego nadzoru."
[cite] Karolinka:[/cite]Zastanawiam się, bo syn kolejny raz "daje sobie w kasze dmuchać". Sam stwierdził, ze jest słaby i z pewnością się nie obroni
Jestem zła na siebie bo nie umiem nauczyć syna jak sobie radzić z takimi osobnikami.
W analogicznej sytuacji poszłam do przedszkola, dorwałam delikwenta osobiście i go postraszyłam. Odczepił się. W obecności pani.
Koleżanka zrobiła podobnie. Też poskutkowało. Dziecko, które samo lubi bić, boi się dorosłych, bo są silniejsi. Nauczycielki też boją się rodziców, którzy biorą sprawy we własne ręce.
Za czasów moich szkolnych lat, tego rodzaju problemów nie było - tłukliśmy się równo, raczej chłopcy, Klarcia była na przyczepkę.
W szkole i obok, to tylko boksy były, podarta koszula, itp. - ale już poza nią, na podwórku, toczono ostre wojny podwórko przecie podwórku, dzielnica przeciw dzielnicy, krew się lała, nieraz trzeba było szwy zakładać. jednak nikt z płaczem do mamy nie biegał (chyba, że dziewczynki, lekko potarmoszone), nieraz jeszcze się oberwało po łebie za zniszczone ubranie.
Dzisiaj, dzieciaki jakieś wydelikacone, ni z pierza, ni z mięsa.
Mam podobne problemy z wnukiem, nie potrafi się bić, jest bardzo wrażliwym dzieckiem - na razie został zapisany do zespołu piłkarskiego, ale w przyszłym roku planuję posłać go na Judo, albo Karate.
Idą ciężkie czasy, Myszaty się starzeje, potrzebny będzie kawał chłopa, który w razie czego nas obroni.
PS: Walka w obronie własnej, jest zgodna co najmniej z nauczaniem Kościoła.
Według mnie sprawa jest delikatna. Z jednej strony nie można problemów dziecka lekceważyć , z drugiej taka interwencja może chłopaka zupełnie pogrążyć w oczach rówieśników.
A z drugiej strony jak dziecko młodsze, mniejsze to nie a rady za nic kilku większym i starszym. Kiedyś to się bili, ale pewnie równy z równym, a dziś to wygląda inaczej - zwykle zaczepia się młoszych i słabszych.
[cite] Joa:[/cite]Koleżanka zrobiła podobnie. Też poskutkowało. Dziecko, które samo lubi bić, boi się dorosłych, bo są silniejsi. Nauczycielki też boją się rodziców, którzy biorą sprawy we własne ręce.
Tak, doskonała rada. U mnie pomocą służy najstarsza córka, która jest rosła i w takich sytuacjach nie ma dla niej "zmiłuj się".:bigsmile: Już nieraz stawała w obronie młodszego rodzeństwa. Objeżdżała delikwentów niekoniecznie w obecności nauczyciela i z doskonałym skutkiem!
Judo, albo Karate
---
Lepiej dla życia duchowego wnuka by na to coś nie chodził. Lepiej jakiś system (nie sztuka) samoobrony, ale ze wschodnich lepiej nie ryzykować.
Tak , interwencja starszego rodzeństwa może być bardzo skuteczna a przy tym dziecko nie zyskuje etykietki maminsynka. Tylko co , jak dziecko starszego rodzeństwa nie ma.
A dla mnie to co napisała pani Justyna było nowością. W zerówce mieliśmy taki temat - córa wraz z kilku kolegami skakali po śmietniku (w obecności pani ze świetlicy!) i go zepsuli. Poproszono mnie o kupno nowego śmietnika. W sumie się rozmyło, bo nikt mnie już o to nie zaczepiał, a sama się nie przypominałam (taki śmietnik kosztuje z 50 zł), ale uważałam trochę za nie fair że ja mam kupować, jak to szereg dzieci popsuło.
(Oczywiście córa dostała reprymendę, wyjasnienie odpowiedzialności za wspólną własność i odpowiednią karę za niszczenie rzeczy.)
Natomiast dopiero z artykułu pani Koper dowiedziałam się, że szkoła nie miała prawa żądać ode mnie pieniędzy za zniszczony śmietnik, skoro stało się to na oczach nauczycielki, która widocznie nie nadaje się na wychowawcę, skoro nie potrafi wytłumaczyć trójce sześciolatków, że nie wolno skakać po śmietniku.
[cite] Paweł i Ola:[/cite]Judo, albo Karate
---
Lepiej dla życia duchowego wnuka by na to coś nie chodził. Lepiej jakiś system (nie sztuka) samoobrony, ale ze wschodnich lepiej nie ryzykować.
Ja takich obaw nie żywię, tym bardziej dla malucha - nie poślę go przecież na boks, bo jak zarobi w kinola to się pobeczy i będzie po ptokach.
Chodzi mi o to, aby zaczepiony umiał się bronić, a przede wszystkim przestał być bojącym się wszelkiej przemocy.
Po prostu, chciałabym go wychować na jajecznego mężczyznę, a jest to trudne, bo chowa się bez ojca. Modelem mężczyzny jest dla niego chrzestny - bezjajeczny niestety.:sad:
PS: Ja, w czasach dzieciństwa tego problemu nie miałam, mam na koncie kilka rozbitych chłopięcych główek.
[cite] Bogna:[/cite]No, przepisze kilka akapitów:
"Do podstawowych obowiązków administracji szkoły należy zapewnienie bezpieczeństwa młodzieży szkolnej w czasie pobytu w szkole i zajęc pozaszkolnych oraz czuwanie nad małoletnimi uczniami by nie wyrządzili szkody innym."
Wiśta wio - jak to osiągnąć w praktyce? Postawić przy każdym uczniu ochroniarza?
Zresztą i tak byłby bezradnym wobec potencjalnego agresora, bo co mógłby mu zrobić?
Zycie (całe) jest bardzo niebezpieczne i trzeba umieć sobie w nim radzić.
W czasach mojej młodości, było dużo prościej z tego typu problemami.
Nie było kuratorów, i innego tego typu zarazy.
Każdy rodzic tego rodzaju kłopoty rozwiązywał we "własnym zakresie".
W praktyce wyglądało to tak, że ojciec ofiary szedł na męską rozmowę z ojcem napastnika, a gdy to nie pomogło, to spuszczał łomot agresorowi.
To było bardzo skuteczną metodą.
Ja miałam gorzej, bo mój tata nie żył, a mama była bezjajeczna. Musiałam sobie radzić sama i też doskonale sobie radziłam, czasem nawet, aż za bardzo.
O zdrowie duchowe już się zatroszczymy, ale trzeba chłopaka jeszcze odpowiednio (życiowo) wychować - żeby się nie dał w kaszy zjeść, a w razie potrzeby potrafił mamę i dziadków obronić.
[cite] Sylwunia:[/cite]czemu miałby Was bronić?!?!? przecież zawsze mówisz ( piszesz), że w Niemczech czujesz się bezpiecznie :cool:
MSPANC
Oczywiście - dzisiaj tak, ale nigdy nie wiadomo, co się w przyszłości wydarzy.
Po prostu myślę perspektywicznie.:bigsmile:
Poza tym - nie ma nic gorszego, aniżeli ciapowaty mąż, a w razie jakiejś zewnętrznej agresji, ktoś musi tego kraju bronić.
Podsumowując - chcę, aby mój wnuk był prawdziwym mężczyzną, a nie sieroctwem życiowym.
[cite] Monika73:[/cite]Tak , interwencja starszego rodzeństwa może być bardzo skuteczna a przy tym dziecko nie zyskuje etykietki maminsynka. Tylko co , jak dziecko starszego rodzeństwa nie ma.
paradoksalnie-takie zachowanie moze obrócić sie przeciwko "obrońcy"-rodzic, brat, wujek itp. nawet pokrzywdzonego dziecka nie moze (wg prawa) sam wymierzyć sprawiedliwości (czyli nawet postraszyć nie może) jeśli jest z dzieckiem sam na sam albo w obecnosci innych dzieci, nawet wtedy, jeśli jego dziecko zostało poszkodowane
[cite] kociara:[/cite]
paradoksalnie-takie zachowanie moze obrócić sie przeciwko "obrońcy"-rodzic, brat, wujek itp. nawet pokrzywdzonego dziecka nie moze (wg prawa) sam wymierzyć sprawiedliwości (czyli nawet postraszyć nie może) jeśli jest z dzieckiem sam na sam albo w obecnosci innych dzieci, nawet wtedy, jeśli jego dziecko zostało poszkodowane
Ja bym tam wprała bachorkowi, który prześladuje moje dziecko (teraz wnuka), bo co mi w końcu mogli by zrobić? Do kryminału poślą - ejże?
Komentarz
"Do podstawowych obowiązków administracji szkoły należy zapewnienie bezpieczeństwa młodzieży szkolnej w czasie pobytu w szkole i zajęc pozaszkolnych oraz czuwanie nad małoletnimi uczniami by nie wyrządzili szkody innym."
(Odpowiedzialność nauczycieli)... dotyczy zarówno pokrycia szkody doznanej przez małoletniego ucznia w czasie zajęc szkolnych (...) a także szkody wyrządzonej przez małoletniego ucznia osobom trzecim na skutek braku należytego nadzoru."
W analogicznej sytuacji poszłam do przedszkola, dorwałam delikwenta osobiście i go postraszyłam. Odczepił się. W obecności pani.
W szkole i obok, to tylko boksy były, podarta koszula, itp. - ale już poza nią, na podwórku, toczono ostre wojny podwórko przecie podwórku, dzielnica przeciw dzielnicy, krew się lała, nieraz trzeba było szwy zakładać. jednak nikt z płaczem do mamy nie biegał (chyba, że dziewczynki, lekko potarmoszone), nieraz jeszcze się oberwało po łebie za zniszczone ubranie.
Dzisiaj, dzieciaki jakieś wydelikacone, ni z pierza, ni z mięsa.
Mam podobne problemy z wnukiem, nie potrafi się bić, jest bardzo wrażliwym dzieckiem - na razie został zapisany do zespołu piłkarskiego, ale w przyszłym roku planuję posłać go na Judo, albo Karate.
Idą ciężkie czasy, Myszaty się starzeje, potrzebny będzie kawał chłopa, który w razie czego nas obroni.
PS: Walka w obronie własnej, jest zgodna co najmniej z nauczaniem Kościoła.
---
Lepiej dla życia duchowego wnuka by na to coś nie chodził. Lepiej jakiś system (nie sztuka) samoobrony, ale ze wschodnich lepiej nie ryzykować.
(Oczywiście córa dostała reprymendę, wyjasnienie odpowiedzialności za wspólną własność i odpowiednią karę za niszczenie rzeczy.)
Natomiast dopiero z artykułu pani Koper dowiedziałam się, że szkoła nie miała prawa żądać ode mnie pieniędzy za zniszczony śmietnik, skoro stało się to na oczach nauczycielki, która widocznie nie nadaje się na wychowawcę, skoro nie potrafi wytłumaczyć trójce sześciolatków, że nie wolno skakać po śmietniku.
Chyba że młody to Karate Kid :ia:
Ja takich obaw nie żywię, tym bardziej dla malucha - nie poślę go przecież na boks, bo jak zarobi w kinola to się pobeczy i będzie po ptokach.
Chodzi mi o to, aby zaczepiony umiał się bronić, a przede wszystkim przestał być bojącym się wszelkiej przemocy.
Po prostu, chciałabym go wychować na jajecznego mężczyznę, a jest to trudne, bo chowa się bez ojca. Modelem mężczyzny jest dla niego chrzestny - bezjajeczny niestety.:sad:
PS: Ja, w czasach dzieciństwa tego problemu nie miałam, mam na koncie kilka rozbitych chłopięcych główek.
Wiśta wio - jak to osiągnąć w praktyce? Postawić przy każdym uczniu ochroniarza?
Zresztą i tak byłby bezradnym wobec potencjalnego agresora, bo co mógłby mu zrobić?
Zycie (całe) jest bardzo niebezpieczne i trzeba umieć sobie w nim radzić.
Nie było kuratorów, i innego tego typu zarazy.
Każdy rodzic tego rodzaju kłopoty rozwiązywał we "własnym zakresie".
W praktyce wyglądało to tak, że ojciec ofiary szedł na męską rozmowę z ojcem napastnika, a gdy to nie pomogło, to spuszczał łomot agresorowi.
To było bardzo skuteczną metodą.
Ja miałam gorzej, bo mój tata nie żył, a mama była bezjajeczna. Musiałam sobie radzić sama i też doskonale sobie radziłam, czasem nawet, aż za bardzo.
MSPANC
Oczywiście - dzisiaj tak, ale nigdy nie wiadomo, co się w przyszłości wydarzy.
Po prostu myślę perspektywicznie.:bigsmile:
Poza tym - nie ma nic gorszego, aniżeli ciapowaty mąż, a w razie jakiejś zewnętrznej agresji, ktoś musi tego kraju bronić.
Podsumowując - chcę, aby mój wnuk był prawdziwym mężczyzną, a nie sieroctwem życiowym.
W wypadku twojego kraju agresorem może być Polska...:devil:
A tak poważnie to jeśli chcesz żeby był gość to go poślij na jakiś Combat56 albo Sambo. I wtedy rzeczywiście ma szanse na to żeby komuś przyłożyć.
Nie mam pojęcia co to jest, ani z czym się to je.
Ja bym tam wprała bachorkowi, który prześladuje moje dziecko (teraz wnuka), bo co mi w końcu mogli by zrobić? Do kryminału poślą - ejże?