[cite] Karolinka:[/cite]Wtedy do agresywnego dzieciaka podchodzi ojciec dzieciaka poszkodowanego i wyjaśnia co trzeba.
U mnie w domu ja robię za straszaka i wykładam co trzeba. A jakże poszłam i powiedziałam, że takie zachowanie to skandal:cool:
może rozmawiac z rodzicami tego "agresora.....ja cyba nie życzyłabym sobie żeby ktoś bez mojej obecności ustawiał moje dziecko.....
mojego syna w klasie 5 pobił kolega (naderwane ścięgno i gips przez m-c)rozmawiałam z rodzicami tego chłopca coprawda efekt był mizerny no ale coz to rodzice odpowiadają za wych (ew.kare).a co zrobiła szkoła ?udzielono nagany i tyle... oczywiscie zabraliśmy syna z tej szkoły i 6kl robil juz gzie indziej....co kuleje?szkoła i system wychowawczy ...rodzina .....?:sad:
[cite] Monika73:[/cite]Tak , interwencja starszego rodzeństwa może być bardzo skuteczna a przy tym dziecko nie zyskuje etykietki maminsynka. Tylko co , jak dziecko starszego rodzeństwa nie ma.
Wtedy samemu trzeba iść, ale podkręcić na osobności delikwenta, nie przy nauczycielu i innych
[cite] Karolinka:[/cite]Wtedy do agresywnego dzieciaka podchodzi ojciec dzieciaka poszkodowanego i wyjaśnia co trzeba.
U mnie w domu ja robię za straszaka i wykładam co trzeba. A jakże poszłam i powiedziałam, że takie zachowanie to skandal:cool:
może rozmawiac z rodzicami tego "agresora.....ja cyba nie życzyłabym sobie żeby ktoś bez mojej obecności ustawiał moje dziecko.....
mojego syna w klasie 5 pobił kolega (naderwane ścięgno i gips przez m-c)rozmawiałam z rodzicami tego chłopca coprawda efekt był mizerny no ale coz to rodzice odpowiadają za wych (ew.kare).a co zrobiła szkoła ?udzielono nagany i tyle... oczywiscie zabraliśmy syna z tej szkoły i 6kl robil juz gzie indziej....co kuleje?szkoła i system wychowawczy ...rodzina .....?:sad:
Sama widzisz, że chory system, chora pedagoia, dlatego trzeba brać sprawy w swoje ręce, bo nas zjedzą.
[cite] Karolinka:[/cite] A jakże poszłam i powiedziałam, że takie zachowanie to skandal:cool:
Brawo tak trzymać.
Ja miałem podobny problem jak syn poszedł do szkoły.
Rzekłem mu tradycyjnie: nie masz rąk?
Później miałem gorszy problem: syn polubił zadymy.
Dość dobrze sobie radził i kilka razy sprał tego i owego.
Co gorsza jego sposób spotykał się raczej z akceptacją.
Raczej takie przymykanie oka nic nie pomaga, a szkodzi.
Dużo pomogła jego nauczycielka. Syn był raczej małomówny
i to go stawiało jakby z boku rówieśników. I to było jego problemem.
Obecnie bardzo się rozgadał i ma przynajmniej jednego fajnego kolegę.
Generalnie jest lubiany
[cite] Karolinka:[/cite]Dziś syn przyszedł ze szkoły (3 kl SP), po minie widzę, ze coś nie tak. Zaraz porozmawialiśmy i okazało się, że klasowy kolega na przerwie go kilkakrotnie przyduszał( ściskał oburącz za szyję) na przerwie. Syn zgłosił ten incydent pani, która chyba to zlekceważyła.
No i krew zawrzała, ciśnienie mi skoczyło z nerwów. W zeszłym roku szkolnym syn też był zaczepiany. Sytuacja została wyjaśniona dopiero gdy zagroziłam, ze pójdę na policję.
Sama nie wiem, czy mój syn nie umie sobie poradzić, czy powinnam alarmować.
Ja widzę tu jako najlepsze rozwiązanie rozmowę z rodzicami chłopca, który krzywdzi Twojego syna. Tu nie chodzi o to, żeby dzieci straszyć policją, czy nauczycielem. W tym wieku dzieci nie zawsze zdają sobie sprawę z tego co robią. Uważam, że rodzice tego chłopca powinni o tym wiedzieć i zastosować wobec syna odpowiednie metody wychowawcze.
[cite] Ulla:[/cite]
Ja widzę tu jako najlepsze rozwiązanie rozmowę z rodzicami chłopca, który krzywdzi Twojego syna. Tu nie chodzi o to, żeby dzieci straszyć policją, czy nauczycielem. W tym wieku dzieci nie zawsze zdają sobie sprawę z tego co robią. Uważam, że rodzice tego chłopca powinni o tym wiedzieć i zastosować wobec syna odpowiednie metody wychowawcze.
Rozmowa z rodzicami krzywdziciela raczej nic nie da. Zachowanie krzywdziciela wskazuje na to, że jego rodzice nad nim nie panują i rozmowa nie jest w stanie tego zmienić. Trzeba zadziałać samemu. Co Karolinka juz zrobiła:thumbup:
[cite] Ulla:[/cite]
Rozmowa z rodzicami krzywdziciela raczej nic nie da. Zachowanie krzywdziciela wskazuje na to, że jego rodzice nad nim nie panują i rozmowa nie jest w stanie tego zmienić. Trzeba zadziałać samemu. Co Karolinka juz zrobiła:thumbup:
Mimo wszystko warto próbować, gdyż nie wszystko można przewidzieć.
[cite] kociara:[/cite]
paradoksalnie-takie zachowanie moze obrócić sie przeciwko "obrońcy"-rodzic, brat, wujek itp. nawet pokrzywdzonego dziecka nie moze (wg prawa) sam wymierzyć sprawiedliwości (czyli nawet postraszyć nie może) jeśli jest z dzieckiem sam na sam albo w obecnosci innych dzieci, nawet wtedy, jeśli jego dziecko zostało poszkodowane
Ja bym tam wprała bachorkowi, który prześladuje moje dziecko (teraz wnuka), bo co mi w końcu mogli by zrobić? Do kryminału poślą - ejże?
Tak Klarciu, w Polsce można mieć poważne kłopoty. Mój były sąsiad gdy jego wtedy 10 letni syn wrócił z podwórka dotkliwie pobity, miał rozbity nos, opuchniętą buzię od uderzeń pięściami, posiniaczone plecy itd popełnił ten błąd , że gdy dowiedział się kto to zrobił- znana na osiedlu banda składająca się z kilku chłopców w wieku od 13 do 17 lat przeszedł się na podwórko. Był zmęczony po pracy i wściekły. Dzieci powiedziały mu co tamci zrobili jego synowi i kto najbardziej mu naprał. Wszyscy jego matkę znali z tego, że tankowała zamiast po pracy przychodzić do domu i zająć się dzieckiem. Była częściowo pozbawiona praw rodzicielskich. No to on dorwał tego gówniarza i spytał dlaczego spuścił łomot mniejszemu dziecku i to w kilku z kolegami. A ten mu nabluzgał i jeszcze się rzucał. Sąsiad nie wytrzymał i złapał go za kołnierz krzycząc - idziemy do twojej matki! Ludzie to widzieli i słyszeli. Jego matki nie było bo chlała gdzieś. Po paru godzinach do sąsiadów gdy ci z synem wrócili z pogotowia przyszła policja z tym chłopakiem i jego nietrzeźwą matką. Z zarzutem do sąsiada o stosowanie przemocy fizycznej z usiłowaniem pobicia nieletniego i gróźb karalnych. Sąsiedzi to wyjaśniali ale mimo to policjant powiedział, że zrobili błąd bo prawo jest prawem i sąsiad powinien najpierw pojechać na obdukcję z synem na pogotowie a następnie zgłosić pobicie syna na komisariacie. A tak to sąsiad sam stał się teraz przestępcą i za to odpowie , bo ktoś widział jak złapał tego gnojka za kołnierz a na to jest paragraf..
[cite] Namor:[/cite]Combat 56 - system walki wręcz stworzony na potrzeby polskich oddziałów specjalnych.
Sambo - system walki wręcz na potrzeby Armii Czerwonej
I co - można na coś takiego posłać 8-letniego dzieciaka?
Zresztą nie wiem, czy u mnie w okolicy są tego rodzaju szkoły.
> policjant powiedział, że zrobili błąd bo prawo jest prawem i sąsiad powinien najpierw pojechać na obdukcję z synem na pogotowie a następnie zgłosić pobicie syna na komisariacie. <
To jest kolejny powód, aby współczuć mieszkańcom tego kraju.
Tym bardziej, że "skuteczność" polskiego prawa jest powszechnie znana.
W Niemczech, agresor został by odebrany rodzicom i wsadzony do Domu Dziecka o zaostrzonym rygorze.
Pan, który potrząsnął gówniarzem został by upomniany, ostatecznie skończyło by się na niewielkiej grzywnie.
Ja jednak miałam na uwadze smarkacza, którego da się jeszcze przełożyć przez kolano i wymierzyć klapsa.
Klarcia, powiedz szczerze, która opcja jest prawdziwa
a) wcale nie opisujesz Niemiec, tylko jakiś wymyślony raj i przypadkiem nazwałaś tę Nibylandię Niemcami
b) żyjesz tu naprawdę, tyle że ciałem realnie, a myślami w jakimś świecie wirtualnym (nazwijmy to nawet Parallelgesellschaft, będzie pasowało)
[cite] Agnieszka63:[/cite]
Rozmowa z rodzicami krzywdziciela raczej nic nie da. Zachowanie krzywdziciela wskazuje na to, że jego rodzice nad nim nie panują i rozmowa nie jest w stanie tego zmienić. Trzeba zadziałać samemu. Co Karolinka juz zrobiła:thumbup:
Oj, nie można tak z góry zakładać. Lepiej próbować. I nie przesadzajmy z tym, że chłopak to jakiś bandyta. To dziecko, które nie do końca nad sobą panuje. Rodzice najprawdopodobniej nie zdają sobie sprawy z tego, co dzieje się z ich dzieckiem. A powinni to wiedzieć - i to jako pierwsi.
Oj, Agnieszka, dzieci miewają takie głupie zachowania. Czasem próbują na ile sobie mogą pozwolić. Czasem zaczepiają inne dzieci, bo chcą zwrócić na siebie uwagę, a czasem po prostu uważają, że to jest zabawne. Trzeba zareagować i najlepiej, jeśli rodzice się zajmą wychowaniem. Ale żeby do tego doszło - rodzice muszą o tym wiedzieć, a nie sądzę, żeby dziecko samo im o tym powiedziało.
[cite] Aga:[/cite]Klarcia, powiedz szczerze, która opcja jest prawdziwa
a) wcale nie opisujesz Niemiec, tylko jakiś wymyślony raj i przypadkiem nazwałaś tę Nibylandię Niemcami
b) żyjesz tu naprawdę, tyle że ciałem realnie, a myślami w jakimś świecie wirtualnym (nazwijmy to nawet Parallelgesellschaft, będzie pasowało)
Zadna.
Opisuję realia, w jakich żyję - może nie dostrzegam pewnych mankamentów, bo na otaczającą mnie rzeczywistość patrzę bez uprzedzeń, a każdego kogo spotykam obdarzam zaufaniem.
Mnie się tutaj bardzo dobrze żyje - choć nie było tak od początku, bo niesamowicie tęskniłam za krajem, z tego powodu popadłam nawet w głęboką depresję.
Doświadczyłam wtedy od "tubylców" niesamowitej wręcz pomocy.
Z tęsknoty za Polską wyleczyłam się, gdy już mogłam do niej (rok 1996) wrócić.
Zlikwidowałam wszystko (mieszkanie w pełni wyposażone) wzięłam walizkę i pojechałam. Zetknięcie z ojczyzną było brutalne, a potem już każdego dnia coraz gorzej. Gdy wydałam już kasę, którą ze sobą przywiozłam i zrozumiałam, że zamiast być darem dla innych, jestem kulą u nogi - wróciłam tutaj z powrotem, całkowicie z tęsknoty wyleczona.
Znam dobrze sytuację tylko w trzech Landach, ale mogę powiedzieć, że żyje się tutaj w miarę wygodnie i z poczuciem bezpieczeństwa.
Jugendamt, z którym mamy do czynienia też jest OK.
Moja córka kosztowała niemiecki budżet co najmniej kilkadziesiąt tys. Euro - ale dzięki temu stanęła mocno na nogi. W Polsce było by nam bardzo trudno z problemami, jakie mieliśmy.
Dlaczego więc miałabym malkotencić?
Na tutejsze warunki żyjemy bardzo biednie, ale powodu do narzekań nie mamy.
***
Jeśli zaś chodzi o dzieciaki podrośnięte, w typie opisanego, który uszkodził mocno swojego kolegę - nie ma zmiłuj się, został by rodzicom odebrany. Może nawet na początek dano by mu szansę umieszczając w Rodzinie Zastępczej, ale gdyby się taki wyskok powtórzył zabrano by go do Domu Dziecka o zaostrzonym rygorze. To nie jest jeszcze poprawczak, ale już miejsce, gdzie panuje ostry rygor. Następnym etapem jest już Dom Wychowawczy, odp. polskiego poprawczaka.
Gorzej jest z dziećmi i młodzieżą muzułmańską, bo tej nacji nasi urzędnicy wyraźnie się boją - z różnych powodów.
Przypomniała mi się historyjka z mojego dzieciństwa.
Jak wspomniałam, byłam bardzo niesforna, a do głowy przychodziły mi różne - jeden głupszy od drugiego - pomysły.
Miałam bodajże 11 l. - wysłano mnie na kolonie.
Po trzech dniach, dzwonią do mamy, żeby mnie przyjechała odebrać, bo ... pogryzłam 8 dziewczynek*.
Mama się ostro wnerwiła (chciała sobie ode mnie trochę odpocząć) i ich zrugała, że niby co - ustawiły się dziewczynki w kolejce do tego gryzienia? Zapowiedziała, że owszem przyjedzie, ale zabrać to mnie nie zabierze - są pedagogami, niech sobie radzą.
Przyjechała, wpieprzyła mi (pasem), jak kozie za obierki i wróciła do domu.
Jakoś z Renatką do końca turnusu wytrzymano.
Jednak na następny rok, żadna kolejowa kolonia (mama pracowała na PKP) nie chciała mnie już przyjąć.
Załatwiono mi pobyt na koloniach dla dzieci alkoholików.
Tam byłam nieco grzeczniejsza, bo już starsza, poza tym - to były dzieciaki z rodzin wielodzietnych i bałam się z nimi zadzierać. Taka rodzinka (co najmniej dwoje dzieci, a bywało, że i troje) nie dała sobie w kaszę dmuchać.
*- A z tym pogryzieniem było tak.
Podchodziłam do koleżanki, powiedziałam, że chcę jej coś powiedzieć na ucho i chamrałam w policzek. Zanim wychowawczyni zdążyła zareagować, miałam już na koncie osiem dziewczynek.
Dobrze wiem, że gdybym dziś przeżywała swoje dzieciństwo, było by ze mną kruchutko - co najmniej Dom Dziecka miałabym, jak w banku.
Nie ma się czym chwalić, ale byłam postrachem wszystkich nauczycielek - nauczyciele, jakoś sobie ze mną radzili, bo mieli ciężką rękę - do teraz, "moje panie" nazwiska mojego nie zapomniały.
Na NK spotkałam koleżankę z klasy, która pamięta w jakiej sukience do szkoły chodziłam.
Sukienka nic specjalnego, całkiem normalna, granatowa (z białą tzw. stójką) w białe, delikatne kropeczki.
Gdy byłam na urlopie w Polsce (miałam wtedy ok. 35 l.) poszłam do pewnego domu na spotkanie modlitewne. Pan domu zaczął mi się przyglądać, w końcu spytał - czy Ty czasem nie chodziłaś do szkoły nr 45. Ja na to - co kolega z klasy? On - nie, ja byłem klasę wyżej.
Komentarz
Sambo - system walki wręcz na potrzeby Armii Czerwonej
mojego syna w klasie 5 pobił kolega (naderwane ścięgno i gips przez m-c)rozmawiałam z rodzicami tego chłopca coprawda efekt był mizerny no ale coz to rodzice odpowiadają za wych (ew.kare).a co zrobiła szkoła ?udzielono nagany i tyle... oczywiscie zabraliśmy syna z tej szkoły i 6kl robil juz gzie indziej....co kuleje?szkoła i system wychowawczy ...rodzina .....?:sad:
Ja miałem podobny problem jak syn poszedł do szkoły.
Rzekłem mu tradycyjnie: nie masz rąk?
Później miałem gorszy problem: syn polubił zadymy.
Dość dobrze sobie radził i kilka razy sprał tego i owego.
Co gorsza jego sposób spotykał się raczej z akceptacją.
Raczej takie przymykanie oka nic nie pomaga, a szkodzi.
Dużo pomogła jego nauczycielka. Syn był raczej małomówny
i to go stawiało jakby z boku rówieśników. I to było jego problemem.
Obecnie bardzo się rozgadał i ma przynajmniej jednego fajnego kolegę.
Generalnie jest lubiany
Ja widzę tu jako najlepsze rozwiązanie rozmowę z rodzicami chłopca, który krzywdzi Twojego syna. Tu nie chodzi o to, żeby dzieci straszyć policją, czy nauczycielem. W tym wieku dzieci nie zawsze zdają sobie sprawę z tego co robią. Uważam, że rodzice tego chłopca powinni o tym wiedzieć i zastosować wobec syna odpowiednie metody wychowawcze.
Tak Klarciu, w Polsce można mieć poważne kłopoty. Mój były sąsiad gdy jego wtedy 10 letni syn wrócił z podwórka dotkliwie pobity, miał rozbity nos, opuchniętą buzię od uderzeń pięściami, posiniaczone plecy itd popełnił ten błąd , że gdy dowiedział się kto to zrobił- znana na osiedlu banda składająca się z kilku chłopców w wieku od 13 do 17 lat przeszedł się na podwórko. Był zmęczony po pracy i wściekły. Dzieci powiedziały mu co tamci zrobili jego synowi i kto najbardziej mu naprał. Wszyscy jego matkę znali z tego, że tankowała zamiast po pracy przychodzić do domu i zająć się dzieckiem. Była częściowo pozbawiona praw rodzicielskich. No to on dorwał tego gówniarza i spytał dlaczego spuścił łomot mniejszemu dziecku i to w kilku z kolegami. A ten mu nabluzgał i jeszcze się rzucał. Sąsiad nie wytrzymał i złapał go za kołnierz krzycząc - idziemy do twojej matki! Ludzie to widzieli i słyszeli. Jego matki nie było bo chlała gdzieś. Po paru godzinach do sąsiadów gdy ci z synem wrócili z pogotowia przyszła policja z tym chłopakiem i jego nietrzeźwą matką. Z zarzutem do sąsiada o stosowanie przemocy fizycznej z usiłowaniem pobicia nieletniego i gróźb karalnych. Sąsiedzi to wyjaśniali ale mimo to policjant powiedział, że zrobili błąd bo prawo jest prawem i sąsiad powinien najpierw pojechać na obdukcję z synem na pogotowie a następnie zgłosić pobicie syna na komisariacie. A tak to sąsiad sam stał się teraz przestępcą i za to odpowie , bo ktoś widział jak złapał tego gnojka za kołnierz a na to jest paragraf..
I co - można na coś takiego posłać 8-letniego dzieciaka?
Zresztą nie wiem, czy u mnie w okolicy są tego rodzaju szkoły.
To jest kolejny powód, aby współczuć mieszkańcom tego kraju.
Tym bardziej, że "skuteczność" polskiego prawa jest powszechnie znana.
W Niemczech, agresor został by odebrany rodzicom i wsadzony do Domu Dziecka o zaostrzonym rygorze.
Pan, który potrząsnął gówniarzem został by upomniany, ostatecznie skończyło by się na niewielkiej grzywnie.
Ja jednak miałam na uwadze smarkacza, którego da się jeszcze przełożyć przez kolano i wymierzyć klapsa.
a) wcale nie opisujesz Niemiec, tylko jakiś wymyślony raj i przypadkiem nazwałaś tę Nibylandię Niemcami
b) żyjesz tu naprawdę, tyle że ciałem realnie, a myślami w jakimś świecie wirtualnym (nazwijmy to nawet Parallelgesellschaft, będzie pasowało)
Zadna.
Opisuję realia, w jakich żyję - może nie dostrzegam pewnych mankamentów, bo na otaczającą mnie rzeczywistość patrzę bez uprzedzeń, a każdego kogo spotykam obdarzam zaufaniem.
Mnie się tutaj bardzo dobrze żyje - choć nie było tak od początku, bo niesamowicie tęskniłam za krajem, z tego powodu popadłam nawet w głęboką depresję.
Doświadczyłam wtedy od "tubylców" niesamowitej wręcz pomocy.
Z tęsknoty za Polską wyleczyłam się, gdy już mogłam do niej (rok 1996) wrócić.
Zlikwidowałam wszystko (mieszkanie w pełni wyposażone) wzięłam walizkę i pojechałam. Zetknięcie z ojczyzną było brutalne, a potem już każdego dnia coraz gorzej. Gdy wydałam już kasę, którą ze sobą przywiozłam i zrozumiałam, że zamiast być darem dla innych, jestem kulą u nogi - wróciłam tutaj z powrotem, całkowicie z tęsknoty wyleczona.
Znam dobrze sytuację tylko w trzech Landach, ale mogę powiedzieć, że żyje się tutaj w miarę wygodnie i z poczuciem bezpieczeństwa.
Jugendamt, z którym mamy do czynienia też jest OK.
Moja córka kosztowała niemiecki budżet co najmniej kilkadziesiąt tys. Euro - ale dzięki temu stanęła mocno na nogi. W Polsce było by nam bardzo trudno z problemami, jakie mieliśmy.
Dlaczego więc miałabym malkotencić?
Na tutejsze warunki żyjemy bardzo biednie, ale powodu do narzekań nie mamy.
***
Jeśli zaś chodzi o dzieciaki podrośnięte, w typie opisanego, który uszkodził mocno swojego kolegę - nie ma zmiłuj się, został by rodzicom odebrany. Może nawet na początek dano by mu szansę umieszczając w Rodzinie Zastępczej, ale gdyby się taki wyskok powtórzył zabrano by go do Domu Dziecka o zaostrzonym rygorze. To nie jest jeszcze poprawczak, ale już miejsce, gdzie panuje ostry rygor. Następnym etapem jest już Dom Wychowawczy, odp. polskiego poprawczaka.
Gorzej jest z dziećmi i młodzieżą muzułmańską, bo tej nacji nasi urzędnicy wyraźnie się boją - z różnych powodów.
Jak wspomniałam, byłam bardzo niesforna, a do głowy przychodziły mi różne - jeden głupszy od drugiego - pomysły.
Miałam bodajże 11 l. - wysłano mnie na kolonie.
Po trzech dniach, dzwonią do mamy, żeby mnie przyjechała odebrać, bo ... pogryzłam 8 dziewczynek*.
Mama się ostro wnerwiła (chciała sobie ode mnie trochę odpocząć) i ich zrugała, że niby co - ustawiły się dziewczynki w kolejce do tego gryzienia? Zapowiedziała, że owszem przyjedzie, ale zabrać to mnie nie zabierze - są pedagogami, niech sobie radzą.
Przyjechała, wpieprzyła mi (pasem), jak kozie za obierki i wróciła do domu.
Jakoś z Renatką do końca turnusu wytrzymano.
Jednak na następny rok, żadna kolejowa kolonia (mama pracowała na PKP) nie chciała mnie już przyjąć.
Załatwiono mi pobyt na koloniach dla dzieci alkoholików.
Tam byłam nieco grzeczniejsza, bo już starsza, poza tym - to były dzieciaki z rodzin wielodzietnych i bałam się z nimi zadzierać. Taka rodzinka (co najmniej dwoje dzieci, a bywało, że i troje) nie dała sobie w kaszę dmuchać.
*- A z tym pogryzieniem było tak.
Podchodziłam do koleżanki, powiedziałam, że chcę jej coś powiedzieć na ucho i chamrałam w policzek. Zanim wychowawczyni zdążyła zareagować, miałam już na koncie osiem dziewczynek.
Dobrze wiem, że gdybym dziś przeżywała swoje dzieciństwo, było by ze mną kruchutko - co najmniej Dom Dziecka miałabym, jak w banku.
Nie ma się czym chwalić, ale byłam postrachem wszystkich nauczycielek - nauczyciele, jakoś sobie ze mną radzili, bo mieli ciężką rękę - do teraz, "moje panie" nazwiska mojego nie zapomniały.
Na NK spotkałam koleżankę z klasy, która pamięta w jakiej sukience do szkoły chodziłam.
Sukienka nic specjalnego, całkiem normalna, granatowa (z białą tzw. stójką) w białe, delikatne kropeczki.
Gdy byłam na urlopie w Polsce (miałam wtedy ok. 35 l.) poszłam do pewnego domu na spotkanie modlitewne. Pan domu zaczął mi się przyglądać, w końcu spytał - czy Ty czasem nie chodziłaś do szkoły nr 45. Ja na to - co kolega z klasy? On - nie, ja byłem klasę wyżej.