Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Drogi i bezdroża małżeństwa

edytowano luty 2011 w Arkan Noego
Zostaliśmy z mężem poproszeni o poprowadzenie konferencji przedmałżeńskiej drogi i bezdroża małżeństwa. Może chcielibyście podzielić się waszymi przemyśleniami na ten temat, jaka jest wasza wspólna droga, jeśli jest? Celem naszej wspólnej drogi jest Bóg, drogą realizacji rodzina i świętość w codzienności, trudna droga... czasami krzyżowa, ale piękna...
«1

Komentarz

  • No dokładnie, od tego bym zaczęła: zakładamy, że małżeństwo jest drogą. Do czego? Jakie są cele małżeństwa? Bez czego ta droga wcale się nie zacznie? Tak plastycznie, może nawet z karteczkami na schematycznie wyrysowanym plakacie. Co upraszcza tę drogę, a co komplikuje? Z jakich map i przewodników korzystać? Na co uważać, zeby nie wywędrować za daleko?

    No i oczywiście: ilu współwędrowników (dzieci) ZAPLANOWAĆ? :tooth:
  • Marcelina bardzo mi sie ta twoja propozycja podoba. Myslę, że jest niezwykle praktyczna i dająca do myslenia.
  • aaaa to juz wiem, dlaczego lubie pielgrzymki :bigsmile: najbardziej spontaniczne:wink:
  • Marcelina wspaniały pomysł, czy mogę wykorzystać ?
  • Drogi:
    rodzicielstwo
    wypełnianie powołania dodatkowego
    jednosc
    wspolnota
    miłosc
    przebaczenie
    indywidualnosc
    cierpliwosc.....

    Bezdroza:
    rozwod
    egoizm
    pornografia
    zdrada
    kłamstwo
    nuda
    lenistwo.......
  • W sensie liczby współwędrowników spontaniczne? A owszem :bigsmile:
  • Iwinka, nie pisałabym, gdybyś nie mogła wykorzystać.
    A, i jeszcze bym zwróciła wielką uwagę na to, że tej drogi nie umiemy przewidzieć, że nie widzimy dalszego ciągu i nie wiemy, co nas spotka. Całość widzi tylko Bóg i dlatego warto Mu zaufać.
  • jak tak sobie pomyślałam o współwędrownikach to tak jakoś mało ich na mojej drodze CHCĘ WIĘCEJ!
  • Tak Marcela, wiec wciaz wierze ze my z mezem jako organizatorzy naszej wspolnej pielgrzymki bedziemy szli z wieloma jeszcze wspolwedrownikami. :bigsmile:
  • Rozwód to totalne bezdroze

    W sensie - droga do Boga i bezdroze bez celu
  • Powiedziałabym jeszcze o BAGAŻU wyniesionym z domu rodzinnego - w sensie, że plecak trzeba w czasie narzeczeństwa wspólnie przejrzeć, przegadać i zdecydować, co zabrać, co się przyda, a co odrzucić. Żeby we wspólną drogę nie brać bez sensu kamieni.
  • bezdroże - antykoncepcja
  • [cite] E.milia:[/cite]Powiedziałabym jeszcze o BAGAŻU wyniesionym z domu rodzinnego - w sensie, że plecak trzeba w czasie narzeczeństwa wspólnie przejrzeć, przegadać i zdecydować, co zabrać, co się przyda, a co odrzucić. Żeby we wspólną drogę nie brać bez sensu kamieni.
    genialne!
  • Często taki bagaż wychodzi powoli latami, a sami nie zawsze jesteśmy świadomi tego, co wnosimy w małżeństwo. Ja bym kładła nacisk na rozmowę i próby rozumienia drugiej osoby bez patrzenia na to przez pryzmat swoich doświadczeń (czyli bo ja to bym rozwiązał/a tak), tylko przez doświadczenia drugiej osoby.
  • Ja bym proponowała, żeby w temacie "komunikacja małżeńska" (rozmowa, rozumienie) koniecznie zwrócić uwagę na różnice płci - bo często o to się sprawa rozbija. Niby wiemy, że mąż/ żona to "Nie- Ja", ale że i mówi inaczej, i inaczej pewne rzeczy rozumie to już niekoniecznie jesteśmy świadomi.
  • roznica np
    ja mowie - sliczne
    maz - ladne

    i potem awantura, bo jemu sie srednio podoba, a on:shocked: przeciez powiedzial ze ladne:bigsmile:
  • próbuję sobie przypomnieć jaką mieliśmy postawę życiową przed ślubem o czym myśleliśmy, jak sobie wyobrażaliśmy małżeństwo, czy i jak rozmawialiśmy a tu nic pustka nie myślałam że tak trudno będzie mi postawić się w sytuacji narzeczonych
  • [cite] Iwinka:[/cite]próbuję sobie przypomnieć jaką mieliśmy postawę życiową przed ślubem o czym myśleliśmy, jak sobie wyobrażaliśmy małżeństwo, czy i jak rozmawialiśmy a tu nic pustka nie myślałam że tak trudno będzie mi postawić się w sytuacji narzeczonych

    Według mnie, czas narzeczeństwa cechuje się tym, że, niewiele osób uświadamia sobie fakt, że po ślubie, prędzej czy później może nastąpić kryzys. Nawet wtedy, gdy wydaje się narzeczonym, że ich to nigdy nie spotka.

    Dobrze już wtedy wiedzieć, że kryzys nalezy po prostu przetrwać i nie robić wtedy nic, czego mogłoby się później żałować.
    A najlepiej zapobiegać, przez rozmowę, szczerość, wspólną modlitwę, Sakramenty Św., wspólnie spedzany czas itd.

    Dobrze, gdy narzeczeni są uniezależnieni od swoich rodziców. I nie są zbyt podatni na "sugestie" z ich strony. Przez "dobre chęci" rodziców/ teściów, co do "pomocy młodym" też może nastąpić niepotrzebny rozłam między małżonkami.
  • [cite] Iwinka:[/cite]jak tak sobie pomyślałam o współwędrownikach to tak jakoś mało ich na mojej drodze CHCĘ WIĘCEJ!

    Mamy przyjechać???
    właściwie to ferie są...
    :crazy:

    A tak serio, to bardzo podoba mi się wpis E.milii o bagażu wyniesionym z domu rodzinnego. Czas nnarzeczeństwa jest na to odpowiedni, chociaż wiadomo, że nie wszystko da się przegadać i wiele rzeczy wyjdzie w praktyce po ślubie. Ale i tak warto.
  • no wreszcie siostrzany komentarz :bigsmile:

    Mamy przyjechać???
    właściwie to ferie są...
    :crazy:

    no nie myślałam żeby tak od razu i dużo, ale oczywiście zapraszam
  • my niby gadalismy, przegadalismy i wizja naprawde w miare jedna... ale zycia nie da sie przewidziec... zaskakuje :bigsmile: ta wspolna wizja, ratowala nas nie raz
  • ta wspolna wizja
    On cieszy się, że ona mu się podoba i
    Ona cieszy się, że się mu podoba.

    :wink:
  • [cite] E.milia:[/cite]Powiedziałabym jeszcze o BAGAŻU wyniesionym z domu rodzinnego - w sensie, że plecak trzeba w czasie narzeczeństwa wspólnie przejrzeć, przegadać i zdecydować, co zabrać, co się przyda, a co odrzucić. Żeby we wspólną drogę nie brać bez sensu kamieni.

    święte słowa!
  • Dziękujemy za wszystkie podpowiedzi idziemy więc głosić :bigsmile:
  • Przygotować się na to, że będziemy razem we wszystkim, co może nas spotkać
  • No i jesteśmy po :bigsmile: nasz pierwszy raz:bigsmile: najbardziej obawialiśmy się jacy ludzie przyjdą na nauki bo to że przygotowuja się do sakramentu nie znaczy niestety że traktuja go poważnie, ale musze przyznać że byliśmy mile zaskoczeni. Pary okazały się bardzo otwarte z dosyć długim stażem narzeczeńskim i katolickim spojrzeniem na swoją przyszłą drogę, wywiązała się wartościowa dyskusja dzięki której właściwie nie musieliśmy tak typowo nauczać, sami dużo skorzystaliśmy - takie świeże nieskalane spojrzenie na swoją drugą połówkę, wiara, że pokonamy wszystkie trudności razem z Bogiem :cy:
  • Iwinka, ładne to, co piszesz. Wspominam nasz kurs i bieganinę przedślubną :confused:. Z perspektywy 6 lat małżeństwa, wydaje mi się, że teraz jest lepiej w naszym związku niż wtedy...oswoilismy się ze sobą, przeszliśmy już przez pewne perypetie zdrowotne, życiowe... i wspólne dobre, piekne chwile też.
    Cieszy, że młodzi ludzie chcą maksimum a nie minimum i że ufają w tym Bogu :smile:
  • Ciesze sie ze są pary które sie nie rozchodzą po sześciu latach. Wokoło to jakiś pogrom....
  • Odświeżam wątek oczekiwań przed sakramentem małżeństwa. A co jeśli wizji wspólnej nie ma, a jest tylko pragnienie bycia razem... to też chyba dużo?
  • A co by rozwód dał? Przysięga przed Bogiem, ale oprócz tego przecież to na zawsze jest... I myślę, że lepiej być razem niż się rozejść.
    Trudno mi nawet wyobrazić sobie taką okropną sytuację, gdy rozjeście traktuje się jako coś lepszego niż bycie razem. Przecież nawet trudne bycie razem jest lepsze od bycia oddzielnie?
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.