Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Osiemnaście reguł św. Ignacego Loyoli "o trzymaniu z Kościołem"

edytowano kwiecień 2011 w Arkan Noego
[Za Rebelką, warte szerszego powielenia]

Do zachowania prawdziwej postawy, jaką powinniśmy przyjąć w Kościele wojującym należy przestrzegać następujących reguł.

Reguła 1. Rezygnując z wszelkiego własnego sądu, trzeba mieć umysł gotowy i skory do okazania posłuszeństwa we wszystkim prawdziwej oblubienicy Chrystusa, Pana naszego, czyli naszej świętej Matce, Kościołowi hierarchicznemu.

Reguła 2. Pochwalać spowiedź przed kapłanem i przyjmowanie Najświętszego Sakramentu raz w roku, jeszcze bardziej w każdym miesiącu, a jeszcze lepiej każdego tygodnia, z zachowaniem wymaganych i należnych warunków.

Reguła 3. Chwalić częste słuchanie Mszy świętej, a także śpiewy, psalmy, długie modlitwy w kościele i poza nim. Podobnie godziny ustanowione w pewnych porach, przeznaczone na całe Boże oficjum i na wszelkie modlitwy i godziny kanoniczne.

Reguła 4. Wychwalać zakony, dziewictwo i wstrzemięźliwość, małżeństwo zaś nie tak jak te.

Reguła 5. Wychwalać śluby zakonne posłuszeństwa, ubóstwa i czystości, i inne sposoby doskonałego wyrzeczenia się. Trzeba też zwrócić uwagę, że ponieważ śluby się wiążą z doskonałością ewangeliczną, nie powinno się czynić ślubu co do rzeczy, które od niej oddalają, na przykład, że ktoś będzie kupcem lub że zawrze związek małżeński.

Reguła 6. Wychwalać relikwie świętych, oddawać im cześć i modlić się do świętych. Chwalić trzeba odprawianie stacji, pielgrzymowanie, odpusty, jubileusze, krucjaty i zapalanie świec w świątyniach.

Reguła 7. Chwalić postanowienia o postach i o wstrzemięźliwości, na przykład podczas Wielkiego Postu, dni krzyżowych, wigilii, piątków i sobót. Podobnie pokuty nie tylko wewnętrzne, ale i zewnętrzne.

Reguła 8. Wychwalać ozdabianie i budowanie kościołów, podobnie jak obrazy â?? i oddawać im cześć odpowiednio do tego, co przedstawiają.

Reguła 9. Wreszcie wychwalać wszystkie przykazania kościelne i być wewnętrznie gotowym do wyszukiwania dowodów w ich obronie, a nigdy do ich zwalczania.

Reguła 10. Powinniśmy być gotowi do uznania i pochwalania zarówno dekretów i poleceń, jak i obyczajów naszych przełożonych. Chociaż bowiem czasami nie są one godne pochwały, to jednak występowanie przeciw nim czy to podczas publicznych przemówień, czy to w rozmowach z ludźmi prostymi zrodziłoby raczej szemranie i zgorszenie wśród ludzi â?? i to zarówno przeciw przełożonym świeckim, jak duchownym. Toteż jak z jednej strony jest rzeczą szkodliwą mówić źle do ludzi pod nieobecność przełożonych, tak może być rzeczą pożyteczną, jeżeli się rozmawia o złych obyczajach z tymi, którzy mogą temu zaradzić.

Reguła 11. Wychwalać naukę [teologii] pozytywnej i scholastycznej. Jest bowiem raczej właściwością doktorów pozytywnych, na przykład świętego Hieronima, świętego Augustyna, świętego Grzegorza itd. wzbudzanie uczuć , żeby we wszystkim kochać Boga, naszego Pana, i służyć Mu, natomiast cechą teologów scholastycznych, na przykład świętego Tomasza, świętego Bonawentury i Mistrza Sentencji itd., jest raczej określanie lub wyjaśnianie dla naszych czasów rzeczy koniecznych do zbawienia wiecznego i do lepszego zwalczania i ujawniania wszelkich błędów i fałszów. Doktorzy scholastyczni bowiem, ponieważ są bardziej nowocześni, nie tylko opierają się na właściwym rozumieniu Pisma świętego oraz na Doktorach świętych i pozytywnych, ale też oświeceni mocą Bożą, wspomagają się soborami, kanonami i postanowieniami świętej naszej Matki, Kościoła.

Reguła 12. Powinniśmy się wystrzegać czynienia porównań między nami, którzy jeszcze żyjemy, a błogosławionymi, którzy żyli w dawnych czasach. Popełnia się bowiem niemały błąd, jeżeli się mówi, że ten więcej wie niż święty Augustyn, tamten to drugi święty Franciszek albo i lepszy od niego, a ów to drugi święty Paweł w dobroci i świętości itd.

Reguła 13. By we wszystkim utrafić w sedno, powinniśmy być zawsze gotowi wierzyć, iż białe, które widzę, jest czarne, jeżeli się tak wypowie Kościół hierarchiczny, w przekonaniu, że między Chrystusem, naszym Panem i Oblubieńcem, a Kościołem, Jego Oblubienicą, działa ten sam Duch, który nami kieruje i rządzi ku zbawieniu innych dusz. Świętą Matką naszą, Kościołem, rządzi bowiem i kieruje ten sam Duch i Pan nasz, który nam dał dziesięć przykazań.

Reguła 14. Chociaż jest pełną prawdą, że zbawić się może tylko człowiek przeznaczony i mający łaskę i wiarę, to jednak trzeba bardzo uważać na sposób rozmawiania i rozprawiania o tych wszystkich sprawach.

Reguła 15. Nie powinniśmy mieć zwyczaju wiele mówić o przeznaczeniu. Ale jeśli czasami w jakiś sposób się o tym mówi, trzeba tak mówić, żeby ludzi prostych nie wprowadzić w błąd jakiś, jak to się zwykło dziać, kiedy się mówi: już jest postanowione, czy mam być zbawiony czy potępiony â?? i czy będę dobrze postępował czy źle, nic się już nie zmieni. Przez to [ludzie] gnuśnieją i zaniedbują pełnienie uczynków, które prowadzą do zbawienia i postępu duchowego.

Reguła 16. Również trzeba zwrócić uwagę, żeby mówiąc o wierze wiele i z naciskiem, a bez rozróżnień i objaśnień, nie dawać ludziom sposobności do gnuśności i lenistwa w pełnieniu uczynków, i to zarówno przed tym, nim wiara zostanie ukształtowana przez miłość, jak i później.

Reguła 17. Podobnie nie powinniśmy tak wiele mówić o łasce i kłaść na nią tak wielkiego nacisku, by to zrodziło truciznę [błędu] znoszącą wolność woli. Tak więc można o wierze i o łasce mówić w miarę możliwości i za pomocą łaski Bożej ku większej chwale Jego Boskiego Majestatu, nie w taki jednak sposób â?? zwłaszcza w naszych tak niebezpiecznych czasach â?? żeby ucierpiały dobre uczynki i wolna wola, albo żeby je lekceważono.

Reguła 18. Chociaż ponad wszystko należy cenić usilną służbę Bogu, naszemu Panu, z czystej miłości, to jednak powinniśmy wielce wychwalać bojaźń Jego Boskiego Majestatu. Bo nie tylko bojaźń synowska jest rzeczą pobożną i świętą, ale także bojaźń służebna pomaga w wydobyciu się z grzechu śmiertelnego, jeżeli się człowiek nie zdobędzie na coś innego, lepszego albo bardziej pożytecznego. A kiedy się z niego wydobędzie, łatwo dojdzie do bojaźni synowskiej, która w całości jest miła i przyjemna Bogu, naszemu Panu, jest bowiem tożsama z miłością Boga.

(z Ćwiczeń duchowych św. Ignacego Loyoli)
«1

Komentarz

  • Dodam -
    Niech się tak stanie.
  • Reguła 4, 6, już się nieco zdezaktualizowały, ale jak najbardziej słusznymi pozostają Reguły 1 i 15.

    Reguła 3 - "Chwalić częste słuchanie Mszy świętej", dzisiaj mówimy już nie o słuchaniu Mszy św. lecz o pełnym i świadomym uczestnictwie we Mszy, wspólnej celebracji Eucharystii.
  • [cite] Olesia:[/cite]Dodam -
    Niech się tak stanie.

    Odnośnie niższości stanu małżeńskiego również?:gt:
  • A co się nagle tym relikwiom stało, że się zdezaktualizowały?

    Co do małżeństwa, to nie małżeństwo zyskało, co kapłaństwo straciło wskutek upadku formacji i dyscypliny.
  • Wspólna celebracja Eucharystii też nie zachodzi, choćby wszystkie panie mamrotały formułę przemienienia razem z księdzem. Ofiara Mszy św. dokonuje się niezależnie od naszego udziału. Rozumiemy z niej równie mało "słuchając", jak "czynnie uczestnicząc".
  • Reguła 13. By we wszystkim utrafić w sedno, powinniśmy być zawsze gotowi wierzyć, iż białe, które widzę, jest czarne, jeżeli się tak wypowie Kościół hierarchiczny, w przekonaniu, że między Chrystusem, naszym Panem i Oblubieńcem, a Kościołem, Jego Oblubienicą, działa ten sam Duch, który nami kieruje i rządzi ku zbawieniu innych dusz. Świętą Matką naszą, Kościołem, rządzi bowiem i kieruje ten sam Duch i Pan nasz, który nam dał dziesięć przykazań.


    czy ta reguła ogranicza poszukiwania Boga do magisterium kościoła hierarchicznego?
  • "Nie można mieć Boga za ojca nie mając Kościoła za matkę" to też nasz wikary :bigsmile:
  • [cite] Marcelina:[/cite]Wspólna celebracja Eucharystii też nie zachodzi, choćby wszystkie panie mamrotały formułę przemienienia razem z księdzem. Ofiara Mszy św. dokonuje się niezależnie od naszego udziału. Rozumiemy z niej równie mało "słuchając", jak "czynnie uczestnicząc".

    Tutaj nie chodzi o możliwość konsekracji, bo tą władzę/dar jedynie kapłan posiada, ile właśnie o pełne uczestnictwo w Eucharystii.
    Ty może rozumiesz mało, ja nie - poza tym, ma to być nasze osobiste spotkanie z Bogiem i jednoczenie się z Jezusem, a nie próba rozumienia* (1).
    Ofiara Mszy św. dokonuje się może bez naszego udziału, ale kapłani tylko w wyjątkowych przypadkach mają prawo celebracji Mszy - celebracji, nie odprawiania *(2)- samotnie, czyli bez udziału choćby jednego człowieka z "ludu".

    * (1) - nie sądzę, aby osoba świecka, która w pełni uczestniczy w Eucharystii rozumiała z niej mniej, aniżeli celebrujący ksiądz.
    * (2) - Klarcia (przed laty) odkryła, iż Mszę św. można celebrować, odprawiać, albo po prostu odwalić.
    Na ostatniego typu nie bywam, wybredna jestem, byle gdzie nie chodzę. Gdybym jednak została zmuszona przez jakieś okoliczności uczestniczyć w Mszy "odwalanej", potrafiłabym sobie ustawić księdza, czyli sprowadzić go do odpowiedniego poziomu.
    Kiedyś miałam taki przypadek - asystowałam kapłanowi, który miał problemy z powołaniem, tylko pierwsze 5 min. "odwalał", później już było, tak jak być powinno.
    Po prostu spytałam: w chlewie jesteś, czy przy ołtarzu?
    Co jak co, ale do pokornych, cichych owieczek, Klarcia się nie zalicza.
    Na tyle się jedynie wyrobiłam, iż uwagi księdzu wygłaszam w zakrystii, na osobności, a nie przy ludziach.

    Przypomniało mi się jedno zabawne zdarzenie. Ksiądz podczas homilii, walnął, że Marta ugościła Jezusa czym miała najlepszym, podała Mu (?!)najsmaczniejszą szyneczkę, nasmażyła kotletów schabowych. Oczywiście, zaraz po Mszy miał mnie na łebie. Przejechałam się po nim, jak po norce.

    Zarazem jestem posłuszna oficjalnemu nauczaniu Kościoła, i choćbym się nawet z czymś wewnętrznie nie zgadzała, to, to przyjmę, bo do Kościoła weszłam świadomie i dobrowolnie. Nie kryję, iż wcale nie chciałam być katoliczką lecz gdy zrozumiałam, iż właśnie taką drogę nasz Pan mi przygotował, przyjęłam to z wszelkimi konsekwencjami.

    PS: Doczytaj sobie dokumenty Kościoła, w temacie uczestnictwa we Mszy św. Już Pius (któryś tam) zalecał, aby wierni uczestniczyli świadomie, a nie poprzestawali na "wysłuchaniu Mszy".
  • [cite] Klarcia:[/cite]
    [cite] Olesia:[/cite]Dodam -
    Niech się tak stanie.

    Odnośnie niższości stanu małżeńskiego również?:gt:
    A co w tym dziwnego? Przecież naucza o tym Pismo święte i Sobór Trydencki.
    Nie przeczy to temu, iż jest mogą być święci małżonkowie i nieświęci celibatariusze.
  • [cite] Maciek:[/cite]A co się nagle tym relikwiom stało, że się zdezaktualizowały?

    Co do małżeństwa, to nie małżeństwo zyskało, co kapłaństwo straciło wskutek upadku formacji i dyscypliny.

    1. Zmieniło się położenie akcentu, mamy wszystko odnosić do Boga, czyli np. relikwie, obrazy nie mogą Go nam przysłaniać.
    To nie święci, w tym Maryja obdzielają Łaskami, uzdrawiają - jedynie Bóg ma taką Moc.
    Czy zastanawiałeś się kiedyś, że nawet Maryja np. nie ma możliwości znać naszych myśli?

    2. Małżeństwo zyskało, już się nie mówi, iż jest to stan mniej ważny od duchownego.
    Oczywiście, w klasztorze kontemplacyjnym jest łatwiej zbliżyć się do Boga, bo tzw. "świat" nie rozprasza, ale już w czynnym lub będąc księdzem diecezjalnym - niekoniecznie.

    3. Zmieniło się jeszcze to, iż - gdyby kandydat/kandydatka do zakonu lub zgromadzenia podał/a, że jej motywacją jest poświęcić się wyłącznie Bogu, na zasadzie ofiary, że chce odizolować się od "zepsutego świata", ma znikome szanse na to, iż zostanie przyjęty/przyjęta.
    Tutaj podam przykład. Mamy dwie kandydatki do karmelu, pierwsza - jest bardzo pobożna, coś w stylu naszego, tutaj Krzysia, całe dnie spędza na modlitwach, nigdzie nie wychodzi, bo boi się zgrzeszyć; i druga - lubi tańce, dobrą zabawę, modlitwy nie unika, ale zachowuje właściwe proporcje, krótko mówiąc, typ w stylu wybij okno.
    Jak myślisz, która z nich zostanie przyjęta?
  • Bezżeństwo, kapłaństwo - są zapowiedzią czasów przyszłych. Są więc doskonalsze od małżeństwa. Jednak do nich trzeba być specjalnie powołanym, bo do małżeństwa powołany jest każdy "z nakazu Stwórcy".


    @jozef:
    czy ta reguła ogranicza poszukiwania Boga do magisterium kościoła hierarchicznego?
    ---
    Możesz Go poszukać jeszcze w szafie, pod tapczanem i w zlewie, ale tam Go raczej nie będzie. Szukaj tam, gdzie o Nim najwięcej, najlepiej i najpełniej. Mało mamy czasu by bawić się w Indianę Jones'a i poszukiwać tu czy tam...
  • Msza św. jest wydarzeniem, którego wartość istnieje w sferze duchowej, a nie materialnej. Czynne uczestnictwo polega na współudziale w modlitwie, a nie na śpiewach, deklamacjach, czy gestach. Możliwe, że są ludzie, którzy na nowej Mszy potrafią dialogować z kapłanem w skupieniu, wyrażając swoje własne myśli, a nie terkocząc jak katarynka. Ja się do takich nie zaliczam i dlatego nowa Msza mi przeszkadza w modlitwie, a nie pomaga. Znam oczywiście swoją "rolę" i wszystko powiem jak należy, dłoń uścisnę na znak pokoju i w ogóle, ale to nie jest "moje", tylko odegrane. Dlatego dużo bardziej odpowiada mi medytacyjny nastój Tridentiny, gdzie czasu i spokoju na odczytanie własnych myśli jest bardzo dużo.
  • [cite] Brawario:[/cite]
    [cite] Klarcia:[/cite]
    [cite] Olesia:[/cite]Dodam -
    Niech się tak stanie.

    Odnośnie niższości stanu małżeńskiego również?:gt:
    A co w tym dziwnego? Przecież naucza o tym Pismo święte i Sobór Trydencki.
    Nie przeczy to temu, iż jest mogą być święci małżonkowie i nieświęci celibatariusze.

    Choćby tylko dlatego, był potrzebny następny Sobór, bo Kościół na tej akurat płaszczyźnie poszedł w głębię. Małżeństwo wcale nie ma niższej rangi w oczach Boga.
    Tu zwróciłabym jeszcze uwagę, iż to Bóg powołuje do odpowiedniego stanu, a nie człowiek go sobie wybiera. W oczach Boga - wszyscy jesteśmy równi.
    Nie ma też czegoś takiego, jak szczególna predestynacja do świętości.
    Do tego, aby być świętymi są wezwani wszyscy chrześcijanie.
  • Maćku - dlatego też powinniśmy być Bogu wdzięczni, za różnorodność duchową Jego Kościoła.
    Jedni z nas łatwiej odnajdują bliskość Boga w tzw. NOM, inni wolą to, co było wcześniej.
    Mnie jest się bardzo łatwo skoncentrować na spotkaniu z Umiłowanym, podczas Eucharystii na Drodze, czy we wspólnocie oazowej, łatwiej jest mi unikać rozproszeń dzięki temu, iż kapłan modli się w zrozumiałym dla mnie języku, np. gdy nachodzą mnie rozproszenia, to tylko podłączam myśli do słów kapłana, coś w stylu, gdy nie umiejący pływać trzyma się osoby świetnie pływającej.
    Zarazem nie widzę księdza podczas Liturgii Eucharystycznej, przy Liturgii Słowa bywa różnie, bo wtedy jest tylko On i ja we wspólnocie. Wspólnoty też nie widzę, jedynie odczuwam, często nawet nie wiem, kto konkretnie był ze mną na Mszy. Jedyna chwila, gdy "wracam w pełni" do wspólnoty, to przekazanie Znaku Pokoju, jestem tak nauczona, że w tej chwili (bardzo krótkiej) brat, siostra, stojący obok są najważniejsi. Gestowi podania dłoni towarzyszy spojrzenie w oczy, nie ma czegoś takiego, że ktoś podaje rękę, ale gapi się na sąsiada lub w sufit.
    Jeżeli chodzi o śpiew, to Klarcia ma przywilej nie śpiewania w kościele :bigsmile:- straszliwie fałszuję - ale prawie wszystkie pieśni (śpiewnik Exsultate Deo) lub neokatechumenalne są śpiewem mojej duszy.

    Co ciekawe - karmelitankom, również podeszłym w latach, wcale nie przeszkadza konieczność uczestnictwa w "śpiewach, deklamacjach czy gestach", czyli czują się całkiem dobrze podczas (jak to nazwałeś) "nowej Mszy".
  • Dopisałabym jeszcze, iż dawniej, zalecano "wysłuchanie Mszy", a nie pełne w niej uczestnictwo, bo tzw. lud boży faktycznie nie wiedział, co się dzieje przy Ołtarzu, może poza tym, że jest "sprawowana Ofiara".
    Laikat, ale i znaczna część duchowieństwa, nie znali Pisma Swiętego, zarazem również obce im było, oficjalne nauczanie Kościoła.
    Jestem przekonana, że trzymanie tzw. ludu w ciemnocie, było klerowi po prostu na rękę, byle jaki księżyna miał wtedy pozycję świętej krowy.
    A chyba naszemu Panu - gdy zakładał Kościół - nie o to chodziło.
    Dziś, każdy ma możliwość nie tylko poznania wymowy celebrowanej Liturgii, ale nawet obowiązek dokształcenia się w tej dziedzinie.
    Kościół zachęca do codziennego karmienia się Słowem Bożym, do zgłębiania nauki Magisterium.
    Jednak wielu wiernych Kk, woli spoczywać na laurach, traktując Kościół jako instytucję usługową, a Pana, Boga jak automat z Coca-colą.
    Nierzadko występuje coś takiego, jak - zakupię Mszę i nie daj Boże, aby ksiądz ośmielił się podczas niej wspomnieć inną intencję.

    ***
    Jeżeli chodzi o oprawę liturgiczną Eucharystii, w których uczestniczę - to choć należę do tych, którym słoń nadepnął na ucho - mogę powiedzieć, iż jest bez zarzutu.
    Organistką jest pani, która właśnie opracowała śpiewnik Exsultate Deo.
    Gdy jestem na Liturgii u "neonów" , pieśni są parafrazą Pisma Swiętego, z linią muzyczną bywa już różnie, bo to zależy wyłącznie od umiejętności kantora, a czasem potrzeba kilku lat, aby takowy się wykształcił. Instrumenty mogą być różne, jak jednak pokazał czas, gitara jest najbardziej praktyczną.

    PS: Maćku, śpiew jest również modlitwą, a kto nie został obdarzony talentem śpiewu (bardzo rzadkie przypadki), ten po prostu śpiewa duszą.
  • Ależ Lud Boży doskonale wiedział, co się dzieje na ołtarzu. Miał też dużo lepsze rozeznanie w dogmatyce, niż współcześnie, bo zamiast słuchać profesorów teologii śpiewał pobożne pieśni, w których było wyłożone wszystko, co trzeba wiedzieć.

    W kwestii Pisma Świętego obowiązywała inna pedagogika. Nikt nie oczekiwał od świeckich, aby poznali Biblię od deski do deski. Natomiast poprzez liturgię i cykl czytań powtarzających się co rok, bez problemu można było zapamiętać kluczowe fragmenty. To było podejście nastawione na Kościół masowy, inne od współczesnego docierającego tylko do elity.
  • [cite] Maciek:[/cite]Ależ Lud Boży doskonale wiedział, co się dzieje na ołtarzu. Miał też dużo lepsze rozeznanie w dogmatyce, niż współcześnie, bo zamiast słuchać profesorów teologii śpiewał pobożne pieśni, w których było wyłożone wszystko, co trzeba wiedzieć.

    W kwestii Pisma Świętego obowiązywała inna pedagogika. Nikt nie oczekiwał od świeckich, aby poznali Biblię od deski do deski. Natomiast poprzez liturgię i cykl czytań powtarzających się co rok, bez problemu można było zapamiętać kluczowe fragmenty. To było podejście nastawione na Kościół masowy, inne od współczesnego docierającego tylko do elity.

    I tak powstał Pambuk, Hokus Pokus, Matka Boska współodkupicielka i szafarka łask narodowości polskiej, księża olewający NFRR, bo przecież i tak nikt nie patrzy... Są więc plusy dodatnie i plusy ujemne.
  • Jeśli chodzi o "pobożne pieśni", to uważam, że traktujące o Matce Bożej, najczęściej są tragiczne w treści, a i większość pozostałych do mojej duszy nie trafia.
    Wyjątki - "Przed Najświętszym Sakramentem", "Pójdźmy do Pana", "Wszystkie nasze dzienne sprawy", i zaledwie kilka innych.
    Natomiast ze współczesnych, nie ma takiej, która nie była by śpiewem mojej duszy.

    Jeżeli chodzi o Pismo Swięte, to nie tyle należy znać jego treść, ile właśnie karmić się Słowem Bożym, czyli zamiast klepać "Zdrowaśki", czy np. Nowenny - rozważać w swoim sercu, co Bóg mi mówi na dany dzień.
    Dziś Kościół stara się dotrzeć do wszystkich wiernych, ale nie poprzez masówkę, a właśnie indywidualne podejście do każdego człowieka, ze wszystkich stanów.
    Akcent jest położony, nie na płytką pobożność, a właśnie na kształtowanie ludzi ZNAJACYCH Boga, i umożliwienie im nawiązania z Nim osobistej relacji. Takie jest bowiem przesłanie Chrystusa.

    Dodam jeszcze, iż dziś bardzo często w Kościele występuje pobożność, dokładanie starań żeby sobie "zasłużyć na zbawienie", a niezmiernie rzadko żyjące duchem Ewangelii chrześcijaństwo.
    Dawniej chyba uważano, że do powyższego są powołane jedynie osoby duchowne i konsekrowane, laikatowi wystarczy jedynie, że będzie bał się piekła.

    A - powtarzam się - Jezusowi przecież nie o to chodziło.

    Podział i wyraźna bariera pomiędzy duchowni - świeccy, jest wypaczeniem w Kościele.
    Wszyscy jesteśmy Kościołem, nie ma tutaj lepszych i gorszych "pozycji" - jak mówi św. Paweł: wszystkie członki są równie godne czci - tyle, iż tzw. powołanie szczegółowe jest różne.
    To czegoś innego są wezwani - osoba konsekrowana, prezbiter, biskup, papież, a do czegoś innego tzw. osoba świecka. Wszyscy jednak powinniśmy dokładać starań - otwierać się na Łaskę - aby w pełni zawierzyć się Chrystusowi i do Niego przynależeć.
    Wszyscy mamy o Nim świadczyć, zarówno słowem, jak i życiem.
    Tutaj nasuwa mi się jeszcze jedna refleksja - jakże często, i jak liczna grupa katolików jest przekonana, iż wiara jest wyłącznie prywatną sprawą, prawie, że na granicy intymności.
  • Nie wiem, co to jest Pambuk.

    Hokus Pokus to protestancka kpina ze słów Chrystusa stosowanych w Konsekracji ("hoc est Corpus Meum" = "oto Ciało Moje").

    Co do tytułu "współodkupicielki", to gdyby po Piusie XII nastąpił papież bardziej konserwatywny od Jana XXIII, to pewnie by to było oficjalnie głoszone przez Kościół. Taki był postulat mariologów, którego Pius XII nie zdążył zrealizować. Co istotne - zarzucenie tego tematu nastąpiło ze "względów ekumenicznych", aby nie razić naszych braci odłączonych, którzy za Maryją nie przepadają.

    Księża olewający - oczywiście byli, ale ich nadużycia były tępione i uznawane za grzech. Współcześnie nie ma czegoś takiego, jak "olewanie", bo wszystko jest twórczą improwizacją.
  • "Jeżeli chodzi o Pismo Swięte, to nie tyle należy znać jego treść, ile właśnie karmić się Słowem Bożym, czyli zamiast klepać "Zdrowaśki", czy np. Nowenny - rozważać w swoim sercu, co Bóg mi mówi na dany dzień."

    Zapewne to, co będzie na stronie, którą akurat otworzę. A jeżeli otworzę inną stronę, to co innego. To już klimaty lekko magiczne :)
  • Klarcia, bardzo nie lubię, kiedy piszesz o klepaniu zdrowasiek. Na tymże klepaniu bardzo dużo ludzi doszło do świętości, a za to na samodzielnej interpretacji Pisma św. bardzo dużo doszło w odwrotną stronę.
    Nie ma sensu przeciwstawiać sobie form pobożności. A już zwłaszcza nie ma sensu i groźnym jest dyskredytowanie form uznanych i wypraktykowanych przez Kościół w ciągu wieków.
    BTW, powiedz Pani Mariannie Popiełuszko na przykład, że zdrowaśki klepie i nie ma osobistego kontaktu ze swym Zbawicielem.
  • Zapewne to, co będzie na stronie, 
    którą akurat otworzę.
    

    Zalecane jest rozważanie czytań przypadających na dany dzień, i próba usłyszenia - co Słowo dziś i teraz do mnie mówi. Nie do mojego męża/żony, sąsiada/sąsiadki, itp.
    Do mnie, konkretnie.
    Bóg chce z nami dialogować, problem zasadza się w tym, iż to my, nie bardzo chcemy słuchać.

    Moim zdaniem - nie ma sensu odmawianie np. Nowenny, gdy można pomodlić się tekstem Psalmu.
    Obraz z życia (jeśli chodzi o odmawianie gotowej modlitwy) - siadam do romantycznej kolacji z narzeczonym/mężem i zaczynam mu recytować poezję Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, nie przywołuję króciutki cytacik pasujący do danej chwili, a przez cały wieczór recytuję czyjeś słowa.
  • "Wydaje mi się, że nawet najzatwardzialszy grzesznik nie może recytować poezji modlitw kościelnych bez tego, by dusza jego nie uszlachetniała się w jakiś sposób samym ich dźwiękiem. Poza tym Pater i Ave są najsłodszymi pozdrowieniami, jakie ziemia przesyła niebu i tylko pyszałek może wyobrazić sobie, że potrafiłby ułożyć piękniejsze."

    To z "Chwały córy królewskiej", wyjątek z dyskusji księdza Smitha z biskupem o modlitwie i poezji.
  • @Marcelina
    1. Ja mówię (piszę) o klepaniu, a nie medytacji na Różańcu.
    2. Nie chodzi o interpretację Pisma Swiętego (Swiętego, piszemy zawsze wielką literą), a o modlitewne rozważanie Słowa. Bóg chce do nas mówić poprzez swoje Słowo.
    3. Takie osoby, jak pani Marianna stanowiły niewielki procent ogółu wiernych, a dziś już są praktycznie reliktem historii.
    4. Ty sobie popatrz i odpowiedz dziewczyno - jak liczny procent dzieci wychowywanych w tradycyjnym katolicyzmie, pielęgnuje dzisiaj wiarę, ile ich tak naprawdę pozostało w Kościele, tym bardziej, gdy odetną się od korzeni wyjeżdżając do dużego miasta lub za granicę?
    5. Myślisz, że papież bez powodu głosi konieczność reewangelizacji katolików?
  • A które to te dzieci wychowane w tradycyjnym katolicyzmie? Bo chyba mówimy o ludziach urodzonych przed 1960 rokiem? Wśród nich, owszem, większość zasady wiary zachowuje.
  • Nie wiem, co to jest Pambuk.
    ---
    Pan Bóg, na wiejski rozum.


    Hokus Pokus to protestancka kpina ze słów Chrystusa stosowanych w Konsekracji ("hoc est Corpus Meum" = "oto Ciało Moje").
    ---
    Łaaaaał... Z kapelusza się to nie wzięło...


    Co do tytułu "współodkupicielki", to gdyby po Piusie XII nastąpił papież bardziej konserwatywny od Jana XXIII, to pewnie by to było oficjalnie głoszone przez Kościół. Taki był postulat mariologów, którego Pius XII nie zdążył zrealizować. Co istotne - zarzucenie tego tematu nastąpiło ze "względów ekumenicznych", aby nie razić naszych braci odłączonych, którzy za Maryją nie przepadają.
    ---
    Widocznie Bóg zabrał do siebie Piusa XII w złym momencie. Niedobry Pan Bóg... Tzn Pambuk...


    Księża olewający - oczywiście byli, ale ich nadużycia były tępione i uznawane za grzech.
    ---
    Jak mogły być tępione, skoro nikt ich nie widział, prócz samego celebransa?
  • Rozumiem też, że posiadasz moc wnikania w ludzkie dusze oraz w przeszłość i na tej podstawie oceniasz, ile było/jest takich osób jak p. Marianna. Ja tam takich starszych pań znam bardzo dużo. Codzienne zdrowaśki spowodowały, że są pokryte niewidzialną stalą.

    Większość współczesnych "katolików" wydaje się ulepiona z hmm, dużo miększej substancji.
  • Paweł, a Ciebie co dziś ugryzło?
  • Poza tym Pater i Ave są najsłodszymi 
    pozdrowieniami, jakie ziemia przesyła niebu
     i tylko pyszałek może wyobrazić sobie, że potrafiłby 
    ułożyć piękniejsze.
    

    Jeszcze raz - nie chodzi o odrzucenie Tradycji, we właściwym rozumieniu tego słowa.
    Nie ma nic złego - wręcz przeciwnie - w Pater i Ave, a są to właśnie teksty z Pisma Swiętego.
    Nie chodzi o zagłuszanie Boga własnym gadulstwem, choć tzw, modlitwa spontaniczna też jest potrzebna.
    Chodzi o nawiązanie dialogu, a temu najbardziej sprzyjają teksty Psalmów. Spróbuj, a po pewnym czasie (może to trochę potrwać) sama się o tym przekonasz.
    Poza tym, Bóg mówi do nas poprzez wszystkie (całość) biblijnych tekstów.
    Możesz tam usłyszeć - utkałem cię w łonie twej matki, twoje imię wyryłem na obu swoich dłoniach; nawet jeśli odrzucili by cię ojciec i matka, Ja cię nie odrzucę, itp.
    Praktycznie z każdej strony Biblii przebija szaleńcza miłość Boga do człowieka.
    Bywa i tak, że Słowo w czymś Cię oskarża, upomina, wzywa do nawrócenia.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.