Czytam właśnie i zachwycam się, i wszystkim polecam!
Myślę, że posiadanie większej gromadki dzieci często uwalnia od rodzicielskich frustracji i błędów opisanych w tej książce, ale i tak daje do myślenia. Opisuje problem dzieciństwa "zaprojektowanego" przez rodziców, wyścigu małych geniuszy i ogólnego szaleństwa, które stało się udziałem współczesnych mam i ojców oraz jego oddziaływania na społeczeństwo. Pokazuje też pozytywne i inspirujące przykłady. Jestem dopiero w połowie lektury, ale tak mi się podoba, że aż muszę napisać :bigsmile:
Co ciekawe, autor, chociaż sam jest tylko dwudzietny, zauważa, że małodzietność jest jednym z czynników, które przyczyniają się do obecnego zwariowanego stanu rodzicielstwa.
Komentarz
Może na imieniny poproszę...
Podobne zagadnienia. Choć trudno bezkrytycznie wszystko przyjąć, daje do myślenia. Najlepszy jest rozdziała o wyrzucaniu zbędnych zabawek. :bigsmile: Generalnie chodzi o uproszczenie sobie przestrzeni życiowej: proste zabawki, ograniczona ilość ubrań, proste jedzenie, żadnych elektronicznych gadżetów. Im mniej tym lepiej.
Niby proste...
Podobne zagadnienia. Choć trudno bezkrytycznie wszystko przyjąć, daje do myślenia. Najlepszy jest rozdziała o wyrzucaniu zbędnych zabawek. :bigsmile: Generalnie chodzi o uproszczenie sobie przestrzeni życiowej: proste zabawki, ograniczona ilość ubrań, proste jedzenie, żadnych elektronicznych gadżetów. Im mniej tym lepiej.
A ja nic nie czytam w temacie, a mam te same spostrzeżenia:bigsmile: i z radością stosuję je w życiu.
Teraz do tego cieszę się, że nie będę musiała kupować sterty durnowatych podręczników do nauczania początkowego, bo biorę dzieci na ED. Jaka oszczędność pieniędzy, papieru, czasu potrzebnego na porządkowanie tych papiórków i oszczędzanie NERWÓW!
tak Agnieszka63, to jest w tym wszystkim najzabawniejsze, że czytając ugruntowuję się w przekonaniu, że nasze dzieci mają z nami całkiem fajnie
Ciekawe jest też to, że autor, który wyraźnie stara się być bezstronny i wylicza wszystkie za i przeciw każdej sytuacji podpierając się rozmaitymi badaniami, pisze o tak oczywistych rzeczach, jak wspólne posiłki czy czas przeznaczony na budowanie więzi małżeńskiej zamiast ciągłego "uatrakcyjniania" życia dzieciom;
albo o tym, że organizowanie mega ilości "zajęć dodatkowych" nie jest bez związku z tym, że oboje rodziców pracuje poza domem. Takie wydawałoby się oczywistości umykają masie ludzi, a przykłady są czasem powalające. Świat gubi zupełnie podstawowe sprawy, mnóstwo ludzi żyje w kompletnym kołowrotku. Wiem, nic odkrywczego, a jednak czasem szokuje.
No i o ED tez jest fragmencik, a jakże
:bigsmile:
Najbardziej leczy z tego szaleństwa mało zdolne, słabe, wrażliwe dziecko.
Oczywiście nie kupię, ale jak wytłumaczyć, żeby krew się nie polała...:eu: Bo tak wierci dziurę w brzuchu... Tak potrafi argumentować, a proste "nie" nie skutkuje...
I kończy się awanturą...:fb:
Niedawno z córką miałam podobne przeboje o obcasy.
i dodam: wielodzietność,
bo człowiek nie jest w stanie ze wszystkim nadążyć i wszystkiemu nastarczyć powyżej trójeczki, chyba.
To co jest dostępne w necie o książce sugeruje własnie takie podejście.
Jak jest?
papiru jednak trochę idzie ale można wprowadzic gliniane tabliczki...
Obawiam się, że Bogna ma trochę dobre przeczucia. Bardzo łatwo przegiąć i z zachwyty nad tym co naturalne popaść można w naturalizm i "hodowanie" dzieci. Widzę takie dzieci "hodowane" - rosną jak kwiatki i tylko ładnie wyglądają.
Ta książka, którą wspomniałam (Simplicity parenting) też się wpisuje w ten nurt. Podłoże filozoficzne można od razu sobie odpuścić (ew. wyrwać kartki), ale rozwiązania praktyczne są ciekawe, przeciwko konsumpcjonizmowi. I wszystko dobrze, tylko coś w to miejsce trzeba dać.
Aczkolwiek mi książka o tym, jak pozbyć się z domu nadmiaru zabawek, ciuchów, tv, komputera, pomaga, w tym sensie że pokazuje jak to zrobić bez rozlewu krwi
Na szczęście nie. Książka jest BARDZO wyważona, czasem mam wrażenie, że aż za. Rozpatruje wszelkie za i przeciw, ja czasem miałabym bardziej radykalne zdanie niż autor.
O dyscyplinie jest cały duży rozdział. Podoba mi się, że facet pisze, że rodzic czasem ma prawo do "nie, bo nie" oraz do "wścieknięcia się" i okazania tego :bigsmile: Sama się przekonałam nieraz, że jestem dużo bardziej wiarygodna w swojej argumentacji, kiedy nie hamuję emocji. Uważam, że dziecko musi rozumieć, że mama jest na nie naprawdę zła.
Bardzo Ci polecam "Jak mówić, żeby dzieci słuchały, jak słuchać, żeby dzieci mówiły" - dla mnie to było trochę objawienie ileś tam lat temu,. Mała i niedroga książka, bardzo konkretna i z sensem, myślę, że może Ci pomóc, ja zamawiałam w necie.
Dziekuje Mle :bigsmile:
edit. wlasciwie to raczej nie ta sama ksiazka. Sa za to dostepne po angielsku, wiec rowniez sie skusze
Czy uczycie i egzekwujecie od dzieci podstawowych zasad kultury?"Dzień dobry, dziękuję "itp.
Mamy znajomych, których dzieci za Chiny się nie przywitają(nie są nieśmiałe!)
Czy ja jestem mega przewrażliwiona???
Egzekwujemy.
Dwulatka wiedziała, że powinna mówić, trzylatka po prostu mówi.
Co do używania zwrotów grzecznisciowych, to ja uczę od urodzenia, a skutek jest taki sobie. Zawsze tez podkreślam, zeby mówiąc do kogoś, patrzeć w oczy, z tym tez różnie. Moi chłopcy nie są jacyś nieśmiali, szczególnie 6 latek, a zapominają się- nie wiem z czego to wynika. Córka temat ogarnia, ale tez nie zawsze tak było.
Generalnie u dzieci przedszkolnych: nie uczyć czytać, pisać i liczyć, nie ustawiać dzieci w wyścigu szczurów. Autor przytacza przykłady przedszkoli, które od najmłodszych lat przygotowują takie roboty...
No i dać sobie spokój z tymi edukacyjnymi zabawkami, elektroniką na rzecz prostych i tanich zabawek.
Ja nie jestem zwolenniczką metody Montessori (wręcz przeciwnie), natomiast pewne praktyczne rozwiązania mają sens.