ale jaka wtopa Krajskiego na początku audycji
ks Rydzyk pyta specjalistę od masonerii
- wydajemy właśnie książkę o masonie który się nawrócił, zna pan ją panie profesorze ?
- NIE
Jakieś 3 lata temu to przeczytałem i zapisałem sobie wrażenia:
Właśnie skończyłem czytać książkę Maurice Caillet. "Byłem Masonem, z mroku loży do światła Chrystusa" zapowiadała się dobrze:
" (...) opowiada w niej [Autor] historię swojego życia - życia człowieka niewierzącego, nieochrzczonego, masona i czcigodnego loży Wielkiego Wschodu, różokrzyżowca."
Niestety tytuł książki nie jest adekwatny do jej treści. O masonerii nie dowiemy się wiele. Mimo że z niej wystąpił, autor wszystkie tajemnice zachowuje dla siebie. Z jednej strony odcina się od niej, z drugiej, pozostaje jej wierny.
Dziwny niepokój pojawia się kiedy jest mowa o różnego rodzaju praktykach okultystycznych. Niby Caillet nie ma już z nimi związku a jednak używa pojęć z pogranicza magii i czarów. Równie niepokojące są próby jakby zintegrowania terminów różnych religii i chrześcijaństwa, np. twórczy Chen - aniołowie, destrukcyjni Kwei - złe duchy. Pisze, że taoizm i judeochrześcijaństwo (co znaczy to "judeo"?), dwie zupełnie różne kultury, powstały być może z podobnych inspiracji lub objawień. Wielokrotnie jest też mowa o katolikach, zwolennikach New Age oraz o rozmowach z duszami zmarłych.
Sama masoneria przedstawiana jest dobrotliwie - "dyskutowaliśmy, każdy mógł mieć swoje zdanie, nie to co u różokrzyżowców, do których na szczęście nie należałem". W książce brakuje stwierdzeń dotyczących nienawiści masonów wobec religii. Caillet, dziwi się, że był nieufnie traktowany przez księży katolickich... przecież Chrystus przyszedł do wszystkich...
Książka jest płytka - traktuje religię katolicką przedmiotowo - jako dobrą receptę na miłość, równość i braterstwo. Poza tym należy do niej podejść z ostrożnością - u nieuważnych może uśpić czujność!
Komentarz
Maurice Caillet
"Byłem masonem. Z mroku loży do światła Chrystusa"
ks Rydzyk pyta specjalistę od masonerii
- wydajemy właśnie książkę o masonie który się nawrócił, zna pan ją panie profesorze ?
- NIE
dobre dobre :bigsmile:
Właśnie skończyłem czytać książkę Maurice Caillet. "Byłem Masonem, z mroku loży do światła Chrystusa" zapowiadała się dobrze:
" (...) opowiada w niej [Autor] historię swojego życia - życia człowieka niewierzącego, nieochrzczonego, masona i czcigodnego loży Wielkiego Wschodu, różokrzyżowca."
Niestety tytuł książki nie jest adekwatny do jej treści. O masonerii nie dowiemy się wiele. Mimo że z niej wystąpił, autor wszystkie tajemnice zachowuje dla siebie. Z jednej strony odcina się od niej, z drugiej, pozostaje jej wierny.
Dziwny niepokój pojawia się kiedy jest mowa o różnego rodzaju praktykach okultystycznych. Niby Caillet nie ma już z nimi związku a jednak używa pojęć z pogranicza magii i czarów. Równie niepokojące są próby jakby zintegrowania terminów różnych religii i chrześcijaństwa, np. twórczy Chen - aniołowie, destrukcyjni Kwei - złe duchy. Pisze, że taoizm i judeochrześcijaństwo (co znaczy to "judeo"?), dwie zupełnie różne kultury, powstały być może z podobnych inspiracji lub objawień. Wielokrotnie jest też mowa o katolikach, zwolennikach New Age oraz o rozmowach z duszami zmarłych.
Sama masoneria przedstawiana jest dobrotliwie - "dyskutowaliśmy, każdy mógł mieć swoje zdanie, nie to co u różokrzyżowców, do których na szczęście nie należałem". W książce brakuje stwierdzeń dotyczących nienawiści masonów wobec religii. Caillet, dziwi się, że był nieufnie traktowany przez księży katolickich... przecież Chrystus przyszedł do wszystkich...
Książka jest płytka - traktuje religię katolicką przedmiotowo - jako dobrą receptę na miłość, równość i braterstwo. Poza tym należy do niej podejść z ostrożnością - u nieuważnych może uśpić czujność!